Niewidzialne kryzysy

Gospodinow, pisarz, ale i literaturoznawca, zgodnie z poetyką ponowoczesności nie tyle pyta o granice gatunków, ile je przesuwa.

14.10.2012

Czyta się kilka minut

 / il. Andrzej Dudziński, cykl ilustracji „Obraz”, ok. 2012 r.
/ il. Andrzej Dudziński, cykl ilustracji „Obraz”, ok. 2012 r.

W 2010 r., podczas odczytu otwierającego Lipskie Targi Książki, ¬Georgi Gospodinow, ¬jeden z sześciu europejskich pisarzy poproszonych o wypowiedź na temat „Kryzys! Jaki kryzys?”, stwierdził, że pisarze „mogą, a nawet do pewnego stopnia powinni mówić o kryzysie, wypowiadać go, opisywać z własnego podwórka, próbować go zrozumieć, pogłaskać go, oswoić, odwarknąć mu, jeśli trzeba... Zmusić kryzys do mówienia”. Wyrażając pogląd na temat sytuacji ekonomicznej na świecie i jej powiązań z literaturą, Gospodinow wskazał na najważniejszy aspekt własnego pisarstwa. Od pierwszego tomiku „Lapidarium”, wydanego w 1992 r., do opublikowanej na początku tego roku „Fizyki smutku” pisarz snuje tę samą opowieść, próbując uchwycić za jej pomocą stan rozchwiania, destabilizacji, kryzysu.

Kryzys formy

Jednym z głównych problemów twórczości bułgarskiego pisarza jest sama literatura i literackość. Gospodinow, pisarz, ale i literaturoznawca, zgodnie z poetyką ponowoczesności nie tyle pyta o granice gatunków, ile je przesuwa. Elementy gry z konwencjami i tradycją literacką można zauważyć już w pierwszym zbiorze poezji, w którym autor zderza ze sobą rozmaite krótkie formy poetyckie. Zaraz po przełomie 1989 r. próbował odnaleźć nowy, na swój sposób obcy język, inny niż ten, którego uczono go w komunistycznej szkole.

Mimo że od tamtego czasu minęło równo dwadzieścia lat, Gospodinow w każdym swoim utworze próbuje znaleźć język i formę odpowiednią dla zmieniającej się rzeczywistości. Pisarz ma na swoim koncie cztery tomy poetyckie, dwie powieści, dwa dramaty, zbiór opowiadań i scenariusz wyróżnionego w 2009 r. w Sundance filmu krótkometrażowego. Jest także współautorem dwóch mistyfikacji literackich i tragikomiksu.

Przełomowy dla kariery literackiej Gospodinowa okazał się jego debiut prozatorski, „Powieść naturalna”. W tej, liczącej około stu stron książce narrator, młody pisarz, próbuje poradzić sobie z osobistą tragedią – dowiaduje się, że nie jest ojcem dziecka, którego z żoną oczekują. W tym celu postanawia się rzucić w wir pracy nad powieścią. Pozornie błahe i przypadkowe historie, na które i w które wpada, stanowią próbę ucieczki od problemu – niemożności poradzenia sobie z rzeczywistością, a zarazem nieumiejętnością czy raczej niechęcią stworzenia klasycznej powieści. Kryzys gatunku staje się buforem dla kryzysu osobistego.

W węższym kontekście Gospodinow zabiera głos w debacie na temat rozwoju rodzimej literatury, która od czasu „Pod Jarzmem” Iwana Wazowa, pierwszej powieści i epopei XIX-wiecznego Odrodzenia Narodowego, czekała na wielką powieść. Po przełomie 1989 r. literatura bułgarska znajdowała się w sytuacji dość wyjątkowej. Rok 1945 i doktryna realnego socjalizmu zastały ją w okresie największego rozkwitu. Nadrabiająca zapóźnienia spowodowane pięciowiekową niewolą turecką, literatura na początku XX wieku rozwijała się wielopłaszczyznowo, ewoluowała. W okresie komunizmu życie literackie, podobnie jak w większości krajów byłego „bloku wschodniego”, było w dużej mierze sterowane odgórnie, z tą jednak różnicą, że w Bułgarii nie istniał samizdat.

