O dwóch takich, co kradną Oscary

Ennio Morricone otrzymał Oscara za muzykę do "Nienawistnej ósemki" Quentina Tarantino. O najwyższe uznanie amerykańskiej Akademii rywalizował z innym nestorem filmowej kompozycji: Johnem Williamsem.

22.02.2016

Czyta się kilka minut

Ennio Morricone i Quentin Tarantino w Abbey Road Studios po nagraniu ścieżki dźwiękowej „Nienawistnej ósemki”, Londyn, grudzień 2015 r. /  / Fot. Kevin Mazur / GETTY IMAGES
Ennio Morricone i Quentin Tarantino w Abbey Road Studios po nagraniu ścieżki dźwiękowej „Nienawistnej ósemki”, Londyn, grudzień 2015 r. / / Fot. Kevin Mazur / GETTY IMAGES

Podsumowując przeszło sześć dekad kompozytorskiej kariery 84-letniego Johna Williamsa, łatwo przesłonić jego dorobek liczbami – tym bardziej że w tym roku otrzymał swoją 50. nominację do Oscara (za „Gwiezdne wojny. Przebudzenie mocy”). Więcej, czyli 59 nominacji, zdobył tylko Walt Disney. Jednak Williamsowi udało się coś znacznie cenniejszego niż 5 Oscarów, 4 Złote Globy i 22 nagrody Grammy. Mało kto potrafi w prosty sposób wyjaśnić, co dokładnie wydarzyło się „dawno temu, w odległej galaktyce” – każdy jednak zanuci temat muzyczny „Gwiezdnych wojen”. Gdy latem w przydomowych ogródkach pojawiają się dmuchane baseny, pod każdą szerokością geograficzną znajdzie się dziecko, które udając rekina, będzie nuciło charakterystyczny motyw z filmu „Szczęki”. „E.T.”, „Indiana Jones”, „Kevin sam w domu”, „Lista Schin- dlera”, a ostatnio saga o przygodach Harry’ego Pottera – właściwie trudno powiedzieć, czy John Williams tworzył muzykę do filmów, czy też obrazy Spielberga, Lucasa i innych pozwoliły mu pisać kolejne rozdziały jego własnej, muzycznej opowieści o kulturze popularnej drugiej połowy XX wieku.

Jego pracownia to, jak mówią, najcichsze miejsce w Hollywood. Partytury pisze ołówkiem, przy blisko stuletnim fortepianie Steinwaya. Nie lubi czytać scenariuszy. Woli obejrzeć pierwszą wersję filmu, wyczuć jego rytm. Jeśli pojawiają się momenty, w których zaczyna się nudzić, wie, że właśnie tu zaczyna się jego praca. Natchnienie, jak mówił w jednym z wywiadów, jest efektem ośmiu godzin ciężkiej pracy. Minuta zilustrowanego muzyką filmu dziennie to dla Williamsa zadowalające tempo.

Zaczynał jako rzemieślnik, pisząc orkiestracje dla doświadczonych kompozytorów. Praca, na pozór niewdzięczna, miała swoje plusy. Oto muzyczne szlify zdobywał pod okiem Bernarda Hermana (autora muzyki do filmów Alfreda Hitchcocka) i Alfreda Newmana (zdobywcy rekordowych dziewięciu muzycznych Oscarów).

Kilka razy w tygodniu młody Williams miał do dyspozycji hollywoodzką orkiestrę. Do dziś wspomina, jak cennym doświadczeniem były wielogodzinne rozmowy, czy partia danego instrumentu jest właściwa, wygodna, ciekawa, a jeśli nie, to dlaczego.

John Williams i reżyser „Gwiezdnych wojen” J.J. Abrams, Hollywood, grudzień 2015 r. / JESSE GRANT / GETTY IMAGE

Kolacja z młodym zdolnym

W roku 1972 czterdziestoletni Williams, z pierwszym Oscarem na półce (za filmową adaptację broadwayowskiego „Skrzypka na dachu”), został namówiony na spotkanie z młodym, obiecującym reżyserem. W przygotowaniu był jego pełnometrażowy debiut. Film miał nosić tytuł „Sugarland Express”. Młody zdolny nazywał się Steven Spielberg.

