Pomoc nie na miejscu

Po czterech latach polski Kościół wraca do pomysłu korytarzy humanitarnych dla uchodźców. Podobnie jak wtedy, tak i teraz nie uda się go zrealizować bez pomocy rządu.

18.02.2020

Czyta się kilka minut

Migranci w obozie Moria podczas przygotowania do wyjazdu do Grecji kontynentalnej, Lesbos, wrzesień 2019 r. /
Migranci w obozie Moria podczas przygotowania do wyjazdu do Grecji kontynentalnej, Lesbos, wrzesień 2019 r. /

Zaczęło się na początku lutego, od protestu uchodźców. Innego dnia na ulice wyszli Grecy. Protesty się przeplatały. Kiedy policja traktowała uchodźców gazem łzawiącym, dostawało się też wolontariuszom i pracownikom międzynarodowych organizacji.

– Obok 35-tysięcznego miasta wyrósł obóz Moria, w którym mieszka 20 tys. ludzi. To tak, jakby pod Warszawą powstało milionowe miasto uchodźców – mówi „Tygodnikowi” Sonia Nandzik, która od dwóch lat pracuje na Lesbos. – Warunki sanitarne urągają standardom. Do pryszniców stoi się cztery godziny, na kąpiel są dwie minuty. Wielu ludzi chodzi brudnych. Raz dziennie obóz objeżdżają trzy śmieciarki. Czuć fetor. ONZ boi się epidemii.

Po pięciu latach przymusowego sąsiedztwa miasto Mitylena i obóz Moria mają dość. Nie siebie nawzajem, lecz warunków, w jakich żyją i Grecy, i uchodźcy. Chcą tego samego: aby ci, którzy przypływają pontonami z nieodległej Turcji (bywa, że 150 osób dziennie), opuścili wyspę.

Nandzik, prezeska fundacji ReFOCUS Media Labs, która zajmuje się edukacją uchodźców, nie pozwala wolontariuszom wracać po zmroku pieszo. – Panuje ogólny chaos. Przez kilka dni grupa neofaszystów chodziła po wyspie, biła uchodźców i wolontariuszy – opowiada.

Uchodźcy a polskie niemowlęta

To właśnie kryzys na Lesbos skłonił kardynałów Michaela Czernego, podsekretarza w watykańskiej Sekcji Migrantów i Uchodźców, oraz Konrada Krajewskiego, papieskiego jałmużnika, do napisania listu do biskupów Europy. Zaproponowali w nim przesiedlenie najbardziej potrzebujących przy pomocy tzw. korytarzy humanitarnych – mechanizmu od kilku lat z sukcesem stosowanego przez katolicką Wspólnotę Sant’Egidio, która sprowadziła w ten sposób do Włoch ponad 2,5 tys. uchodźców (korytarze działają też we Francji, Belgii, Luksemburgu i Andorze). Przypomnieli apel Franciszka z 2015 r., aby „każda parafia, wspólnota zakonna, klasztor czy sanktuarium przyjęły przynajmniej jedną rodzinę uchodźców”, oraz jego wizytę na Lesbos rok później, gdy zabrał do Watykanu 12 uchodźców (kolejnych 9 przyleciało rok później).


WATYKAN DO BISKUPÓW: PRZYJMIJCIE UCHODŹCÓW! >>>

List do przewodniczących episkopatów z wszystkich krajów europejskich – w Polsce jego adresatem jest abp Stanisław Gądecki – wysłali kard. Michael Czerny, podsekretarz Sekcji Migrantów i Uchodźców, i kard. Konrad Krajewski, papieski jałmużnik. Apelują o przyjęcie uchodźców. Treść listu została skonsultowana z papieżem Franciszkiem.


List trafił też do abp. Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego polskiego Episkopatu. Jego rzecznik prasowy ks. Paweł Rytel-Andrianik potwierdził, że pismo przekazano biskupom diecezjalnym. Wiemy też, że przynajmniej jeden zadeklarował już chęć przyjęcia uchodźców do swojej diecezji.

