Niewidzialni

Mówi się, że w internecie pozostajemy anonimowi. Tyle że bardziej anonimowa niż w szkole, to nigdzie nie byłam. Tam jestem tylko numerem z dziennika. A w necie zawsze trafię na kogoś, kto mnie zna.

14.09.2010

Czyta się kilka minut

Fot. Tomasz Wiech /
Fot. Tomasz Wiech /

Robert czasem ma wrażenie, że z jego pokoleniem jest jak z pogodą - jakakolwiek by była, może się stać powodem do narzekań. Tyle że pogoda jaka jest, każdy widzi, a Robert i jego rówieśnicy dla swoich rodzin, szkoły oraz mediów pozostają niewidzialni.

Niewidzialny czujesz się wtedy, gdy po godzinnej rozmowie toczonej z kolegą przez Skype’a słyszysz od rodziców, że jesteś odludkiem, który im dłużej siedzi przed komputerem, tym bardziej zapomina, jak się porozumiewać z ludźmi. Możesz współtworzyć portal poświęcony historii i społeczności swojej dzielnicy, ale w gazecie i tak przeczytasz, że młodzi są bierni oraz bezideowi. Jako czytelnik Stasiuka też jesteś niewidzialny, bo swoje opinie o jego prozie pozostawiasz w sieci, a na lekcjach polskiego milczysz.

Wszystko zaczęło się od gier komputerowych. Gdy Robert dostał taką na pierwszą komunię, w jego pokoju zapadła cisza. Przestały stamtąd dochodzić strzępy dialogów wyimaginowanych postaci, którym wcześniej chłopiec użyczał głosu. Były one ukryte w resorówkach i jeździły po kolorowej wykładzinie pokrytej wzorami ulic i budynków.

Komputer sprawił, że resorówki przyprószył kurz. Robert zaraz po powrocie ze szkoły zamykał się w pokoju, siadał przed pecetem i do samego wieczora tyle go było widać. Rodzice najpierw byli trochę zdezorientowani ("Czy on na pewno jest w swoim pokoju?"), ale w końcu przywykli ("Jak nie wiadomo, gdzie jest, to siedzi przed komputerem").

Choć minęło już prawie dziesięć lat, Robert wyraźnie się ożywia, gdy opowiada o swojej pierwszej grze. - Byłeś szefem klanu wysłanego z misją na obcą planetę. Miałeś nią zawładnąć. Musiałeś stworzyć własną armię, żeby pokonać wroga - wspomina, a na jego smukłej i obsypanej nieregularnym zarostem twarzy pojawia się dziecięcy uśmiech.

Od tamtego czasu zmieniło się niemal wszystko. Chłopak zdał maturę i dostał się na wymarzoną uczelnię. Kiedy się okazało, że będzie studiował architekturę, rodzice pękali z dumy i postanowili mu zafundować wycieczkę do Włoch.

Gdy pakuje plecak, nieśmiało wchodzą do jego pokoju, robią zmartwione miny i zaczynają się kręcić wokół tych samych pytań. "Po ci ten komputer na wakacjach? Dlaczego nie weźmiesz książki? Nie boisz się, że gdy zaczniesz wszystko fotografować, to nic nie zobaczysz?".

- Nic nie kminią, jak Boga kocham - mówi Robert i kwituje to machnięciem ręką.

Gdy Robert jest już w drodze do Kalabrii, jego dziewczyna Asia (świeżo upieczona studentka farmacji) umawia się ze znajomymi na krakowskim Kazimierzu. Po deszczowym tygodniu na chwilę wyszło słońce.

Najpierw piwo w dusznej knajpie, później odświeżający wypad nad Wisłę, w końcu spacer aż na Planty. Rozmowy, wygłupy, śmiech. I jeszcze jedno: niekończąca się sesja zdjęciowa.

Gdy ktoś z nich wyciąga komórkę albo aparat, reszta natychmiast zaczyna pozować. Przy knajpianym stoliku, w drodze nad rzekę czy na ławce pod drzewem - wszędzie gotowi są zastygnąć przed obiektywem. Nie szukają pretekstów, nie łowią wzrokiem odpowiedniego pleneru, nie czekają na dogodne momenty. Każda chwila jest równie dobra, by zamienić ją w cyfrowy obraz.

Część z tych zdjęć jeszcze tego samego dnia Asia wrzuci na fotobloga, który dzieli z Robertem. Gdy on doleci na miejsce, na pewno poszuka kafejki z internetem i będzie chciał się dowiedzieć, jak spędziła dzień jego dziewczyna, i jak wtedy wyglądała (wciąż nie może się przyzwyczaić do jej widoku bez dredów). Sam też umieści tam pierwszą serię zdjęć z podróży.

Ten fotoblog to ich cyfrowa pamięć. Przechowywane są tam obrazy chwil wspólnie spędzonych lub wypełnionych tęsknotą. Dzięki niemu oboje mogą być ze sobą nawet wtedy, gdy wieczorem rozchodzą się do domów albo gdy w wakacje rozjeżdżają się po świecie.

To, że Robert jest oddalony o tysiące kilometrów, właściwie niewiele zmienia. Dla Asi nadal pozostaje w zasięgu wzroku, podczas gdy dla swoich rodziców wciąż jest niewidzialny. Młodzi nie przyznali im dostępu do treści fotobloga.

