Nowe opowieści z prowincji

Maciej Płaza, Andrzej Muszyński i Radka Franczak – każde z nich na swój sposób szuka innych możliwości budowania niekonwencjonalnych opowieści o polskiej rzeczywistości.

25.09.2016

Czyta się kilka minut

Od lewej: Andrzej Muszyński, Maciej Płaza, Radka Franczak /  / Fot. Bartosz Siedlik; Krzysztof Mystkowski / KFP / REPORTER; Miguel Bueno
Od lewej: Andrzej Muszyński, Maciej Płaza, Radka Franczak / / Fot. Bartosz Siedlik; Krzysztof Mystkowski / KFP / REPORTER; Miguel Bueno

W polskiej prozie ostatnich lat (jeśli nie dekad) ze świecą szukać tekstów, które w oryginalny sposób starałyby się powiedzieć coś interesującego i jednocześnie istotnego o polskiej prowincji. I nie jest to wyłącznie problem literatury – w polskiej kinematografii również można dopatrzeć się podobnej tendencji. Polscy twórcy szerokim łukiem omijają polskie wsie i małe miasteczka jako miejsca zbyt trudne albo za mało interesujące dla swoich tekstów czy filmów. A jeżeli już się pojawiają, pokazywane są niemalże zawsze w sposób bardzo skonwencjonalizowany – korzysta się tu zazwyczaj z dwóch podręcznych i już mocno wyeksploatowanych klisz: prowincja jako sielanka lub jako siedlisko najrozmaitszych patologii społecznych. Te stereotypy nie tylko są skrajnie nieuczciwe i krzywdzące, ale przede wszystkim zaciemniają obraz, nie pozwalając dostrzec nowych, niezwykle ważnych zjawisk i procesów, które tam zachodzą.

Źródeł tego deficytu opowieści z prowincji, paradoksalnie, należałoby szukać w ogromie literackich tradycji, które do dziś silnie oddziałują na twórców, szczególnie tych dopiero debiutujących. Nieco upraszczając, można by wskazać dwie, bardzo wpływowe i ważne tradycje w polskiej literaturze, które na lata ustawiły sposób pisania o prowincji. Pierwsza z nich to nurt literatury chłopskiej (Julian Kawalec czy Tadeusz Nowak), której przedstawicielami są także Marian Pilot i Wiesław Myśliwski, choć ich ostatnie utwory można by co najwyżej nazwać „prozą postchłopską”. Niemniej tradycja ta, o czym świadczy ranga obu autorów w polu literackim, potwierdzona najważniejszymi wyróżnieniami, jest wciąż silnie obecna. Drugim nurtem była proza przez krytyków ochrzczona mianem „literatury małych ojczyzn”. Co znamienne, każdy z najczęściej wymienianych w tym kontekście twórców (Tokarczuk, Stasiuk, Huelle czy Pilch) odżegnywał się od tej etykiety. Faktem pozostaje jednak, że – podobnie jak twórcy prozy chłopskiej – utrwalili w polskiej kulturze bardzo wyrazisty sposób pisania o prowincji. Współobecność na scenie literackiej tych dwóch tradycji, zapewne wbrew intencji samych twórców, doprowadziła do domknięcia na dłuższy czas przestrzeni, w której mogłyby pojawić się nowe spojrzenia i języki opisu tej bardzo ważnej i rozległej rzeczywistości.
Proza Radki Franczak, Andrzeja Muszyńskiego i Macieja Płazy – gości tegorocznej edycji Festiwalu Conrada – pokazuje jednak, że trend ten się odwraca, a polska prowincja otrzymuje nowe, tak bardzo jej potrzebne głosy.

