Teoria ewolucji Kościoła

Wielu katolików obawia się nauki, wielu papieży miało z nią kłopot. A przecież istnieją sposoby, by pogodzić wiarę np. z teorią ewolucji.

17.09.2018

Czyta się kilka minut

Brat Guy Consolmagno, jezuita, dyrektor Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego, 2017 r. / NADIA SHIRA COHEN / THE NEW YORK TIMES / EAST NEWS
Brat Guy Consolmagno, jezuita, dyrektor Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego, 2017 r. / NADIA SHIRA COHEN / THE NEW YORK TIMES / EAST NEWS

Ma gęstą siwą brodę, krzaczaste brwi i ciepłe spojrzenie. Lubi czekoladę i „Harry’ego Pottera”, nie lubi gumy do żucia i wszystkowiedzących. Ukończył jedną z najlepszych uczelni – Massachusetts Institute of Technology. Jest planetologiem specjalizującym się w niewielkich obiektach kosmicznych. Jedna z planetoid niedawno została nazwana jego imieniem. Guy Consolmagno urodził się w USA 66 lat temu – ma włosko-irlandzkie korzenie. Mając 37 lat, w trakcie dobrze rozwijającej się kariery naukowej, wstąpił do Towarzystwa Jezusowego, odmówił jednak przyjęcia święceń kapłańskich – został bratem zakonnym. Przełożeni uszanowali jego naukowe zainteresowania i kompetencje. Szybko znalazł się w Watykańskim Obserwatorium Astronomicznym, którym tradycyjnie kierują jezuici.

Niedawno, będąc z odczytem w Edynburgu, brat Consolmagno wezwał katolików, by nie bali się nauki. „Moimi najważniejszymi słuchaczami, kiedy jeżdżę po świecie z wykładami – opowiadał – są katolicy, którzy boją się nauki”, bo „słyszą wokół siebie zbyt wiele głosów, które chcą wyrugować religię, uważając, że nauka im w tym pomoże”. To wyraźna aluzja do propagatorów nowego ateizmu – naukowców z talentem pisarskim, których antyreligijne książki zalały rynek: Richarda Dawkinsa, Daniela Dennetta czy Sama Harrisa. Tymczasem historyczne źródła nauki są religijne – przypomniał jezuita – to „religia wynalazła naukę, nasze uniwersytety wynalazły naukę, uważając, że zajmowanie się nią jest poznawaniem Boga”. W związku z tym dyrektor Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego apelował: „Nie pozwólcie ateistom jej wam wykraść!”.

Zażenowanie

Apel jest sensowny. Chrześcijanie są w tej komfortowej sytuacji, że z góry zakładają, iż nie może być poważnych sprzeczności między nauką a wiarą, ponieważ Bóg jest zarówno tym, który przez wiarę daje się poznać w Objawieniu, jak i tym, który stwarza poznawalny naukowo świat. Nie ma więc poważnych powodów, by dawali się przeciwnikom wiary zbijać z tropu.

Nie znaczy to jednak, że w szczegółach łatwo zharmonizować obie perspektywy. Kościół potrzebuje teologów znających naukę „od środka”, czyli tych, którzy ją uprawiają tak, jak to z sukcesami robi brat Guy. Zwłaszcza że – jak zauważa w najnowszym numerze miesięcznika „Znak” ks. Michał Heller – nie jest łatwo dziś zainteresować teologów nauką, „dlatego, że mają oni najczęściej przygotowanie humanistyczne i nie czują nauk przyrodniczych, może trochę się też ich obawiają”.

Ale to jeszcze nie wystarcza. Wierzący naukowcy potrzebują wsparcia kościelnych decydentów. Tymczasem, mimo werbalnych deklaracji przychylności Magisterium, istnieje niestety wiele wypowiedzi zdradzających niezrozumienie tego, czym są nauki przyrodnicze oraz ignorowanie ich znaczenia w konstruowaniu nowoczesnego obrazu świata.

Czy papieże też boją się nauki? W przeszłości wierzący naukowcy wielokrotnie musieli się czuć zażenowani, gdy niewierzący koledzy pytali ich o papieskie wypowiedzi. Można powiedzieć, że to w dużej mierze sytuacji „na górze” zawdzięczamy „oddawanie walkowerem” przez Kościół nauki niewierzącym.

