Kościelne #MeToo

Za kilka dni papież będzie rozmawiał z przewodniczącymi episkopatów o pedofilii w Kościele. Ale problem wykorzystywania seksualnego jest szerszy: dotyczy także zakonnic.

18.02.2019

Czyta się kilka minut

 / MARVIN RECINOS / AFP / EAST NEWS
/ MARVIN RECINOS / AFP / EAST NEWS

To prawda, to jest problem. Maltretowanie kobiet jest problemem” – powiedział Franciszek, zapytany przez dziennikarzy podczas drogi powrotnej z Abu Zabi o przemoc seksualną, jakiej doświadczają siostry zakonne. Przyznał też, że takich czynów dokonywali również księża i biskupi, oraz że zdarzały się przypadki wręcz seksualnego niewolnictwa. „Ośmieliłbym się powiedzieć, że ludzkość jeszcze nie dojrzała; kobieta jest uważana za osobę drugiej kategorii” – mówił.

„Problem wykorzystywania seksualnego sióstr zakonnych przez duchownych istnieje również w Polsce, od dawna – powiedziała z kolei w wywiadzie dla KAI s. Jolanta Olech, sekretarz generalna Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych. – To sprawy bardzo bolesne. Wiążą się z ogólnym stosunkiem do kobiet w społeczeństwie, którego osoby duchowne są przecież integralną częścią”.

Kilka tygodni wcześniej głos zabrała Międzynarodowa Unia Przełożonych Wyższych Zakonów Żeńskich, o molestowaniu zakonnic napisał też kobiecy dodatek watykańskiego dziennika „L’Osservatore Romano”, za którym temat podjęły media z całego świata. Dopiero teraz, chciałoby się powiedzieć, choć o problemie – istniejącym nieco w cieniu skandali pedofilskich, na których temat za kilka dni dyskutować będzie w Watykanie papież z przewodniczącymi wszystkich episkopatów świata – same siostry zakonne i działaczki feministyczne alarmowały od dawna.

Gdy tuż po akcji #MeToo chrześcijanki z wielu Kościołów próbowały rozpowszechnić hasztag #ChurchToo, niewielu zwróciło na to uwagę. Czy molestowanie kobiet w Kościele jest bardziej przezroczyste, mniej szokujące?

Zasłona milczenia

Dotyk. To jemu teoretycznie poświęcono najnowszy numer wspomnianego kobiecego dodatku do „L’Osservatore Romano”. Tak ważny w komunikacji i rozwoju człowieka, tak częsty w opowieściach ewangelicznych, przez skandale seksualne ostatnich lat stał się podejrzany. Problem jest jednak szerszy, a naczelna dodatku Lucetta Scaraffia zgadza się z Franciszkiem, że jego istotą nie jest upadek pod wpływem seksualnej pokusy, ale nadużycie władzy, wypływające z perwersyjnego rozumienia roli kapłana i zła klerykalizacji. Scaraffia podkreśla, że o ile w przypadku dzieci rzecz jest jasna i jednoznacznie potępiana, w kwestii przemocy wobec kobiet dyskurs jest bardziej zawiły i dotyka właśnie zjawiska władzy.

Opisując kobietę jako niebezpieczną kusicielkę Kościół przez wieki przyczyniał się do zacierania kwalifikacji tych czynów: mówił raczej o przekroczeniach obustronnych, popełnianych w wolności przez przedstawicieli obu płci. Dopiero gdy w jego dyskurs wprowadzimy kategorię władzy i wskażemy na klerykalizm, molestowanie stanie się tym, czym jest: aroganckim naruszeniem intymności. Zwłaszcza że to właśnie władza otula sprawców zasłoną milczenia – argumentuje naczelna watykańskiej gazety dla kobiet.

Tajne raporty

W kwestii wykorzystywania seksualnego zakonnic alarmowały Watykan swoimi tajnymi raportami siostry Maura O’Donohue i Marie McDonald jeszcze w latach 90. Pierwsza z nich, koordynatorka katolickiej organizacji pokojowej Catholic Agency For Overseas Development, odkryła podczas służbowych podróży do krajów rozwijających się, że powodowani lękiem przed zarażeniem się wirusem HIV od miejscowych kobiet, pracujący tam księża zaczęli seksualnie wykorzystywać zakonnice jako te „bezpieczne”. Swój raport z 23 państw O’Donohue przedstawiła w 1994 r. W jej ślad poszła McDonald, przełożona Sióstr Misjonarek NMP Królowej Afryki, przedkładając w 1998 r. kilkustronicowy artykuł na temat wykorzystywania seksualnego zakonnic w Afryce tzw. radzie szesnastu – ciału skupiającemu przedstawicieli przełożonych męskich i żeńskich zgromadzeń oraz Kongregacji ds. Życia Konsekrowanego. W 2000 r. podobny dokument sporządziła dla benedyktyńskich opatów s. Esther Fangman.


