Niezbędny prezydent

Profesor Zbigniew Lewicki: Reagan spełniał oczekiwania Amerykanów. Nie próbował stawiać przed nimi wielkich zadań ani ich napominać - realizował za to wartości, z którymi ludzie po prostu się identyfikowali. Rozmawiała Patrycja Bukalska

21.06.2011

Czyta się kilka minut

Patrycja Bukalska: Kiedy poprosiłam Pana o rozmowę na temat Ronalda Reagana, usłyszałam w odpowiedzi: "z największą chęcią". Czy jest to Pana ulubiony amerykański prezydent?

Zbigniew Lewicki: Rzeczywiście, bardzo ciepło wspominam Reagana. Położył wielkie zasługi nie tylko dla samej Ameryki, ale także dla naszej części świata. Starał się zrozumieć, z jakimi problemami mierzyliśmy się w Polsce w latach 80. i robił wszystko, co możliwe, aby nas wspomóc.

Skąd wzięło się u Reagana zrozumienie polskich aspiracji? Krył się chyba za tym nie tylko polityczny pragmatyzm, ale również docenienie naszej potrzeby wolności, on otwarcie mówił, że cały naród nie może być w niewoli.

Mówił tak zresztą nie tylko do Polaków. Wspierał bojowników o wolność na całym świecie. Jego przywiązanie do wolności wzięło się chyba z właściwego rozumienia tradycji amerykańskiej, którą bardzo dobrze wpaja tamtejsza szkoła. Był szczerym prezydentem. Wśród amerykańskich polityków nie jest to rzadka cecha, ale u niego była szczególnie dobrze widoczna. Ludzie doceniali tę szczerość. To nie był prezydent intelektualista, ale nikt nie miał wątpliwości, co do jego intencji i autentycznej chęci wcielania w życie tego, w co sam wierzył. Amerykanie byli pewni, że mają uczciwego przywódcę.

Obok szczerości typową cechą prezydentury Reagana - i zarazem nowością w Białym Domu - była wyjątkowa otwartość, mówienie zrozumiałym językiem, dowcip...

Amerykańska prezydentura zawiera w sobie pewien wyraźny paradoks. Z jednej strony, prezydent Stanów Zjednoczonych stanowi jednoosobową władzę wykonawczą - w Waszyngtonie nie ma ani premiera, ani rządu w europejskim sensie tego słowa. Jednoosobowa władza wykonawcza w jednym z najpotężniejszych państw świata wydaje się przeogromną mocą! Z drugiej strony, Amerykanie na co dzień nie potrzebują rządu. Władza federalna jest dla nich odległa i stosunkowo mało istotna - to trochę tak, jak dla Polaków Bruksela. Prezydent potrzebny jest do tego, żeby godnie reprezentował naród i utwierdzał go w przekonaniu, że żyją w mądrym i silnym państwie. Reagan spełniał oczekiwania Amerykanów. Nie próbował stawiać przed nimi wielkich zadań ani ich napominać - realizował za to swoje wartości, z którymi ludzie po prostu się identyfikowali. Doceniali fakt, że nie chciał być mądrzejszy od wszystkich tylko dlatego, że sprawował urząd prezydenta federalnego. W tym tkwiła chyba jego siła.

Nie był wybitnym prezydentem - przesądziła o tym sprawa Iran-Contras. W swoim czasie był jednak niezbędny. Gdyby go zabrakło, również nasza historia potoczyłaby się inaczej. Jak ważne było np. to, co zrobił z tzw. "wojnami gwiezdnymi" - owo wielkie oszustwo, przy pomocy którego celowo sprowokował Rosjan...

Jak Reagan jest postrzegany w Stanach Zjednoczonych dzisiaj?

Myślę, że ocena jego rządów nie zmieniła się z czasem. W latach 80. Amerykanie wciąż jeszcze żyli w postwietnamskiej traumie, pamiętali o doznanym w czasie wojny upokorzeniu.

Do tego jeszcze doszły demonstracje studenckie, społeczne potępienie wojny, słowem: wielki moralny kac. Ronald Reagan przywrócił poczucie dumy z bycia Amerykaninem - tego faktu do dziś nie neguje żaden historyk. Taki prezydent - spokojny, godny, pewny swego - był wtedy Ameryce potrzebny.

Dobra pamięć o Reaganie ma zapewne również związek z rozkwitem gospodarczym z tamtego okresu i tzw. reaganomiką.

Pomysł obniżenia podatków, by móc ich zebrać więcej, wydawał się wtedy całkowicie bez sensu. Zresztą do dziś nie brakuje ekonomistów, którzy uważają, że nie miał racjonalnego uzasadnienia. Tyle tylko że został zastosowany w chwili, gdy gospodarka Stanów Zjednoczonych i tak rosła - a zasługi przypadły w udziale Reaganowi. Cóż, aby być skutecznym prezydentem w Białym Domu, trzeba mieć również szczęście. Jeśli zaproponuje się: "ja płacę mniej podatków, ale kraj ma większe przychody" i taka strategia przynosi sukces, na autora pomysłu spływają wszelkie splendory. Gdyby to jednak nie wyszło, prezydent mógł zostać uznany za polityka, który zniszczył gospodarkę amerykańską. Każdy przywódca, który obniża podatki - a Reagan obniżył je nawet o kilkadziesiąt procent - zyskuje na popularności pod warunkiem, że nie kończy się to katastrofą kraju. W przypadku Reagana nie było mowy o porażce, lecz o wielkim sukcesie.