Jednak to nie biskupi zdecydują, czy ktokolwiek z Lesbos trafi do Polski. Uruchomienie korytarzy humanitarnych i tak zależeć będzie od rządu, który również na wrogości wobec uchodźców budował swoją polityczną pozycję. Konsekwentne wzbudzanie lęku przed „obcymi”, przy równoczesnym prezentowaniu siebie jako jedynych gwarantów bezpieczeństwa Polaków, jest uznawane za jedną z przyczyn sukcesów wyborczych PiS.

Nie przeszkodziły im nawet najbardziej absurdalne wypowiedzi. „Ostatnio słyszałem, że Państwo Islamskie (...) szkoli swoich żołnierzy w ten sposób, że oni wysadzają w powietrze niemowlęta. Otóż od tego jestem polskim politykiem, żeby zapobiec lub zmniejszyć ryzyko, że kiedykolwiek ktoś wysadzi w powietrze polskie niemowlę” – mówił w 2015 r. Jarosław Gowin.

Do dwóch razy sztuka

Czy od tamtego czasu zdarzyło się coś, co skłoniłoby władze do zmiany zdania? Według Marty Titaniec z Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie, która w 2016 r. kierowała programami zagranicznymi polskiego Caritasu i przygotowała projekt korytarzy humanitarnych do naszego kraju – tak.

– Wtedy trwała pierwsza kadencja PiS, było prężenie muskułów. Nie daliśmy sobie szansy. To nasza wspólna wina: ani media, ani rząd, ani Kościół nie stworzyły przestrzeni do dyskusji, do ­wypowiedzenia lęków. Dziś jest szansa na dialog. W Kościele coraz bardziej przebija się myśl, że wiązanie się z jedną partią nie jest dobre. I biskupi mogą bardziej na rząd naciskać – mówi Titaniec.

Cztery lata temu pomoc miała objąć syryjskich uchodźców z Libanu. Myślano o kilku rodzinach z dziećmi, wymagającymi najczęściej pomocy ortopedycznej. Biskupi powiązali projekt z jubileuszem 1000-lecia chrztu Polski oraz wizytą papieża na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie. Episkopat podjął stosowną uchwałę, na Bliski Wschód udała się misja rozpoznawcza.

Marta Titaniec: – Mieliśmy wsparcie prymasa Wojciecha Polaka, abp. Gądeckiego, kard. Kazimierza Nycza, bp. Krzsztofa Zadarki i kilku innych biskupów. Ale im niżej, tym było gorzej. Kard. Nycz ogłosił spotkanie dla proboszczów i burmistrzów chętnych do przyjęcia uchodźców. Przyszło raptem kilku.

Jednak za niepowodzenie akcji sprzed czterech lat nie odpowiadają księża. Kluczowe było spotkanie w ministerstwie spraw wewnętrznych: – Rozmowa trwała półtorej godziny i nie była miła. Na odchodnym minister Jakub Skiba, kładąc rękę na sercu, powiedział: „Nie przyjmiemy uchodźców, bo chcemy chronić naszą chrześcijańską tożsamość” – wspomina Titaniec.

Szlaban nawet przed chorymi

Bp Krzysztof Zadarko, delegat Episkopatu ds. imigracji i pomocy dla uchodźców, który brał udział w tamtych rozmowach, nie chce komentować pomysłu kardynałów. – Propozycja korytarzy humanitarnych jest nowa. Każdy biskup może odpowiedzieć na nią, biorąc pod uwagę możliwości własnej diecezji. Jeśli mamy szukać wspólnej odpowiedzi, muszą się wypowiedzieć wszyscy biskupi. Będziemy o tym rozmawiać w marcu – mówi „Tygodnikowi”.

Wcześniej, razem z wiceszefem Caritasu, bp Zadarko poleci na Lesbos. – Zorientujemy się w sytuacji – mówi. – Z tego, co wiem, niektórzy uchodźcy na Lesbos mają już załatwione formalności, są na listach do ewakuacji. Aby opuścić wyspę, potrzebują wiz humanitarnych.

Konieczne będą więc rozmowy z władzami państwowymi. Tyle że rząd podtrzymuje hasło o „pomaganiu na miejscu”, odmawiając sprowadzenia do Polski nawet ciężko chorych i wyłącznie na czas leczenia. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, polskie służby od miesięcy „rozpatrują” kilka wniosków o pilną ewakuację medyczną, choć są szpitale gotowe przyjąć chorych i pieniądze na ich przyjazd.

