Nowy początek

Moja babcia umierała w domu, trzymając gromnicę w ręku - ze światłem szła na spotkanie śmierci. Miałam wtedy czternaście lat, trochę się bałam, rodzice na przemian modlili się i płakali. Coś się kończyło, coś zaczynało. O tym, że śmierć może oznaczać tylko koniec, dowiedziałam się dwadzieścia lat później, pracując w Wielkiej Brytanii, w hospicjum.

Najpierw jednak przez pięć lat spotykałam ciężko chore dzieci i ich rodziny, pracując w polskim hospicjum. Rodzice często mieli żal do Boga, ale też wspierali się, mówiąc o życiu wiecznym, o tym, co zdarzy się po śmierci. To dawało pocieszenie zarówno im, jak i nam - pracownikom. Tego właśnie pocieszenia brakuje mi, od kiedy rok temu rozpoczęłam pracę w jednym z brytyjskich hospicjów dla dorosłych. W dniu przyjęcia do hospicjum pytamy pacjentów o potrzeby duchowe (w Wielkiej Brytanii jest 171 wyznań). Ludzie często odpowiadają, że wierzą w jakąś nadprzyrodzoną siłę, niektórzy nazywają ją Bogiem, zwykle jednak dodają, że nie są związani z żadną religią albo, po prostu, że nie praktykują. Dziwiło mnie to, ale uznałam, że deklaracje to jedno, a decyzje w obliczu zbliżającej się śmierci zupełnie co innego. Nie miałam racji. Umierający, których spotykam, w większości przypadków nie proszą o spotkanie z duchownym; nie rozmawiają o niebie, bo nieba nie ma. Próbując wytłumaczyć, głównie sobie, dlaczego tak jest, trafiłam na dane, według których w 1957 r. w życie pozagrobowe wierzyło 54 proc. społeczeństwa, w 1991 r. już tylko 27 proc. Zaś w latach 1979-2005 połowa Brytyjczyków uważających się za chrześcijan (72 proc. społeczeństwa) przestała chodzić co niedzielę do kościoła.

Przekonania, jakie człowiek w sobie nosi, wpływają na podejmowane decyzje. I tak większość pacjentów chce umierać we śnie. Dla personelu oznacza to podawanie chorym leków działających przeciwlękowo, a jednocześnie nasennie. Czasami, kiedy pacjent jest niespokojny, ma duszności, jest to konieczne, ale nie jest tak zawsze. Prośba ciężko chorych o "uśpienie" jest wyborem kogoś, kto nie spodziewa się zobaczyć niczego więcej. Oto wszystko się kończy. A przecież jego prośba nie jest prośbą o eutanazję, tylko o sen...

Rodzina pacjenta nie ma życzeń, w co ubrać ciało zmarłego; może to być pidżama albo dres. W Polsce zmarli muszą być ubrani odświętnie - być może dlatego, że tak wypada, a może dlatego, że idą na spotkanie z Kimś... W Wielkiej Brytanii ciało zwykle przeznaczone jest do kremacji. Rodzina dostaje prochy, które może rozsypać niemal wszędzie, gdzie chce; często w miejscach, które zmarły lubił, albo gdzie chciał dotrzeć. Pogrzeb to zwykle spotkanie w krematorium, podczas którego wspomina się zmarłego, jego rodzina i znajomi opowiadają historie - im śmieszniejsze, tym lepsze, a czarny nie jest kolorem obowiązującym.

Czy za dwadzieścia lat śmierć będzie nadal oznaczała w Polsce początek?

KATARZYNA CICHOSZ (Brighton, Wielka Brytania)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2006