Mówiliśmy o zrozumieniu Reagana dla aspiracji wolnościowych społeczeństw Europy Wschodniej. Czym jednak wyjaśnić jego twarde stanowisko wobec Moskwy?

Ronalda Reagana charakteryzowało coś, co dziś nazwalibyśmy polityczną niepoprawnością. Poprawność polityczna każe nam być uprzejmym nawet wobec potworów, których nie akceptujemy - Reagan taki nie był, wyraźnie mówił, że Związek Radziecki jest "imperium zła". W czasie swojej pierwszej kadencji, z uwagi na stan wojenny w Polsce, nie przyjął w Białym Domu żadnego sowieckiego przedstawiciela. Uznawał, że skoro kogoś potępia, to nie po to, żeby potem czynić mu honory domu. Dla niego było to naturalne. Dla innych - nawet dla Jimmy’ego Cartera, który tyle mówił o moralności - już nie. Reagan działał zgodnie z własnymi przekonaniami. A ponieważ za cel postawił sobie zniszczenie "imperium zła", robił wszystko, co było do jego osiągnięcia konieczne. Uważał to za swój obowiązek.

A może był po prostu pewny, że żadna inna strategia i tak nie przyniosłaby pożądanych rezultatów?

W historii USA zdarzały się momenty, gdy prezydenci szli pod prąd. Harry Truman uznał Izrael kilka minut po ogłoszeniu niepodległości tego państwa wbrew radom wszystkich swoich doradców. Amerykańscy prezydenci, przekonani o własnej słuszności moralnej, podejmowali czasem trudne decyzje nawet wtedy, gdy doradcy twierdzili, że nie są one najlepsze dla państwa. Ronald Reagan posiadał silne poczucie uczciwości i moralności w polityce. Nie należy jednak mylić tego z potocznym rozumieniem amerykańskich norm moralności, bo prezydent był przecież dwukrotnie żonaty i najwyraźniej nie był więźniem konwencji.

Akurat związek prezydenta Reagana uchodził za wzorcowy i bardzo romantyczny, a jego druga żona Nancy była bardzo lubiana.

Tak, Nancy była typową amerykańską panią domu, która dbała o swojego męża. Nie wychylała się zza jego pleców, nie miała wielkich aspiracji, ale wszyscy wiedzieli, że i tak - jak każda prawdziwa Amerykanka - rządzi domem i pcha męża ku karierze. Taka w tamtych czasach była rola kobiety, więc rodaczki chętnie się z Nancy identyfikowały.

W jaki sposób Reagan zmienił Amerykę, jaki kraj zostawił swoim następcom?

Amerykańska gospodarka zawsze się w końcu odbuduje... Ale w chwili, gdy Reagan obejmował swój urząd, brakowało tam prawdziwego autorytetu moralnego. Trwał postwietnamski kryzys, powszechne było odczucie, że Ameryka zatraciła w marszu swój kierunek, zagubiła się. Prezydent Carter nie odnowił Ameryki w tym wymiarze, a nawet w pewien sposób ją ośmieszył. Amerykanie potrzebowali wiarygodnego, zdecydowanego prezydenta. Odbudowanie poczucia dumy narodowej było największą zasługą Reagana.

Zwykło się uważać, że w polityce zagranicznej jego największym sukcesem było przyczynienie się do upadku komunizmu, największą zaś porażką - wydarzenia w Ameryce Łacińskiej.

Z pewnością Reagan bardzo przyczynił się do ekonomicznego upadku Związku Radzieckiego z wszystkimi tego dla nas, Polaków, konsekwencjami. Natomiast jego wielką porażką była afera Iran-Contras, w której zarzucano administracji wykorzystywanie środków pochodzących z półlegalnej sprzedaży broni Iranowi do finansowania partyzantki w Nikaragui. Prezydent mówił: "owszem, wiedziałem o sprzedaży broni, ale nie miałem pojęcia o finansowaniu partyzantki - gdybym wiedział, zakazałbym tego zgodnie z decyzją Kongresu". Dał więc do zrozumienia, że doszło do sytuacji, w której podwładni prezydenta podejmowali ważne decyzje bez jego wiedzy. Alternatywą było jednak uznanie, że prezydent kłamie, co oznaczałoby możliwość zdjęcia go z urzędu. Reagana nazywano jednak "teflonowym prezydentem" - żadne oskarżenia nie trzymały się go na dłużej i po sprawie Iran-Contras nikt nie domagał się wszczęcia procedury

impeachmentu, choć jego współpracownicy skończyli w więzieniu.

Końcowy bilans jego prezydentury jest jednak pozytywny?

Oczywiście, choć w rankingu prezydentów on chyba mierzył do pierwszej dziesiątki. Tymczasem po sprawie Iran-Contras spadła trochę jego ocena i nie jest uważany za wybitnego prezydenta. Niemniej, większość elementów jego prezydentury przyniosła Ameryce i światu bardzo pozytywny efekt.

Prof. ZBIGNIEW LEWICKI jest politologiem i amerykanistą, wykładowcą Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. W latach 1990-95 był dyrektorem Departamentu Ameryki w MSZ.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2011