Niewidzialni w Kościele

Ks. Jacek Prusak SJ, psychoterapeuta: Rozumienie szacunku i tolerancji względem osób homoseksualnych w Kościele oznacza często postawę: nie ujawniaj się, a skoro to uczyniłeś, niczego się nie domagaj.

25.03.2019

Czyta się kilka minut

 / JOANNA RUSINEK
/ JOANNA RUSINEK

ARTUR SPORNIAK: Co czuje młody chłopak, który na przerwach w szkole słyszy „pedzio”?

KS. JACEK PRUSAK SJ: Czuje ból, czuje się upokorzony i stygmatyzowany, przeżywa ambiwalentne emocje w stosunku do siebie. Jeśli dodatkowo jest osobą wierzącą, postrzega swoją sytuację znacznie intensywniej, z większym poziomem lęku i doświadczeniem niezrozumienia otoczenia niż osoby niereligijne. Czuje, że nie przystaje do większości, gdyż nie zachowuje się tak, jak większość jego kolegów. Czuje, że rodzice mają w stosunku do niego oczekiwania, których on najprawdopodobniej nie spełni, więc czuje się gorszy jako dziecko. I jeśli jest wierzący, czuje się inny w jeszcze bardziej problematyczny sposób – jako grzeszny. Nie tylko doświadcza tego, że „coś jest z nim nie tak”, bo tak mu mówi najbliższe otoczenie, ale słyszy też, że jest nie w porządku wobec Boga.

To złe samopoczucie przekłada się na niepokojące statystyki. Ci młodzi pięć razy częściej niż rówieśnicy heteroseksualni podejmują próby samobójcze, trzy razy częściej myślą o popełnieniu samobójstwa i jeśli pochodzą z rodzin, które w zdecydowany sposób odrzucają homoseksualizm, to osiem razy częściej próbują popełnić samobójstwo niż ich rówieśnicy LGBT akceptowani w swoich domach. Każdy słowny czy fizyczny atak zwiększa dwuipółkrotnie prawdopodobieństwo podejmowania autodestrukcyjnych zachowań. Z tych danych wynika, że taki młody chłopak lub młoda dziewczyna czują się nieakceptowani, niekochani, a nawet potępiani i zagrażają im różne problemy natury psychicznej.

Konieczna jest pomoc. Jak pomagać w szkole?

Szkoła generalnie nie pomaga. Z badań amerykańskich wynika, że 85 proc. młodzieży LGBT doświadczyło w szkole jakiejś formy stygmatyzacji i prześladowania. 63 proc. słyszało homofobiczne uwagi ze strony nauczycieli lub administracji. 57 proc. czuło się w szkole niepewnie z powodu własnej orientacji seksualnej. 57 proc. skarżyło się, że nie szukało pomocy w szkole, ponieważ nie spodziewało się, iż zostanie im udzielona. 63 proc. osób prześladowanych nie uzyskało pomocy w szkole. W Polsce jest jeszcze gorzej, gdyż poziom świadomości społecznej i obecność tej tematyki w szkołach są nieproporcjonalne do tego, co mamy na Zachodzie.

Trzeba pamiętać, że okres dojrzewania płciowego jest okresem tworzenia się i konsolidowania orientacji seksualnej. Obecnie w naukach behawioralnych nie mówi się, że człowiek rodzi się z orientacją seksualną. Człowiek rodzi się z biologiczną predyspozycją do rozwinięcia się orientacji seksualnej. W okresie dojrzewania młodzi eksperymentują ze swoją tożsamością. I ci, którzy mieli kontakty ­homoseksualne, niekoniecznie muszą być homoseksualistami. To dotyczy zwłaszcza dziewczyn. Wśród kobiet tzw. płynna orientacja jest częstsza niż u mężczyzn.

Jakiej pomocy młodzi potrzebują, choć w szkole jej nie otrzymują?

Najpierw w zrozumieniu siebie i tego, co przeżywają czyli umieszczenia przeżyć i doświadczeń w perspektywie rozwojowej. Chodzi o to, że zewnętrzny autorytet – np. szkolny psycholog – nie może z góry powiedzieć, jaka będzie orientacja seksualna młodego człowieka. Powinien jednak pomóc przyjąć odkrywaną orientację jako część własnej tożsamości.

