O miłości inaczej

Przypominamy naszą wieszczbę sprzed lat zaledwie kilku, że oto niechybnie i rychło nadejdą dni, w których z płaczem będziemy wspominać czasy tzw. „polityki miłości” i „ciepłej wody w kranie”...

23.10.2016

Czyta się kilka minut

Wobec rychłego ataku na Westerplatte lotniskowców egipskich pod rosyjską banderą (po dolarze sztuka), przed którymi będą nas bronić ukraińskie śmigłowce, oddziały tłuściochów z samoobrony terytorialnej, wyorderowane zastępy Misiewiczów uzbrojone w srebrne widelce oraz kibice piłkarstwa dowodzeni przez patriotę roku, czas zająć się miłością i jej pojmowaniem na obszarze pomiędzy Odrą a Bugiem.

Na początek, z oczywistą satysfakcją, przypominamy naszą wieszczbę sprzed lat zaledwie kilku, że oto niechybnie i rychło nadejdą dni, w których z płaczem będziemy wspominać czasy tzw. „polityki miłości” i „ciepłej wody w kranie”, wody – dodajmy – po cenach umiarkowanych. Naonczas wybrzydzaniom a sarkaniom końca nie było, że mianowicie zarówno miłość, jak woda ciepła to nie są cele, którymi nasza husaria mogłaby się sycić, że trzeba nam czegoś solidniejszego niźli miłość i czegoś surowszego niż komfortowa kąpiel. Zaiste: stało się. Nie uświadczymy dziś miłości, traktowanej nawet jako niewyszukana parabola, a owa paraboliczna ciepła woda ostygła i stała się bez żadnych przenośni zimnym strumieniem cieknącym w zagrzybionej kabinie prysznicowej zawiadowanej przez wschodnioeuropejskiego łaziebnego w stanie odlotu. Kompleks nadmiernego komfortu jest stałym od lat elementem rozważań i zawodzenia naszej żałosnej prawicy, która nawiasem mówiąc nie jest od dawna żadną prawicą, co jest tematem bardziej na humoreskę niż na poważny felieton w poważnej prasie.

Wróćmy jednak do miłości, bo to na niej trzeba się dziś skupić. Miłość, a zwłaszcza miłość bliźniego w kraju naszym już nie występuje, z naciskiem to notujemy ku uwadze wszystkich odpowiadających za szerzenie tej odmiany uczucia. No więc wszędy tam, gdzie choćby jej – miłości bliźniego – namiastki można by się było spodziewać, została ona zastąpiona adoracją bądź autoadoracją. Weźmy dla przykładu takiego wiceministra od finansów, który dopiero co się zwierzył, a było to zwierzenie szczere i nowe w branży menedżerskiej, że oto – jak się wyraził – „zadurzył się w budżecie”. Sumując: adoracja władzy jest – co się zresztą zdarzało w ciągu ostatniego siedemdziesięciolecia – przez władzę dziś wymagana, oczekiwana i, rzecz jasna, nagradzana. Autoadoracja zaś stała się regularnym publicznym rytuałem, co takoż nie jest nowe, ale jednak bardzo osobliwe. Najpewniej nie ma, w rozumianej podstawowo Europie, kraju, w którym mielibyśmy do czynienia z tak daleko posuniętym umiłowaniem władzy przez władzę.

Byłoby głęboko niesprawiedliwe, gdybyśmy nie rzekli przy okazji czegoś o masach. Otóż w optymistycznych mniemaniach na temat ludu naszego zawsze pojawiały się wątki dotyczące władzy, że mianowicie masy wobec władzy (bądź jakiej) są zawsze sceptyczne, choćby były nawet jej minimalnie życzliwe. Otóż powiedzmy sobie szczerze, że jest to mit przebrzmiały i czasy te minęły. Lud zarówno adorowania władzy, jak i jej samoadoracji oczekiwał – można to było zauważyć w licznych fantazjach, z którymi się zresztą nie krył, ale które umknęły analitykom. Lud marzył, by uprawiać bądź oglądać obie te wersje miłości.

Można by zadać sobie pytanie, dlaczego i skąd ta zmiana? Tu musimy gibko przejść do rozważań na wyższym poziomie ogólności; otóż powód jest prosty. Miłość nie znosi próżni. Kochać człowiek musi, jest to cecha wśród naczelnych powszechna.

Skoro jednak zanikła dość niewinna w swej istocie miłość bliźniego, trzeba było kogoś pokochać, a że to jest prezes, to tylko kwestia gustu, z którym, jak wiemy, się nie dyskutuje. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2016