Nowy trzydziesty siódmy?

Dlaczego Anna Politkowska pisze o wojnie? Odpowiedź jest prosta: bo jest dziennikarką moskiewskiej "Nowej Gazety. Ta krucha kobieta nigdy nie była jednak korespondentem wojennym, jest cywilem do szpiku kości. Szef "Nowej Gazety zaproponował jej, by zajęła się drugą wojną czeczeńską, bo tragedię setek tysięcy czeczeńskich cywilów zrozumieć może tylko cywil.

21.04.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Od siedmiu lat Politkowska co miesiąc podróżuje do Czeczenii. Napisała setki reportaży o torturach i masakrach popełnianych przez armię rosyjską na ludności cywilnej, o moralnych i psychicznych spustoszeniach, jakich dokonuje wojna w duszy tego narodu. "Druga wojna czeczeńska" zawiera tylko kilkanaście reportaży, ale jest wstrząsającym świadectwem. I jednym z najodważniejszych oskarżeń Rosji Putina.

"Nowa Gazeta" to dziennik liberalny i niezmiernie krytyczny wobec Kremla, jeden z ostatnich bastionów wolnego słowa w Rosji. Ale nawet ten niezależny dziennik - jak przyznaje sama Politkowska - podlega cenzurze. Tnie się w nim mianowicie jej niektóre reportaże. Cenzury dokonuje się wewnątrz redakcji, bo choć "Gazeta" chce pisać prawdę o Czeczenii, teksty Politkowskiej bywają tak drastyczne, że redakcja musi usuwać opisy najbardziej makabrycznych i odrażających zbrodni.

Czytając "Drugą wojnę czeczeńską" zastanawiałem się, co dla szefów "Gazety" znaczy drastyczność i makabra. Politkowska pisze o torturach prądem, o ludziach wrzucanych do szamba, o kobietach gwałconych trzonkiem od siekiery, a potem duszonych, o rosyjskich żołnierzach sikających na swoje ofiary lub - tu cytat - "srających na Koran". O zaczystkach w Groznym, o obozach filtracyjnych, o sołdatach handlujących żywymi i zamordowanymi cywilami, o staruszkach i dzieciach, do których strzela się dla hecy... Takich opowieści "Nowa Gazeta" nie cenzuruje. Co więc cenzuruje, co może być bardziej drastyczne niż zgwałcenie osiemnastoletniej Czeczenki trzonkiem od siekiery czy zmuszanie rosyjskiego żołnierza przez kolegów, by jadł kał?

Wydaje się, że świadectwo Politkowskiej - a przecież nie ona jedna bije na alarm, bo o zbrodniach na Kaukazie donoszą obrońcy praw człowieka z rosyjskiego Memoriału, mówi o tym niestrudzenie Siergiej Kowaliow i skupieni wokół Jeleny Bonner przeciwnicy brudnej wojny w Czeczenii - powinno wstrząsnąć sumieniem Rosjan. Jednak nie wstrząsa. Nie wywołuje masowych protestów. Politkowska wspomina, że nawet jej przyjaciele nie chcą słuchać jej relacji, nie wierząc, aby to, co opowiada o czystkach i zezwierzęceniu rosyjskich żołnierzy, było prawdą. Grozny jest daleko i nikogo w Moskwie nie interesuje, jak armia rosyjska zaprowadza tam "ład konstytucyjny". A przecież wystarczyłoby, aby stołeczni liberałowie rozejrzeli się po Moskwie, gdzie każdego dnia dyskryminuje się i poniża na przykład Bogu ducha winnych czeczeńskich studentów studium aktorskiego. Żaden z rosyjskich artystów nie staje w ich obronie...

O czym, zdaniem Politkowskiej, to świadczy? Po pierwsze, że jej rodacy zapomnieli słowa takie jak sumienie, miłosierdzie i współczucie. Po drugie, że ich dusze zatrute są rasizmem i pogardą wobec słabszych, że Rosjanie mniej lub bardziej świadomie zgadzają się na eksterminację podludzi; a Czeczenów powszechnie uważa się w Rosji za podludzi. Dlatego Putin z błogosławieństwem milionów Rosjan - jak to zapowiedział na początku swojej kadencji - "topi w kiblu" czeczeńskich bojowników. A za bojowników uznaje dzieci, kobiety w ciąży, starców. Bowiem wojna w Czeczenii nie jest w istocie wymierzona w separatystów czy terrorystów. Oni dają Kremlowi argumenty na rzecz twardej polityki, stąd Moskwa nie zamierza zlikwidować np. Szamila Basajewa, wręcz otacza go ochroną, ale zabija legalnie wybranego przez naród prezydenta Maschadowa, w chwili, gdy ten zmierza do pokoju; polityczne kulisy wojny Politkowska naszkicowała zresztą jasno i ciekawie. Wojna wymierzona jest w ludność cywilną, w tych, którzy nie walczą, nie strzelają, nie są niczyim wrogiem.

