O czym marzył King

Od chwili, kiedy Martin Luther King wypowiedział pamiętne słowa – „I have a dream” – mija właśnie pół wieku. Ile z jego marzeń udało się zrealizować?

26.08.2013

Czyta się kilka minut

Martin Luther King  podczas „Marszu dla wolności i pracy”. Waszyngton, 12 sierpnia 1963 r. / Fot. Keystone Pictures USA / EYEVINE / EAST NEWS
Martin Luther King podczas „Marszu dla wolności i pracy”. Waszyngton, 12 sierpnia 1963 r. / Fot. Keystone Pictures USA / EYEVINE / EAST NEWS

Przemówienie, które czarnoskóry przywódca ruchu o równość praw obywatelskich wygłosił 28 sierpnia 1963 r., podczas słynnego „Marszu na Waszyngton”, uważane jest za jedno z przełomowych wydarzeń w historii Ameryki. U stóp Kapitolu zgromadziło się wówczas ponad ćwierć miliona ludzi. Stojąc przed ogromnym pomnikiem poświęconym Abrahamowi Lincolnowi, prezydentowi, który sto lat wcześniej doprowadził do zniesienia niewolnictwa, King wzywał Amerykanów do podjęcia walki na rzecz równouprawnienia.

„Kiedy założyciele naszej republiki tworzyli wspaniałe dokumenty, jakimi były Konstytucja i Deklaracja Niepodległości, podpisali testament, którego beneficjentem miał być każdy Amerykanin – przypominał King. – Zawierał obietnicę, że wszystkim ludziom zostanie zagwarantowane prawo do życia, wolności i budowania szczęścia”.

DRZWI MOŻLIWOŚCI

King nie przemawiał li tylko jako polityk czy działacz. Był też żarliwym kaznodzieją, miał w sobie coś z proroka. Wpadającą w ucho frazę, która powtarzała się niczym refren – „Mam marzenie” – zapamiętali wszyscy. O czym marzył King?

Znakomita większość Amerykanów pytana o to pół wieku później odpowiada bez wahania: o równości i sprawiedliwości. W zbiorową pamięć zapadły przede wszystkim nawoływania, by ludzi nie oceniać na podstawie koloru skóry, ale przymiotów charakteru, i by „drzwi możliwości otworzyć przed wszystkimi dziećmi bożymi”.

Drzwi rzeczywiście zostały wkrótce otwarte, a w każdym razie uchylone. W latach 1964-65 prezydent Lyndon B. Johnson doprowadził do przyjęcia ustaw delegalizujących segregację rasową i gwarantujących Murzynom prawa wyborcze. Było to wielkie zwycięstwo zrodzonego dekadę wcześniej ruchu praw obywatelskich. Zapoczątkowany został przez protest Rosy Parks, która w roku 1955 w miasteczku Montgomery, w Alabamie, odmówiła zajęcia przeznaczonego specjalnie dla czarnych miejsca w miejskim autobusie. Doprowadziło to do masowych demonstracji – m.in. trwającego wiele miesięcy bojkotu transportu publicznego.

Zwolennicy segregacji wielokrotnie używali siły. Zdjęcia policji i wojska wykorzystujących psy i armatki wodne, atakujących dzieci podczas pokojowych demonstracji w Birmingham, Montgomery i wielu innych miasteczkach amerykańskiego Południa, obiegły świat. Stojący na czele ruchu King, który wielokrotnie był aresztowany, zdecydowanie odżegnywał się jednak od stosowania przemocy. Odwołując się do amerykańskiego filozofa Davida Thoreau i Mahatmy Gandhiego, przekonywał, że dla osiągnięcia celów, jakie przyświecają ruchowi praw obywatelskich, najskuteczniejsza jest taktyka biernego oporu.

„To potężna i sprawiedliwa broń. Miecz, który tnie bez zadawania ran; uszlachetnia tych, którzy się nim posługują. Dostarcza odpowiedzi zarówno pragmatycznych, jak i moralnych” – pisał King w książce „Why We Can’t Wait” („Dlaczego nie możemy czekać”). I dalej: „Murzyn zrezygnował z użycia siły nie tylko dlatego, że zdawał sobie sprawę, że nie zagwarantuje mu ona wolności; także dlatego, że obawiał się o utratę własnej duszy. (...) Musiał odnieść zwycięstwo, by odzyskać swoją godność, poczucie własnej wartości (...), by przekształcić nienawiść w konstruktywną energię”.

REWOLTA CZY REWOLUCJA?

King miał jednak świadomość, że dla odzyskania godności człowieka potrzebne są zmiany znacznie głębsze i dalej idące niż tylko wprowadzenie nowych przepisów czy ustaw. Z czasem coraz wyraźniej zdawał sobie sprawę, że jakkolwiek regulacje prawne mogą być pożyteczne i konieczne, równość i sprawiedliwość na zawsze pozostaną marzeniem, czy wręcz mrzonką, o ile Ameryka nie wypowie wojny ubóstwu. „Ruch społeczny, który porusza jedynie ludzi, jest zaledwie rewoltą. Prawdziwa rewolucja musi odmieniać zarówno ludzi, jak i instytucje” – twierdził.