W takiej sytuacji same zapewnienia kardynałów Czernego i Krajewskiego, z którymi „Tygodnik” rozmawiał w Watykanie – że korytarze humanitarne to pomoc osobom o ustalonej tożsamości, zweryfikowanym przez polskie służby, rodzinom z dziećmi, ofiarom wojen i konfliktów, nie zaś migrantom ekonomicznym – raczej nie znajdą wśród władz zrozumienia.

– Bez zielonego światła ze strony rządu korytarze humanitarne są niemożliwe, bo nie jest to tylko sprawa wrażliwości humanitarnej – przyznaje bp Zadarko. I dodaje: – Potrzebny jest odpowiedni klimat, rozwiązania prawne, praca w samorządach. To nie tylko sprawa Kościoła. Do opinii publicznej dociera wyłącznie to, co pokazują media, a ten przekaz nie jest zachęcający. Pod względem społecznym i politycznym sytuacja jest podobna do tej z 2015 r. Mamy kampanię wyborczą.

Zdaniem Marty Titaniec, Polacy chętnie pomagają: – Przekonują o tym akcje, jakie organizowaliśmy dla ofiar katastrof i wojen. 75 proc. Polaków uważa, że nasz kraj powinien pomagać innym, przede wszystkim dlatego, że kiedyś sami taką pomoc dostawaliśmy. Na drugim miejscu wymieniane są powody etyczne. Oczywiście, pomoc zagraniczna to nie to samo, co sprowadzanie uchodźców. Ale te wyniki świadczą o naszej hojności – twierdzi działaczka warszawskiego KIK-u.

Jednak badania CBOS z lipca 2018 r. pokazują, że przeciwko przyjmowaniu do Polski osób z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki jest aż 72 proc. rodaków. Skoro przyjęcie uchodźców nie przyniesie politycznych korzyści – ani rządowi, ani opozycji – dlaczego ktokolwiek miałby do tego wracać?

Co ma zrobić chrześcijanin

Kościół ma własną odpowiedź – to Ewangelia i jej słowa: „Byłem przybyszem, a nie przyjęliście mnie”. Ma też papieża Franciszka, który z losu uchodźców uczynił jedną z osi swego pontyfikatu.

Choć pojawiają się kontrargumenty: że Ewangelia, owszem, każe pomagać, ale przecież nie mówi, jak. Że wsparcie ma być „mądre i odpowiedzialne”. Że otwarcie granic skończy się źle – jeśli nie dla gospodarki czy kultury, to na pewno dla polityki. Już raz się tak stało: w latach 2015-16 na lęku przed obcymi utorowało sobie drogę do władzy wiele europejskich partii skrajnych; we własnych ugrupowaniach kłopoty mieli także politycy umiarkowani, jak kanclerz Niemiec Angela Merkel.

Część katolików uważa, że papież myli ewangeliczny radykalizm z naiwnym idealizmem. Pytają praktycznie: kto zapewni opiekę sprowadzonym uchodźcom, jak umożliwić integrację przybyszów, zwłaszcza w tak monokulturowym społeczeństwie, skąd wziąć tylu asystentów socjalnych, kto zajmie się afgańską czy erytrejską rodziną, skoro w parafii ani nawet w mieście nie ma osoby mówiącej ich językiem (uchodźcy nie zawsze znają angielski).

Są też wątpliwości bardziej ogólne. Korytarze humanitarne pomogą tylko wybranym kilku-kilkunastu tysiącom ludzi, nie są więc odpowiedzią na coraz większe wyzwania migracyjne. Do 2050 r. Afryce przybędzie 1,3 mld nowych mieszkańców. Na całym świecie będzie wtedy 1,5 mld uchodźców klimatycznych. Czy w tej sytuacji uda się utrzymać dotychczasowy podział na uchodźców (osoby, które ze względu na wojnę lub prześladowania nie mogą powrócić do swojego kraju) i migrantów ekonomicznych (poszukujących „lepszego życia”)?

