Niewidzialne kobiety

Ofiary twierdzą, że to współczesne niewolnictwo: w Libanie służba domowa – rekrutowana z Afryki i Azji – jest ściśle związana z pracodawcami. Na dobre i złe.

02.07.2018

Czyta się kilka minut

Marsz kobiet – pracownic domowych z Afryki i Azji – w obronie swoich praw. Bejrut, 24 czerwca 2018 r. / AGNIESZKA PIKULICKA-WILCZEWSKA
Marsz kobiet – pracownic domowych z Afryki i Azji – w obronie swoich praw. Bejrut, 24 czerwca 2018 r. / AGNIESZKA PIKULICKA-WILCZEWSKA

Ulice wschodniego Bejrutu wypełniły setki kobiet. W tłumie powiewają flagi Etiopii i Kenii oraz transparenty z powtarzającymi się słowami „prawa”, „godność”, „sprawiedliwość”. Część demonstrantek idzie w ciszy, nie zwracając na siebie uwagi. Inne, jak Etiopki, śpiewają i tańczą rytmicznie podskakując, a lejący się z nieba żar zdaje się dodawać im tylko energii.

Można by pomyśleć, że okazja do pochodu jest radosna. Ale to pozory. Już dziewiąty rok z rzędu w Światowy Dzień Pracowników Domowych one właśnie – pomoce domowe w Libanie – wychodzą na ulice, by przypomnieć światu o swym upodleniu i wstydliwych sekretach libańskich rodzin. Często upokarzane, bite, wykorzystywane seksualnie i pozbawione praw, niewidzialne mieszkanki arabskich domów – krzyczą o sprawiedliwość.

Krzyczy też Pola, 22-latka z Kenii z burzą cienkich warkoczyków. – Mamy nadzieję, że w końcu doczekamy się sprawiedliwości i otrzymamy należne nam prawa, że będziemy traktowane jak ludzie – mówi z determinacją. – Kolor skóry nie powinien mieć znaczenia. Chcę, żeby wiedzieli, że jesteśmy takie same jak oni.

Podobnie jak w innych krajach regionu, napływ taniej siły roboczej do Libanu reguluje system kafala. Pracownik jest związany umową z konkretnym pracodawcą-sponsorem, nie może zmienić pracy bez jego zgody i nie podlega ochronie prawa pracy. W praktyce oznacza to, że jest całkowicie uzależniony – co stwarza ogromne pole do nadużyć.

Mister sobie nie życzy

Od końca wojny domowej w 1990 r. do Libanu zaczęły masowo przyjeżdżać dziewczęta z ubogich krajów Azji i Afryki w poszukiwaniu lepszego życia. Agencje rekrutujące tanią siłę roboczą szybko okazały się dochodowym biznesem.

Kobiety z Etiopii, Kenii, Sri Lanki czy Filipin, po uiszczeniu opłaty dla agencji, ściągane są do Libanu na koszt sponsora na czasowy kontrakt. W tym okresie nie mogą urodzić dzieci (grozi za to deportacja) ani zrezygnować z zatrudnienia – chyba że zechce tego pracodawca.

Większość mieszka z rodzinami, które od chwili odebrania pracownicy z lotniska aż do zakończenia kontraktu niemal całkowicie kontrolują jej życie.

Często kobiecie zabierany jest paszport, a jej wolność ograniczana jest nie tylko przez pracę 12 godzin na dobę, sześć dni w tygodniu, ale również widzimisię państwa – określanych jako mister i madame, nigdy inaczej – którzy często nie życzą sobie, by ich gosposia opuszczała teren domu.


POLECAMY: "STRONA ŚWIATA" - SPECJALNY SERWIS Z REPORTAŻAMI I ANALIZAMI WOJCIECHA JAGIELSKIEGO


Zapłata jest równie poniżająca, co warunki pracy. – Kobiety z Etiopii i Bangladeszu mogą liczyć na 150 dolarów miesięcznie, podobnie jak te z Nepalu i Sri Lanki – mówi Wassim Eduardo Aboultaif, wykładowca na Uniwersytecie Libańsko-Amerykańskim w Bejrucie. – Z kolei Filipinki dostają minimum 400 dolarów. Niektóre pracownice z frankofońskiej Afryki mają szanse na więcej, jeśli są w stanie ­dogadać się z pracodawcami po francusku, co jest widziane jako bardziej prestiżowe.

