Wiraże pełne wirów. Co się dzieje w polskiej polityce

Na razie groźby rozpadu koalicji i nowych wyborów są tylko chwytami negocjacyjnymi. Ale ten wrestling udający groźną walkę może się w końcu zamienić w pojedynek z bolesnymi ciosami.

23.05.2022

Czyta się kilka minut

Mateusz Morawiecki i Zbigniew Ziobro w ławach rządowych podczas posiedzenia Sejmu. Warszawa, 11 maja 2022 r. / RAFAŁ GUZ / PAP
Mateusz Morawiecki i Zbigniew Ziobro w ławach rządowych podczas posiedzenia Sejmu. Warszawa, 11 maja 2022 r. / RAFAŁ GUZ / PAP

Czas nadzwyczajnej mobilizacji minął. Ukrainie nie grozi już egzystencjalne niebezpieczeństwo. Choć droga ku zwycięstwu nad Rosją wydaje się daleka i bolesna, wiele wskazuje na to, że sukces może zapewnić determinacja i długotrwały wysiłek. Ta sytuacja zmienia też rodzimą politykę. W momencie pierwszego zrywu i zagrożenia upadkiem Kijowa powszechne były oczekiwania odłożenia sporów, połączenia sił i wyjścia naprzeciw dotychczasowym oponentom. Traktowanie międzypartyjnych podchodów jako ostatecznej walki dobra ze złem straciło na wiarygodności w obliczu tragedii za naszą wschodnią granicą. Choć od początku nie brakowało takich, którzy używali wojny jak kolejnej pałki na politycznych przeciwników, to jednak byli oni raczej ambarasującym marginesem. Teraz polska polityka zaczęła jednak wracać na znane nam tory.

Pięciu rozgrywających

Starej logice podlega zwłaszcza to, co dzieje się wewnątrz koalicji rządzącej. Toczy się tam rozgrywka pomiędzy prezydentem, premierem, prezesem i ministrem sprawiedliwości. Do tego dochodzi jeszcze jeden prezes: telewizji, którego wpływowi na atmosferę w kraju trudno zaprzeczyć. Z całej tej piątki trzej ostatni gracze nie są zainteresowani tym, by zmieniać logikę polskiej sceny, opartą na konflikcie. On jest oczywiście nieodłącznym elementem polityki, ale to, z czym mamy dziś do czynienia, zasługuje już na miano zacietrzewienia. Jego źródłem jest pozycja, jaką wypracował sobie Zbigniew Ziobro w relacjach z Jarosławem Kaczyńskim. W efekcie żaden z nich nie ma dziś serca do przejrzystej współpracy z traktowanym na równi partnerem, nie można mieć też złudzeń, że dojdzie tu do jakiegoś pozytywnego przesilenia.

To właśnie sprawia, że w kwestiach Izby Dyscyplinarnej SN i pieniędzy z KPO sytuacja ciągle jest niejasna. Utrzymała się sejmowa większość i rozstrzygnięte zostały losy dwóch problemów, czyli wyboru prezesa Narodowego Banku Polskiego i nominacji dla sędziów do neo-KRS. Tyle że właśnie te dwie decyzje pokazują, iż żadnej odmiany, na której skorzystałoby społeczeństwo, w obozie rządzącym nie będzie. Nie stara się on bowiem naprawiać swoich błędów, lecz woli udawać, że nigdy ich nie było. Trzymanie na stanowisku Adama Glapińskiego, który stał się uosobieniem wysokiej inflacji, nie jest na pewno politycznym majstersztykiem. Podobnie można ocenić środowisko Zbigniewa Ziobry i jego nieudolne próby reformy wymiaru sprawiedliwości. Widać tu wyraźnie, że dostrzeganie problemów trapiących społeczeństwo nie oznacza wcale umiejętności ich rozwiązywania.