Legaliści chcą utrzymania tego rozgraniczenia. Jednak pochodzi ono z lat 50. XX w., kiedy sytuacja w świecie była całkiem inna. Dziś coraz częściej mówimy o tzw. migracji mieszanej, czyli takiej, w której odróżnienie powodów opuszczenia kraju rodzinnego jest trudne lub niemożliwe. Uchwalone w 2018 r. przez ONZ porozumienie „Global Compact on Refugees” to dopiero zapowiedź prawdopodobnych zmian w prawie międzynarodowym.

Co więcej: apele o migrację legalną są coraz mniej wiarygodne w sytuacji, gdy same państwa jawnie naruszają obecne przepisy. Stany Zjednoczone czy Polska odsyłają migrantów z granic z Meksykiem czy Białorusią utrudniając im składanie wniosków o azyl.


CZYTAJ WIĘCEJ: KOŚCIÓŁ A UCHODŹCY >>>


Przykład z Niemiec

Naczelne hasło, wokół którego w Polsce toczy się spór o uchodźców – „przyjąć lub nie przyjąć” – coraz bardziej traci na znaczeniu. Europa jest już gdzie indziej. Niemcy, które w 2015 r. zarejestrowały 1,1 mln nowych imigrantów, z ich integracją radzą sobie stosunkowo dobrze. Mimo problemów (także kryminalnych; badania opinii publicznej wskazują również na wzrost poczucia lęku wśród Niemców) nie doszło do prognozowanej przez wielu polityków fali zamachów.

Praktyka Kościołów w Niemczech, Austrii czy Włoszech pokazuje, że między naiwnym idealizmem („przyjmijmy wszystkich”) a brutalnym pragmatyzmem („nie wpuścimy nikogo”) jest przestrzeń do działań. W tych krajach osoby, którym odmówiono statusu uchodźcy, znajdowały często azyl w świątyniach (choć, dodajmy, podnosiły się głosy, że to podważanie porządku prawnego). W całej Europie Kościół katolicki prowadził w tym czasie ok. 8 tys. projektów na rzecz migrantów, azylantów i uchodźców, w większości muzułmanów.

W Polsce taka pomoc też jest możliwa, choć na pewno nie byłaby masowa. Bp Krzysztof Zadarko pamięta, że w Libanie prawie nie było chętnych na wyjazd do Polski. – Choć teraz – zauważa – sytuacja na Lesbos zmienia się na gorsze. Ci, którzy tam są, marzą tylko o jednym: by wydostać się z wyspy. Gdyby udało się uratować życie i przyszłość kilkudziesięciu osobom, byłby to dobry znak nadziei.

Po drugie, biorąc pod uwagę dobrowolność przystąpienia do programu korytarzy humanitarnych (inaczej niż w przypadku projektu relokacji, forsowanego wcześniej przez Unię), mówimy o kilkudziesięciu, maksymalnie kilkuset osobach, które mogłyby zostać przyjęte przez 27 polskich diecezji. A instytucji, które mają doświadczenie w pracy na rzecz uchodźców, nie brakuje. To choćby Caritas Polska, Wspólnota Sant’Egidio, warszawski KIK, jezuickie Centrum Społeczne „W akcji”, inicjatywa „Chlebem i Solą” czy wiele lokalnych organizacji pozarządowych.

Bez państwa ani rusz

Owszem: samo przyjęcie uchodźców to tylko początek. Anna Chmielewska z Fundacji Ocalenie, koordynatorka Centrum Pomocy Cudzoziemcom w Warszawie, długo wymienia, jakie wsparcie konieczne jest do skutecznej integracji. Przybywający do Europy często uciekali przed wojną, mają zespół stresu pourazowego, deficyty związane z traumami: – Pomoc w usamodzielnianiu się uchodźców musi być szyta na ich miarę. Chcielibyśmy, żeby od razu poszli do pracy i sprawnie się integrowali. Ale niektórzy muszą najpierw doprowadzić do równowagi swoje życie psychiczne – mówi.

Asystenci, tzw. mentorzy kulturowi, pomagają w kwestiach podstawowych: pokazują, gdzie jest MOPS, urząd pracy, gdzie składa się wnioski o kartę pobytu. Wyjaśniają, czym jest Urząd Skarbowy, PIT, prawa pracownicze. – W większości przypadków – wyjaśnia Chmielewska – rok takiej asystentury to za mało.