Czytaj także: Nadchodzi wielki audyt - abp Charles Scicluna przed spotkaniem papieża z przewodniczącymi Episkopatów na temat pedofilii w Kościele


I co? Nic. Najpierw była cisza, a potem – kiedy w 2001 r. informacje o tych raportach wyciekły do prasy – Watykan zaprzeczał skali problemu i podkreślał heroizm misjonarzy.

Dopiero we wrześniu 2001 r. rada szesnastu wydała rekomendacje dotyczące przeciwdziałania molestowaniu zakonnic. Po spotkaniu z s. O’Donohue prefekt Kongregacji, kard. Eduardo Martínez Somalo, nakazał powiadomić diecezje, w których miało dochodzić do molestowania. Cóż jednak po tym, skoro molestującymi bywali także biskupi?

„Słabość do kobiet”

„Gdyby rzymska kuria właściwie zareagowała na przypadki ujawniane w latach 90., może nie zostałabym zgwałcona w 2008 r.” – mówiła w końcu listopada 2018 r. Doris Wagner podczas sesji zorganizowanej w Rzymie przez organizację Voices of ­Faith. Wspominała siebie, 19-latkę wstępującą do zakonu: młodą, idealistyczną, gotową na poświęcenie Bogu. Wychowano ją (złamano, jak dziś mówi) do posłuszeństwa przełożonym. Po pięciu latach pobytu w zakonie do jej pokoju przyszedł męski przełożony domu i ją zgwałcił. Przekonana, że zwierzchnicy oskarżą ją, a nie oprawcę, następnego ranka po prostu poszła pracować w kuchni, nikomu nic nie mówiąc. Potem przydzielono jej spowiednika. Przydzielono? Sam o ten przydział poprosił, a potem trzymał ją godzinami na klęczkach, opowiadając, jak mu się podoba. Gdy ją pocałował, wybiegła i poprosiła przełożoną o innego spowiednika, a zmuszona wyznała powód. Usłyszała, że ów ksiądz ma „pewną słabość do kobiet”.

Obdarzony „słabością do kobiet” kapłan kolejne 10 lat pracował na wysokim stanowisku w Kongregacji Nauki Wiary (tak, tej samej instytucji, która opieszale odpowiada na listy ofiar molestowania). Ustąpił dopiero 28 stycznia 2019 r. Pięć lat wcześniej, gdy Wagner powiadomiła o jego zachowaniu Kongregację, otrzymała odpowiedź, że uznał swoje winy, poprosił o wybaczenie i został rozgrzeszony.

Lekceważenie przełożonych

Doris Wagner opuściła zakon w 2011 r. Gdy wcześniej zdecydowała się opowiedzieć przełożonej o gwałcie, usłyszała pytanie: „czy używaliście antykoncepcji?”. O konsekwencjach wobec sprawcy nie było oczywiście mowy.

Wtedy myślała, że jest jedyną zakonnicą, którą to spotkało. Dziś, pytana, co powiedziałaby innym ofiarom, odpowiada: „Po pierwsze, powiedz komukolwiek o tym, co cię spotkało, i pamiętaj, że jesteś kochana – że nie tego chciał dla ciebie Bóg. Po drugie, zanim powiesz o tym głośno, znajdź sojusznika, który będzie przy tobie. A gdy już ujawnisz, co się stało, i ludzie zaczną ci mówić o konieczności cierpienia z Ukrzyżowanym, nie wierz im. To nieprawda. Chrystus umarł za nas, by nas uczynić wolnymi, nie by nakłaniać nas do cierpienia”.


Czytaj także: Jak kardynał Schonborn rozmawiał z Doris Wagner


W jej historii jak w soczewce widać wiele problemów: nie tylko samo nadużycie władzy, ale używanie intymnych sytuacji (spowiedzi czy kierownictwa duchowego) do wykorzystywania seksualnego. Lekceważących problem przełożonych. Podejrzenia, że był to romans, a nie nadużycie. W końcu: brak wsparcia ofiary, uwolnienia jej od przekonania, że ponosi winę za to, co się stało, i że jest w tym sama.

Patologie zależności

To oczywiście dobrze, że Międzynarodowa Unia Wyższych Przełożonych Zakonów Żeńskich wydała (w grudniu 2018 r.) zachętę do sióstr, by przypadki molestowania zgłaszały przełożonym. Tyle że same zachęty niewiele zmienią: najpierw relacje w zakonach muszą być takie, by siostry miały siłę i zaufanie, że przełożona stanie w podobnej sytuacji po ich stronie.

