Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie wiem, czy sama trafiła na „spowiednika-terapeutę”, czy może chodziło jej o cudze doświadczenia, wiem tylko, że psychoterapeuci ostrzegają nas, księży, przed poczynaniami, w których nie jesteśmy kompetentni, czyli przed zamienianiem spowiedzi w – pożal się Boże – chałupniczą psychoterapię.
Jednak dla mnie-księdza problem istnieje. Bo co mam zrobić, kiedy przychodzi do konfesjonału człowiek z mniej lub bardziej rozchwianą psychiką? Wiem, że on woli opowiedzieć o swoich kłopotach przy konfesjonale, niż zgłaszać się do poradni czy gabinetu terapeuty, i to niekoniecznie dlatego, że porada w konfesjonale jest gratis, a za terapię zwykle trzeba płacić. Wielu ludziom wciąż jeszcze nie mieści się w głowie, że mogłoby się zwrócić o pomoc do psychoterapeuty. Przecież, do licha, są normalni. A poczciwy spowiednik psychoterapeuta amator niekoniecznie od razu musi się zorientować, czy ma do czynienia z chorobą, nerwicą albo inną przypadłością, wymagającą terapii czy wręcz leczenia. Biedak, jeśli się podejmie prowadzenia takiej „duszy”, prędzej czy później odkryje, że cały jego trud na nic: że mimo najlepszej woli nic nie pomógł i niech Bogu dziękuje, jeśli nie zaszkodził.
Przypomniany ostatnio w „Tygodniku” prof. Antoni Kępiński pisał, jakim człowiekiem powinien być ktoś podejmujący pracę w jego fachu. Powinien odznaczać się wiarą w sukces, cierpliwością, powściągliwością, umiejętnością zdobycia zaufania pacjenta, dojrzałą osobowością, odwagą w zwalczeniu choroby do ostatka, powinien posiadać zdolność rozumienia pacjenta i wiele innych tego typu cech, których także się oczekuje od spowiednika. Z tego jednak nie wynika, że dobry spowiednik jest automatycznie dobrym psychoterapeutą. W psychoterapii bowiem – pisał Kępiński – „nie chodzi o to, by chorego oduczyć złych (chorobliwych) form zachowania, a nauczyć prawidłowych (zdrowych)”.
Czytaj także: Krzysztof Story: Terapeutyczny labirynt
Według Profesora chodzi o przywrócenie choremu zdolności do osobowego rozwoju, czyli do realizowania samego siebie. Terapeuta ma być „katalizatorem” procesu samorealizacji. Tymczasem sakrament pojednania zakłada u penitenta zdolność samorealizacji. Spowiednik, jeśli zachodzi potrzeba, ma pomóc w rozróżnieniu grzechu od niegrzechu. Jako świadek żalu za grzechy, postanowienia poprawy i gotowości do naprawienia wyrządzonego zła, ma przekazać sakramentalny znak Bożego przebaczenia, czyli – mówiąc potocznie – udzielić rozgrzeszenia.
Sakrament pokuty posiada dłuższą historię niż psychoterapia. Przez stulecia np. trwało przekonanie, że z udzielonej Kościołowi władzy odpuszczania grzechów (J 20, 21-23) grzesznik w zasadzie może skorzystać tylko raz w życiu. Obecna forma spowiedzi wielokrotnej to owoc długiej ewolucji. Św. Augustyn ani nie klękał przy konfesjonale, ani potem jako ksiądz do konfesjonału nie siadał. Nie sądzę zresztą, że ta ewolucja jest zakończona.
Psychoterapia jednak nie zastąpi sakramentalnego odpuszczenia grzechów, a sakrament nie zastąpi psychoterapii. Doświadczenie uczy, że mogą one się uzupełniać i wspierać. Dobrze, jeśli ksiądz potrafi rozpoznać granice swojej kompetencji i wie do kogo (telefon, adres) skierować penitenta. Z pewnością ogólne zalecenie w rodzaju „mój drogi, z tym to ty idź na terapię” może się okazać nieskuteczne. Także psychoterapeuci – jak pokazuje doświadczenie – doceniają współpracę z księdzem, do którego mają zaufanie.
Czytaj także: Prof. Lidia Grzesiuk: Psychoterapia - wybierz dobrze
A spowiedź? Ks. Jan Twardowski w kilku linijkach zawarł wielkie doświadczenie starego spowiednika: „Tylko mali grzesznicy spowiadają się długo / w niepokoju gorących warg – / potem niebo ich goni, spadających gwiazd smuga, / jak pożary Joannę d’Arc. // Ale wielcy grzesznicy na błysk mały przyklękną / i wypłaczą się jednym tchem / potem noc mają cichą i jak dobry łotr świętą – / byłem z nimi, klęczałem, wiem”. ©℗
Czytaj także: Justyna Dąbrowska: 10 mitów o psychoterapii