Mroczny realizm

Debiutancki „Skoruń” Macieja Płazy to zbiór opowiadań, które łączy postać tytułowego bohatera. Słowo „skoruń”, regionalizm pochodzący z Sandomierszczyzny, oznacza lenia, włóczęgę i obiboka – tym właśnie mianem ojciec określa nastoletniego bohatera prozy Płazy. Rzecz dzieje się w latach 80. w pozbawionej nazwy wsi, położonej gdzieś nad brzegiem Wisły w okolicach Sandomierza. Choć nie otrzymujemy od autora precyzyjnych danych geograficznych, to ani przez moment nie mamy wątpliwości, że miejsce, które opisuje, istniało naprawdę. Płaza wielokrotnie podkreślał, że „Skoruń” wyrósł z bardzo konkretnych doświadczeń, a opisywana rzeczywistość ma swoje źródło przede wszystkim w jego własnej pamięci. Dlatego też nie jest to powieść o wsi w ogóle ani też o klimacie lat 80. na polskiej prowincji, ale o bardzo konkretnym miejscu i czasie. To właśnie ta jednostkowa, indywidualna perspektywa pomaga Płazie ustrzec się przed widmem nostalgii, które ostatnio tak często nawiedza polską literaturę.

„Skoruń” czerpie z najlepszych tradycji prozy realistycznej (szczególnie w wydaniu chłopskim), jednocześnie przekraczając ją. Płaza koncentruje uwagę na detalach, z olbrzymią pieczołowitością odtwarzając realia świata, który z tradycyjną wiejską ludowością nie ma już nic wspólnego. Kluczową postacią we wszystkich opowiadaniach jest ojciec – z wykształcenia inżynier, pracujący w pobliskiej szkole, ale również sadownik, utrzymujący się ze zbiorów jabłek. Ojciec, podobnie jak świat, w którym żyje, pozbawiony jest metafizycznego nerwu. Jego obsesją są maszyny, które nieustannie konstruuje w swojej szopie – przy ich pomocy chce on nie tyle naprawić świat, ile jedynie odrobinę go usprawnić.

Utwór Płazy to w pewnym sensie anty- bildungsroman. W przeciwieństwie do klasycznej powieści o dojrzewaniu młodego człowieka autor buduje wizję świata, w którym proces wychowywania i formowania charakteru jest właściwie niemożliwy. Wszelkie momenty inicjacji – czy to seksualnej, czy to związanej ze sferą publiczną i duchową – zawsze okazują się nieudane i rodzą wyłącznie rozczarowanie. Świat z prozy Płazy zdaje się być pozbawiony pewnego bardzo istotnego pierwiastka, który gwarantowałby możliwość sensownego i celowego rozwoju nastoletniego bohatera. Jednakże owa transcendentalna „płaskość” nie jest dla Płazy powodem do rozpaczy czy nostalgii za światem, który już bezpowrotnie minął. Wręcz przeciwnie – to raczej efekt bezwzględnej stylistycznej i filozoficznej szczerości, która każe autorowi skupić się przede wszystkim na immanencji opisywanego świata. Świetnym przykładem tego jest scena, w której główny bohater, trochę za namową tajemniczego przybysza z zewnątrz, postanawia po raz pierwszy przepłynąć na drugi brzeg Wisły. Miejsce, które przez całe życie wydawało mu się niedostępne i tajemnicze, okazuje się ostatecznie boleśnie banalne. Płynąc z powrotem, nie odczuwa satysfakcji, tylko rozczarowanie – żadna tajemnica nie została odkryta, a przekroczona granica okazała się pozorna.

Odbierając niedawno Nagrodę Literacką Gdynia, Płaza powiedział coś, co mogłoby zburzyć tę spójną wizję jego prozy. „Ta powieść zrodziła się z ciemności” – powiedział. Przy uważnej lekturze ten nieoczywisty trop okazuje się bardzo zasadny. Świat „Skorunia”, całkowicie wyprany z transcendencji, skrywa w sobie mroczną tajemnicę. Niczym w prozie amerykańskiego Południa, którą Płaza uwielbia, ale też wielokrotnie tłumaczył na polski, świat pozornie płaski i banalny jest szczególnie predestynowany do skrywania mrocznej tajemnicy. Choć nie tam, gdzie byśmy się jej spodziewali.

