Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zlikwidowanie czterech kopalń, przeniesienie sześciu tysięcy osób do innych zakładów, a dla zwalnianych osłony - to główne założenia ogłoszonego w ubiegłą środę rządowego planu naprawczego dla Kompanii Węglowej. Górnicy odpowiedzieli na nie od razu: tego samego dnia, bez udziału związków zawodowych, rozpoczęli podziemne protesty. „Na górze” ich strajk poprały rodziny, mieszkańcy, którzy wyszli na ulice, a także władze samorządowe. Prezydenci Bytomia, Gliwic, Rudy Śląskiej i Zabrza napisali w specjalnym oświadczeniu, że zabrakło debaty, a rząd swoimi działaniami i sposobem informowania o planowanych zmianach doprowadził do niepokojów społecznych.
Dotychczasowe rozmowy rządu z górniczymi związkami zawodowymi zakończyły się fiaskiem. Sobotnio-niedzielne negocjacje dwukrotnie zrywano. Także poniedziałkowa wizyta premier Ewy Kopacz w Katowicach nie doprowadziła do zawarcia porozumienia. Zaostrzył się za to strajk. W 12 kopalniach protestuje pod ziemią już 2,2 tys. górników.
Władze Kompanii Węglowej alarmują, że sytuacja spółki jest fatalna. Cztery kopalnie, które mają być zlikwidowane w ubiegłym roku przyniosły 821 mln złotych strat. Najmniej rentowna jest kopalnia „Brzeszcze”. Na każdej wydobytej tonie zakład traci 265 złotych. Największe straty w ubiegłym roku, ponad 350 milionów złotych, przyniosła kopalnia „Sośnica-Makoszowy”. W kopalni „Pokój” kończą się złoża węgla i jest wysoki poziom zagrożenia metanowego oraz tąpaniami. W kopalni „Bobrek-Centrum” koszty wydobycia rosną, bo eksploatacja jest pod miastem i trzeba stosować drogi system zabezpieczeń.
Marcin Buczek, RMF