– Zabrał mnie do wykwintnej restauracji. Przeczuwałem, że chłopak był w takim lokalu po raz pierwszy. Jednak gdy zaczęliśmy rozmawiać o kinie, w jego oczach zapalała się iskra, a moją muzykę zdawał się znać lepiej ode mnie – wspomina pierwsze spotkanie ze Spielbergiem.

Tak zaczęła się ich trwająca od blisko pół wieku współpraca.

– Wśród wszystkich ludzi, z którymi pracowałem, to bez wątpienia John Williams jest tym, któremu jako filmowiec zawdzięczam najwięcej – mówił podczas uroczystości 80. urodzin kompozytora Steven Spielberg. John Williams wyniósł z tej współpracy 3 Oscary z 13 nominacji (za „Szczęki”, „E.T.” i „Listę Schindlera”).

Zdaniem bukmacherów nie zwiększy on jednak w tym roku swego stanu posiadania. Prawdopodobnym zwycięzcą tegorocznych Oscarów w kategorii „najlepsza oryginalna muzyka do filmu” jest 87-letni rzymianin – Ennio Morricone. Jego muzykę do „Nienawistnej ósemki” Quentina Tarantino nagrodzono już w tym roku Złotym Globem, brytyjską BAFTą i nagrodą amerykańskich krytyków filmowych. Do współpracy z twórcą „Pulp Fiction” mogło jednak w ogóle nie dojść.

Koniec ze spaghetti!

Strzał z bicza, tupot końskich kopyt, wycie kojota – do tego drumla, klawesyn i gliniana okaryna. Tak ponad pół wieku temu Ennio Morricone stworzył brzmienie Dzikiego Zachodu w filmie Sergia Leone „Za garść dolarów”. Dziś nikomu nie przeszkadza fakt, że Clint Eastwood zamiast dolinę Rio Grande, w rzeczywistości przemierzał w tym filmie przedmieścia Madrytu, a kompozytor słynnych motywów z dolarowej trylogii do dzisiaj niechętnie przyjeżdża do USA i wciąż nie nauczył się mówić po angielsku.

By pisać muzykę amerykańską, nie musiał bowiem poznawać Ameryki. Wystarczyło spotkanie z jej reprezentantem – ikoną muzycznej awangardy: Johnem Cage’em.

Młody Morricone kompozytor i trębacz, etatowy aranżer w państwowych studiach telewizji RAI, wziął udział w seminarium na temat muzyki nowej w słynnej niemieckiej szkole w Darmstadt. Cage udowadniał tam młodym kompozytorom, że ich podejście do tego, co nowe, jest w rzeczywistości staro- świeckie – pomija bowiem kluczowy element twórczej pracy: mózg. Podczas swego koncertu autor „4:33” siedział w milczeniu, wpatrzony w partyturę, by co kilka minut poderwać się z krzesła i wyzwolić dźwięk, który w owym czasie daleki był od muzycznych standardów. A to włączył radio, a to wcisnął jeden klawisz na syntezatorze. Po godzinie takich eksploracji udało się Cage’owi doprowadzić publiczność do wrzenia. Rozbawiony Morricone jeszcze tego samego dnia założył z kolegami Gruppo di Improvvisazione Nuova Consonanza. Najpierw dla żartu, a później zupełnie poważnie w ramach swoich muzycznych praktyk zaczęli eksperymentować z brzmieniem i nowymi źródłami muzyki, w tym wykorzystując nagrania terenowe. Te doświadczenia uwolniły muzyczną wyobraźnię Ennia Morricone.

Dziś filmografia włoskiego kompozytora ma blisko pięćset pozycji. Każdy rozpozna dźwięki z kultowego filmu „Misja” Rolanda Joffé. Do inspiracji jego dorobkiem przyznają się muzycy Massive Attack, Muse czy John Zorn. „The Ecstasy of Gold” – motyw muzyczny z filmu „Dobry, zły i brzydki” mają w swoim repertuarze gwiazdor muzyki poważnej, wiolonczelista Yo Yo Ma, zespół Metallica, a także raper Jay Z.