W warunkach libańskich są to stawki głodowe, a dla pracodawcy niewielki wydatek. Dlatego nie tylko najbogatsi Libańczycy mogą sobie pozwolić na posiadanie pomocy domowej. Już nawet niższa klasa średnia zatrudnia kobiety do pomocy – w obowiązkach domowych, do opieki nad dziećmi, a także dla prestiżu.

Pola skacze z okna

Wedle oficjalnych danych w sześciomilionowym Libanie (jeśli uwzględnić półtora miliona przebywających tu uchodźców, głównie z Syrii) rocznie wydaje się 150 tys. wiz dla pracownic domowych. Ale organizacje pozarządowe, pracujące z migrantami, mówią nawet o 350 tys. kobiet zatrudnionych jako pomoce domowe.

Pozostałe kobiety to niewidzialne ofiary systemu, które przemoc pracodawców zmusiła do ucieczki – tym samym straciły prawo pobytu. Dla większości z nich powrót do ojczyzny będzie możliwy dopiero po spłacie kwoty, którą pracodawca zainwestował w ich przyjazd, lub po odbyciu kary więzienia za nielegalny pobyt w Libanie. Wiele zatem nie ma wyjścia i wybiera życie poza systemem.

Tak jak Pola. W cieniu drzew, w malowniczym parku wschodniego Bejrutu, w rytmie bębnów i śpiewów wieńczących protest niewidzialnych kobiet, dziewczyna wspomina najgorszy okres swojego życia. – Po trzech miesiącach od przyjazdu mój szef zaczął na mnie krzyczeć, często nie dawał jeść, kazał pracować długie godziny bez odpoczynku. Po siedmiu miesiącach uciekłam – mówi ze złością. Szybko jednak została aresztowana przez policję za brak dokumentów. W więzieniu spędziła trzy ciężkie miesiące.

– Nie miałam z kim porozmawiać, spałam na ziemi bez materaca. Policja powiedziała, że jedyne, co mogą zrobić, to zadzwonić do mojego pracodawcy. Podałam im jego nazwisko, zadzwonili i przyjechał po mnie – opowiada. Pola twierdzi, że liczyła, iż po powrocie będzie inaczej i szef zacznie traktować ją z szacunkiem. Tak się jednak nie stało.

– Zrobiłam coś nie tak i powiedziałam, że może obniżyć mi pensję, że przepraszam. Odpowiedział, że to nie załatwi problemu, i że jak wróci z banku, to mnie zabije. Był agresywny i wierzyłam, że to zrobi – opowiada. – Wyskoczyłam z drugiego piętra, zraniłam sobie nogę, ale biegłam dalej i teraz jestem tu. Uciekłam bez paszportu, bez ubrań, bez pieniędzy.

Lensa wycofuje zeznania

Na szczęście Pola szybko otrzymała wsparcie od mieszkającej w Bejrucie społeczności kenijskiej. Miała wtedy 19 lat. Od tamtej pory jest w Libanie nielegalnie. Nadal pracuje jako pomoc domowa, ale nie mieszka już z pracodawcą. Choć przyznaje, że nie zawsze dostaje wypłatę, a warunki zatrudnienia są jeszcze bardziej niepewne, to uważa, że i tak jest lepiej niż wcześniej. Najchętniej wróciłaby do Kenii, ale nie stać jej na spłatę pracodawcy, zakup biletu na lot do domu i pokrycie kary za lata nielegalnego pobytu.

– Wyzywają nas od dziwek, psów, osłów. Takie traktowanie łamie nam serca – dodaje koleżanka Poli, Anita, a po policzkach ciekną jej łzy. – Jesteśmy ludźmi tak jak oni i tak powinni nas traktować.

