Sorry, Canada!

Legendarna kanadyjska uprzejmość to nie stereotyp, lecz sposób na życie. Dobre maniery i gotowość do przepraszania pomagają zróżnicowanemu społeczeństwu trzymać się razem.

26.07.2021

Czyta się kilka minut

W ramach „Red Couch Project” Ela Kinowska i Piotr Sobierajski przejechali przez wszystkie prowincje i terytoria, nagrali 450 wywiadów.  Swoim rozmówcom zadawali tylko jedno pytanie:  czym dla ciebie jest Kanada? Odpowiedzi się nie powtarzały. / ELA KINOWSKA / ARCHIWUM PRYWATNE
W ramach „Red Couch Project” Ela Kinowska i Piotr Sobierajski przejechali przez wszystkie prowincje i terytoria, nagrali 450 wywiadów. Swoim rozmówcom zadawali tylko jedno pytanie: czym dla ciebie jest Kanada? Odpowiedzi się nie powtarzały. / ELA KINOWSKA / ARCHIWUM PRYWATNE

Wpierwszych dniach po przeprowadzce do Toronto uczyłam się poruszać po centrum, które obejmuje nie tylko zwykłe naziemne ulice. Pod wieżowcami pokrytymi szkłem i pod starymi ceglanymi domami istnieje PATH, plątanina podziemnych korytarzy pełnych sklepów, knajpek i punktów przesiadkowych pomiędzy metrem, tramwajami i autobusami. Zabłądzić łatwo, dlatego w kamienicy, w której wówczas mieszkaliśmy, portier zagadnął, czy bez trudu udało mi się trafić pod właściwy adres.

– Przepraszam, ale ciągle jeszcze uczę się siatki połączeń, więc tym bardziej cieszę się, że tu dotarłam.

– Zaczynasz zdanie od „przepraszam” i narzekasz na transport publiczny. To znaczy, że jesteś już chyba prawdziwą Kanadyjką! – puścił do mnie oko, a ja szybko nauczyłam się obowiązujących zasad:

Kiedy tramwaj zahamuje i objuczona siatkami wpadasz na współpasażera, to on pierwszy mówi „przepraszam”.

Kiedy w sieci Tim Hortons zamawiasz kawę half-and-half, czyli zabieloną w połowie mlekiem, a w połowie tłustą śmietanką, ale barista się pomyli, to ty przepraszasz.

Kiedy podczas trekkingu w okolicach Banff potkniesz się o wystający z ziemi korzeń, zanim upadniesz, zdążysz jeszcze krzyknąć: przepraszam!

– Kiedy wpadnie się na kogoś na ulicy, to odruchowo przepraszają obie strony – śmieje się Leslie Scanlon, ambasador Kanady w Polsce i na Białorusi. – Może się to wydawać nieco dziwne, ale tak właśnie zachowują się Kanadyjczycy.

Gdyby utworzyć chmurę tagów określającą słowa, które codziennie krążą w Kanadzie, „sorry” byłoby wśród nich największe i najważniejsze.

Uprzejmość, z której słyną Kanadyjczycy, niweluje bariery i otwiera granice równie łatwo jak paszport. Trafia do memów i żartów tak często jak łosie. Jest jednak nie tylko towarem eksportowym, ale też emanacją filozofii, która pozwala zupełnie różnym od siebie ludziom na pokojowe i przyjazne współistnienie.

Co to znaczy być Kanadyjczykiem?

Jeszcze w 1963 r. Marshall McLuhan, twórca pojęcia „globalna wioska” i patron wielu kanadyjskich szkół publicznych, powiedział, że Kanada jest jedynym państwem na świecie, które wie, jak żyć, nie mając tożsamości.

