Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Napięcie między tymi dwoma żywiołami, nieustannie ustępującymi sobie miejsca, kształtuje posępny i nieprzyjazny krajobraz. Promienie słońca, które co jakiś czas, w zupełnie nieoczekiwanym momencie, przebijają się zza chmur, lub też białe plamy na obrazie z tomografu rozlewające się po czarnej kliszy – te wszystkie drobne rozbłyski na moment pozbawiają świat jego materialności. Bez nich przestrzeń zamienia się w chaotyczne i trudne do zniesienia skupisko rzeczy, których sens istnienia już dawno uleciał. Świat, który tworzy Kopkiewicz w „Sierpniu”, to przypadkowa suma odpadków, resztek, często zwyczajnych śmieci, z którymi nie wiadomo co zrobić.
To wizja radykalna i przerażająca, ale jednocześnie boleśnie prawdziwa. Punktem kulminacyjnym poematu, dla którego dialektyka światła i ułomnych przedmiotów przygotowuje scenę, jest śmierć bliskiej osoby. A konkretniej – bezradność ogarniająca w obliczu martwego ciała. Umieranie nie polega na odchodzeniu – w rzeczywistości pozbawionej transcendencji nie ma gdzie odejść. Wszystko, co pojawiło się na świecie, będzie istniało na nim długo, o wiele dłużej, niż byśmy sobie tego życzyli.
Na szczęście czasem trafia się zagubiony promień słońca. ©
ALDONA KOPKIEWICZ, SIERPIEŃ, Wydawnictwo Lokator, Kraków 2015