O męskości

Wydaje się, że wreszcie nastała pełna zgoda w sprawie znormalizowania polskiej specyfiki konwersacyjnej.

09.10.2018

Czyta się kilka minut

Prawica ze sporym opóźnieniem, głośnym oświadczeniem Gospodarza, przyjęła ostatecznie, że normą każdej polskiej rozmowy, elementem podstawowym spotkań, też tych na najwyższym szczeblu, jest nieustanne przeklinanie. Nazywa on to męską rozmową, choćby takoż toczyła się ona w obecności i przy żywym udziale kobiet. Porozmawiamy sobie zatem dziś standardowo, po męsku, o rozmawianiu bądź przemawianiu.

Z początku warto zaznaczyć, że poziom rozmowy nie zależy od częstotliwości przekleństw, zależy rzecz jasna od argumentacji i zawartości informacji. Teoretycznie. Wysłuchanie opublikowanej ostatnio rozmowy obecnego prezesa Rady Ministrów pokazało, że zaiste argumentów i informacji ten człowiek ma maluśko i rzeczywiście jej najatrakcyjniejszym elementem było przeklinanie. Wydaje się, że z prywatnej – było nie było – pogaduchy wysokich urzędasów kraju tego można by zaczerpnąć jakieś ciekawe fakty, dowiedzieć się czegoś niedostępnego człowiekowi szaremu, zagubionemu w śmietniku informacyjnym. Oto jednak nic, dosłownie nic z tego, o czym tak zażarcie debatowano w tej pechowej knajpie, nie było dla nas zaskakujące, nowe, nie do wyklikania w byle jakim portalu czy do przeczytania w dowolnie żenującej gazecie. Wziąwszy też wszelkie planowane i realizowane protekcje do posad, co jest przecież powszechną i nikogo niedziwiącą normą. Mamy zatem do czynienia z tzw. opozycją: na nagraniu, wtedy jeszcze niepremier Polski, bredzi na dowolny temat, co nas jednak dziecięco zadziwia, przeklinając przy tym jak furman, co nas po męsku nie dziwi. Tu musimy wcisnąć wtręt, że mianowicie największą atrakcją tego zdarzenia jest jednak Ryszard Czarnecki, który nie biorąc udziału w rozmowie i nie będąc w tej restauracji, dał się nagrać. Nazwać by to wypadało zdobyciem pucharu świata oldbojów. Sumując – wszystkie nagrania polskich polityków, jakie dotychczas kiedykolwiek udostępniono, nasuwają wniosek generalny: nagrywanie ich jest marnowaniem czasu, wysiłku technologicznego, energii elektrycznej i pieniędzy. Sami podobnie bredzimy, mamy podobne pomysły, a w przeklinaniu – mówiąc nieskromnie – jesteśmy nawet lepsi. Znacznie lepsi.

Zważywszy na brak treściwości przemyśleń naszego premiera, uznaliśmy, że podobnie jak Gospodarz, który odniósł się z takim entuzjazmem do męskości swego pupila, mamy wolną rękę w ocenianiu, ale też w projektowaniu mowy idealnej.

Oto wyobraźmy sobie stuprocentowo męskie orędzie premiera, dajmy na to na temat gospodarki, które składałoby się z samych przekleństw, gdzie takoż spójniki byłyby samymi wulgaryzmami. Przy jędrności i elastyczności naszego języka jest to osiągalne, zwłaszcza dla człowieka trenującego polszczyznę na licznych ringach RP, a zwłaszcza na bańce w knajpie. Pojmowalność i siła takiego przekazu wzrosłyby nieprawdopodobnie, oczywiście wyłącznie na wewnętrznym rynku politycznym, bo tylko ów się liczy. Umiłowane masy, jak kraj długi i szeroki, przywierałyby do radioodbiorników, jak nie przymierzając przywry. Oczekiwano by na mowę premiera z niecierpliwością, graniczącą z histerią, kraj by stanął, w czasie takiej mowy nikt by nie orał, nie siał ani nie żął. Uwielbienie przekroczyłoby wszelkie znane nam uwielbienia, w tym do disco polo.

Zaletą takiego zabiegu byłaby całkowita niemal niepojmowalność na arenie międzynarodowej. Premier mógłby w swym ojczystym języku przemawiać bez szkody dla polityki, stanu gospodarki i wizerunku Polski, gdzie by tylko go zaniosło. A to w Knesecie, a to w ONZ albo i w Parlamencie Europejskim. Tłumaczenie przemówienia na języki obce byłoby niesłychanie trudne, zatrudniano by do tego, bez sukcesu oczywiście, tysiące polskich kryminalistów, czekających w straszliwej nudzie na ekstradycje do Polski, co będzie już niebawem niemożliwe z racji nieuznawania polskiego wymiaru sprawiedliwości za cywilizowany. Wszystko to wydaje się pomysłem niemożliwym, jednak zachęta Gospodarza do bycia męskim stawia sprawę w innym świetle. To jest realne. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2018