Nie ma bowiem zgody co do tego, co znaczy być Kanadyjczykiem. Nie istnieje zbiór cech, które wyczerpywałyby definicję kanadyjskości. Mamy oczywiście łatwo dostępny zbiór stereotypów i emblematów, mapę prostych skojarzeń. Znajdzie się tam imponująca przyroda, syrop klonowy i hokej. Insulina, pralka, pizza hawajska z ananasem. Mamy powidok Kanady, który reprezentują ikony popkultury, takie jak pisarka Margaret Atwood, piosenkarka Alanis Morissette, astronauta Chris Hadfield. A także szef rządu, Justin Trudeau. U siebie w kraju postrzegany jest jako menadżer, któremu powierzono zarządzanie krajem, lecz za granicą – przekroczył granice polityki i urósł do rangi znaku popkultury. W ostatnich latach na mapie skojarzeń pojawia się więc też inkluzywna polityka kierowanej przez niego Partii Liberalnej, dążenie do neutralności klimatycznej, a także niełatwy proces pojednania z rdzenną ludnością po krzywdach zadanych jej w systemie szkół z internatem, stworzonych przez państwo, a zarządzanych przez Kościół. Dla tych, którzy mają w rodzinie kogoś, kto wyemigrował do Kanady – Polonia liczy tam około miliona ludzi – to także osobiste historie opuszczenia, nadziei, czasem powrotów. Ale te puzzle nie tworzą jednej spójnej odpowiedzi na to, czym jest i jaka jest Kanada.

Łatwiej powiedzieć, czym Kanada nie jest. Od dawna bowiem rozumienie kanadyjskości buduje się przede wszystkim na porównaniu, a raczej antytezie wobec amerykańskości – dotyczy to m.in. spraw gospodarczych, polityki zagranicznej, stosunku do religii, a także swobód obywatelskich.

Kanadyjczycy podkreślają nader często, że choć pozornie podobni, są co do zasady zupełnie inni od Amerykanów – nie tylko dlatego, że mogą cieszyć się dostępem do publicznego ubezpieczenia zdrowotnego. Odcinają się od amerykańskiego snu o potędze, nie mają ambicji być światowym Supermanem. Na co dzień są zadowoleni z bycia Clarkiem Kentem.

W odróżnieniu od sąsiednich Stanów, Kanada nie jest tyglem kultur. To raczej mozaika, bo jej części nie przenikają się i nie łączą ze sobą. Elementy tworzące tę układankę ściśle do siebie przylegają, ale granice między nimi są wyraźnie zaznaczone. Można być Kanadyjczykiem o podwójnej tożsamości: przybyłym z Chin Chinese Canadian albo Indian Canadian urodzonym w rodzinie pochodzącej z Indii, a także Indigenous Canadian, czyli rdzennym Kanadyjczykiem – i w każdej z tych form być wiernym zarówno tradycji, jak i przyjmować nowe perspektywy. Dziś w Kanadzie żyją ludzie pochodzący z całego świata.

Toronto, choć nie jest stolicą, stało się nie tylko największym i zróżnicowanym, ale i najbardziej wieloetnicznym miastem na naszej planecie. Na ulicy pobrzmiewa tu ponad 150 języków. Pojawia się też pytanie, jak mówić o demografii tego blisko trzy­milionowego miasta, które razem z satelickimi miejscowościami jest domem dla ponad 6 mln mieszkańców. Połowa przyszła na świat poza Kanadą. Do niedawna ludzi kolorowych nazywano tu visible minority, widoczną mniejszością. Od kilku lat to już nieaktualne, bo większość tych, którzy mieszkają w Toronto, ma kolor skóry inny niż biały.

Trudno o definicję Kanady, bo nie ma danych, które by ją wypełniały. Są za to postulaty, które można nazwać obietnicą Kanady. W 2015 r. Justin Trudeau udzielił głośnego wywiadu „New York Timesowi”. Stwierdził w nim, że Kanada jest pierwszym państwem postnarodowym, przekraczającym tradycyjne rozumienie państw opartych na wspólnocie etnicznej czy kulturowej. Trudeau dodał, że nie istnieje ani główna kanadyjska tożsamość, ani mainstream. Jego zdaniem w Kanadzie nie ma dominującej kultury, ale są wspólne wartości, takie jak „otwartość, szacunek, współczucie, gotowość do ciężkiej pracy, wspierania się nawzajem i do dążenia do równości oraz sprawiedliwości”. Brzmi nie tylko romantycznie, ale też utopijnie. Trudno również oprzeć się wrażeniu, że to raczej zbiór postulatów albo zarys projektu. Bo Kanada jest dziełem otwartym, państwem w ciągłym procesie przebudowy i aktualizacji kodu źródłowego.