Widać to przede wszystkim w wypowiedziach na temat teorii ewolucji. Ta biologiczna teoria od chwili jej ogłoszenia przez Karola Darwina w 1859 r. sprawiała Kościołowi kłopot, bo w jej przypadku nauka weszła na teren zajmowany dotychczas przez teologię. Posługując się prostym rozróżnieniem, próbowano rozdzielać strefy wpływów – mówiono, że nauka odpowiada na pytanie „jak natura działa?”, a teologia na pytanie „skąd się wzięła?” i „po co?”. Teoria ewolucji ośmieliła się jednak wskazać na genezę człowieka inną niż przesłanie o stworzeniu z Księgi Rodzaju.

Entuzjasta

Pierwszy pozytywnie wypowiedział się o teorii ewolucji Pius XII (fama głosi, że był entuzjastą nauki). W ogłoszonej w 1950 r. encyklice „Humani generis” zezwolił „uczonym i teologom na badanie doktryny ewolucjonizmu” – ściślej: „problemu pochodzenia ciała ludzkiego z już istniejącej i żyjącej materii” (dusza jest bowiem ­bezpośrednio stwarzana przez Boga – zatem pozostaje wyłącznie w gestii teologii).

Była to swego rodzaju rewolucja. Pod koniec XIX i na początku XX w. Święta Kongregacja Oficjum (historyczny odpowiednik dzisiejszej Kongregacji Nauki Wiary), dbając o brak rozgłosu, zmuszała teologów do publicznego odwoływania twierdzenia, że ciało ludzkie pochodzi od zwierzęcego przodka.

Pius XII swoją zgodę obwarował jednak dodatkowymi warunkami. Zastrzegał dla Kościoła ostatnie słowo, stawiając doktrynę teologiczną ponad wiedzą naukową – najwyraźniej uznawał nauki przyrodnicze za odmianę filozofii. Uważał też, że oba poglądy – kreacjonizm, głoszący bezpośrednie boskie interwencje w przyrodzie, i ewolucjonizm – są równoprawne, gdyż ewolucjonizm (jak kilkakrotnie stwierdził) jest wciąż niedowiedzioną hipotezą. „Swoboda jest dopuszczalna – zastrzegał papież – pod warunkiem wszakże, że będzie się z należytą powagą, umiarem i opanowaniem rozważać i oceniać dowody i zwolenników, i przeciwników ewolucjonizmu”.

W tej ostatniej sprawie Pius XII mijał się z prawdą. W latach 20. i 30. XX w. w biologii powstała syntetyczna teoria ewolucji (nazywana też syntezą ewolucyjną lub neodarwinizmem). Darwinizm oparty na mechanizmie doboru naturalnego uzyskał potwierdzenie i wsparcie w genetyce. Stał się teorią globalną, spajającą rozproszone dotychczas działy biologii. „Nic w biologii nie ma sensu, jeśli jest rozpatrywane w oderwaniu od ewolucji” – mówił Theodosius Dobzhansky, jeden z głównych autorów syntezy.

Teoria ewolucji stała się więc płodnym paradygmatem, potwierdzanym przez niezliczone eksperymenty i przyczyniającym się do bezprecedensowego rozwoju biologii w XX wieku. Nie istnieje żadna konkurencyjna teoria, która mogłaby jej zagrozić. Gdyby papież miał dobre rozeznanie w tym, co się naprawdę działo w owych czasach w biologii, nie wygłaszałby takich twierdzeń. Zwłaszcza że miał przecież do dyspozycji reaktywowaną w XIX w. Papieską Akademię Nauk, gdzie od lat Kościół zaprasza wybitnych uczonych.

Kilku autorów

Można argumentować, że intencją głośnego przemówienia Jana Pawła II właśnie do członków Papieskiej Akademii Nauk (w 1996 r.) była chęć naprawy niekorzystnego wrażenia. „Dzisiaj, prawie pół wieku po publikacji encykliki – mówił papież z Polski – nowe zdobycze nauki każą nam uznać, że teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą. Zwraca uwagę fakt, że teoria ta zyskiwała stopniowo coraz większe uznanie naukowców w związku z kolejnymi odkryciami dokonywanymi w różnych dziedzinach nauki. Zbieżność wyników niezależnych badań – bynajmniej nie zamierzona i nie prowokowana – sama w sobie stanowi znaczący argument na poparcie tej teorii”.

Ten fragment zdradza dobrą znajomość mechanizmów rozwoju nauki – papież zwraca uwagę na to, co w naukowym potwierdzaniu teorii rzeczywiście jest najbardziej wartościowe. Jan Paweł II wręcz podaje precyzyjną definicję teorii w naukach przyrodniczych – jakby zdawał sobie sprawę, że teologowie o humanistycznej proweniencji mają kłopot ze zrozumieniem podstawowych kategorii – mieszają hipotezy z faktami, fakty z teoriami.