Czy program „Latarnik”, czyli postulat, by w każdej szkole była osoba pomagająca młodym LGBT, jest dobry?

Tak, gdyż pomóc może tylko osoba kompetentna, gwarantująca poczucie poufności, od której dziecko nie będzie zależne jak od nauczycieli. Pytanie: kto ostatecznie powinien za to odpowiadać? Kościół mówi: rodzice. Tyle że rodzice sami wymagają wsparcia – zdarza się, co wiem z praktyki terapeutycznej, że młody człowiek słyszy: „Nie jesteś już moim synem”.

Straszne słowa.

Z badań wiemy, że im rodzice są bardziej religijni, tym trudniej jest im właściwie zareagować. Wiadomość o homoseksualizmie dziecka nie tylko uruchamia lęki o jego przyszłość w sferze społecznej, a z tym się np. wiąże zawód, że nie będą dziadkami, ale także lęk, że dziecko zostanie potępione przez Boga i że oni jako rodzice także zostaną potępieni.


CZYTAJ TAKŻE:

MATKI MAJĄ DOŚĆ: Tu chodzi o rzeczy ważniejsze niż edukacja seksualna, bo o zdrowie i życie ich dzieci. Apele rodziców osób LGBT+ pozostają jednak bez echa.


Młodzi homoseksualiści mogą zatem obawiać się odrzucenia i przez rodziców, i przez rówieśników, i przez Kościół. Na pomoc systemową – na razie – nie mogą liczyć. Jak sobie radzą?

W trojaki sposób. Próbują odrzucić swoją tożsamość. Próbują oddzielić swoją religijność od tożsamości albo próbują zintegrować swoją orientację z systemem wartości, które uważają za najważniejsze – np. z wiarą. Trzecia opcja jest najbardziej dojrzała.

Wypierać orientację można w różny sposób, np. mówiąc: jestem homoseksualistą, ale nie jestem gejem. Bóg mnie takim stworzył, ale ja tak nie żyję, albo nie chcę żyć. Gdy taka osoba nie potrafi żyć w celibacie, zwykle tłumaczy się: do tych czynów zmusza mnie społeczeństwo, które mnie nie rozumie. Jest to niedojrzały mechanizm, gdyż nie można zarazem być i nie być homoseksualistą. I nieskuteczny: wmawianie sobie, że jest się aseksualnym, nigdy się nie udaje. Z czasem, nie potrafiąc sprostać swoim zobowiązaniom, takie osoby zaczynają odczuwać względem siebie coraz większą nienawiść.

Druga niedojrzała reakcja polega na przyjęciu strategii kameleona: wśród gejów jestem gejem, wśród osób wierzących jestem osobą wierzącą.

Oba te sposoby polegają na próbie poradzenia sobie z wewnętrznym konfliktem psychicznym przez dzielenie siebie na dobrą i złą część. Ta dobra to ja katolik i niehomoseksualista, ta zła to ja gej. I z badań, i z doświadczenia terapeutycznego wiadomo, że to więcej problemów rodzi, niż rozwiązuje. Żeby np. nie czuć się nieczystymi, młodzi mocno intensyfikują swoje życie religijne i stają się ultrareligijni. Szukają też terapii reparatywnych – z powodów religijnych chcą się „wyleczyć” z ­homoseksualizmu...

...co się nie sprawdza.

To w ogóle nie zdaje egzaminu. Na dodatek tylko nasila problemy i wikła w nie także inne osoby.

A jaka jest strategia rokująca?

Normalizacja odczuć poprzez przyjęcie faktu, że mam taką orientację seksualną. Problemem jest to, że ocena homoseksualizmu jest kulturowo uwarunkowana, a czynnikiem często decydującym jest religia. Społeczeństwa, które są negatywnie nastawione do homoseksualizmu, najczęściej szukają uzasadnienia tego nastawienia właśnie w religii.

To się zaczyna zmieniać z powodu internetu. Pokolenie 95 – czyli I-generation – jest coraz bardziej tolerancyjne wobec osób LGBT. Z ankiety przeprowadzonej w 2012 r. wśród Amerykanów między 18. a 24. rokiem życia wynika, że 64 proc. uważało chrześcijaństwo za antyhomoseksualne. A 79 proc. osób niereligijnych uważało, że chrześcijaństwo jest homo­fobiczne. Okazuje się, że nigdy jeszcze nie było tak afirmatywnego względem LGBT pokolenia w historii.