Dochodzi do tego problem z dostępem do tanich mieszkań i przeszkody biurokratyczne. Jak wykazał ostatni, druzgocący dla urzędów wojewódzkich raport NIK-u, w Polsce na wydanie rocznej karty pobytu czeka się... półtora roku.

Wszystko to potwierdza, że sama chęć Kościoła nie wystarczy. Sprawne przyjęcie uchodźców nie jest możliwe bez aktywnego zaangażowania się państwa.

Nadmuchiwana zapora

Bp Zadarko przyznaje, że w Polsce rozmowy z władzą są trudniejsze niż we Włoszech, gdzie Wspólnota Sant’Egidio miała w rządzie wydeptane ścieżki. Nawet oskarżany o populizm b. wicepremier Matteo Salvini zgodził się na przyjęcie 600 uchodźców z Rogu Afryki i Bliskiego Wschodu.

W marcu 2017 r. prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił „Rzeczpospolitej”: „Jeśli chodzi o korytarze humanitarne, pomoc nawet kilkuset chorym osobom – to ja nie mam nic przeciwko temu. To nie moja decyzja, tylko rządu, ale można ją podjąć. I trzeba pomagać. Ja chodzę do kościoła rektorskiego redemptorystów na Nowym Mieście i utrzymujemy tam jedną rodzinę w Syrii, wdowę z synem. Tego rodzaju akcje są potrzebne i sam w nich uczestniczę”. Dziś w takich wypowiedziach zwolennicy korytarzy humanitarnych upatrują nadziei.

Marta Titaniec: – Niesamowite, że coś, co nie udało się politykom, próbuje robić Kościół. Po raz kolejny może wpłynąć na historię Europy. Tak samo zaczęło się pojednanie polsko-niemieckie: nie od rządów, ale oddolnie. To jest najciekawsze w propozycji kardynałów Czernego i Krajewskiego. I ma szansę się udać.

Po zamieszkach na Lesbos Sonia Nandzik napisała na Facebooku emocjonalny post. Zakończyła go ostrzeżeniem, które od lat powtarzają pracujący z uchodźcami albo badacze migracji, ale o czym prawie nie mówią politycy: „Prędzej czy później poczujemy konsekwencje tego, co się dzieje w Grecji, we Włoszech czy Hiszpanii. Oby wówczas nie było za późno na zmiany”. Dla niej Lesbos to laboratorium przyszłego świata.

– Ostatnio pojawił się tu nowy pomysł: zbudowania nadmuchiwanej zapory przed uchodźcami, która unosiłaby się na powierzchni morza – mówi na koniec „Tygodnikowi”. – Trwa przetarg na budowę, ma mieć 3 km długości i światła, żeby było ją widać z daleka. Tylko nikt nie wie, co będzie, gdy uchodźcy utkną na tej barierze. Bo skoro bariera stanie na greckich wodach terytorialnych, to i tak Grecy będą musieli ich ściągać na ląd. ©℗


KORYTARZE HUMANITARNE NA NOWO:

1. DIECEZJE zgłaszają do episkopatów chęć przyjęcia uchodźców i określają ich liczbę.

2. EPISKOPATY występują do rządów swych państw o zaoferowanie pomocy Grecji w rozpatrzeniu wniosków o azyl polityczny ustalonej liczbie uchodźców.

3. WSPÓLNOTA SANT’EGIDIO ustala wraz z przedstawicielami episkopatów listę potencjalnych beneficjentów. Mogą nimi być:

▪ osoby ubiegające się o azyl, wobec których procedura przyznania ochrony międzynarodowej rozpoczęła się w Grecji, a zostanie dokończona w kraju, który oferuje gościnę;

▪ osoby, których sytuację normy ONZ i UE uznają za „szczególnie wrażliwą” (np. chorzy, samotne matki z dziećmi). Na razie nie przewiduje się włączenia do programu dzieci bez opieki rodziców;

▪ w pierwszej kolejności osoby przebywające w obozach na wyspie Lesbos, z czasem także z obozów na sąsiedniej wyspie Samos.

4. PO WERYFIKACJI listy episkopaty przekazują dane beneficjentów władzom państwowym, te z kolei przesyłają je rządowi Grecji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2020