„Teoria jest konstrukcją metanaukową – mówił papież – odrębną od rezultatów obserwacji, ale zgodną z nimi. Dzięki teorii można połączyć w całość pewien zbiór niezależnych od siebie danych i faktów i wyjaśnić je w ramach jednolitej interpretacji. Teoria okazuje się słuszna w takiej mierze, w jakiej pozwala się zweryfikować; jest nieustannie oceniana w świetle faktów; kiedy przestaje uwzględniać fakty, ujawnia swoje ograniczenia i nieprzydatność. Wymaga wówczas ponownego przemyślenia”.

To jakby fragment dobrze przygotowanego wykładu z metodologii nauki. Ale potem nagle następuje zwrot: pojawia się całkiem inne ujęcie, zdradzające nowego współautora papieskiego przemówienia, który już nie ma tak dobrego rozeznania we współczesnej nauce.

Jan Paweł II mówił: „W rzeczywistości należy mówić nie tyle o teorii, co raczej o teoriach ewolucji. Ich wielość wynika z jednej strony z różnych sposobów wyjaśniania mechanizmu ewolucji, a z drugiej – z różnych filozofii, które stanowią ich punkt odniesienia. Istnieją mianowicie interpretacje materialistyczne i redukcjonistyczne, a także interpretacje spirytualistyczne. Ich ocena należy do kompetencji filozofii, a dalej – do kompetencji teologii”.

Autor, który napisał (dopisał?) ten fragment – możliwe, że to autorski wtręt samego Karola Wojtyły – był w błędzie. Jest jedna naukowa teoria ewolucji – wspomniana synteza ewolucyjna, która zawiera w sobie jako spójne części liczne teorie szczegółowe. Np. w 1964 r. brytyjski biolog William Donald Hamilton ogłosił teorię dostosowania łącznego, która poszerzyła eksplanacyjną moc teorii ewolucji. Wyjaśniła bowiem zachowania altruistyczne wśród spokrewnionych osobników, m.in. odpowiedziała na pytanie, dlaczego pszczoły ryzykują życie w obronie ula (ewolucyjny sukces powinien być mierzony nie tylko liczbą potomstwa danego osobnika, ale także liczbą potomstwa jego krewnych). Hamilton pokazał w ten sposób, że dobór naturalny działa już na poziomie genów.

Nie wszystko oczywiście jest jeszcze wyjaśnione. Biolodzy np. spierają się, czy podane przez Darwina mechanizmy doboru (naturalnego i płciowego) wystarczają, by wyjaśnić zmienność i złożoność organizmów. Ale są to spory prowadzone wśród fachowców, które nie zagrażają teorii ewolucji jako naukowemu paradygmatowi.

Oczywiście jako teoria wyjaśniająca genezę życia i genezę człowieka ma ona silny potencjał filozoficzny. Niektórzy biolodzy o pisarskim zacięciu (i tym samym silnym społecznym oddziaływaniu) – jak Ernst Haeckel, Julian Huxley czy współcześnie Jacques Monod i Richard Dawkins – łatwo ulegali pokusie przedstawienia teorii ewolucji w światopoglądowych szatach. Nie usprawiedliwia to jednak mieszania porządków – naukowego i filozoficznego – obecnego w papieskich wypowiedziach.

Metafizyczne lęki

Papieżem, który celował w postrzeganiu teorii ewolucji jako konstrukcji filozoficznej, był Benedykt XVI. To na początku jego pontyfikatu kard. Christoph Schönborn ogłosił w dzienniku „New York Times”: „Ewolucja w sensie neodarwinowskim – jako niekierowany, nieplanowany proces przypadkowych zmian i naturalnej selekcji – nie jest prawdziwa. Każdy system myśli, który zaprzecza lub dąży do opacznego wyjaśnienia przytłaczających dowodów na rzecz istnienia projektu w biologii, jest ideologią, a nie nauką”.

Świat naukowy uznał wtedy, że Kościół publicznie zaczyna wspierać pseudonaukową ideę Inteligentnego Projektu. Główny redaktor Katechizmu Kościoła Katolickiego łagodził potem wydźwięk swojego artykułu (w cyklu katechez i w powstałej z nich książce). Niewątpliwie jednak uczeń i bliski współpracownik Benedykta XVI nie wyrażał tylko swoich poglądów. „Możemy i musimy mieć jednak tyle odwagi, aby powiedzieć, że wielkie projekty życia nie są wytworami przypadku i błędu. Nie są projektami płynącymi z selekcji, której przypisuje się własności boskie, choć w tym miejscu są one nielogiczne i nienaukowe – są współczesnym mitem” – mówił już w 1981 r. kard. Joseph Ratzinger w katechezach o stworzeniu. W głośnym przemówieniu do Akademii Francuskiej w 1999 r. wskazywał z kolei, że teoria ewolucji stała się dzisiaj „filozofią pierwszą”, i próbował podważyć jej naukową wartość: „Nikt nie będzie mógł poważnie powątpiewać w naukowe dowody mikroewolucyjnych procesów. (...) W ramach samej teorii ewolucji pojawia się problem przy przejściu z mikro- do makroewolucji”.