W 2010 r. na ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Vancouver wystąpił poeta Shane Koyczan ze swoim wierszem „We Are More” („Jesteśmy czymś więcej”), którego fragment cytuje Charlotte Gray w bestsellerowej książce ­„The Promise of Canada” i który można przetłumaczyć następująco:

niektórzy mówią, że określa nas

proste proszę i dziękuję

mówimy też nie ma za co

ale jesteśmy czymś więcej

niż ludźmi z dobrymi manierami

jesteśmy ideą, która się realizuje

jesteśmy młodzi

jesteśmy kulturami, które są sczepione

a potem utkane w jeden kilim

a jego wzór sprawia

że jesteśmy czymś więcej

niż sumą naszych historii

jesteśmy eksperymentem

który dla odmiany

przebiega pomyślnie

Co nam dał Terry Fox

Nie od dziś próba zdefiniowania kanadyjskości przypomina bieg z przeszkodami. Mija się w nim rozwijające się równolegle kultury i tradycje, znoszące się nawzajem prądy kulturowe i obyczajowe, jawne napięcia i przemilczane zadry, konflikty tożsamościowe i światopoglądowe. Tak jak nie ma jednej narracji o Kanadzie, nie ma też archetypu Kanadyjczyka. Jest jednak jeden symbol, który można uznać za wspólny i nośny niezależnie od pochodzenia etnicznego, religii czy światopoglądu. Tym kimś jest Terry Fox.

W 1977 r. Terry był młodym sportowcem u progu dorosłego życia. Zaczął skarżyć się na ból nogi, wkrótce lekarze zdiagnozowali nowotwór kości. Konieczna była amputacja powyżej kolana. Chłopak nie poddawał się chorobie – postanowił przebiec przez całą Kanadę, od jednego brzegu oceanu do drugiego, by zebrać pieniądze na badania nad rakiem. Ten wysiłek nazwał Maratonem Nadziei. Świat obiegły zdjęcia biegacza przemierzającego kraj dzięki metalowej protezie i Terry Fox stał się bohaterem Kanady, nie tylko podziwianym, ale i kochanym. W ciągu 143 dni pokonał blisko 5400 km. Został najmłodszą osobą uhonorowaną Orderem Kanady, najwyższym odznaczeniem, jakie w tym kraju może otrzymać osoba cywilna. Wybija się na nim hasło: „Desiderantes meliorem patriam” – „Dla tych, którzy pragną lepszej ojczyzny”.

Ale na trasie maratonu choroba wróciła i miesiąc przed 23. urodzinami Terry zmarł. W całym kraju opuszczono flagi do połowy masztu. Dziś jego imię nosi jeden z górskich szczytów, a także ostatni pokonany przez niego odcinek autostrady Trans-Canada Highway. W 2006 r. Fox w ogólnokrajowym plebiscycie stacji CBC został wybrany drugim największym Kanadyjczykiem wszech czasów. Na pierwszym miejscu znalazł się Tommy Douglas, twórca publicznego systemu ubezpieczeń zdrowotnych.

Kanadyjczycy nie zapomnieli o Terrym. Tradycyjnie już w pierwszych dniach września organizowany jest Terry Fox Run. W szkole podstawowej w Toronto, z którą związana była moja rodzina, ten bieg, a raczej spacer, był nieoficjalnym początkiem roku szkolnego. Opowieść o Terrym jako przykładzie do naśladowania – człowieku, który nie poddawał się, a do tego myślał o innych – otwiera kolejne lata edukacji kanadyjskich dzieci. Dla mnie, dorastającej w cieniu Westerplatte i wychowanej na wrześniowych akademiach poświęconych męczeństwu żołnierzy, to zaskakująca perspektywa. Dla moich dzieci, wychowywanych w Kanadzie, już zupełnie naturalna.

Uprzejmy jak Kanadyjczyk

Sobotnie popołudnie w szkole jogi przy St. Clair Avenue West w Toronto. Ustawiamy się w pozycji psa z głową w dół, która pomaga rozciągnąć kręgosłup. Instruktorka zachęca: – Dodajcie do tego simhasanę, lwią twarz.

Wydaje się, że to proste zadanie: trzeba tylko szeroko otworzyć oczy, a wzrok skierować w tył głowy. Do tego otworzyć usta, jak najszerzej, wysunąć język i dotknąć jego koniuszkiem do brody. A potem wydać z siebie głębokie: ­Haaaaa!

Na macie jesteśmy grupą początkującą, nikt nie ma odwagi.

– Nie martwcie się, nikt nie patrzy. Ta asana rozluźni wasze twarze, przewentyluje ciało. Zróbcie: Haaaaa!

– ...ha! Ha! – znad maty dobiegają nieśmiałe dźwięki przypominające ziewanie.