Prezydent czy premier, nawet jeśli chcieliby coś zmienić w politycznym stylu swojego obozu, są na to za słabi. Nad ostatnią inicjatywą ustawodawczą Andrzeja Dudy, mającą zakończyć spór z UE, ciąży wspomnienie losów jego inicjatywy referendalnej w sprawie konstytucji czy kompromisu aborcyjnego, którego projekt utknął w parlamencie. Teraz też widać, że nikt specjalnie – a szczególnie Ziobro – nie zamierza mu się podporządkować tylko z tytułu stanowiska Dudy.

Premier też jest w pułapce. Odgrzewa dziś wszystkie spory z opozycją, żeby zachować wiarygodność w oczach pozostałych graczy swojego obozu, choć jednocześnie do sprawnego rządzenia potrzebuje narzędzi, w szczególności europejskich pieniędzy, których otrzymanie wymaga spuszczenia z tonu.

Jedna, dwie, trzy listy

Groźby ostatecznego rozpadu koalicji i przyspieszonych wyborów, pojawiające się w spekulacjach, na razie okazują się tylko chwytami negocjacyjnymi. Przy każdym nawrocie kryzysu rządowego na prawicy te teatralne gesty stają się jednak coraz bardziej wyraziste. Może się w którymś momencie okazać, że ten wrestling nie tylko udaje niezwykle groźną walkę, ale zamienia się w pojedynek z naprawdę bolesnymi ciosami. Zbigniew Ziobro może bowiem uznać, że warto się stawiać, bo można dzięki temu zachować tożsamość w obrębie obozu politycznego i znowu coś utargować – tak jak udało mu się to w przypadku KRS, do której wepchnął swoich ludzi.

Tak czy inaczej, nawet jeśli scenariusz przyspieszonych wyborów obecnie się oddalił, wciąż jest możliwy, i to już jesienią, gdyż emocje pomiędzy uczestnikami gry w koalicji rządzącej wcale się nie zmniejszyły. Nikt nie wyciągnął wniosku, że działania, które doprowadziły do dotychczasowych napięć, są złe. Dlatego można przypuszczać, że będą one wracać, nawet gdyby udało się osiągnąć sukces w sprawie przyznania pieniędzy z UE. Powinniśmy się przyzwyczajać do myśli, że każdy miesiąc może przynieść coś, czego wcześniej nie byliśmy sobie w stanie wyobrazić.

Przyspieszone wybory wymagają jednak kilku warunków. Przede wszystkim zależą od sytuacji Ukrainy. Opozycja, chociaż jeszcze przed najazdem Rosji złożyła wniosek o samorozwiązanie Sejmu, dziś nie musi być już tak bardzo zainteresowana jego przegłosowaniem. Wybory w sytuacji wojny za granicą i milionów uchodźców goszczących w naszym kraju nie są dobrym pomysłem. Zwłaszcza dla Donalda Tuska, który wciąż liczy, że uda mu się zmontować jedną opozycyjną listę (choć nic od pół roku w tej sprawie się nie zmieniło i poza PO chętnych nie ma).

Po ostatnich sondażach widać, że na polskiej scenie panuje pewna stagnacja i równowaga z lekkim wskazaniem na opozycję. Atmosferę podgrzał ostatnio sondaż Ipsos sugerujący, że wybór jednej listy byłby jakościową zmianą i dawałby opozycji więcej, czyli 50 proc. głosów. Ten wynik wyłamuje się jednak z trendu pokazywanego przez wiele wcześniejszych badań opinii, które wskazują wyraźnie, że zbytnie zjednoczenie opozycji oznacza odpływ części wyborców do Konfederacji i PiS lub ich rezygnację z pójścia do urn. Powód: zbyt szerokie skrzydła przeszkadzają części elektoratu, który widzi na jednej liście ludzi nadmiernie różniących się poglądami.