Siła, z jaką na początku lat 90. ruszył rynek wydawniczy, była więc ogromna, jednak znaczącą większość publikowanych tekstów stanowiły przedruki oraz rodzime wydawnictwa „zaległe”. Powstanie współczesnej powieści, która opisywałaby nowe doświadczenie historyczne i kulturowe, odwlekało się w czasie. Wydana w 1999 r. „Powieść naturalna” całkowicie spełniła oczekiwania bułgarskiej publiczności literackiej. Formalnie, z perspektywy literatury powszechnej, utwór Gospodinowa nie jest szczególnie nowatorski. A jednak fragmentaryczna opowieść poza tym, że jest po prostu świetnie napisana, posiada bezsprzeczną wartość – ze skrawków, cytatów i aluzji udało się pisarzowi stworzyć serię obrazków składających się na obraz życia w postkomunistycznej Bułgarii.

Książka została przetłumaczona na dziewiętnaście języków, a w Bułgarii doczekała się aż siedmiu wydań. Nieostry zapis jednostkowej traumy okazał się możliwym do akceptacji zapisem wspólnych doświadczeń Bułgarów.

Kiedy w 2001 r. ukazał się zbiór opowiadań „I inne historie”, Gospodinow potwierdził swoją pozycję na bułgarskiej scenie literackiej. Zawarte w tomie opowieści zazębiają się z wcześniejszymi utworami i życiem osobistym pisarza. Do dziś nie wiadomo, czy zapisany kapitalikami tytuł funkcjonuje samodzielnie, czy należy go połączyć z powieścią („Powieść naturalna i inne historie”), czy może z samym twórcą („Georgi Gospodinow i inne historie”).

Kryzysy tożsamości

Chyba najbardziej znana rodaczka Gospodinowa, Julia Kristeva, w pełnym goryczy eseju „Bułgario, moje cierpienie...” wyraziła współczucie wobec Bułgarów, wytykając im jednocześnie wieczne nieprzystosowanie, będące wynikiem ich wrodzonego oporu. W 1995 r. opisywała kraj „matczynej pamięci” jako krainę „wibrującą w harmonii z infradźwiękami i nowymi wiadomościami, z miłościami, które umarły, i konfliktami, które żyją, z cerkiewnymi hymnami i krzyczącymi reklamami, z czułością dziecka i odpychającą brutalnością mafii, handlem politycznym, ekonomicznym i ideologicznym, ze zdezorientowanymi ludźmi i ambitnymi dziwakami, z rozpędzonymi spekulantami oraz bezwstydnymi egoistami”. Przynależąc, jak sama przyznała, już bardziej do Zachodu, przeczuwała, że konieczność ciągłego zderzania się z rzeczywistością może być odczuwana przez mieszkańców dawno opuszczonego przez nią kraju jako podobna wartość, jednak o przeciwnym znaku.

Dodatni znak nadał rok później swej opowieści o Bułgarii Gospodinow w tomie poezji „Czereśnia pewnego narodu”. Nie jest to jednak wizja huraoptymistyczna, ale brak w niej rozgoryczenia i rozpamiętywania straconych szans. Jest za to zwrot ku tradycji, przy jednoczesnym wyzwoleniu się z bycia „białą plamą na mapie posępnego Bałkanu” – jak widziała Bułgarię Kristeva – poprzez pełen autorefleksji język. „Czereśnia...” jest rozliczeniem z jednym z największych mitów bułgarskich – historią zbrojnego powstania przeciwko Turkom w 1878 r. Chodzi jednak nie tyle o samo wydarzenie, ile o jego utrwalenie w świadomości – wspomnianą już pierwszą powieść bułgarską, traktowaną w kategoriach epopei narodowej. Autor postanowił rozprawić się z drzewem czereśni, z którego w powieści Wazowa dzielni Bułgarzy zrobili armatę – symbol determinacji, bohaterstwa i waleczności.

Gospodinow nie wdrapuje się jednak nerwowo na narodowe drzewo, raczej spokojnie pod nim zasiada, siedząc w cieniu, zrywa owoce i z lekko ironicznym uśmiechem połyka je razem z gorzkimi pestkami. Jak się dość szybko okazało, gest ten docenili nie tylko krytycy (nagroda za książkę roku), ale i czytelnicy (nakład wyczerpał się dwukrotnie).

