O jajku

Chętnie byśmy sobie tu rytualnie podramatyzowali, ale niestety nie stać nas na taki luksus. Musimy przecież w naszych analizach zimno przylegać do rzeczywistości.

13.11.2017

Czyta się kilka minut

W żadnym wypadku nie możemy się z troską pochylać, musimy się bowiem hardo prostować. Dlatego też nie zajmiemy się jakże licznymi ostatnio przypadkami skrzywdzeń, naruszeń i przekroczeń, bo nie po to mamy profesjonalnie zaszpicowane pazury, by je tu sobie publicznie piłować, by się rozdzierająco depilować, odkwaszać, odtłuszczać, kompleksowo oczyszczać i odżywiać bezmięsną papką wszelakich oburzeń. Nie możemy oto rozparci usiąść w kolejce do znachorów tutejszej etyki i estetyki, bo przed nami stoją zadania najwyższej wagi.

Najznamienitsze z nich to próba znalezienia odpowiedzi na pytanie nowe, zasadnicze i aktualne. Brzmi ono brutalnie: czy jajko może kosztować tyle, ile kura? Wtryśnięcie tego zagadnienia do debaty publicznej poczytujemy sobie za misję. Również dlatego, że debata owa wymaga generalnego remontu, by nie rzec: ukształtowania na nowo.

Rzucimy tu teraz nieco uwag i spostrzeżeń o charakterze uniwersalnym i – zdaje się – pojmowalnym dla każdego. Oto jajko, i jako źródło białka (oraz żółtka), i jako figura geometryczna oraz symboliczna, jest powodem ożywczych rozmyślań ludzkości od jej zarania. Pytamy wciąż, od której strony należy je otwierać, jak nie tłukąc postawić je na stole, jak je w punkt ugotować na miękko (od lat kolekcjonujemy te sposoby), i wreszcie – a jest to rozpatrywany przez umiłowane rzesze najbardziej znany dylemat przyczynowości kolistej – znaleźć odpowiedź na pytanie: cóż było pierwsze – kura czy jajko? Ta ostatnia sprawa została ponoć rozwiązana, w co wolno każdemu wierzyć bądź nie, jak kto woli.

Jajko jest oto dość podstawowym symbolem wiadomo czego, ale i realem, także kosmicznym, zauważyć bowiem należy, że odległa galaktyka NGC 7742 w gwiazdozbiorze Pegaza nazywa się Jajko Sadzone. Samo wyrażenie „śmierdzące jajko” działa na ludzkie zmysły tak dosadnie, że nie trzeba podejmować mozołu psucia jajka ani takowego wąchania, by wiedzieć, o co idzie. Jajka takie są idealne do rzucania w polityków i doprawdy trudno zrozumieć ludzi rzucających jajkami świeżymi. Jest to – nawiasem – jeden z elementów jakże nieudanego zastępstwa w życiu publicznym. „Jajko mądrzejsze od kury” to z kolei klasyk traktowania dzieci, zakładający, że nie ma możliwości, by nieletni wiedział cokolwiek lepiej od dorosłego. Jest to kretynizm bardzo i szkodliwie utrwalony. Polskie jajko jest na zawsze utrwalone w historii światowej literatury, wystarczy przeczytać „tak jak się pisze” nazwisko Joyce.

Przejdźmy teraz do kur, gdyż bez garści uwag na ich temat mielibyśmy – za przeproszeniem – coś jakby jajko bez soli. Dość powszechnie się uważa, że są to patentowane idiotki, co w nawet najmniejszym stopniu nie jest prawdą. Uważa się, że są niezgrabne, co takoż jest typową ludzką koncepcją zgrabności, i sądzi się też, że są łagodne. Nie są. Kto raz widział polującą kurę, nigdy nie użyje określenia „kurza ślepota”. Tyle, jeśli idzie o zgrubne przygotowanie P.T. publiczności do rozważań o charakterze i szczegółowym ab ovo, i wobec niszczycielskiej dla logiki perspektywy zrównania ceny jaja i kury.

Gdybyśmy to zagadnienie postawili tu np. rok temu, czujne masy uznałyby to za dowód na gnębiące nas gąbczenie mózgu. Ba! Uznałyby, że jeżeli cokolwiek do nas pasuje jak ulał, to określenie „ptasi móżdżek”. Tymczasem rzeczywistość wstrętnie skrzeczy wprost z grzędy i ceny jaj szybują w stronę przez nas tu omawianą. Ciśnie się wobec tego zjawiska podstawowe pytanie, co ciekawe nie tylko o charakterze ekonomicznym: co na to przemysł jajczarsko-drobiowy? Logicznie rzec biorąc, zimno kalkulujący przedsiębiorcy powinni uznać, że lepiej sprzedawać jajka, niż hodować kury. Jest to – zważmy – identycznie paradoksalny dylemat jak ów, czy popierać rekonstrukcję rządu Beaty Szydło, czy się jej sprzeciwiać. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2017