Zupełnie nowy mit

Andrzej Muszyński, autor zbioru opowiadań „Miedza” oraz powieści „Podkrzywdzie”, w pewnym sensie wyznacza drugi, skrajny wobec Płazy biegun tego, co można by nazwać literaturą nowej prowincji. W swoim prozatorskim debiucie Muszyński bardzo wyraźnie nakreśla pozycję, którą zajmuje w opisywanym przez siebie świecie, a jednocześnie miejsce, z którego patrzy i zapisuje. „Od paru lat żyję na miedzy. Lubię przycupnąć i patrzeć, jak uważnie umiera świat. Potem wstaję i wracam nią wśród ugorów do domu. I tylko but mi się ślizga, raz w lewo, raz w prawo. Raz »ino«, raz »jedynie«, raz kwanty, raz gęsi. Pół litra czystej i Biblia Tysiąclecia. Czarny moleskine za pół stówy, a w nim spis zasianego”. W tym krótkim fragmencie autor w bezpretensjonalny sposób odkrywa karty i mówi wprost, że nie będzie udawał kogoś, kim nie jest. Nie będzie tu stylizacji na wiejskiego gawędziarza, pieczołowitej rekonstrukcji minionego bezpowrotnie świata. Nie będzie też, podobnie jak u Płazy, żadnego resentymentu i nostalgii.

Miedza, czyli miejsce, które zamieszkuje narrator opowiadania, doskonale określa jego sytuację – znajduje się jednocześnie w dwóch różnych światach, ale w żadnym nie odnajduje się w pełni. Z jednej strony prosty chłopak „stamtąd”, z drugiej inteligent z aspiracjami i moleskine’em, który stara się podglądać i podsłuchiwać swoich sąsiadów. Z powodu tej dwoistości właśnie nie udaje mu się uniknąć dystansującej ramy, w której owe historie się pojawiają: „Wtedy, przy przebieraniu, opowiedziana została historia sprzed lat. Jedna z wielu opowieści wypowiedzianych przy odchodzących w niepamięć czynnościach tego świata: łuskaniu fasoli, darciu pierza, kręceniu kiszek, ubijaniu kapusty i, jak dziś, przebieraniu kartofli”. Cały zbiór opowiadań „Miedza” to fascynujący zapis klęski, którą ponosi narrator. Wynika ona z wyczerpania pewnych form opowieści i języka, z czego Muszyński doskonale, ale i boleśnie zdaje sobie sprawę.

Siła prozy Muszyńskiego płynie właśnie z tej samoświadomości, dzięki której autor nie zaprzestaje poszukiwań nowych sposobów na opisanie konkretnej przestrzeni, w której żyje i która w jego odczuciu domaga się nowych opowieści. Podobnie jak u Płazy, chodzi tu o miejsce bardzo konkretne, choć też pozbawione nazwy własnej – wieś gdzieś na Jurze Krakowskiej, na skraju Pustyni Błędowskiej. Z tej potrzeby, ale też z niedosytu, jaki pozostawiły po sobie próby opisu tamtych ludzi i miejsc, zrodziła się powieść „Podkrzywdzie”, w której Muszyński próbuje podejść do problemu z zupełnie innej strony. Niektórzy krytycy odruchowo wpisują tę prozę w tradycję, którą z jednej strony wyznacza Schulzowska strategia mityzacji, z drugiej, południowoamerykański realizm magiczny, który najczęściej pełni funkcję wytrychu w bezradnych rękach krytyków.

Bez wątpienia Muszyński czerpie pełnymi garściami z tych języków, jednakże w zupełnie innym celu. „Podkrzywdzie” zbudowane jest z kilkunastu opowieści (Ksiąg) spisanych przez chłopca. Ich bohaterem jest przede wszystkim dziadek – postać tajemnicza i magiczna, trochę kapłan własnej, animistycznej religii, trochę błazen i pijak. Niemniej jest tym, kto otwiera przed chłopcem coraz to nowe przestrzenie metafizyki. W tym sensie Muszyński idzie dużo dalej niż Schulz, dokręcając mitologiczną śrubę do granic możliwości.