Trudno się też dziwić, że w rozmowie z KAI s. Olech mówi, że zarówno jej własne, jak i nawet kolejne pokolenie zakonnic nie wzięłoby masowo udziału w akcjach typu #MeToo: „To były tak bolesne doświadczenia i bez wielkiej nadziei na to, żeby ofiara uzyskała pomoc poza własnym może zgromadzeniem. Dzisiaj czasy są inne. Być może nowe pokolenie zakonnic inaczej do tych spraw podejdzie”.

Być może, bo życie wciąż dostarcza kolejnych przykładów, że ofiary nie mogą na wiele liczyć. Miesiącami ciągnie się sprawa indyjskiej zakonnicy gwałconej przez biskupa w stanie Kerala. Ofiara otrzymała wprawdzie wsparcie współsióstr, ale Kościół instytucjonalny zareagował dopiero w wyniku ich ulicznego protestu: wcześniej biskup pozostawał jej przełożonym, a nawet oskarżał ją samą o rozwiązłość.


Czytaj także: Zuzanna Radzik: Indyjskie siostry miały dość


O patologiach zależności mówi również Virginia Saldanha, wieloletnia sekretarz Forum Indyjskich Teolożek, która w ostatnich latach stała się rzeczniczką zwracających się do niej z prośbą o pomoc ofiar molestowania. Wspomina młodą świecką, molestowaną podczas rekolekcji. Poszła z tą sprawą do wszystkich trzech biskupów diecezji, w której się to wydarzyło: kardynała i dwóch pomocniczych. Żaden nie zrobił nic. Pamięta również dwie zgwałcone przez księdza siostry, które biskup spytał, kto jeszcze wie o sprawie, po czym wysłał oskarżonego na roczny urlop do Kanady. Jej przykłady są gorzkie i pełne trudnych do uwierzenia szczegółów, a jednak prawdziwe. – Widzimy, jak prawo wspiera władzę wyświęcanych. Czas, by przemówił lud Boży – mówi Virginia Saldanha.

Kliniczny przypadek

Lucetta Scaraffia pisze na łamach „L’Osservatore Romano”, że siostry coraz lepiej wiedzą, iż mają prawo do szacunku oraz że pozycja kobiety, nawet w Kościele, musi się zmienić. Sposobem na zmianę – dodaje – nie jest umieszczenie paru kobiet w watykańskich komisjach. Chodzi o to, by przestać zamykać oczy na samo molestowanie.

Tak, same kobiety w komisjach nie pomogą. Więcej: okazuje się, że nie mogą pomóc same sobie. Świadczy o tym historia Rocio Figueroi Alvear, która pracowała przez lata w sekcji kobiet watykańskiej Rady ds. Świeckich. To właśnie w Rzymie wróciły jej młodzieńcze wspomnienia: Rocio zdała sobie sprawę, że była molestowana, i przeszła terapię.

Wychowana w katolickiej rodzinie w Peru jako nastolatka włączyła się w nowy ruch religijny Sodalicji Życia Chrześcijańskiego, zdobywający popularność głównie wśród chłopców. Gdy miała 15 lat, wikariusz tego ruchu, konsekrowany mężczyzna, został jej kierownikiem duchowym, a później proponował jej i innym młodym ludziom „praktykę jogi”, która miała wzmocnić ich charaktery i chronić przed pokusami seksualnymi. Rocio nie wiedziała, co to seks, i nie rozumiała, co tak naprawdę robi jej kierownik duchowy. Wracała do domu płacząc, z poczuciem winy i zdezorientowana. W końcu poprosiła, by przestał, a on obiecał, że się zmieni.

Z czasem Rocio wyparła tę historię. Została w Sodalicji, więcej: jako 18-latka założyła z koleżankami żeńską gałąź ruchu i została jej przełożoną. A krótko po tym, jak uświadomiła sobie, że była molestowana, założyciel ruchu poprosił, by pracowała przy procesie beatyfikacyjnym mężczyzny, który ją skrzywdził. Znalazła się w sytuacji dramatycznego konfliktu: miała z jednej strony swoje wspomnienia, a z drugiej świadectwa tysięcy członków wspólnoty przekonanych, że jej założyciel był świętym. Zdecydowała się podjąć pracę, ale w 2006 r. okazało się, że ofiar było więcej.

