Nowy krąg Krzyżowej

Wdowa po człowieku straconym za udział w niemieckim ruchu oporu przeciw Hitlerowi i były działacz opozycji z NRD tchnęli nowe życie w majątek feldmarszałka Moltkego.

17.11.2014

Czyta się kilka minut

Angela Merkel i Freya von Moltke: kanclerz Niemiec spotkała się z wdową po ostatnim niemieckim właścicielu Kreisau/Krzyżowej w Vermont (USA), w 2007 r. / Fot. Fundacja im. Frei von Moltke
Angela Merkel i Freya von Moltke: kanclerz Niemiec spotkała się z wdową po ostatnim niemieckim właścicielu Kreisau/Krzyżowej w Vermont (USA), w 2007 r. / Fot. Fundacja im. Frei von Moltke

Wyobraźmy to sobie: siedzi sobie stary Feldmarschall von Moltke na niebiańskiej połoninie – w każdym razie, miejmy taką nadzieję – i kręci z niedowierzaniem głową. Cóż to się porobiło z jego majątkiem na Śląsku! Za sprawą jego osiągnięć w roli szefa sztabu generalnego armii pruskiej, za jego zasługi dla tamtego zjednoczenia Niemiec sprzed ponad 140 lat, wywalczonego „żelazem i krwią”, Bismarck wyniósł go do godności grafa. Mając 67 lat, Helmuth K.B. Moltke kupił majątek Kreisau. Kolejne pokolenia jego rodziny miały tam żyć i gospodarzyć.

Tymczasem dziś Kreisau/Krzyżowa – to miejsce, gdzie rok w rok spotykają się tysiące młodych ludzi z całej Europy. Zamiast Preußens Gloria, chwały Prus, mamy dyskusje i seminaria. Ale między początkiem i stanem obecnym tej historii trochę się wydarzyło, aby Kreisau/Krzyżowa mogła stać się tym, czym jest teraz. Bo nie jest to miejscowość jak inne. W ciągu minionych 70 lat była miejscem spotkań, jakich w Europie próżno gdzie indziej szukać.

Tamten Kreisauer Kreis

Zaczęło się w 1940 r. Dwóch mężczyzn, niemieckich Ślązaków, w najlepszym okresie swego życia, ale w nie najszczęśliwszych czasach, zaczęło wymieniać się poglądami na temat przyszłych Niemiec. Najpierw listownie. Helmuth James Graf von Moltke, potomek feldmarszałka i Peter Graf Yorck von Wartenburg. Obaj prawnicy, obaj początkowo lojalni słudzy swego państwa, którzy pojęli, że na jego czele stoi zbrodniarz, a zbrodniczość przeniknęła całe to państwo.

Z czasem ich grono powiększyło się, aż powstało środowisko zwane z niemiecka „kręgiem”, Kręgiem z Krzyżowej (Kreisauer Kreis). A jego centrum było tu, na obrzeżach Rzeszy, u końca wiejskiej drogi, gdzie stary feldmarszałek zbudował swój pałac (zawisło w nim, jakżeby inaczej, monumentalne malowidło: Moltke wkraczający do Paryża w 1870 r.). Jednak spiskowcy nie spotykali się w pałacu, lecz w tzw. Domu na Wzgórzu, małym domku na uboczu (Moltków nie było stać na utrzymanie ogromnego pałacu w zimie, dlatego wybudowali ten mały dom).

Tu się zbierali: Moltke i Yorck, duchowni Augustin Rösch i Alfred Delp, socjaldemokraci Theodor Haubach i Carlo Mierendorff, i wielu innych. Tu pracowali w latach 1942-43, podczas tajnych spotkań, nad „nowym porządkiem” dla Niemiec i Europy po upadku reżimu. Pierwszy do więzienia trafił Moltke, na początku 1944 r. Gestapo nie wiedziało jeszcze o istnieniu Kręgu. Ale gdy nie udał się zamach Stauffenberga, fala nowego terroru zagarnęła także ich (Stauffenberg był kuzynem Moltkego, ale obaj mieli dość różne poglądy na przyszłość Niemiec). W ten sposób Moltke, Yorck i wielu innych z Kręgu zapłacili życiem za swe marzenia.

Na Wschód i na Zachód

Pokolenie później, latem 1970 r., młody obywatel NRD jedzie po raz pierwszy do Polski. Nazywa się Ludwig Mehlhorn, pochodzi z Rudaw, gór na południu NRD, i studiuje matematykę na Akademii Górniczej we Freibergu. Ukształtowały go ewangelickie duszpasterstwo akademickie i lektura Bonhoeffera. Do Polski przybywa razem z grupą Akcji Znaków Pokuty. Do swojej dziewczyny Heimgardy (potem żony) śle z Polski entuzjastyczną pocztówkę: „Wszędzie przyjmowano nas bardzo przyjacielsko. (...) Ten kraj sąsiedzki trzeba koniecznie poznać”.

