Nixon w Chinach, wersja śpiewana

Jeden z najpopularniejszych żyjących kompozytorów, John Adams, kończy 70 lat. Za kilka miesięcy okrągły jubileusz będzie obchodzić jego opera „Nixon w Chinach”. Prorocze dzieło, któremu z uwagą powinien się przysłuchać 45. gospodarz Białego Domu.

13.02.2017

Czyta się kilka minut

James Maddalena (Richard Nixon) i Russell Braun (Zhou Enlai). Na trapie Janis Kelly (Pat Nixon). Lincoln Center, Nowy Jork, styczeń 2011 r. / Fot. Jack Vartoogian / GETTY IMAGES
James Maddalena (Richard Nixon) i Russell Braun (Zhou Enlai). Na trapie Janis Kelly (Pat Nixon). Lincoln Center, Nowy Jork, styczeń 2011 r. / Fot. Jack Vartoogian / GETTY IMAGES


Tak jak jego muzyka zbudowana jest z prostych arpeggiów i regularnych rytmów, tak John Adams składa się z paradoksów. Z jednej strony to złote dziecko, które w wieku dziewięciu lat napisało swój pierwszy menuet. Z drugiej to twórca, który przedostał się do świadomości szerszej publiczności dopiero w okolicach 40. urodzin. Wcześniej zapoznawał się z urokami pracy magazyniera i dozorcy budowlanego.

Adams to również wychowanek Harvardu, klarnecista biorący udział w premierowym wykonaniu „Mojżesza i Aarona” Arnolda Schoenberga na deskach bostońskiej opery. Pracuje na odludziu, podążając śladem amerykańskiego outsidera Charlesa Ivesa, ale dociera do tłumów niedostępnych nawet Aaronowi Coplandowi. Stanowi żywą inkarnację XIX-wiecznego intelektualisty, ale zachęcony opowieściami Kerouaca i Millera spakował cały swój dobytek w volkswagena garbusa i wyruszył w podróż na – kompletnie nieznany – Zachód. Adams to również straszliwy pechowiec. Dość przypomnieć, że gdy w 2001 r. amerykańska krytyka doceniła wreszcie jego kontrowersyjne „The Death of Klinghoffer” (z niesławnym chórem palestyńskich terrorystów), a operę miała wykonać jego ukochana orkiestra z Bostonu, doszło do ataku na World Trade Center. Choć dzieło Adamsa nie miało oczywiście terrorystycznej – a tym bardziej antysemickiej – wymowy, muzycy odmówili wykonania utworu.

Cztery lata wcześniej śmierć Księżnej Diany ściągnęła z afisza inną jego kompozycję. Trudno się dziwić, „Short Ride in a Fast Machine” („Krótka Jazda Szybkim Pojazdem”) stał się wówczas tytułem co najmniej niezręcznym. Aby paradoksom stało się jednak zadość, Adams choć raz musiał być też szczęściarzem – i rzeczywiście, bez pomyślnego zbiegu okoliczności nie obchodzilibyśmy w tym roku 30-lecia premiery „Nixon in China” – jego sztandarowego dzieła.

Nixon w pięciu smakach

Nie po raz pierwszy w życiu John Adams przemierzał Amerykę. Tym razem jednak jego podróż nie wiązała się z planami zawodowymi. Zamieszkujący Kalifornię kompozytor udawał się do odległego New Hampshire, by odwiedzić rodziców. Kto wie, być może chciał w spokoju przeanalizować głośny tekst Michaela Walsha, który w magazynie „Time” sportretował go obok Steve’a Reicha, Philipa Glassa i Terry’ego Rileya w artykule o wiele mówiącym tytule „Minimaliści”. Krytyk nie wiedział jeszcze, że Adams już za chwilę napisze „Harmonielehre” i jednym cięciem zerwie ze stylem pozostałej trójki. By oddać sprawiedliwość krytykowi, dodajmy, że kompozytor również nie wiedział jeszcze, co przytrafi się jego muzyce w najbliższej przyszłości… A „przytrafił się” jej Peter Sellars.

Słynący z kontrowersyjnego uwspółcześniania klasycznych spektakli Sellars pamiętał Adamsa jeszcze z czasów szkolnych. Podczas niespodziewanego spotkania reżyser podzielił się z kompozytorem swoim pomysłem udramatyzowania wizyty prezydenta Richarda Nixona w Chińskiej Republice Ludowej w 1972 r. Sellars miał już nawet potencjalną librecistkę – zadania podjęła się koleżanka ze szkolnej ławy, poetka Alice Goodman. To, co działo się w następnych miesiącach, Adams wspomina jako okres kompulsywnego czytania wszystkiego, co wiązało się z rewolucją kulturalną, maoizmem i historią Państwa Środka.