Dwa wyjścia

– Nie był świętym, lecz drapieżnikiem – mówi dziś Rocio Figueroa Alvear. Kiedy opowiedziała o wszystkim założycielowi, był wściekły: uważał, że knuje przeciwko Sodalicji, że kłamie i z pewnością uwiodła swojego krzywdziciela. Usłyszała też coś jeszcze: w uniesieniu założyciel wykrzyczał, że jego też po śmierci oskarżą o molestowanie, i podał nazwiska ofiar. Była w szoku, zachorowała, miesiącami pogrążona w depresji nie wstawała z łóżka, izolowana przez pozostałych członków ruchu, w końcu zachorowała na raka. Z władzami Sodalicji skonfrontowała się dopiero, gdy pokonała chorobę, nie spełniły jednak jej podstawowego postulatu: przeprowadzenia śledztwa. Owszem, zatrzymali bez wyjaśnienia proces beatyfikacyjny oraz zmusili założyciela do ustąpienia z funkcji.


Czytaj także: Anne Barrett Boyle, działaczka na rzecz ofiar nadużyć seksualnych: Kościół chce, by mu wybaczono bez pełnego wyznania winy. To po prostu nie zadziała.


Zgromadzenie zmusiło ją też, by zrezygnowała z pracy w Watykanie. Odchodząc, wytłumaczyła kardynałowi, który był jej zwierzchnikiem, czemu rezygnuje oraz kim był założyciel Sodalicji. Miała usłyszeć: „Masz dwa wyjścia: albo odejdziesz ze wspólnoty, albo zamilkniesz”.

Później Figueroa Alvear pomagała innym ofiarom wysyłać listy do watykańskich urzędów: Sekretariatu Stanu i Kongregacji Nauki Wiary. Bez skutku. Ze wspólnoty odeszła w 2011 r. Dziś mówi: „Ciężko jest być zarówno ofiarą, jak kobietą. Maczyzm istnieje również w kryzysie molestowania seksualnego, bo gdy mężczyzna wykorzysta młodą dziewczynę, to mówi się, że go uwiodła i że byli kochankami. Nikt nie rozumie, czym jest molestowanie: to nadużycie władzy”.

Na skandal w Sodalicji Kościół zareagował dopiero, gdy w 2015 r. ukazała się książka oparta na wywiadach z ofiarami jej liderów: nagle ruch przeprowadził wewnętrzne śledztwo, które zidentyfikowało 77 ofiar. Wypłacono im 4 mln dolarów odszkodowania. Założyciela przeniesiono do rzymskiego domu wspólnoty, gdzie miał żyć w modlitwie i pokucie. Dopiero rok temu, pod presją skandali w Chile, papież Franciszek obiecał rozważyć nałożenie na niego realnych sankcji.

Struktury grzechu

– Istnieją konkretne czynniki, które sprawiają, że takie sytuacje są łatwiejsze do ukrycia w środowisku religijnym – tłumaczy Zuzanna Flisowska z rzymskiego biura Voices of Faith. – Przede wszystkim mamy do czynienia z problemem wykorzystywania autorytetu sakralnego do manipulowania ludźmi i dyskredytowania ich słów. Widzimy też jasno, jak źle prowadzona formacja religijna i kulturowa kobiet nierzadko czyni je w znacznym stopniu bezbronnymi wobec przemocy seksualnej i utrudnia zgłaszanie krzywd.

Organizacja, którą reprezentuje Flisowska, przypomniała kilka dni przed spotkaniem szefów episkopatów na temat pedofilii, że problem molestowania ma w Kościele również twarz kobiet. – Jeden z problemów, które uwidacznia obecny kryzys, to ich upośledzona pozycja w Kościele – wyjaśnia Flisowska, której organizacja zabiega, by kobiety były włączone w procesy decyzyjne. – Uważam, że trzeba zbadać i nazwać po imieniu te struktury grzechu, a potem zrobić wszystko, by je zlikwidować. Kościół ma obowiązek wziąć stronę ofiar i w imię solidarności z nimi zwalczać złożone przyczyny kryzysu.

Jakie to przyczyny? Zależność, podległość, nieprzejrzystość decyzji, utrudniony dostęp do urzędów i sprawiedliwości w ramach wspólnoty Kościoła, nierówność praw i ochrony wszystkich ochrzczonych, a nie tylko ordynowanych. A w tym również obraz i pozycja kobiety.

Czy przewodniczący episkopatów zdążą porozmawiać także o tym na długo wyczekiwanym, ale krótkim, jak na wagę globalnego kryzysu, spotkaniu? Jeśli nic z tym mający władzę w Kościele nie zrobią, nie zdziwmy się, że za 20 lat jakaś była zakonnica stanie przed nami mówiąc: mogło mnie to nie spotkać, gdybyście naprawdę chcieli temu zapobiec. ©℗

Korzystałam z materiałów konferencji „Overcoming Silence – Women’s Voices in the Catholic Abuse Crisis” dostępnych na stronie organizatorek Voices of Faith: www.voicesoffaith.org

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2019