Mamy zatem sytuację, w której cztery listy to na pewno za dużo, ale jedna może być celem wątpliwym. Pytanie, czy powinny powstać dwie, czy trzy listy, i w jakiej konfiguracji, ciągle pozostaje otwarte. Ostateczna decyzja zapadnie pewnie wtedy, kiedy będzie już jasny termin elekcji. Można się spodziewać, że gdyby kolejne konflikty w obozie rządzącym wywołały kryzys wymagający przecięcia go wyborami, opozycja może nie mieć wyjścia, jak poprzeć wniosek. Zwłaszcza że będzie to dla niej zawsze większa szansa niż dla partii władzy. W naszym systemie politycznym przyspieszone wybory są aktem desperacji i dowodem na kryzys polityczny. Trudno jest je sensownie i bezpiecznie uargumentować z perspektywy rządzących, którzy wygrali w poprzednich i zdobyli sejmową większość. Prawo i Sprawiedliwość otrzymało samodzielne rządy, do tego posiada swojego prezydenta. Nie ma zatem racjonalnego powodu, dla którego właśnie teraz powinny się odbyć wybory, kiedy Polacy mają na głowie tak wiele innych problemów.

Zajęci głównie sobą

Jedynym dobrym dla rządzących skutkiem ubocznym, który przyniosłoby wcześniejsze wysłanie obywateli na głosowanie, jest rozwiązanie problemu roku 2023. Na skutek wydłużenia kadencji samorządów do pięciu lat dojdzie do koincydencji pomiędzy wyborami sejmowymi i samorządowymi. Te drugie, zgodnie z prawem, mają od tygodnia do sześciu poprzedzać wybory do parlamentu. A to rozwiązanie bardzo kłopotliwe dla partii rządzącej. Wybory lokalne tuż przed sejmowymi zmobilizują bowiem wyborców opozycji, chcących ukarać lokalnych kandydatów PiS za błędy całego obozu władzy. Spektakularna porażka na miesiąc czy tydzień przed wyborami do parlamentu może podciąć skrzydła przegranym, zwycięzcom zaś dodać animuszu. Opcjonalne przesunięcie wyborów lokalnych na później może za to zmienić motywację po stronie samorządowców, czyli osób, które obecnie są radnymi i burmistrzami i które mogą poprzez osobisty start na listach opozycji, nawet z dalszych miejsc, wspierać ją dużo bardziej niż odpowiednicy z partii rządzącej.

Takich potencjalnych kandydatów opozycji jest przede wszystkim więcej. A jeśli nie wystartują tylko z jednej listy, będzie dla nich dodatkowa liczba pozycji do obsadzenia. Co prawda pojawiają się też pomysły zmiany ordynacji wyborczej na korzystniejszą dla obozu rządzącego, ale z nimi jest tak samo, jak z dywagacjami dotyczącymi terminu wyborów – dowodzą słabości obozu rządzącego. Powodem każdego z takich trików jest to, że władza ma poważny problem. Lecz zamiast próbować go rozwiązać poprzez zmianę strategii, próbuje zmienić reguły. Tworzy się w ten sposób wir – im bardziej rządzący wciągani są w swoje własne problemy, tym mniej uwagi poświęcają na rozwiązywanie kłopotów współobywateli. Zwiększa się przez to szansa, że Polacy odeślą ich do ław opozycji, żeby oddać swoje sprawy w ręce tych, którzy nie zajmują się wyłącznie sobą (inna rzecz, że pokusa zajmowania się głównie swoimi problemami nie jest też obca opozycji).

Obóz rządzący pokonał w ostatnich tygodniach kilka wiraży, ale nic nie wskazuje na to, żeby te manewry oznaczały wyjście na prostą. Co więcej, po każdym z tych ostrych zakrętów cały pojazd jest coraz bardziej rozklekotany i niesterowny. Nie musi się oczywiście od razu rozpaść, ale widać, że nikt nie ma pomysłu na to, jak – i czy w ogóle – go naprawić. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Wiraże pełne wirów