Najpierw umrą baobaby

Wysokie temperatury sieją spustoszenie od Grecji po Skandynawię, wzniecają pożary w Kalifornii, biją rekordy w Japonii. To kaprys pogody czy skutek zmian klimatu?

11.08.2018

Czyta się kilka minut

Pióropusze dymu z pożarów w Kalifornii widoczne z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, 3 sierpnia 2018 r. / NASA.GOV
Pióropusze dymu z pożarów w Kalifornii widoczne z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, 3 sierpnia 2018 r. / NASA.GOV

Zaczęło się pod koniec czerwca. Wyjątkowo upalne lato, zalało falą ciepła północną półkulę – od Wielkiej Brytanii przez północ Europy aż po Japonię. Żar stał się morderczy, i to dosłownie. W Japonii wskutek wysokich temperatur zmarło kilkadziesiąt osób, tysiące trafiły do szpitali z udarem. W Grecji pożary przeszły przez Attykę i pochłonęły wypoczynkowe miasteczko Mati; zginęło ponad 80 osób. W północnej Anglii zapaliły się wrzosowiska Saddleworth Moor, zmuszając setki ludzi do opuszczenia domów. W Szwecji pożary lasów sięgnęły samej północy kraju, podchodząc pod koło biegunowe. Zbierając śmiertelne żniwa, płonie Kalifornia – na skutek największych pożarów w historii tego stanu do tej pory spłonął obszar wielkości Los Angeles, a prognozy przewidują, że ma się palić aż do września.

Czym jest widok płonących lasów za kołem podbiegunowym, jeśli nie dowodem na to, że w przyrodzie dzieje się źle? A może upały, których doświadczają mieszkańcy północnej półkuli, to zwykły kaprys pogody? Od czasu do czasu przecież w naturze tak bywa. W 1976 r. Wielka Brytania doświadczyła najgorętszego lata w swej historii (to znaczy od chwili, gdy w XIX w. zaczęto stałe pomiary). Żar lał się wtedy z nieba na Wyspy od połowy czerwca do końca sierpnia, przez 15 dni z rzędu temperatura nie schodziła poniżej 32 stopni Celsjusza.

Świat pustoszony

A jednak tamte upalne dni różniły się od dzisiejszych. Czarno-białe fotografie z tamtego pamiętnego roku przedstawiają rozbawionych londyńczyków moczących nogi w fontannie na Trafalgar Square albo przepełnione plaże Brighton. Okładka bulwarówki „The Sun” głosiła wówczas radośnie, że tym razem Brytyjczycy są w lepszej sytuacji od mieszkańców Honolulu, bo mają cieplej – jakby upalne lato było powodem do szczęścia. Nikt nie bił na alarm.

Opis dzisiejszych upałów diametralnie różni się od beztroskiej narracji sprzed 40 lat. Bo inny jest zasięg fali gorąca, większa skala spustoszenia, wyższe będą też koszty wysokich temperatur.

Od połowy czerwca w Europie wybuchło już ponad 140 dużych pożarów – o 40 proc. więcej niż w poprzednich latach. Tylko w Szwecji płonące lasy oznaczają straty w wysokości ok. 100 mln dolarów. Niemieccy rolnicy z powodu suszy proszą rząd o miliard euro pomocy. W ciągu ostatnich trzech tygodni ceny pszenicy w Europie i USA wzrosły o 20 proc. W Australii susza opanowała najstarszy i najludniejszy stan, odpowiedzialny za jedną czwartą produkcji rolnej: Nową Południową Walię, ze stolicą w Sydney. Zbiorniki z wodą niemal całkowicie tam wyschły. Owszem, Australia pamięta gorsze czasy: w latach 1997–2005 susza spustoszyła 50 proc. ziemi rolnej w kraju i Australijczycy nazwali te lata „suszą tysiąclecia”. Problem w tym, że od jej zakończenia minęło zaledwie 13 lat.

Zmienność i zmiana

Susze, upały i inne ekstremalne zjawiska są wpisane w naturę pogody. Ale nietypowym zjawiskiem jest ich intensywność i częstotliwość.

Zdaniem prof. Sama Fankhausera, dyrektora Instytutu Badań nad Zmianami Klimatu i Środowiskiem na London School of Economics, wynika to ze wzrostu temperatury Ziemi o jeden stopień. W rozmowie z „Tygodnikiem” Fankhauser tłumaczy, że to połączenie dwóch czynników – zmienności pogody i zmian klimatu – sprawia, że pogodowe skrajności zdarzają się częściej. Wysokie temperatury, których dziś doświadczamy, jeszcze w latach 50. XX w. postrzegano jako zjawisko, którego prawdopodobieństwo wynosi 1 do 1000. Dziś możliwość ich wystąpienia ocenia się na 1 do 10.