Czerwoną książeczkę i inne źródła studiowali również Sellars, Goodman, a później także wybrani soliści. Właśnie przez wzgląd na tę zindywidualizowaną percepcję librecistka nazwała później efekt twórczy „polifoniczną kooperacją”. Według niej „Nixon in China” jest bowiem kolażem, który zrodził się z historii opowiadanych z wielu perspektyw. Takiemu podejściu sprzyjała oczywiście aktualna tematyka dzieła – każda z osób zaangażowanych w tę pracę miała przecież własne, bardzo świeże wyobrażenie prezydenta Nixona, Henry’ego Kissingera czy liderów Komunistycznej Partii Chin. Zamiast relacjonować konkretne wydarzenie punkt po punkcie, Adams i Goodman woleli mierzyć się z samą ideą polityki: iluzją władzy, ograniczeniami międzykulturowego dialogu i nadbagażem amerykańskiej nostalgii za światemjasno określonych granic.

Być jak Mao

– Gdy Nixon udał się z wizytą do Chin, miałem siedemnaście lat – mówi „Tygodnikowi” James Maddalena, baryton grający Nixona w najbardziej znanym, premierowym wykonaniu opery. – Nie miałem najmniejszego pojęcia o doniosłości tego wydarzenia. Prawdę mówiąc, wówczas liczyła się tylko trawka i rock and roll.

Historycy nie mają jednak wątpliwości: to była jedna z najważniejszych podróży ostatniego półwiecza. Wizyta Richarda Nixona zmieniła świat. Choć potrzeba było kolejnych pięciu lat, by formalnie przywrócić stosunki dyplomatyczne pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chińską Republiką Ludową, to właśnie wówczas rozpoczęło się ocieplanie stosunków pomiędzy światowymi potęgami.

James Maddalena lepiej pamięta jednak dzień, w którym rozpoczęła się jego międzynarodową kariera: – Przesłano mi fragment pierwszego aktu, znany szerzej jako „aria newsowa”. Miałem się jej nauczyć przed zbliżającym się przesłuchaniem. Moją pierwszą reakcją był śmiech; to powtarzanie – wręcz zacinanie się – wydawało mi się komiczne. Ale gdy już zagłębiałem się w ten utwór, zacząłem dostrzegać, że tam jest coś więcej. Obraz kreowany przez Adamsa był tak piękny i tak tajemniczy, że nawet nie rozumiejąc wszystkiego, co napisała Alice Goodman, poczułem się absolutnie wciągnięty.
Choć Maddalena nawet po wzorowej charakteryzacji nie przypominał Richarda Nixona, nowojorski „Newsday” zachwycał się ostrością, z jaką jego gra przywoływała obraz prezydenta. Radykalniejszej pomocy wizażysty wymagał John Duykers, któremu w udziale przypadła rola chińskiego przywódcy.

– Mao miał się stać bardziej orientalny wyłącznie za sprawą makijażu i odpowiedniej fryzury – opowiada „Tygodnikowi” tenor. – Ograniczaliśmy się do sfery wizualnej. Nikt nie prosił mnie na przykład, aby mój śpiew odznaczał się jakimikolwiek chińskimi właściwościami. I dobrze, bo chińska muzyka nigdy nie była mi szczególnie bliska.

Nie oznacza to bynajmniej, by soliści nie byli zobowiązani do zgromadzenia merytorycznej podbudowy.
– Rozpocząłem przygotowania niemal dwa lata przed premierą – wspomina Duykers. – Przeczytałem kilkanaście książek o Mao, zapoznałem się z jego wystąpieniami i wywiadami, których udzielił.

Studiowałem też historię Wielkiego Marszu oraz starałem się objąć umysłem jego wizje dotyczące narodu chińskiego.

Adams puszcza oko

Wbrew pozorom „Nixon in China” nie jest w katalogu Johna Adamsa utworem tak bardzo szczególnym. Wystawiona w 1987 r. opera nie wywołała nawet cienia tej burzy, którą ściągnęło na głowę kompozytora „The Death of Klinghoffer”. Wreszcie, pomimo dużej popularności i amerykańskocentrycznej fabuły, opowieść o Nixonie nie uczyniła z Adamsa twórcy narodowego – stało się to dopiero za pośrednictwem „On the Transmigration of Souls”, nagranego w hołdzie ofiarom zamachów na World Trade Center.