Asia nie jest tak skonfliktowana z rodzicami jak jej chłopak, ale podobnie jak on pozostaje dla nich niewidzialna. Nie wiedzą, co ona lubi, a za czym nie przepada. Nie mają pojęcia, że popołudniami uwielbia się włóczyć po mieście i ukradkiem obserwować ludzi, którzy zawsze dokądś biegną.

Wspomina, że gdy była mała, siadywała z mamą na ławce i bawiła się w dorabianie przechodniom historii. - Ten pan biegnie do żony. Jest smutny, bo ona leży w szpitalu. Za rogiem kupi trochę owoców i jej zaniesie - wyobrażała sobie na głos. Teraz smutny pan musiałby się zadowolić cyfrowym obrazem. Dziewczyna wyrosła z układania historii i gdy ktoś ją zaciekawi, po prostu wyciąga aparat i robi mu zdjęcie.

Zamiast opowiedzieć coś o swoich znajomych, wysyła e-mail z fotkami zrobionymi podczas ostatniego wypadu na miasto. To charakterystyczne dla Asi, Roberta i ich rówieśników: rzadziej decydują się na nazwanie tego, czego doświadczają. Częściej prezentują cyfrowe ślady swoich przeżyć. Na pytanie: "Jak było na studniówce?", odpowiadają krótko: "Sam zobacz" i przesyłają do nich zdjęcia, film lub linki. Gdy chcą wyrazić swój nastrój, wrzucają na Facebooka odsyłacz do zamieszczonego na YouTube’ie teledysku, który najlepiej obrazuje to, co w danej chwili czują. Zamiast opowiedzieć o swojej ulubionej muzyce, udostępniają swój profil na Last.fm, gdzie można znaleźć playlistę najczęściej przez nich słuchanych utworów, i posłuchać ich samemu.

Asia nie podzieliłaby się z rodzicami obrazem smutnego pana biegnącego po Plantach, bo oni nie korzystają z nowych mediów.

W jej rozmowie z przyjaciółmi w knajpie na krakowskim Kazimierzu raz po raz powraca temat szkoły. W tych wspomnieniach próżno jednak szukać sentymentalnych tonów. Szkoła kojarzy im się z nauczycielami wypowiadającymi wojnę urojonym zagrożeniom.

- Nasza matematyczka obsesyjnie bała się komórek - mówi Marta, przyszła studentka dziennikarstwa (jej sukienka w kwiatki przyciąga spojrzenia mężczyzn z sąsiednich stolików). - Szalała, gdy na lekcji usłyszała dźwięk przychodzącego SMS-a. Przed sprawdzianami zbierała wszystkie telefony, żebyśmy czasem nie ściągali.

Marcin, który właśnie dostał się na politologię (spod rękawa jego modnej koszulki polo wystaje świeżo zrobiony tatuaż), zapytał kiedyś polonistkę, czy zdarza jej się czytać książki w internecie. Wściekła się i wygłosiła kazanie o piractwie. Dla niej "cyfrowe" było synonimem "kradzionego".

- Faceta od historii nazywaliśmy Panem Koncentracją, bo w kółko nawijał, że jesteśmy rozkojarzeni, nie umiemy się na niczym skupić i że komputery, empetrójki, komórki nas ogłupiają - dorzuca Asia z grymasem politowania na twarzy.

Kiedyś Robert pokazał Panu Koncentracji współtworzony przez siebie portal poświęcony historii dzielnicy, w której mieszka. Chciał w ten sposób namówić nauczyciela, by przeznaczył kilka lekcji na opowieści o przeszłości miejsc, z których uczniowie się wywodzą. Asia nigdy nie zapomni reakcji nauczyciela: zajrzał na portal, wytknął kilka drobnych nieścisłości i powiedział, że najpierw trzeba przeczytać podręczniki, by w ogóle móc cokolwiek napisać w internecie.

W ich głosach pobrzmiewa pretensja: że szkoła nie umie z nimi rozmawiać w ich języku i ich środkami, przez co są dla niej bezimienni.

- Mówi się, że w internecie pozostajemy anonimowi. Tyle że bardziej anonimowa niż w szkole, to nigdzie nie byłam. Tam prędzej czy później okazywało się, że jestem tylko numerem z dziennika. A w necie o każdej porze dnia i nocy trafię na kogoś, komu nie muszę się przedstawiać, bo ten ktoś już mnie zna - mówi Marta, po czym obejmuje rękami siedzących z jej dwóch stron Asię i Marcina.

Podczas spaceru po Plantach Asia zauważa, że to ostatnie takie wakacje. Reszta niby zaczyna sobie z tego żartować i zapewniać, że ich kontakt się nie zerwie, gdy pójdą na studia, jednak sformułowanie "ostatnie takie wakacje" wyraźnie robi na nich wrażenie.

- Ja to chyba czasem się boję, że damy radę. Bo jak ludzie mocno prą do sukcesu, to go w końcu osiągają. Przynajmniej z nami tak będzie - mówi Marta. - Tylko że wtedy zaczyna się amnezja. Nie odpowiadasz na maile, przestajesz być dostępny na Gadu-Gadu, a nawet nie zauważasz znajomych na ulicy.

- Jak ci nie wyjdzie i wylądujesz na bezrobociu, to też przestaniesz odbierać telefony - dodaje Marcin. Po czym wszyscy wybuchają śmiechem i ustawiają się do zdjęcia.

Asia zdążyła już wymierzyć w nich komórkę.

Imiona bohaterów zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2010