Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zupę na Planty wozimy od listopada. Dwa razy w tygodniu. 80 litrów. Ludzie, którzy ją jedzą, ustawiają się w kolejce. Marek jeszcze kilka miesięcy temu mieszkał na klatce schodowej, teraz zakłada fartuch, bierze miski, wlewa zupę i słyszy czasem: „Kochany, daj trochę gęstego, z dna”.
Zupę jedzą różni ludzie. W większości osoby w kryzysie bezdomności. Mieszkający na co dzień z dala od centrum, w – jak fachowo określają podręczniki dydaktyczne studentów pracy socjalnej – miejscach niemieszkalnych: altankach śmietnikowych, pustostanach, zsypach, piwnicach i klatkach schodowych.
Ale obok nich, zdarza się, w kolejce stają inni, „domni” mieszkańcy Krakowa. Także turyści, cudzoziemcy idący z dworca w stronę krakowskiego Rynku, zdziwieni podejrzanym zgromadzeniem na Plantach. Zatrzymują się, podchodzą, pytają, o co chodzi, słyszą najczęściej: weźcie miskę i jedzmy razem.
Do tej pory zjedliśmy na Plantach jakieś cztery tysiące litrów zupy. Gotowanej z przyniesionych do Żywej Pracowni przez wolontariuszy produktów. Stworzyliśmy na Plantach „biedaprzestrzeń”. Nikt tu nikogo nie dokarmia. Nikt tu nie jest lepszy od drugiego. Nawiązaliśmy relacje z ludźmi wykluczonymi. Znamy ich z imienia. Wiemy, gdzie mieszkają. Czasem zdaje nam się wręcz, że to właśnie biedni, bezdomni, słabi i wykluczeni są tak naprawdę gospodarzami tego miasta. Mieszkają w nim. Wiedzą, gdzie mogą zjeść. Gdzie się wykąpać. I gdzie położyć się spać. My idziemy do nich w gości. Nawzajem uczymy się gościnności.
Przy jedzeniu zupy nie stawiamy warunków wstępnych. Oczywiście, moglibyśmy ustawić się z alkomatem i sprawdzać, ile promili potrafią wydmuchać osoby w kryzysie bezdomności. Moglibyśmy uznać, że limit wynosi 0,2. Każdy wyższy wynik mógłby być powodem odmówienia komuś talerza ciepłej zupy.
Moglibyśmy też wyposażyć naszych wolontariuszy w odświeżacze powietrza, żeby bezdomnego, zanim stanie w kolejce po zupę, spryskać, by nie drażnił naszych wyczulonych nosów.
Moglibyśmy wreszcie wydawać zupę z zamkniętymi oczami, tak, żeby widok pokancerowanej przez życie twarzy nie budził w nas odrazy.
Nie robimy tego. Mieszkańcami tego miasta są czyści i brudni. Pachnący i cuchnący. „Domni” i bezdomni. Natomiast Planty są przestrzenią wspólną tego miasta. Dostępną dla wszystkich.
Tym, co wyróżnia „Zupę na Plantach” wśród innych „dzieł charytatywnych”, jest nasze przekonanie, że zupa jest wspólna. Nie jest pakietem socjalnym wręczanym bezdomnym. Nie jest też żadną inwestycją. Nikt z nas nie myśli: „Damy ci zupę tylko pod warunkiem, że natychmiast przestaniesz żyć na ulicy”. Nie jest też nagrodą – za trzeźwość, grzeczność, „racjonalne dysponowanie swoim majątkiem”.
Zupa jest pretekstem do spotkania. Bo jeść musi każdy. Jedząc, ma się w sobie mniej złości. Gdy jemy, jesteśmy bezbronni. Przed jedzeniem rodziny się modlą, nierzadko trzymając się za ręce. Jedząc, ciężej się przy stole kłócić. Żołnierze, siadając do stołu, odkładają karabiny.
Ludzie od „Zupy na Plantach” wierzą, że wspólny stół jest możliwy. Przy jednym garze, podczas posiłku możemy spotkać się wszyscy, chowając na chwilę swoje uprzedzenia, wątpliwości i nienawiść. Nie ma zagłady. Jest przyszłość. Jedząc, nie myślimy o tym, gdzie wrócimy i skąd przyszliśmy. Zamieniamy się w biesiadników, którzy dzielą przez ten moment wspólny los. W świecie podziałów politycznych i nierówności społecznych może się to okazać ostatnim ratunkiem. Szansą na zapomnienie o tym, co nas dzieli.
Jedząc, jesteśmy nie tylko bezbronni, ale i beztroscy. Zamieniamy się we wspólnotę.
Podczas pielgrzymki do Krakowa papież Franciszek mówił w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Prokocimiu, że żyjemy w kulturze odrzucenia. Sformułowania „niepotrzebne resztki” Franciszek pierwszy raz użył w adhortacji „Evangelii Gaudium”. Pisał: „Samego człowieka uważa się za dobro konsumpcyjne, które można użyć, a potem wyrzucić. Daliśmy początek kulturze »odrzucenia«, którą wręcz się promuje. Nie chodzi już tylko o zjawisko wyzysku i ucisku, ale o coś nowego: przez wykluczenie zraniona jest w samej swej istocie przynależność do społeczeństwa, w którym człowiek żyje, ponieważ nie jesteśmy w nim nawet na samym dole, na peryferiach czy pozbawieni władzy, ale poza nim. Wykluczeni nie są »wyzyskiwani«, ale są odrzuceni, są »niepotrzebnymi resztkami«”.
„Perwersyjnie, niepoważnie sugeruje się, że na świecie nie ma rzeczywistego cierpienia” – pisze Susan Sontag w „Widoku cudzego cierpienia”. I dodaje, że jest rzeczą absurdalną utożsamianie świata wyłącznie z tym, co widać w zamożnych krajach. Obok nas, czystych, sytych i zaradnych, żyją ludzie chorzy, niepełnosprawni i bezdomni. Drażnią nasze sumienia, wpychają nas w poczucie winy, burzą święty spokój. Pomysł, żeby głodnych, słabych i bezbronnych usunąć z naszego pola widzenia i zepchnąć na margines, przywołuje w pamięci najgorsze wspomnienia z historii.
Dlatego jesteśmy z wykluczonymi. Spędzamy z nimi czas właśnie na Plantach. W ścisłym centrum miasta. Akurat do miejsca, gdzie jemy zupę, swoje zastrzeżenia miał w poprzednim tygodniu krakowski radny Łukasz Wantuch, który na Facebooku napisał, że Planty są reprezentacyjnym miejscem, a obecność tam osób bezdomnych negatywnie wpływa na estetykę i wizerunek miejsca. „Czy nie lepiej wyznaczyć odpowiednie miejsce oczywiście jak najdalej do centrum i tam rozdawać jedzenie?” – pytał Wantuch.
Miasto jest wspólne, dane każdemu, bez względu na pochodzenie i wygląd. Każdy pomysł wyeliminowania słabych z przestrzeni publicznej oznaczałby kulturę odrzucenia.
Wsparcie dla inicjatywy „Zupa na Plantach” można okazać, wpłacając pieniądze na konto:
Wspólnota Chleb Życia
02-220 Warszawa, Łopuszańska 17. Indywidualny numer konta
dla Zupy na Plantach:
08 8004 0002 2001 0000 1270 0007