Kluczowy jednak jest epilog powieści (zatytułowany „Księga drugiej strony”), gdzie dorosły już narrator konfrontuje swoje dziecięce doświadczenia z opowieściami babci – postaci, która zawsze znajdowała się z boku metafizycznych przygód swojego męża. Poprzez swoje pragmatyczne podejście do życia, jak również zupełnie odrębny od dziadkowego język, wprowadza do świata „Podkrzywdzia” antymityczną przeciwwagę. W wyniku tego zderzenia rodzi się zupełnie nowy mit – inny niż ten obowiązujący do tej pory. I to zarówno w samej powieści, jak i w literaturze starającej się uchwycić rzeczywistość nowej prowincji. Mit ten nie wypełnia już szczelnie rzeczywistości swoimi strukturami, lecz stwarza przestrzeń możliwości dla budowania upełnie nowych opowieści.

Jeszcze inna prowincja

W tym układzie głos Radki Franczak, debiutującej w tym roku powieścią „Serce”, wybrzmiewa zupełnie inaczej. Jej książka to historia młodej dziewczyny z Polski, pochodzącej z małego miasta (również bez nazwy – tu cała trójka jest konsekwentna), która postanawia po maturze wyjechać na Zachód, aby zobaczyć kawałek świata i zarobić trochę pieniędzy. Podróżując ze swoim narzeczonym, trafia ostatecznie do małej wioski w Szwajcarii, gdzie znajduje pracę jako pomoc domowa w starej posiadłości.

Zatrudniają ją dwie kobiety – córka i matka. Dziewczyna początkowo nie rozumie relacji rodzinnych, które panują w domu. Matka, choć już w podeszłym wieku, wciąż ma w sobie olbrzymią energię i pragnie w pełni korzystać z życia. Dlatego też spotyka się z o połowę młodszym od siebie mężczyzną, urządza przyjęcia, często podróżuje. Córka, będąca jej przeciwieństwem, jest chronicznie nieszczęśliwa, dlatego tak bardzo drażni ją ten styl życia. Przepełniają ją pretensje do całego świata, gdyż nikt (a najmniej matka) nie docenia wysiłku, jaki wkłada w utrzymywanie domu po śmierci ojca.
Właśnie w tę toksyczną relację wkracza bohaterka – obie kobiety próbują przeciągnąć ją na swoją stronę, wykorzystując do swoich rozgrywek. Prace domowe, które wykonuje, są jedynie pretekstem do powstrzymania jej od wyjazdu. W istocie chodzi o pasożytowanie na jej młodzieńczej energii i entuzjazmie, których rozpaczliwie brakuje w tym przepełnionym śmiercią i ogólną atmosferą schyłkowości domu.

Kontrast, który zarysowuje się między młodością a starością, dostrzegalny jest w dynamice całej powieści. Młoda Polka wnosi ze sobą życie i emocje, ale też chaos – wszystko, czego zasiedziałej i dostatniej szwajcarskiej klasie średniej brakuje. Najważniejsze z perspektywy fabuły są oczywiście perypetie emocjonalne i egzystencjalne trzech kobiet, jednak sceneria tych wydarzeń nie jest przypadkowa: „Nie odzywaliśmy się do siebie, zmęczeni kolejną godziną. Czuliśmy, każde na swój sposób, gorycz ludzi drugiej kategorii, różnicę, która okazała się zupełnie inna niż ta, jakiej się spodziewaliśmy, nie była to nasza pogarda dla bogatych – nie, to było odkrycie, że można spokojnie żyć, podziw dla prostoty i piękna, wzajemnego zaufania i szacunku, które tak łatwo można było odczytać tylko w tych kilku samotnie stojących domach, farmach, oddalonych od siebie i, wydawało się, bez ludzi”. To jeden z pierwszych kontaktów bohaterki z Zachodem – refleksja ta będzie jeszcze wielokrotnie powracać.