Skalę przemocy i bezkarności pracodawców brutalnie unaocznił niedawny skandal z udziałem znanej projektantki mody Eleanore Ajami, w którym społeczeństwo Libanu mogło przejrzeć się jak w lustrze. 20-letnia Lensa Lelisa, Etiopka zatrudniona w domu projektantki, złamała nogę podczas ucieczki, skacząc z okna drugiego piętra. Lensa twierdziła, że była torturowana, codziennie bita kablami, ciągnięta po ziemi za włosy i rzucana o ścianę. Nie zezwalano jej również na opuszczanie domu.

W Libanie zawrzało, media społecznościowe ogarnęła furia, a na projektantkę spadła fala krytyki. Jednak wkrótce potem Lensa nieoczekiwanie wycofała zeznania, twierdząc, że jej obrażenia to wynik upadku podczas sprzątania, a historię zmyśliła, by wyjechać z Libanu. Jako że jej kontrakt wiązał ją z rodziną Ajami, wróciła do swoich pracodawców.

Farah Salka – założycielka Ruchu Anty- rasistowskiego, na co dzień pracująca z migrantami – nie ma wątpliwości, że Etiopka wycofała zeznania pod presją rodziny projektantki. – Ta historia, o której usłyszało tyle osób, pokazuje, że migranci mają ograniczone możliwości. Niektórzy pracodawcy dbają o swoją reputację, ale nic poza tym – tłumaczy. – System legitymizuje niewolnicze warunki pracy.


Czytaj także: Agnieszka Pikulicka-Wilczewska: Chmury nad Bejrutem


– Nie jesteśmy nawet w stanie zająć się wszystkimi sprawami, które do nas trafiają – mówi Farah Salka. – Gnębienie, rasizm, dyskryminacja, brutalność policji, konfiskata dokumentów, wykorzystywanie, niepłacenie pensji – ta lista nie ma końca.

Farah wierzy w zmianę

Farah Salka uważa, że wyjściem z sytuacji byłoby otoczenie imigrantów zarobkowych prawami pracowniczymi i opracowanie nowego systemu wizowego. Bahrajn, Jordania i Katar zreformowały w ostatnich latach system kafala. Ale Liban nie myśli o zmianach.

Georges Ayda, dyrektor generalny w Ministerstwie Pracy, tak mówił w rozmowie z Thomson Reuters Foundation: „Sytuacja nie jest idealna. Staramy się wprowadzić ulepszenia, ale nie pójdziemy w stronę likwidacji systemu kafala. Jeśli go zlikwidujemy, nie będzie gwarancji, że pracownik będzie respektował warunki kontraktu”.

Nie tylko niechęć władz stoi na przeszkodzie zmianie niesprawiedliwego systemu. Farah Salka twierdzi, że odpowiedzialność spoczywa na całym społeczeństwie. – Popatrz dookoła. To się dzieje we wszystkich domach: w mojej rodzinie, u moich przyjaciół, moich sąsiadów. Cały kraj czerpie z tego korzyści – przekonuje. – System sponsoringu sprawia, że ludzie mogą zapewnić opiekę np. swoim starym rodzicom za cenę 150 dolarów miesięcznie, a rząd nie musi się o to martwić.

Farah Salka twierdzi, że zmiana musi iść od dołu. Dlatego ostatnia mobilizacja pracownic domowych i protest, który okazał się największym w ostatnich latach, to znak, że niewidzialne kobiety mają dość i są gotowe walczyć o swoje prawa. – To był ważny i symboliczny dzień – mówi Farah. – Jedyny dzień, w którym ludzie wyszli na ulice, by krzyczeć i tańczyć bez strachu, jaki towarzyszy im każdego dnia. To także znak, że tworzy się silny ruch i porozumienie między społecznością lokalną i migrantami.

Choć w ostatnich latach wielu aktywistów deportowano, a sytuacja prawna migrantów od lat nie uległa zmianie, ruch pracownic domowych nabiera kształtu. Po ostatnich skandalach kobiety, z których wiele nie ma nic do stracenia, wyciągają ręce po swoje prawa i godność. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2018