Mocno osadzone w bułgarskiej rzeczywistości są także wspomniane już utwory pisarza: „Powieść naturalna” oraz „I inne historie”. Jednak najbardziej zanurzona w historii wydaje się jego najnowsza powieść „Fizyka smutku”. Narratorem jest postać kryjąca się za stwierdzeniem „Az sme” – „Ja jesteśmy”. Opowiadacz, a zarazem główny bohater, jako mały chłopiec potrafi przenikać do cudzych historii. Jest osobą empatyczną sensu stricto, wchodząc w czyjeś wspomnienia, zaczyna widzieć oczami innego, współodczuwa lęki, radości. W warstwie narracyjnej relacja trzecioosobowa zmienia się dość nieoczekiwanie w pierwszoosobową.

Z wiekiem bohater powoli zaczyna tracić swą umiejętność, ale nie potrafi żyć bez nowych, cudzych historii, dlatego zostaje kimś w rodzaju kolekcjonera: zbiera je, a w końcowym stadium zmuszony jest za nie płacić. Opowieść zaczyna się na bułgarskiej wsi, na której dziadek bohatera, będąc na targu, słyszy okrzyki reklamujące wielką atrakcję, coś, co pamięta się do końca życia – Minotaura, prosto z labiryntu. Dziadek nie wchodzi do namiotu z człowiekiem-bykiem. Bohater, który wniknął we wspomnienia krewnego, powiada: „Ale teraz to ja jestem na targu w tym wspomnieniu, ja jestem nim, i strasznie mnie ciągnie do środka”.

Minotaur, podobnie jak wówczas dziadek, jest dwunastoletnim chłopcem. Dalszą historię snuje chłopiec-byk, a opisany w kanonicznej wersji opowieści (micie) ryk potwora dobiegający z otchłani labiryntu, u Gospodinowa zamienia się w żałosne wycie opuszczonego, zdradzonego przez siostrę dziecka. W tym momencie narrator rozpoczyna opowieść o własnym dzieciństwie w Bułgarii lat 70. i 80. XX w.: o dojrzewaniu i przełomowej chwili, w której utracił zdolność empatii. Wtedy rozpoczyna budowę kapsuły złożonej z rożnych historii i ich skrawków. Autor rozbija mit, aby na jego gruzach stworzyć własną (o)powieść, bardzo daleką od mitologii, a bliską rzeczywistości.

W jednym z wywiadów pisarz stwierdził, że najważniejszą część bułgarskiej historii stanowi to, co się nie wydarzyło, wszystkie stracone szanse, momenty zwątpienia, niedopowiedzenia. „I w tym roku znów nie będzie powstania kwietniowego” (powstanie było jedyną zbrojną odpowiedzią Bułgarów na trwający pięć wieków zabór turecki) – pisze w jednym z wierszy. Gospodinow w swoich utworach sięga właśnie po to, co przemilczane i na co nie ma miejsca w oficjalnej historii, po bardzo intymne doświadczenia jednostki.

Niewidzialne kryzysy

Georgi Gospodinow przyznał kiedyś, że pierwszą w życiu historię zapisał w geście obrony przed strachem. W dzieciństwie męczył go powracający koszmar, w którym jego matka, ojciec i brat uwięzieni są na dnie studni, a on, stojąc na zewnątrz, z jednej strony boi się o najbliższych, a z drugiej jest na nich zły, bo w końcu zostawili go samego, co również napawa go lękiem. „Postanowiłem powiedzieć o tym babci – wspomina autor. – Mówię: babciu, śniło mi się coś strasznego, a babcia, która żyła w tamtym świecie, świecie mitów i magii, powiedziała, że pod żadnym pozorem nie wolno mi nikomu opowiedzieć tego snu, bo wypowiedziany się ziści. Byłem więc zmuszony znaleźć jakiś sposób, żeby jakoś go opowiedzieć, wyrzucić z siebie, a jednocześnie nie nadać mu siły sprawczej. I tak, ponieważ dopiero co nauczyłem się pisać, zapisałem go. Ze strachu. Przeciwko strachowi”.