W przeciwieństwie do Płazy i Muszyńskiego Franczak nie próbuje wymyślać nowego języka dla opisu polskiej prowincji. Wykonuje gest zgoła inny – oddala się od niej, aby nabrać innej perspektywy. Mocno upraszczając, można by jej powieść wpisać w bogatą tradycję patrzenia na Polskę z perspektyw emigracyjnej, jednakże u debiutującej autorki opuszczenie ojczyzny ma inne konsekwencje niż jeszcze 10 czy 15 lat temu (o dalszych perspektywach nie wspominając). Bohaterka „Serca” nie wyjeżdża też do żadnej z zachodnich metropolii, ale osiada właśnie na zapadłej prowincji, w domu rzuconym gdzieś w pobliżu szwajcarskiej autostrady. Będąc tam, odkrywa, że życie w takim miejscu może wyglądać inaczej, niż to jej się do tej pory wydawało.

Relacje między kobietami dzielącymi ze sobą przestrzeń olbrzymiego, starego domu polegają na wymianie – każda z nich coś zyskuje. W przypadku Polki jest to krytyczny dystans – nie tylko wobec swojego życia i emocji, ale również w kwestii przestrzeni, którą zamieszkuje.

Nowe przestrzenie

Proza Płazy, Muszyńskiego i Franczak cieszy potrójnie. Po pierwsze dlatego, że są to bardzo wyraziste i oryginalne głosy, szukające swojego miejsca i nieidące na żadne stylistyczne kompromisy. Po drugie, to autorzy nowi w świecie literatury (wyjątkiem jest Muszyński, choć i on jako prozaik zadebiutował dopiero w 2013 r.), którym udało się nie wpaść w żadne konwencje i myślowe koleiny, niebezpiecznie zawężające pole widzenia. Po trzecie, co najważniejsze, ich teksty wiele wnoszą do polskiej literatury, która rozpaczliwie potrzebuje nowych języków dla opisania miejsc pozostających poza głównym nurtem życia kulturalnego.

Białe plamy na mapie nigdy nie pozostają długo niezagospodarowane. Jeśli pisarze nie stworzą dla nich narracji, zrobią to inni. ©

MICHAŁ SOWIŃSKI (ur. 1987) jest doktorantem na Wydziale Polonistyki UJ, redaktorem literackim w zespole organizacyjnym Festiwalu Conrada, redaktorem w wydawnictwie Korporacja Ha!art, współtwórcą (obok Katarzyny Trzeciak) audycji literackiej „Book’s not dead” w radiu radiofonia.net.

Andrzej Muszyński (ur. 1984) jest pisarzem i reporterem. Nominowany do Paszportu „Polityki” i Nagrody Literackiej Gdynia za powieść „Podkrzywdzie” (2015). Autor zbiorów reportaży „Południe” (2013) i „Cyklon” (2015) nominowanych do Nagrody im. Beaty Pawlak oraz debiutanckiego zbioru opowiadań „Miedza” (2013), za który otrzymał nominację do Nagrody Literackiej Gdynia. W swojej prozie skupia się przede wszystkim na obrazie wsi ze swojej rodzinnej okolicy.

Maciej Płaza (ur. 1976) jest pisarzem, tłumaczem, doktorem nauk humanistycznych. Autor książki „O poznaniu w twórczości Stanisława Lema” (2006). Laureat Nagrody „Literatury na Świecie” za przekład wyboru opowiadań H.P. Lovecrafta „Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści” (2012). Jako prozaik debiutował w 2015 r. tomem opowiadań „Skoruń”, nominowanym do Nagrody Literackiej Nike, Śląskiego Wawrzynu Literackiego i Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza oraz uhonorowanym Nagrodą Literacką Gdynia.

Radka Franczak (ur. 1977) jest fotografką, absolwentką PWSFTViT w Łodzi, ukończyła także kurs reżyserii filmów dokumentalnych w Szkole Andrzeja Wajdy. Reżyserka filmów dokumentalnych, m.in. „Gdzie jest Sonia?” i „Stiepan”. Niedawno zadebiutowała jako pisarka powieścią „Serce”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2016

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad (02/2016): Intensywność