– Zupełnie nie ma w tym siły – kręci głową nauczycielka. – Pozwólcie sobie na głęboki, prawdziwy ryk. Choć przez chwilę nie bądźcie już tacy kanadyjscy!

– Haaaaaaaaaaaaaa! Haaaaaaaaaaaaaaaaaa!

Kanadyjczycy słyną nie tylko z uprzejmości, ale także z pewnej rezerwy. Być może to część brytyjskiego podejścia, które zakłada kontrolowanie emocji i nieobarczanie innych nie tylko swoimi sprawami, ale przede wszystkim zmartwieniami.

– To widać wszędzie: w sklepie, na ulicy, a przede wszystkim w każdym urzędzie. Nie wypada zawracać ludziom głowy swoimi problemami – mówi Ela Kinowska, Kanadyjka i Polka, która od wybuchu pandemii mieszka w Sopocie. – Głębszych relacji nie nawiązuje się tam tak szybko jak w Polsce, ale Kanadyjczycy są dla siebie bardzo uprzejmi na co dzień. Przestrzeń publiczna jest życzliwa, bo Kanada jest mistrzem świata w uprzejmości.

Ela pokazuje czerwoną przypinkę z napisem „nice”, miły. Kanadyjska marka odzieżowa Roots rozdawała je w przede dniu jubileuszu 150-lecia Kanady w 2017 r. Nice nie oznacza tylko bycia grzecznym i miłym, ale też empatię, gotowość do pomocy, otwartość na rozmowę.

Kilka lat temu Ela kupiła od znajomego, Piotra Sobierajskiego, czerwoną skórzaną kanapę. Przywiózł ją i postawił przed jej domem w Ottawie, wprost na śniegu. Wyglądała jak kanadyjska flaga. Ela jest fotografką, filmowczynią i animatorką kultury. Szybko uznała, że na tej kanapie można rozpocząć rozmowę o tym, czym jest dziś Kanada. W ramach „Red Couch Project” razem z Piotrem przejechali 30 tys. km przez wszystkie prowincje i terytoria, nagrali 450 wywiadów. Swoim rozmówcom zadawali tylko jedno pytanie: czym dla ciebie jest Kanada? Ich projekt był częścią obchodów ­150-lecia Kanady, a odpowiedzi się nie powtarzały.

Kanada, jako kraj oparty na imigrantach, publikuje wiele kompendiów i poradników pomagających przybyszom odnaleźć się w nowej rzeczywistości i poznać tutejsze reguły gry. Wiele takich publikacji przypomina, że wbrew pozorom kanadyjska etykieta jest dość sformalizowana. Przyjacielski, otwarty stosunek do innych nie jest otwartym zaproszeniem do budowania bliższej relacji. Uprzejmość i życzliwość nie kłócą się z poszanowaniem prywatności. Dotyczy to także prawa do przestrzeni osobistej. Widać to na ulicy – gdzie przyjęto, by chodzić prawą stroną chodnika, trzymać się kolejki, nie pchać do autobusu i raczej nie nawiązywać długiego kontaktu wzrokowego.

Katarzyna Wężyk, publicystka „Gazety Wyborczej”, autorka książki „Kanada. Ulubiony kraj świata”, ze śmiechem wspomina, jak podczas podróży po Kanadzie chciała złapać autostop. Na malowniczej Wyspie Księcia Edwarda wyciągnęła kciuk, od razu zatrzymał się samochód. Kierująca nim kobieta najpierw zaproponowała Katarzynie, że podwiezie ją na rogatki, ale ostatecznie zawiozła 40 km dalej, choć było jej zupełnie nie po drodze.

– Wydaje mi się, że nawet jeśli to przepraszanie i bycie miłym jest powierzchowne, i może czasem, o ile mogę to tak oceniać, wypływa nie tyle z potrzeby serca, ile ze zinternalizowanego mitu i charakteru narodowego, to jednak ułatwia współżycie z innymi kulturami – mówi Katarzyna. – Dlatego to takie szokujące, że ci mili, sympatyczni, uważni Kanadyjczycy urządzili piekło swojej ludności rdzennej.