Klimatolodzy z Uniwersytetu w Oksfordzie ustalili, że ryzyko destrukcyjnych upałów jest dwukrotnie wyższe z powodu zmian klimatu. Prof. Michael Moore z Penn State University – jeden z najbardziej cenionych klimatologów na świecie – mówił w dzienniku „The Guardian”, że związek między pogodowymi ekstremami, których właśnie doświadczamy, a zmianami klimatu można porównać do związku tytoniu z chorobami nowotworowymi. Choć nie każdy pacjent z rakiem płuc musi być palaczem, to palenie znacznie podnosi ryzyko zachorowania.


Czytaj także: Łukasz Lamża: Grzech ignorancji


Sprawdzają się przepowiednie naukowców ostrzegających przed zgubnymi skutkami zmian klimatu, za które odpowiada człowiek. – Wzrost temperatury, który obserwujemy na przestrzeni ostatnich stu lat, ma bezpośredni związek z działalnością człowieka, czyli emisją gazów cieplarnianych do atmosfery, głównie dwutlenku węgla, a także metanu i ozonu – mówi „Tygodnikowi” prof. Geert Jan van Oldenborgh z Królewskiego Instytutu Meteorologicznego w Holandii, członek klimatycznego konsorcjum badawczego World Weather Attribution.

Kto i jak ucierpi

Gdy jest gorąco, cierpi nie tylko gospodarka, lecz także człowiek jako element tejże gospodarki – spadają jego wytrzymałość i zdolności poznawcze. Prof. Fankhauser powołuje się na badania, z których wynika, że przy temperaturze przekraczającej 30 stopni produktywność człowieka zaczyna spadać w szybkim tempie, o 10-20 proc., a nawet 30 proc. Fankhauser przytacza amerykańskie badania dowodzące, że przy temperaturze przekraczającej 32 stopnie produkcja samochodów zmniejsza się o 8 proc. Prestiżowy magazyn „Nature” prognozuje, że w 2100 r. z powodu zmian klimatu ludzie będą zarabiać średnio o jedną piątą mniej.

Najbardziej ucierpią biedni. Prof. Fankhauser: – Ekonomiczna struktura biedniejszych krajów jest bardziej narażona na ekstrema pogodowe, bo w większym stopniu opiera się na rolnictwie, pracy wykonywanej na zewnątrz. Bogatsza część świata opiera swoją gospodarkę na sektorach niezależnych od pogody, ponadto ma mechanizmy obronne. Żar za oknem nie osłabia wydajności finansistów w klimatyzowanych biurach londyńskiego City.

Naukowcy z Climate Impact Lab – konsorcjum ekonomistów i klimatologów pod auspicjami kalifornijskiego uniwersytetu Berkeley – uważają, że zmiany klimatu pogłębią gospodarczą przepaść między dostatnimi regionami północno-wschodniej części USA oraz wybrzeżem kraju a stanami leżącymi na południowym wschodzie i środkowym zachodzie. Najbardziej ucierpią Teksas, Floryda i tzw. Głębokie Południe. W południowym Teksasie zyski z rolnictwa mają spaść o 50 proc. W zachodnim Teksasie i Arizonie koszt energii ma pójść w górę o 20 proc. Naukowcy szacują też, że wzrost temperatury Ziemi o każdy dodatkowy stopień będzie kosztować amerykańską gospodarkę 1,2 proc. PKB.

Jak miliony lat temu

Przeliczanie zmian klimatu na ekonomiczne wykresy daje tylko niepełny obraz skutków złamania postanowień globalnego porozumienia klimatycznego zawartego w Paryżu w 2016 r.

Dwa lata temu 195 krajów świata zgodziło się zrobić wszystko, aby zatrzymać globalne ocieplenie znacznie poniżej 2 stopni Celsjusza. Ale w 2017 r. prezydent Donald Trump wycofał się z tego porozumienia, twierdząc, że robi to dla „amerykańskich pracowników, których kocha”. Tymczasem USA to drugi największy światowy emitent dwutlenku węgla (pierwszym są Chiny).

Zdaniem naukowców jesteśmy na dobrej drodze, żeby przekroczyć granicę 2 stopni Celsjusza. A co się stanie, gdy temperatura wzrośnie o 3 stopnie? Prof. Fankhauser: – Naprawdę trudno to sobie wyobrazić, bo jest to sytuacja wykraczająca poza nasze ludzkie doświadczenie. Ostatni raz było tak ciepło na naszej planecie trzy miliony lat temu. Człowiek pojawił się na Ziemi dopiero 250 tys. lat temu. Przy takim scenariuszu prawdopodobnie stracilibyśmy wszystkie lodowce, zniknęłaby Wielka Rafa Koralowa. Duża część planety nie nadawałaby się do życia, morza zalałyby większość przybrzeżnych miast. Nasiliłyby się masowe migracje, bo ludzie mieliby do wyboru śmierć lub ucieczkę.

A dalej? Wzrost temperatury o 4 stopnie Celsjusza oznaczałby – według klimatologów z ONZ – permanentną suszę w Europie. W pustynię zamieniłyby się duże obszary Chin, Indii i Bangladeszu. Wyspy Polinezji zostałyby zalane przez podnoszące się wody Pacyfiku. Z rzeki Kolorado zostałby strumyk, a południowy zachód USA niemal całkowicie by się wyludnił.

