O ataku na polską wystawę w Bundestagu

Hartmut Koschyk, chadecki poseł i pełnomocnik rządu RFN ds. mniejszości narodowych, poczuł się skrytykowany na wystawie „Polacy i Niemcy. Historie dialogu”.

13.06.2016

Czyta się kilka minut

Przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert i marszałek Sejmu Marek Kuchciński na otwarciu wystawy „Polacy i Niemcy. Historie dialogu”, Berlin, 31 maja 2016 r. /  / Fot. tygodnik powszechny 25 | 19 czerwca 2016 (C) DEUTSCHER BUNDESTAG / ACHIM MELDE
Przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert i marszałek Sejmu Marek Kuchciński na otwarciu wystawy „Polacy i Niemcy. Historie dialogu”, Berlin, 31 maja 2016 r. / / Fot. tygodnik powszechny 25 | 19 czerwca 2016 (C) DEUTSCHER BUNDESTAG / ACHIM MELDE

Gdybym prowadził zajęcia ze studentami komunikacji społecznej, pokazywałbym im tę sytuację jako przykład: jak, nie mając argumentów, można rozpętać medialną kampanię wymierzoną w jakiś cel, wykorzystując do tego społeczne mechanizmy, które z istotą sprawy nie mają nic wspólnego.

Jest tak: Hartmut Koschyk, chadecki poseł i pełnomocnik rządu RFN ds. mniejszości narodowych, poczuł się skrytykowany na wystawie „Polacy i Niemcy. Historie dialogu”– prezentowanej właśnie w Bundestagu, a przygotowanej przez Muzeum Historii Polski w związku z 25. rocznicą polsko-niemieckiego traktatu (MHP wykorzystało do tego wcześniejszą wystawę „Odwaga i pojednanie”, otwartą w 2014 r. w Krzyżowej w obecności „wszystkich świętych” z Polski i Niemiec; patrz „TP” nr 47/2014). Na jednej z kilkudziesięciu plansz napisano, zgodnie zresztą ze stanem faktycznym, że o ile Polska wypełnia zobowiązania traktatowe wobec społeczności niemieckiej, o tyle sytuacja polskiej społeczności w Niemczech pozostawia sporo do życzenia.

Koschyk mógł poczuć się dotknięty (bo to także jego zaniedbanie) i napisał list do Norberta Lammerta, przewodniczącego Bundestagu. Biuro Koschyka rozesłało go też do niemieckich gazet sympatyzujących z chadecką prawicą i niektórych gazet polskich, z odpowiednią zachętą. Efekt: w dziennikach „FAZ” i „Die Welt”, a także w „Gazecie Wyborczej” ukazały się teksty „dyktowane” (tak mawiamy w dziennikarskim slangu). Ich autorzy nie zadali sobie trudu, by zapytać o opinię drugą stronę, tj. organizatorów wystawy, i sądząc po tym, co piszą, chyba jej też nie widzieli, lecz potępiają ją w czambuł, powtarzając tezy Koschyka (różnie tylko rozkładając akcenty, np. „GW” pomija to, co bardzo bulwersuje niemieckie dzienniki: kwestię mniejszości). Kuriozalnym apogeum tej krytyki była zawarta w puencie tekstu autora „Die Welt” sugestia, że wystawa jest „nacjonalistyczna”.

Na czym polegał tu zręczny (i cyniczny) zabieg Koschyka? Otóż gdyby podjął on polemikę na temat położenia Niemców w Polsce i Polaków w Niemczech, pewnie nie zwróciłby uwagi – to nie budzi emocji. Cóż więc zrobił? Użył mechanizmu pt. „refleks (anty)pisowski”: w liście do Lammerta sugeruje, że wystawa przedstawia „pisowską” wizję historii, że nie ma na niej Wałęsy, że pomniejszana jest rola Solidarności i Okrągłego Stołu.