Historia założycielska Kanady opiera się na machinie asymilacji ludności rdzennej, która obejmowała m.in. system szkół z internatem dla rdzennych dzieci. Fundowało go państwo, ale placówki prowadzili przede wszystkim duchowni Kościoła katolickiego i Kościołów protestanckich. Dzieci były poddawane tam przemocy – dziś w Kanadzie mówi się o nich nie „absolwenci”, lecz „ocaleńcy”. Za udział w tworzeniu tego systemu Kanada wielokrotnie przepraszała – słowem, symbolem, ale także gestem, pieniądzem i zmianą polityki. Podobnie przeprosiły też Kościoły protestanckie. Milczą za to kolejni papieże.

W Kanadzie wyartykułowanie przeprosin może być niekiedy traktowane jako przyznanie się do winy albo przejaw słabości. Dlatego m.in. prowincja Ontario przyjęła prawo, które określa granice odpowiedzialności za słowo „przepraszam”. To wielka ulga dla prawników. W sprawach cywilnych mogą powoływać się na konkretny zapis, który de iure ustala, jakie skutki prawne rodzi popularne I’m sorry – a właściwie, że nie rodzi żadnych. I tak, Ustawa o przeprosinach (The Apology Act) uchwalona w 2009 r. wskazuje, że przeprosiny oznaczają wyrażenie współczucia lub żalu, ale nie sugerują automatycznie przyznania się do winy lub odpowiedzialności.

Kanadyjskie „przepraszam” jest konwenansem. To element społecznego dialogu, nie zawsze opartego na szczerości. Czasem też przeciągłe sohreeee jest wysyczane i oznacza mniej więcej tyle, co „ubolewam, że nasze drogi się dziś skrzyżowały” albo „nie mam zamiaru dyskutować, ale to oczywiście twoja wina”. Przeprosiny, rozdawane łatwo i za darmo, są jednak w Kanadzie sprawdzonym elementem strategii radzenia sobie z konfliktami. Dyplomacja nie jest bowiem sztuką prowadzenia wojny, lecz przede wszystkim jej unikania.

– Kiedy nie buduje się relacji z pozycji siły, to otwartość i uprzejmość bardzo się przydają – mówi ambasador Leslie Scanlon.

Glenn Geher, biolog ewolucyjny, w artykule opublikowanym na łamach „Psychology Today” pisał, że przeprosiny ewolucyjnie są sposobem na utrzymanie wzajemnego altruizmu. Jeśli ty będziesz uprzejmy i pomocny, ktoś ci się w przyszłości zrewanżuje. W Kanadzie polisa na przyszłość może mieć więc formę odśnieżonego chodnika – ludzie wyświadczają sobie takie drobne uprzejmości, bo pewnego ranka sami zobaczą, jak sąsiad pracuje z szuflą na ich wjeździe do garażu.

Ja sama przez lata spędzone w Kanadzie doświadczałam na co dzień tej niewymuszonej, uprzejmej serdeczności. Ktoś poświęcił pół godziny, by przeprowadzić mnie przez labirynt korytarzy PATH, ktoś pomagał dźwigać dziecięcy wózek przez zaspy. Z czasem zaczęłam pomagać i ja. Któregoś listopadowego ranka spadł marznący deszcz, który błyskawicznie pokrył nasze czapki, ale też liście, jezdnię i chodniki cieniutką warstwą lodu. Razem z sąsiadami chcieliśmy odprowadzić dzieci do szkoły, ale nie byliśmy w stanie przejść na drugą stronę ulicy, bo wszyscy się przewracali. Ktoś zaczął machać i zatrzymał samochody. Wzięliśmy się pod ręce, stworzyliśmy łańcuch. Można było się go uczepić i powoli, pojedynczo przedostać się na drugą stronę ulicy – tak samo, jak wychodzi się ze wzburzonego morza.

Brakuje definicji kanadyjskości i pojęć, które wyczerpałyby Kanadę. Jest za to nieuchwytne, ale trwałe doświadczenie Kanady, które można nieść w sobie nawet wiele lat po powrocie do kraju. Raz tylko w Toronto dano mi do zrozumienia, że przeszkadzam. W sklepie w polonijnej dzielnicy Roncesvalles usłyszałam: „Wlazło babsko z wózkiem i blokuje kolejkę”. Roześmiałam się, bo choć na drugim końcu świata, znów byłam w domu.©

AUTORKA jest dziennikarką oraz menadżerką do spraw komunikacji wewnętrznej i public relations. Autorka „27 śmierci Toby’ego Obeda”, przez kilka lat mieszkała w Kanadzie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2021