Co to znaczy: akceptować swoją orientację seksualną?

Oznacza to rozumienie jej jako sposobu przeżywania siebie, a nie czegoś obcego, dołączonego, niechcianego bagażu. W Kościele można spotkać tezę: orientacja seksualna nie jest twoją tożsamością. To skrót myślowy, który myli seksualność – przeżywanie siebie jako osoby płciowej – z genitalnością, czyli z seksualnym sposobem wyrażania orientacji. Akceptacja orientacji seksualnej oznacza zatem akceptację, że moje pragnienia seksualne mogą być skierowane do osób tej samej płci, co nie oznacza, że jestem chory, gorszy, że jestem jakimś dewiantem, obarczonym od urodzenia defektem.


CZYTAJ TAKŻE:

Edytorial ks. Adama Bonieckiego: Agresywna i prymitywna reakcja na każdą inność zaślepia. Konfrontacja z innością czyjejś orientacji seksualnej wymaga szczególnej uwagi i przygotowania.


Kościół domaga się szacunku dla takich osób. Czyli ich akceptacji z ich orientacją jako czymś pozytywnym?

Niestety rozumienie szacunku i tolerancji względem takich osób w Kościele oznacza często postawę: nie ujawniaj się, a skoro to uczyniłeś, niczego się nie domagaj!

To coś podobnego do stwierdzenia ze stanowiska Episkopatu w sprawie tzw. Karty LGBT: „Kościół nie używa nazwy LGBT, ponieważ w niej samej zawarte jest zakwestionowanie chrześcijańskiej wizji człowieka”.

Mamy tu ową przesłankę, że orientacja seksualna nie jest tożsama z jego podmiotowością. W dokumentach kościelnych mamy problem z językiem. Franciszek jest pierwszym papieżem, który użył słowa „gej”. Jeżeli odrzucamy istnienie innych orientacji seksualnych, jeżeli odmawiamy tym ludziom prawa do opisania swoich odczuć, przeżyć i doświadczeń swoim własnym językiem i z ich własnej perspektywy, to czy rzeczywiście ich szanujemy i tolerujemy? Nawet w języku nie pozwalamy sobie na to, żeby spróbować ich zrozumieć.

Jako psycholog czy psychoterapeuta mam z takimi orzeczeniami ten problem, że one nie pozwalają mi zrozumieć osoby z jej punktu widzenia.

A jako ksiądz?

Kieruję się wezwaniem papieża Franciszka, by najpierw rozeznać i towarzyszyć. Jako psycholog wiem, że istnieją inne orientacje niż tylko heteroseksualna. Jako psycholog i ksiądz wiem, co się dzieje w życiu ludzi, którzy temu zaprzeczają – do jakich nieszczęść się doprowadzają i jak bardzo wyrządzają sobie szkodę. Wiem też, do jakich szkód doprowadzają spowiednicy, którzy np. homoseksualistom mówią, że jeśli będą to robić, to niech pamiętają, iż jest to większy grzech niż morderstwo, albo że są dewiantami.

Do szkód doprowadzają też katolickie ośrodki oferujące pomoc w „leczeniu” ­homoseksualizmu. Po pierwsze, cele duszpasterskie formułują w języku psychologicznym, co już jest nadużyciem. Po drugie – co wiem z praktyki terapeutycznej – w ich pracę zaangażowani są duszpasterze, którzy powołują się na tzw. teorię deficytów uczuciowych, według której przyczyną homoseksualizmu są dysfunkcyjne relacje między rodzicem, a dzieckiem. Sami będąc ­homoseksualistami, stosują pomoc przez przytulanie i dochodzi do nadużyć.

Czy homoseksualista, kochający kogoś i będący z nim w związku, może liczyć na rozgrzeszenie?

