Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Otóż jest jasne, że wszelkie znane nam dotychczas sposoby nazywania czegokolwiek w Polsce należy włożyć do lamusa. W lamusie należy te sposoby zatrzasnąć, widać bowiem jak na dłoni, że nie ma w sprawie nazywania czegokolwiek żadnej zgody pośród kochanymi rodakami. Ten oto chce mieć nazwę prawicową, ten lewicową, tamten pochodzącą od bitwy wygranej, inny od przegranej, jeden łaknie patrona wierzącego, drugi niewierzącego, jeden wreszcie marzy o nazwie brzydkiej, inny pragnąłby nazwy przepięknej. Z ograniczeń panujących w nazywaniu otrzymujemy w efekcie chaos, czyni się rwetes, leją się łzy, zaczyna hańbowanie, zdrajcowanie i cywilizowanie śmiercią. Tak dalej być nie może. Na nazwach opiera się w Polsce niemal każdy konflikt i dobrze by było położyć kres tym pustym waśniom, albowiem ludzie, miast pracować, lżą się wzajemnie, spada tym samym pekabe i dzietność. Przypomnijmy, że dzietność to jedyne, co nas wciąż łączy wątłą nicią z rzeczywistością.
Problem zatem należy rozwiązać szybko, najprościej i na szczeblu najwyższym. Cechy rozwiązania winny mieć oczywiście charakter rozpaczliwy, jak większość prób rozplątania u nas tematów trudnych. Niechże zatem w nazywaniu rzeczy po imieniu zapanuje multikulti i wolny rynek. Każdemu w duszy gra przecie co innego. Ustalanie ścisłej terminologii obowiązującej każdego się nie sprawdza, jak zresztą wiele nowinek pobranych bezmyślnie z krajów Zachodu. Niech ulice i mosty mają imion wiele, niechże zamiast narodu problem mają wyłącznie taksówkarze. Zostańmy dla przykładu przy owym moście. Nazwę najpierw nadano (czy raczej ją obiecano), a potem zmieniono. Po co? Nie lepiej byłoby nadać mostowi w Bydgoszczy od razu nazw kilka – albo i tuzin do wyboru? Dużo tu można podać koncepcji, do których przyznaliby się ludzie o wszelakich gustach i guścikach. Stanęło na nazwie „Uniwersytecki”, co jest niechybnie ukłonem wobec przyjaciół wykształcenia wyższego. Nikła gromadka wygrała z ogromną rzeszą ludzi, których poważnym problemem życiowym jest nazwa mostu stojącego krzepko na rzece Brdzie. Nawiasem mówiąc, rzece tej nazwę też by wypadało zmienić. Nie jest ona na dzisiejsze czasy i nie pasuje doprawdy do niczego ani do nikogo. Nazwa „Brda” sprawia wrażenie zdumiewająco neutralnej, co każdego przejeżdżającego dziś przez Polskę musi napawać zdumieniem.