Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Do pierwszej już doszło: w miejsce filmu kończącego ekspozycję, pokazującego historię Europy po obu stronach żelaznej kurtyny, jest wyświetlane dzieło IPN-u pt. „Niezwyciężeni”.
Obecny dyrektor Karol Nawrocki tłumaczy, że wystawa w tej wersji, którą zastał, kształtuje w Polakach przekonanie, że są reprezentantami narodu, który w czasie II wojny światowej zajmował się mordowaniem ludności żydowskiej. To dość osobliwe wytłumaczenie dla każdego, kto uważnie obejrzał tę ekspozycję. Jednak słowa Nawrockiego nie powinny dziwić – zarzutów wobec tej wystawy mających nijaki związek z rzeczywistością padało już wiele.
Już w chwili otwarcia głównej wystawy było wiadomo, że Muzeum w kształcie stworzonym przez Pawła Machcewicza i jego współpracowników jest skazane na zniszczenie przez nowe władze w Ministerstwie Kultury. Każdy kolejny pochlebny polski (i niepolski) głos o tej ekspozycji – a można było je usłyszeć od osób związanych z bardzo różnymi środowiskami ideowymi, od lewicy po prawicę – każdy kolejny dziesiątek tysięcy zwiedzających (przez pierwsze sześć miesięcy wystawę stałą obejrzało 300 tys. osób) przybliżał jedynie moment jej destrukcji.
PiS nie może zgodzić się na istnienie Muzeum w dotychczasowym kształcie. Rządzący uznają bowiem przeszłość za swoją wyłączną domenę i – słusznie – za jeden z fundamentów wspólnoty. Muzeum II Wojny było dowodem na to, że inni także prowadzą politykę tożsamości i potrafią proponować własną wizję polskości. I w dodatku czynią to przekonująco i skutecznie.
Na różne sposoby można było odczytywać główną wystawę Muzeum II Wojny, jednak niewątpliwie dominuje w niej wizja polskości otwartej, ale silnej, bo potrafiącej mówić nie tylko o chwilach chwalebnych, ale też o tym, co złego wydarzyło się w naszej przeszłości. Potrafiącej zmierzyć się z doświadczeniem innych narodów i ich spojrzeniem na historię. ©