Papież miał tu na myśli powstawanie gatunków. Złudna to jednak nadzieja, że fachowe spory wśród biologów na temat mechanizmów specjacji mogą być lekiem na metafizyczne lęki.

Franciszek na razie niewiele ujawnił z tego, jak rozumie ewolucję. Raczej pozytywnie odebrano jego wypowiedź do członków Papieskiej Akademii Nauk z okazji odsłonięcia popiersia Benedykta XVI z 27 października 2014 r.: „Ewolucja natury nie jest sprzeczna z pojęciem stworzenia, ponieważ ewolucja zakłada stworzenie bytów, które ewoluują”. W charakterystycznym obrazowym stylu papież dorzucił: „Gdy czytamy w Księdze Rodzaju opowieść o stworzeniu, zachodzi niebezpieczeństwo, że wyobrazimy sobie Boga jako czarodzieja z różdżką magiczną, będącą w stanie dokonać wszystkiego”.

Czy to znaczy, że papież korzysta z kompetentnej pomocy współbraci jezuitów z Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego?

Nauka i nauczanie

Kościół ma teologiczne narzędzia, by łączyć wiarę z naukową teorią ewolucji. Można je znaleźć choćby w dokumencie watykańskiej Międzynarodowej Komisji Teologicznej „Komunia i zarządzanie: osoby ludzkie stworzone na obraz Boga” z 2004 r. Bóg jest jedynym Stwórcą wszechświata, a także praw przyrody, które nim rządzą. Działa nie obok praw przyrody, lecz wewnątrz nich. Teza, że Bóg realizuje swoją wolę posługując się przyczynami wtórnymi w taki sposób, że nie niszczy ich autonomii, sięga czasów św. Tomasza. Przypadek wprzęgnięty w logikę ewolucji nie jest czymś irracjonalnym. Ma swój racjonalny, matematyczny wymiar (rządzi nim teoria prawdopodobieństwa), jak przekonuje ks. Heller. Z punktu widzenia naturalnych procesów ewolucyjnych jesteśmy „wytworami przypadku i błędu” w genomach naszych ewolucyjnych przodków. Nie znaczy to jednak, że nasze życie jest poza zasięgiem Bożej opatrzności.

Skąd zatem problem z teorią ewolucji?

Wygląda na to, że wspomniane „humanistyczne przygotowanie” (teologów, biskupów, papieży) zbiera żniwo. Gdyby to był jedyny powód, łatwo by było uzdrowić sytuację. Wystarczyłoby więcej głosu oddać w Kościele teologom z przygotowaniem przyrodniczym (np. skupionym wokół czasopisma „Zygon”).

Prędzej czy później Kościół będzie musiał odważniej przyjrzeć się teorii ewolucji, bo nie jest tak, że nie prowokuje ona teologicznych wyzwań. Wspomnę jedynie o dwóch: duszy i płci.

Wciąż w Kościele zagadnienie duszy opisuje się przy pomocy anachronicznych kategorii, np. „formy ciała”. Pius XII mówi o „bezpośrednim stwarzaniu duszy przez Boga” (jako dodatku do ciała?), Jan Paweł II o „skoku ontologicznym”, a Franciszek o „nowości, której nie da się wyjaśnić przez ewolucję” (czy rzeczywiście coś przejawiającego się w doświadczeniu, np. nasza świadomość, może być zupełnie poza ewolucyjnym wyjaśnieniem?).

Płeć z kolei jako „produkt” ewolucji jest rzeczywistością bardziej skomplikowaną i jednocześnie bardziej prozaiczną niż jasne biblijne przesłanie o człowieku w dwóch dopełniających się wersjach: męskiej i żeńskiej. Coraz bardziej widać, że poza owym przesłaniem znajdują się osoby z seksualnością nietypową – transpłciowe, transseksualne czy homoseksualne. Wykluczenie kogokolwiek poza zainteresowanie Kościoła, utrata uniwersalności ewangelicznego przesłania jest większym skandalem niż kłopot z nowymi dla doktryny wyzwaniami. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2018