Mam władzę rozgrzeszania tylko w imieniu Kościoła. Nie mogę rozgrzeszać na podstawie własnych poglądów. Próbuję zatem tłumaczyć, że nie mogę dać rozgrzeszenia. Mówię: nie mogę cię pojednać, gdyż Kościół mi na to nie pozwala, ale to nie zamyka twojej relacji z Bogiem. Mówię też: masz obowiązek formowania swojego sumienia – to ty rozstrzygasz w sumieniu, co jest grzechem w twoim życiu. Moja rola jako spowiednika sprowadza się do roli szafarza w pojednaniu z Bogiem i Kościołem, ale nie w wyręczaniu sumienia penitenta czy robieniu z siebie zastępczego superego. Inną sytuacją jest, jeżeli ktoś stara się żyć zgodnie z nauką Kościoła, tylko mu się nie udaje. Z doświadczenia wiem, że im osoba jest bardziej religijna, tym jest jej trudniej.

Paradoksalnie religia staje się przeszkodą?

Z badań wynika, że co drugi katolik-homoseksualista przestaje chodzić do kościoła. Jednym ze sposobów osłabienia wspomnianego wewnętrznego konfliktu jest osłabienie praktyk religijnych. Często nie wystarczy jednak oddalić się od Kościoła, by poradzić sobie ze zinternalizowanymi nakazami religijnymi.

Wracając do stanowiska Episkopatu – biskupi skomplikowany świat wewnętrzny osoby homoseksualnej sprowadzają do ideologii. Piszą: „Proponowane alternatywne wizje człowieka nie liczą się z prawdą o ludzkiej naturze, a odwołują się jedynie do wymyślonych ideologicznych wyobrażeń”.

Dla mnie kwestionowanie tego, co na podstawie nauki wiemy o ludzkiej seksualności, jest ideologią. Dla mnie to „jak jest” nie pociąga tego „jak powinno być”. Między nauką a wiarą jest napięcie, ale nie ma sensu redukować go w ideologiczny sposób. Nie można fundamentalistycznie odczytywać biblijnej wizji natury ludzkiej. Np. w czasach św. Pawła nie istniało pojęcie orientacji homoseksualnej czy kategoria choroby alkoholowej, dlatego w jego mniemaniu i pijacy, i mężczyźni współżyjący ze sobą nie odziedziczą królestwa niebieskiego. Gdy czytam Biblię, odnajduję w niej negatywną ocenę stosunków homoseksualnych przede wszystkim w kontekście wykorzystania – młodszego przez starszego czy w prostytucji sakralnej. Nie oczekuję od Biblii wiedzy na temat orientacji seksualnej. Ale z drugiej strony współczesna jej lektura musi się z taką wiedzą liczyć.

Nie oznacza to, że Kościół nie ma prawa dzisiaj powiedzieć, które zachowania są niemoralne. Nie może jednak powiedzieć, że nie istnieją inne orientacje seksualne prócz heteroseksualnej.

Według jakich kryteriów można twierdzić, że homoseksualizm jest dewiacją? To zachowanie zawsze istniało w naturze. Zgodnie z badaniami ok. 4 proc. populacji to osoby homoseksualne. Powiedzenie, że one nic nie wnoszą do przetrwania i rozwoju naszego gatunku, jest absurdem.

Odrzucając z powodów religijnych homoseksualizm, odrzucamy u kogoś zdolność kochania.

Orientacja seksualna to nie jest kwestia związana tylko z pytaniem: z kim sypiam czy kogo pożądam? Również z pytaniem: z kim potrafię wejść w relację uczuciową, a więc kogo kocham i komu dam się pokochać? Dlatego jej akceptacja jest tak istotna. Tu nie chodzi tylko o sferę seksualności, chodzi o sferę podmiotowości i tożsamości. Mogę kochać, nie wyrażając tej miłości w sposób seksualny, np. jako celibatariusz, ale mogę to zrobić w sposób dojrzały tylko pod warunkiem, że akceptuję swoją orientację.

Wobec tego ważne z punktu widzenia pedagogicznego, psychologicznego i duchowego jest to, by młodemu człowiekowi pomóc w rozpoznaniu i przyjęciu swojej orientacji. To zadanie zarówno dla rodziców, szkoły, jak i Kościoła. ©℗

FOT. GRAŻYNA MAKARA

KS. JACEK PRUSAK SJ (ur. 1971) jest psychoterapeutą, kierownikiem Katedry Psychopatologii i Psychoprofilaktyki Instytutu Psychologii Akademii Ignatianum w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2019