Ten dziecięcy lęk zdaje się nie opuszczać ¬Gospodinowa, mimo że jego twórczość przepełniona jest humorem. Strach jako problem, będący przy tym jednym z najważniejszych źródeł twórczości, jest widoczny w najnowszych utworach pisarza, dramacie „Apokalipsa nadchodzi o szóstej wieczorem” i wspomnianej już „Fizyce smutku”. Ten sam lęk, którym podszyte były jego wcześniejsze utwory, jest jak niekontrolowany przykurcz ciała, fizyczna odpowiedź na uczucie. Sam lęk nie jest jednak wyrażany, jest tylko przeczuciem. „Apokalipsa to niekoniecznie wielki wybuch, jeźdźcy, trąbiący aniołowie, ogień i lawa. Jest raczej minimalistyczna i niema. Czasem koniec świata jest czymś bardzo osobistym i codziennym” – czytamy we wstępie do „Apokalipsy...”. W sztuce bułgarskiego pisarza apokalipsa wydarza się w wielu miejscach w ciągu minuty, która została do rozpoczęcia się wieczornych wiadomości. Nie wiadomo jednak, czy bohaterowie zdążą je obejrzeć, ponieważ w mieście grasuje snajper strzelający do telewizorów.

Z dziecięcego sposobu na przezwyciężenie koszmaru zostało w twórczości Gospodinowa coś jeszcze – rodzaj naiwnej wiary, że słowo zapisane ma inną moc niż słowo wypowiedziane. Ono nie tyle tworzy, ile przechowuje, chroni przed upadkiem, zapaścią, końcem.

W najnowszej powieści, której tytuł można przetłumaczyć zarówno jako „Fizykę smutku”, jak i „Fizykę tęsknoty”, to właśnie przeczucie nadchodzącego końca każe głównemu bohaterowi zbierać wszelkie informacje mające szansę przetrwać koniec pewnej epoki, a może nawet zafunkcjonować w następnej. Literacki projekt Gospodinowa stanowi próbę zatrzymania czasu – konstruowana przez narratora kapsuła wypełniona zielonymi pudłami pełnymi przeróżnych tekstów, nie tylko słownych, nosi nazwę ¬time bomb. Opowiadacz stara się za wszelką cenę wyhamować tempo płynnej, linearnej opowieści i każe czytelnikowi zatrzymywać się przy pojedynczych obiektach.

Bohater Gospodinowa powtarza (rzecz jasna w bardziej ekstremalny sposób) gest samego autora, który kilka lat wcześniej był jednym z pomysłodawców projektu „Przeżyłem socjalizm”, platformy internetowej, na której Bułgarzy mieli spisywać wspomnienia sprzed 1989 r. Z około 450 historii pisarz wybrał 171, które zostały opublikowane w postaci książki. Jak jednak sam podkreśla we wstępie: „nie chodziło o stworzenie Historii socjalizmu, ani jego Księgi pamiątkowej”, lecz o zebranie indywidualnych, osobistych historii, które kolektywna rzeczywistość komunistyczna skrzętnie wypychała poza swoje ramy. W tym samym roku (2006) pisarz zebrał także przedmioty codziennego użytku, których fotografie znalazły się w albumie zatytułowanym „Księga inwentarzowa socjalizmu”. A zatem nie tylko bohaterowie-narratorzy w utworach Gospodinowa, ale po części i on sam jest trochę jak Szeherezada z „Baśni tysiąca i jednej nocy”, która snując opowieści, próbuje wymknąć się śmierci. Dla bułgarskiego pisarza, paradoksalnie, koniec wydaje się stanowić nadejście XXI wieku, z którego autor wciąż ucieka do wieku XX przez wrota otwarte dzięki historiom swoich bliskich i obcych, poprzez własne lektury i obserwacje.

***

Georgi Gospodinow jest uważany za jednego z najważniejszych przedstawicieli współczesnej literatury bułgarskiej. Nie tylko we własnym kraju. Pisarz jest najczęściej tłumaczonym autorem bułgarskim, a jego książki recenzowane są w opiniotwórczych czasopismach. Ale jego funkcjonowanie w rodzimej kulturze jest zjawiskiem wyjątkowym. Właściwie wszystko, co pisze ¬Gospodinow, nosi znamię kultowości, jest lekturą obowiązkową, co w pewien sposób zdaje się zaprzeczać prezentowanej przez pisarza wizji świata. Nakład jego ostatniej powieści (siedem tysięcy egzemplarzy) został wyprzedany w przeciągu zaledwie trzech tygodni od premiery książki. „Kryzys! Jaki kryzys?”.


GEORGI GOSPODINOW będzie gościem siódmego dnia Festiwalu. 28 października spotkanie z pisarzem poprowadzi Magdalena Pytlak.


MAGDALENA PYTLAK jest slawistką i tłumaczką. Pracuje w Instytucie Filologii Słowiańskiej UJ. Zajmuje się najnowszą literaturą i kulturą bułgarską.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad (04/2012)