Morricone nie lubi jednak, gdy całą jego twórczość sprowadza się do spaghetti westernów. Tym mniej prawdopodobna była jego współpraca z Tarantinem przy „Nienawistnej ósemce”.

Jestem wypoczęty

Tarantino od czasu filmu „Kill Bill” wysyłał włoskiemu kompozytorowi wyrazy swojej sympatii – i tantiemy. W tej opowieści o żądnej zemsty pannie młodej i w kolejnych swoich filmach, „Bękartach wojny” i „Django”, reżyser wykorzystał wcześniejsze kompozycje Ennia Morricone. Rzymianin odnosił się do tego z dystansem. Miał nawet powiedzieć, że Tarantino wykorzystuje muzykę bez wyczucia, a w jego filmach za dużo jest przemocy. Reżyser jednak zaryzykował i przesłał Morriconemu włoskie tłumaczenie scenariusza swojego nowego westernu. „Nienawistna ósemka” przypadła do gustu żonie kompozytora, dzięki czemu Tarantino uzyskał zgodę na audiencję w rzymskim apartamencie.

Włoch lubi pracować ze scenariuszem – zanim rozpoczną się zdjęcia. Ale Tarantino miał już zmontowany film, a muzyka musiała być gotowa za cztery tygodnie. Morricone pracował wtedy nad innym filmem – nie miał czasu, ale miał pomysł na jeden motyw. Skoro film Tarantina w sposób ekstremalny wykorzystuje przemoc i gatunkowe ramy westernów, także muzyka powinna być na granicy możliwości instrumentów. Morricone obiecał mu siedem minut muzyki. Następnego dnia przekazał reżyserowi dobre wieści: będzie tego trochę więcej.

O nominacji do Oscara Ennio Morricone dowiedział się prowadząc próbę swojego dwustuosobowego zespołu, z którym odbywa obecnie międzynarodową trasę koncertową z okazji 60-lecia pracy twórczej. We wtorek 23 lutego wystąpił wraz z chórem i orkiestrą we wrocławskiej Hali Stulecia.

– Ludzie pytają, czy to moja pożegnalna trasa. Nie. Jestem wypoczęty i podekscytowany. To raczej mój wielki powrót – mówi kompozytor.

DJ Iñárritu

Jeszcze niedawno kompozytorzy muzyki poważnej traktowali swoich kolegów pracujących dla kina z przymrużeniem oka. Ci zaś wyspecjalizowali się w swojej dziedzinie, realizując film za filmem. Wydaje się jednak, że i ten czas dobiega końca – za sprawą reżysera, zdobywcy trzech Oscarów za film „Birdman”, z szansą na kolejne za „Zjawę” – Alejandra Gonzáleza Iñárritu. Meksykanin był za młodu radiowym DJ-em i jak mało kto w Hollywood interesuje się muzyką. Za ścieżkę dźwiękową do jego filmu „Babel” Oscara zdobył Gustavo Santaolalla.

Podobną przyszłość wróżono jazzmanowi Antoniowi Sanchezowi, który do filmu „Birdman” stworzył fenomenalną ścieżkę dźwiękową jedynie improwizując na perkusji. Akademia nie zakwalifikowała go jednak do oscarowego wyścigu, ponieważ Iñárritu użył w filmie także kilku fragmentów istniejących już dzieł muzyki poważnej. W zeszłym tygodniu za muzykę do „Birdmana” Antonio Sanchez odebrał statuetkę Grammy. Także „Zjawa” nie miała szans na muzycznego Oscara. DJ Iñárritu nie wyobrażał sobie, by obok specjalnie dla niego napisanych utworów japońskiego kompozytora i aktywisty Ryuichi Sakamoto, a także gitarzysty The National i cenionego kompozytora muzyki współczesnej Bryce’a Dessnera, nie wykorzystać fragmentu wyróżnionego Pulitzerem dzieła „Become Ocean” Johna Luthera Adamsa.

Gdy opadnie już oscarowe konfetti, a Morricone (lub Williams) ustawi na półce swego kolejnego Oscara, ja będę już czekał na kolejną porcję muzyki od DJ-a Iñárritu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2016