Politkowska z uporem powtarza: przyjdzie nam słono zapłacić za to, na co przyzwalamy na Kaukazie Putinowi, Federalnej Służbie Bezpieczeństwa (przemianowana KGB) i naszym generałom. Przekonująco dowodzi, że w jej ojczyźnie panuje dziś "czystej wody faszyzm", to zaś, co dzieje się na Kaukazie, prędzej czy później stanie się też udziałem mieszkańców Moskwy czy Władywostoku. I nie ma na myśli zamachów dokonywanych przez czeczeńskich terrorystów. Przestrzega przed innymi, znacznie groźniejszymi terrorystami: terrorystami państwowymi. "My, mieszkańcy tego kraju - pisze - źle myślimy. W znakomitej większości wcale nie bolejemy nad tym, co się dzieje w naszym kraju, że ludzie taśmowo wędrują na kaźń i ofiary »nowego trzydziestego siódmego« możemy już liczyć w tysiącach. Uspokajamy się, na razie to jeszcze »czeczeński 1937 rok« i do nas się nie dobiorą...".

Przypomnienie Wielkiego Terroru nie wydaje się nadużyciem. Anna Politkowska wie, co mówi, dowodząc, że w Rosji odżył skrajny neosowietyzm, który wydaje wyrok śmierci na cały naród czeczeński. Neosowietyzm odrodził się dzięki pogardzie lub w najlepszym razie obojętności większości Rosjan wobec tragedii Czeczenów. Na jego służbę poszły media, a nawet psychiatrzy, ci sami, którzy za dawnych czasów wydawali "naukowe ekspertyzy", że dysydenci - tacy jak Gorbaniewska, Bukowski czy ci, którzy kolportowali "Archipelag Gułag" - cierpią na schizofrenię bezobjawową. Dziś zaś pomagają uniewinnić żołnierzy, zresztą nielicznych, którzy za swoje zbrodnie stanęli przed trybunałem wojskowym. A społeczeństwo ma tych zwyrodnialców - takich jak na przykład osławiony pułkownik Budanow - za bohaterów. Razem i zgodnie - powiada Politkowska - wszyscy zamieniamy się w bestie. "Leżymy wszyscy na dnie - pisze - tak jak nieuratowana łódź podwodna »Kursk«. I nie słychać rozkazu: »Ratujcie«".

"Druga wojna czeczeńska" to książka, której nie można zapomnieć. Jej bohaterami są przede wszystkim spuchnięte z głodu kobiety, umierający gruźlicy, konające dzieci, zdziczali uchodźcy, dziewczyny, które wojna zmusiła do prostytucji. Po siedmiu latach wojny w Czeczenii rozpadły się tradycyjne więzi społeczne. Ich miejsce zajęła etyka łagrowa. Niemal na każdej stronie znajdujemy jej przykłady. Pierwszy z brzegu: w kolejce po pomoc humanitarną zarażeni gruźlicą uchodźcy z Groznego plują na zdrowych, by się ze strachu odsunęli. Wiadomo - dla wszystkich nie starczy. W Moskwie gruźlicy jeszcze nie plują w kolejkach po chleb. Za dobrze nam się żyje - rzuca mimochodem Politkowska - jak na kraj, który prowadzi potworną wojnę. Jakby chciała spytać: czy zawsze będzie nam wygodnie i dostatnio? W którym momencie się do nas dobiorą?

Politkowska nie ma złudzeń. Naród czeczeński skazano na zagładę i jedyne, co mu pozostaje, to odprawić po sobie żałobę. O tym, co się dzieje w Czeczenii, Politkowska od lat mówi na europejskich salonach politycznych: w Strasburgu, Brukseli, Genewie, Londynie, na forum ONZ. Z jakim skutkiem? Prezydent Putin ma coraz więcej oddanych przyjaciół wśród zachodnich polityków. Może się więc wydawać, że dziennikarka "Nowej Gazety" jest całkiem bezsilna, że nikt nie chce jej słuchać. Ale to nie powód, by przestała jeździć do Czeczenii. "Terrorystyczna gnida", jak nazywają Politkowską rosyjscy generałowie, którzy oskarżają ją o kontakty z bojownikami, zatrzymują w więzieniach i nie skrywają, że najchętniej by ją zastrzelili - będzie dalej pisała o Czeczenii. Po co? Bo Putinowska Rosja, jak powiada, jest krajem milczenia o tym, co dla Rosji najważniejsze...

Czy tylko dla Rosji? Cóż warte są nasze wzniosłe deklaracje praw człowieka, jeśli uważamy, że nie dotyczą one Czeczenów?

Anna Politkowska, "Druga wojna czeczeńska". Przełożyła Irena Lewandowska, która przeprowadziła także włączoną do książki rozmowę z Siergiejem Kowaliowem. Kraków 2006, Wydawnictwo Znak.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (17/2006)