A jednak to właśnie „Nixon in China” stanowi najdoskonalszą wizytówkę stylu kompozytora. Twórcy rozdartego pomiędzy serializmem a Cage’em, minimalistami a Beethovenem, po raz pierwszy nie krępował żaden stylistyczny gorset. Doskonałym przykładem jego niepohamowanej kreatywności jest scena baletu z drugiego aktu opery. Znający na wyrywki historię rewolucji kulturalnej Adams zabiera nas na premierę słynnego totalitarnego baletu przygotowanego przez Madame Mao. Tańcowi, który na płaszczyźnie idei zrywa z wysoką kulturą i najchętniej wysterylizowałby się od całej fizyczności gatunku, towarzyszy muzyka będąca wypadkową Wagnera i amerykańskiego popu lat 60. Piękne, bogate melodie składają się na programowo amuzyczny fenomen – podwójny nawias i puszczenie oka.

– John doskonale posłużył się minimalizmem, by oddać ten cały zawrót głowy, który towarzyszył Nixonowi w momencie opuszczania samolotu – twierdzi Maddalena. – Wiedział przecież, że właśnie pisze historię, a wszystkie media w Ameryce transmitują jego wizytę w czasie największej oglądalności. Gdy doda się do tego te wszystkie kubki kawy serwowane na pokładzie Air Force One i charakterystyczną nowomowę elit politycznych, usłyszymy właśnie taką nieustającą, trochę dziwaczną repetycję w granicach określonych przedmiotem rozmowy.

Goodman wieszczy krach

Pomiędzy chińską wyprawą prezydenta Nixona a premierą utworu minęło 15 lat. Dla dzieła operowego to niezwykle krótka perspektywa. Tak ścisły związek ze współczesnością sprawił, że niektórzy recenzenci opatrywali utwór etykietką „docu-opera” czy nawet „CNN opera”. Adamsowi takie określenia zawsze wydawały się mocno przesadzone. Przypominał wówczas, że nawet Verdi starał się nadążać za otaczającymi go wydarzeniami. Takie spojrzenie na „Nixon in China” jest błędne jeszcze z jednego powodu – dokumentacja nie jest tu priorytetem.

Bohaterowie z libretta Alice Goodman nie są postaciami stricte historycznymi. To wielkie spiżowe posągi. W uścisku partytury Adamsa heroizm splata się z komizmem. W rezultacie Nixon prezentuje się jako sentymentalny, lekko zagubiony polityk odczuwający niepohamowaną ekscytację płynącą z uczestnictwa w historycznym spotkaniu. Pomimo mieszanych recenzji (naczelny krytyk „New York Times” Donal Henahan grzmiał: „[Adams] zrobił dla arpeggio tyle, ile McDonald’s dla hamburgera – przemielił jeden prosty pomysł w nieskończoność”) „Nixon in China” z miejsca stał się frekwencyjnym hitem. Przez siedem lat opera nie schodziła z afiszy. W tym czasie zapoznała się z nią publiczność kilkunastu państw, a Adams stał się najczęściej wystawianym żyjącym amerykańskim kompozytorem. Przez lata do zachwyconej publiczności dołączyli bardziej sceptyczni krytycy.

– Podejrzewam, że ludzie potrzebowali trochę czasu, aby zrozumieć, że zrobiliśmy to wszystko na serio – mówi Maddalena. – Libretto opowiada historię na bardzo wielu poziomach i potrzeba czasu, aby docenić je w pełni. Wciąż zachwycam się jej zdolnością przewidywania. Niesamowite, jak wiele z tego, co napisała, spełniło się w rzeczywistości!

Rzeczywiście, gdy czyta się libretto, czasem trudno uwierzyć, że zostało napisane już 30 lat temu:

ZHOU ENLAI
Obecny trend sugeruje, że w przyszłości Chiny…

NIXON
Mogą dokonać wyłomu na rynku transakcji terminowych.

MAO
To będzie wyłom. Nie ma wątpliwości,
że nasze zaangażowanie
w Nowojorską Giełdę Papierów Wartościowych
napełni kilka kieszeni tu i ówdzie.
Czy te inwestycje będą bezpieczne?
Nie. Nieszczególnie.


Libretto, tak jak muzyka Adamsa, skrupulatnie analizuje przeszłość, by zabrać głos w sprawie przyszłości. Za sprawą „Nixon in China” Adams udowadnia bowiem, że opera nie jest tylko reliktem przeszłości. Nieźle jak na człowieka, który stawiane przed sobą cele sprowadza do takiego zdania: „Byłoby miło kiedyś usłyszeć człowieka mówiącego: »Patrz na tę stację benzynową opromienioną księżycem! Czysty John Adams!«”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2017