To punkt zwrotny w jego życiu. Gdy pod koniec lat 70. w Polsce formuje się nielegalny, ale działający jawnie ruch opozycyjny, Mehlhorn przyjeżdża coraz częściej. Chłonie idee, tłumaczy teksty wydawane w drugim obiegu i polską literaturę, kolportuje tłumaczenia w NRD, fascynuje się Kuroniem. Potem powie: „Łuski spadły mi z oczu”. Uczy się, że w warunkach komunizmu „marsz przez (oficjalne) instytucje” nie ma sensu, a zbrojny opór jest bez szans. Co pozostaje? Tworzyć własne struktury, „opór przez ruch społeczny”, budowanie „przestrzeni dla wolnej komunikacji”, solidarność, wyzwolenie z lęku. Matematyk Mehlhorn staje się jednym z niewielu pośredników między opozycją w PRL i środowiskami niezależnymi w NRD (które jako opozycja zaczną definiować się w drugiej połowie lat 80.). Wraz z przyjaciółmi z Berlina Wschodniego wydaje nielegalnie antologię tłumaczeń polskich tekstów, publikowanych w PRL w drugim obiegu. O ile Mehlhorn orientuje się na Wschód, o tyle Freya von Moltke – wdowa po ostatnim gospodarzu Kreisau – opuściła Niemcy w kierunku zachodnim. Prawniczka z wykształcenia, w Vermont (USA) znalazła jeśli nie nową ziemię rodzinną, to miejsce do życia. W Niemczech Zachodnich rodziny członków ruchu oporu przeciw Hitlerowi nie miały łatwego życia. Późno, bardzo późno, postać grafini von Moltke wraca do świadomości jej rodaków; najmocniej może w 1988 r., gdy ukazuje się zbiór listów, które pisali do siebie wraz z uwięzionym mężem. Wkrótce potem dyktatura w NRD upada. Uczestniczy w tym Mehlhorn, wcześniej latami karany przez Stasi, NRD-owską bezpiekę, zakazem wykonywania zawodu. Jego mieszkanie w berlińskiej dzielnicy Prenzlauer Berg jest miejscem spotkań NRD-owskich rewolucjonistów. I teraz, by posłużyć się słynnymi słowami Brandta, dochodzi do spotkania tych, którzy do siebie (duchowo) przynależą: Freya von Moltke spotyka Ludwiga Mehlhorna. Szczupła grafini ze srebrnymi włosami i niewysoki, zamyślony, sprawiający wrażenie nieśmiałego mężczyzna z wąsem. Zastanawiają się, co można zrobić w Krzyżowej. Kohl i Mazowiecki brali tu udział w Mszy Pojednania, zdjęcia poszły w świat, ale na miejscu jest do wykonania ciężka praca.

Najmniejszy mianownik

Zabiera się za nią grupa ludzi z Polski i Niemiec, a przede wszystkim – z Klubu Inteligencji Katolickiej z Wrocławia. To właśnie oni „odkryli” to miejsce i jego historię. Oni też – 4 czerwca 1989 r., w dzień tamtych częściowo wolnych wyborów w Polsce – zorganizowali we Wrocławiu konferencję i zawieźli jej uczestników do Krzyżowej. Wtedy Mehlhorn po raz pierwszy jest w tym miejscu. Uczestnicy konferencji piszą apel do ministra spraw zagranicznych: postulują, aby utworzyć w tym miejscu europejskie centrum pamięci o ruchu oporu przeciw Hitlerowi.

Jeszcze w 1989 r. powstaje stowarzyszenie. Jego cel: w Krzyżowej, która na razie jest jeszcze zrujnowanym PGR-em, stworzyć miejsce spotkań (aby to uczynić, trzeba też odrestaurować pałac). Zaczyna się żmudna praca u podstaw, w której ważną rolę zaczyna odgrywać także tandem Mehlhorn-Moltke. Mehlhorn ma pomysł: zorganizować tu stałą wystawę, poświęconą historycznemu dziedzictwu. Tylko: jakiemu dziedzictwu? O to się także trochę spierano. Bo jak to połączyć, bez prowokowania nieporozumień: niemiecki ruch oporu przeciw państwu Hitlera z polskim ruchem opozycyjnym? Jak uniknąć bezsensownej debaty, która dyktatura była „gorsza” lub który opór „odważniejszy”? Mehlhornowi udało się uniknąć tych pułapek. Było w ogromnym stopniu jego zasługą, że taka wystawa koniec końców powstała, z mottem z Havla: „Odrzucając kłamstwo”. Bo walka o prawdę jest, sądził Mehlhorn, „najmniejszym wspólnym mianownikiem” każdego ruchu oporu przeciw totalitarnej dyktaturze. Gdy w 1998 r. otwierano wystawę, przyjechali też niektórzy jej protagoniści. Freya von Moltke spotkała Jacka Kuronia. Nijolė Sadūnaitė, litewska dysydentka, spotkała Tatjanę Welikanową, dysydentkę rosyjską, której humor nie opuszczał nawet po tym, jak spędziła 7 lat w łagrach. Był to wielki dzień dla Krzyżowej (katalog tamtej wystawy, po polsku i niemiecku, to świetna lektura: opowieść o ludziach, którzy żyli w prawdzie, w Niemczech przed 1945 r. i w „bloku wschodnim” przed 1989 r.). Tamtego dnia, gdy przyjechałem do Krzyżowej, w pałacu trwały dyskusje młodych ludzi z Białorusi i Holandii, koło bramy zatrzymał się autokar z niemieckimi turystami, a w dawnych stajniach polska młoda para świętowała wesele. Chyba każdemu, kto spaceruje dziś po dawnym majątku starego feldmarszałka, niegdysiejsza tyrania musi wydawać się złym snem. Co nie znaczy, że dziś nie ma w Europie tyranii i wojny. Ale właśnie dlatego takie miejsce jest potrzebne.

Choć ich już nie ma. Freya von Moltke zmarła 1 stycznia 2010 r. w Norwich, w wieku 98 lat. Ludwig Mehlhorn zmarł w Berlinie 3 maja 2011 r., w wieku 61 lat.


Dr GERHARD GNAUCK jest historykiem i dziennikarzem, korespondentem dziennika „Die Welt” na Polskę i Ukrainę; mieszka w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2014

Artykuł pochodzi z dodatku „Krzyżowa