Widziałem tę wystawę. Jej autor, prof. Waldemar Czachur, i zespół z MHP rzetelnie pokazali dzieje wychodzenia z „fatalizmu wrogości” i ludzi, którzy się nad tym trudzili. To nieprawda, że nie ma tu Solidarności – jest i ona, i Okrągły Stół, i 4 czerwca (plakat z kowbojem), i premier Mazowiecki (ze zdjęciem), i Bartoszewski (zdjęcie), i „Tygodnik” (Pszon, Stomma) itd. Wszystko tak, jak być powinno. Przypuszczam, że w środowisku PiS znaleźliby się ludzie, którzy by uznali, że taka narracja jest nawet zbyt, powiedzmy, gładka.

A że nie ma imiennie Wałęsy? I co z tego? Obserwuję sprawy polsko-niemieckie od prawie 30 lat – Wałęsa nie odgrywał w nich żadnej roli ani też nie miał takich ambicji. Podczas przełomu 1989/91 (upadek komuny, zjednoczenie Niemiec, nowy początek polsko-niemiecki itd.) były chwile, gdy jako obserwator dziwiłem się, czemu nie zabiera głosu, nie wykonuje żadnego gestu. Jeśli ktoś uważa, że skandalem jest tu jego brak, powinien domagać się też obecności Reagana, Busha, Gorbaczowa i innych, którzy odegrali wtedy ważną rolę w polityce.Tyle że to nie jest wystawa o końcu komuny i zimnej wojny, lecz o dialogu polsko-niemieckim.

Można zapytać: po co ta cała akcja Koschyka, skoro wystawa i tak wkrótce planowo zniknie z Bundestagu? Otóż podczas jej otwarcia przewodniczący Lammert – podobno wyraźnie poruszony – obiecał organizatorom, że w rozmowach z premierami 16 landów podejmie starania, by wystawa ruszyła w objazdową trasę po niemieckich miastach. Co byłoby szansą, aby polski – polski, nie „pisowski” – punkt widzenia (który, dodajmy, nie był krytykowany w 2014 r., gdy w Krzyżowej była premier Kopacz) mogły poznać masy zwykłych Niemców, niemających o tym pojęcia.

Gdy jednak Lammert dostanie teraz na biurko prasówkę – teksty niemieckie, a zwłaszcza polskie (komentarz „GW” i wydruki z portali, gdzie bezrefleksyjnie powielano protekcjonalno-wyższościowy tekst z „Die Welt”), sprawiające wrażenie, że wystawa wywołała autentyczny opór – wówczas zapewne się zawaha. I zastanowi, czy warto wystawiać się na zarzut, że wspiera „nacjonalistyczną” wystawę i „pisowską politykę historyczną”.

W ten sposób Koschyk być może doprowadzi do tego, że wystawa stanie się polityczną sierotą. Jedni będą woleli trzymać się z daleka, by nie zostać przypisanymi do „nacjonalistów”. Z kolei dla polityków PiS i mediów zbliżonych do rządu narracja tej wystawy może wydać się zbyt nastawiona na szukanie punktów wspólnych, by mieli jej bronić. Dobra robota wielu ludzi pójdzie na marne. Pozostanie konstatacja, jak łatwo rozgrywać „antypisowskie” emocje w relacji Polska–Niemcy – koniec końców ze szkodą dla sprawy polskiej (i niemieckiej; dialog ma dwie strony).

Koschyk zaczynał karierę 30 lat temu jako sekretarz Związku Wypędzonych (BdV), gdy w środowisku tym silny był opór przed „rezygnacją” z Wrocławia i Szczecina. Gdy Niemcy się jednoczyły, kanclerz Kohl musiał użyć trików, by obejść ten opór. Zaraz potem Koschyk został posłem, by w kolejnych latach odejść od „twardogłowych” z BdV. Stał się wiarygodnym partnerem. Niedawno zapowiedział, że w 2017 r. nie wystartuje już w wyborach. Jeśli teraz, w imię urażonej ambicji (a może też z czyjejś podpowiedzi z polskiej strony – bo i taka wersja krąży „w branży”), storpeduje zamysł, aby wystawa „Polacy i Niemcy. Historie dialogu” ruszyła w objazd po Niemczech, będzie to szczególne zwieńczenie jego wkładu w polsko-niemiecki dialog. Czy naprawdę tak chce przejść do historii? ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2016