Zorganizowana w sierpniu 1963 r. demonstracja w Waszyngtonie – jej skala była precedensowa, podobnie jak fakt, że wśród uczestników byli ludzie o najrozmaitszych kolorach skóry: biali stanowili co najmniej jedną czwartą tłumu – określana była jako „Marsz dla wolności i pracy” („March for Freedom and Jobs”).

King mówił wówczas, że choć od momentu zniesienia niewolnictwa minęło sto lat, „Murzyn nadal żyje na samotnej wyspie ubóstwa pośród oceanu bogactwa. (...) Jest wygnańcem w swojej własnej ojczyźnie”. Czarny przywódca przekonywał, że bez niwelowania różnic majątkowych nie może być mowy o prawdziwej sprawiedliwości czy braterstwie. „Ameryka wystawiła Murzynom czek bez pokrycia, który zwrócono im z adnotacją: »brak środków na koncie«. Nie przyjmujemy jednak do wiadomości, że sprawiedliwość zbankrutowała. Przychodzimy zrealizować ten czek” – mówił King, dodając, że nie ma ani chwili do stracenia, jest to sprawa niezwykle pilna. Posługiwał się wyrażeniem „fierce urgency of now” – „paląca ważkość chwili obecnej”.

Czy ktokolwiek mógł wtedy przeczuwać, że pozostało mu niespełna pięć lat życia? 4 kwietnia 1968 r. King zginie zastrzelony przez białego zamachowca na balkonie hotelu w Memphis w stanie Tennessee. Ale zanim to nastąpi, przekonany o palącej ważkości problemu rozpocznie „kampanię przeciw ubóstwu”.

DWIE AMERYKI

Choć w jego pojęciu bieda ściśle wiązała się z problemem rasizmu, nie dotykała bynajmniej jedynie czarnych. Pośrednio także wielu białych stało się ofiarami niewolnictwa, za konkurencję mając darmową siłę roboczą – nie mogli bowiem liczyć na godziwe wynagrodzenie.

W 1967 r., zaledwie rok przed swoją śmiercią, przemawiając na Uniwersytecie Stanforda, mówił o istnieniu dwóch Ameryk: „Jedna jest piękną, miodem i mlekiem płynącą krainą, oferującą wszystkim pomyślność i możliwości. W tej Ameryce miliony mieszkańców mogą dostarczać pożywienia swoim ciałom, kulturalnej rozrywki i edukacji swoim umysłom, a ich duch cieszy się wolnością i godnością. Niestety istnieje też inna Ameryka. Jest krajem, w którym brzydota codzienności nieustannie przekształca nadzieję w zmęczenie i rozpacz. W tej Ameryce miliony spragnionych pracy ludzi bezskutecznie szukają posady, rodziny dzielą slumsy ze szczurami”.

To część przesłania Kinga, która dziś, pół wieku później, pozostaje znacznie mniej znana niż jego słynne słowa o marzeniach, równości i braterstwie. Może dlatego, że pozostaje wciąż aktualna?

Współczynnik bezrobocia wśród Afroamerykanów jest obecnie niemal dwukrotnie wyższy niż w przypadku reszty społeczeństwa; trzykrotnie więcej dzieci czarnych niż białych żyje poniżej granicy ubóstwa; średnia długość życia czarnego mieszkańca Waszyngtonu jest niższa niż w Strefie Gazy; statystycznie, co trzeci Afroamerykanin urodzony w 2001 r. w którymś momencie swego życia trafi do więzienia.

50 LAT TO ZA MAŁO

W tym tygodniu Ameryka z fanfarami świętuje okrągłą rocznicę słynnego przemówienia Kinga. W Waszyngtonie przed pomnikiem Lincolna ma wystąpić prezydent Obama, tak często odwołujący się do tradycji ruchu praw obywatelskich. W istocie jednak dziedzictwo Kinga w dużej mierze pozostaje nieznane.

Jego słynne wystąpienie „jest niewiarygodnie spłycane”, twierdzi dziś bliski przyjaciel i współpracownik Kinga, Vincent Harding. „Ludzie idą po najmniejszej linii oporu, wybierając zeń fragmenty wymagające minimalnego intelektualnego wysiłku, najłagodniejszych zmian. Nasz kraj znalazł sposób, by z dziedzictwem Kinga radzić sobie w łatwy sposób. Amerykanie mają świadomość, że był niezwykłym człowiekiem i że niezwykłe było jego przesłanie, nie są jednak gotowi na to, by się z nim zmierzyć” – mówił niedawno na łamach tygodnika „Nation”. Zdaniem Hardinga, koncentrując się na wyrwanych z kontekstu zdaniach – dobrze brzmiących bon motach dotyczących równości i braterstwa – wielu Amerykanów w istocie wypacza przesłanie Kinga.

Być może wizja, którą kreślił, była zbyt odważna, zbyt marzycielska, zbyt utopijna? Jego wizje były odważne, dalekosiężne. Wszystko wskazuje, że pół wieku na ich realizację – to stanowczo za mało.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2013