Wzrost temperatury o 5 stopni mógłby oznaczać kres ludzkiej cywilizacji. W tej sytuacji skurczenie się amerykańskiej gospodarki o 6 proc. PKB nikogo by już nie obchodziło.

Efekt domina

Zdaniem międzynarodowego zespołu klimatologów, którzy opublikowali swoje badania kilka dni temu na łamach „Proceedings of the Natural Academy of Science”, najczarniejszy scenariusz może ziścić się znacznie szybciej. Nawet jeśli światowe gospodarki znacznie ograniczą emisję dwutlenku węgla do atmosfery, życie na Ziemi i tak będzie zagrożone.

Według ich wyliczeń wystarczy, że temperatura wzrośnie o 2 stopnie (zdaniem klimatologów nastąpi to w ciągu kilku dekad), a zacznie się destrukcyjny efekt domina. Po przekroczeniu tej granicy procesy naturalne, które dziś chronią nas przed katastrofą klimatyczną, zaczęłyby działać na naszą niekorzyść. Ziemia stałaby się wrogiem człowieka. Elementy planety, które obecnie opóźniają ocieplenie, z lawinowym skutkiem zaczęłyby je przyspieszać.

Każdego roku lasy i oceany wchłaniają 4,5 mld ton dwutlenku węgla. Dzięki temu ocieplenie klimatu wydaje się być pod kontrolą. Zdaniem autorów „Proceedings of the Natural Academy of Science”, kiedy temperatura Ziemi wzrośnie o 2 stopnie, wtedy topniejąca wieczna zmarzlina i lasy deszczowe Amazonii zaczną oddawać dwutlenek węgla do atmo- sfery. I to większą jego ilość, niż wcześniej przyjęły. Także uwięziony na dnie oceanów metan zacznie się uwalniać.


Czytaj także: Zbigniew W. Kundzewicz: Gra w ciepło-zimno


Ziemia stałaby się wrogą człowiekowi „planetą szklarnią”: poziom oceanów wzrósłby o 10-60 metrów, zwiększyłaby się aktywność niekorzystnych bakterii w morzach, lasy tropikalne zaczęłyby wymierać, pokrywy śnieżna na północnej półkuli i lodowa na Antarktydzie zaczęłyby topnieć.

Umierające baobaby

To najczarniejsze scenariusze. Ale wiele dzieje się już teraz. Na skutek zmian klimatu świat już ubożeje. W krajach południowej Afryki – Zimbabwe, Namibii, RPA, Botswanie, Zambii – umierają najbardziej wiekowe i majestatyczne bao- baby. W ciągu ostatnich 12 lat zginęło dziewięć spośród 13 najstarszych i pięć z sześciu największych drzew.

Naukowcy, którzy odkryli skalę i tempo umierania baobabów, nie mają wątpliwości, że zjawisko to jest bez precedensu, i że nie tłumaczą go naturalne procesy w przyrodzie, takie jak choroba czy starość. Uważają oni, że drzewa umierają wskutek zmian klimatu.

Prof. David Baum z wydziału botaniki Uniwersytetu Wisconsin-Madison sądzi, że może czekać nas świat, w którym baobaby będą występować już tylko w afrykańskich legendach. – Istnieje realne ryzyko, że w ciągu jednego, dwóch pokoleń stare olbrzymie baobaby znikną z powierzchni ziemi. To byłby tragiczny los tych spektakularnych drzew, symbolu Afryki – mówi Baum w rozmowie z „Tygodnikiem”.

Co powinniśmy, czego chcemy

Prof. Geert Jan van Oldenborgh jest przekonany, że ratunek jest jeden: – Powinniśmy zatrzymać emisję gazów cieplarnianych do atmosfery, aby nigdy wzrost temperatury Ziemi nie przekroczył 2 stopni Celsjusza. Aby osiągnąć ten cel, powinniśmy do 2050 r. całkowicie zaprzestać emisji dwutlenku węgla.

– Zbyt często mówimy o tym, co powinniśmy. Zapomnijmy o tym słowie. Mówmy o tym, czego chcemy – uważa Mathis Wackernagel z Global Footprint Network, organizacji badającej wpływ działalności człowieka na planetę. Wackernagel jest optymistą: jego zdaniem ludzie to istoty o nieograniczonych możliwościach. Potrafiliśmy znaleźć sposób na wydłużenie życia, nauczyliśmy się budować samoloty, podbijamy Kosmos. Z jakiegoś powodu umknęło nam jednak mądre myślenie o naszej planecie.

Na świecie nie brakuje naukowców, którzy potrafią zrobić skomplikowane badania prognozujące przyszłą katastrofę. Najwyraźniej nie ma jeszcze dość wielu polityków, którzy chcieliby ją powstrzymać. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2018