Niepodległość w burzeniu

Czy z okazji rocznicy odzyskania niepodległości moglibyśmy zlikwidować cztery teatry, trzy muzea, kino, młodzieżowy dom kultury, siedzibę PAN i najlepszy taras widokowy w Warszawie?

28.11.2017

Czyta się kilka minut

W Noc Muzeów – kolejka do zwiedzania ukrytych na co dzień sal w PKiN, 2005 r. / KRZYSZTOF KUCZYK / FORUM
W Noc Muzeów – kolejka do zwiedzania ukrytych na co dzień sal w PKiN, 2005 r. / KRZYSZTOF KUCZYK / FORUM

Plotki na temat zburzenia Pałacu Kultury i Nauki (wszystkie wymienione wyżej instytucje mają swoje siedziby właśnie tam) powracają regularnie od 1989 r. Tym razem też raczej skończy się na luźnych dywagacjach, ale społeczne nastroje i dotychczasowe działania władzy w innych dziedzinach nie pozwalają przejść obok tematu obojętnie.

Może być oczywiście tak, że PiS wywołało temat zastępczy, żeby odwrócić uwagę warszawiaków od placu Piłsudskiego, który został niedawno przejęty przez wojewodę mazowieckiego, a następnie decyzją szefa MSWiA ustanowiony „przestrzenią zamkniętą”. Nie znaczy to, że plac zostanie ogrodzony, a wejście na niego będzie niemożliwe. W takim układzie jednak miasto traci swoje uprawnienia planistyczne na rzecz wojewody. I to on wydaje pozwolenia na budowę. Choć Mariusz Błaszczak w uzasadnieniu zamknięcia placu podaje względy bezpieczeństwa i organizację uroczystości państwowych, to w tle pojawia się wątpliwość, czy nie chodzi o to, żeby to właśnie na placu stanął pomnik upamiętniający katastrofę smoleńską. Byłby to sposób na obejście sprzeciwu ratusza.

Saper da radę

To temat budzący trochę emocji, ale jednak dość złożony proceduralnie i medialnie mniej atrakcyjny niż Pałac. Nic dziwnego, że o decyzji ministra Błaszczaka pojawiło się ledwie kilka informacji, a Pałacem żyły wszystkie portale, serwisy radiowe i programy informacyjne w telewizji. Zaczęło się od prof. Piotra Glińskiego.

– Ja nie mam nic przeciwko, tylko musielibyśmy szybko tam zbudować coś sensownego, bo ta dziura w mieście stoi pusta, bo jakoś włodarze Warszawy nie potrafią podjąć dobrych decyzji – tak odpowiedział na pytanie w radiowym wywiadzie o możliwość zburzenia Pałacu z okazji stulecia odzyskania niepodległości.

Potem już poszło z górki. Wiceminister obrony Bartosz Kownacki uznał w Radiu ZET, że „to byłby fajny prezent dla nas wszystkich” i że wysadzenie PKiN w powietrze stanowiłoby ćwiczenie dla naszych saperów. Przyznał, że „mówi o tym trochę żartem, ale jeżeli byłaby taka zgoda wszystkich środowisk, determinacja, to na pewno by się to udało zrobić”. Niedługo później dołączył wicepremier i minister finansów Mateusz Morawiecki.

– PKiN to relikt komunistycznej dominacji. Mam nadzieję, że zniknie. Marzę o tym – powiedział dobitnie. A podsumował to wszystko Radosław Sikorski, który wielokrotnie mówił wcześniej o potrzebie zburzenia Pałacu. Na Twitterze wywołał ministra kultury do tablicy pisząc: „Uważam, że byłby to spektakularny akt dekomunizacji przestrzeni publicznej i musiałbym rząd PiS pochwalić. Moje sprawdzam: czy wicepremier Gliński, jako minister kultury, wykreśli PKiN z rejestru zabytków?”.

Po tym wszystkim Gliński delikatnie się wycofał. – To była wrzutka Roberta Mazurka, który lubi różne żarty robić. Wydaje mi się, że nie czyniłem tam żadnych szczególnych deklaracji. Proponowałbym, żeby wprowadzić to do obszaru żartów, chociaż oczywiście ta budowa, ten symbol jest czymś przykrym dla Polaków, ale z drugiej strony czymś przykrym, co zostało oswojone w taki czy inny sposób. Nie jest to dla mnie najważniejsze – podkreślił minister kultury.

Sto instytucji

Ale zakładając, że PKiN tematem zastępczym nie jest, można się na poważnie zastanowić, czy jest sens się go pozbywać.

– W Pałacu Kultury i Nauki znajdują się siedziby prawie stu różnych instytucji: od muzeów, przez biura urzędów, po basen i uczelnie wyższe – wylicza Rafał Krzemień, prezes zarządu PKiN. – Mamy Muzeum Techniki i Przemysłu, aktualnie w trakcie przekształcenia w Narodowe Muzeum Techniki, i Muzeum Ewolucji, które funkcjonują właściwie od początku istnienia obiektu, oraz od dwóch lat Muzeum Domków dla Lalek. Swoje pracownie ma także Muzeum Warszawy. Ogromną część budynku od ulicy Świętokrzyskiej zajmuje Pałac Młodzieży. W Pałacu swoje sceny mają też cztery teatry (publiczne Dramatyczny, Lalka i Studio oraz prywatny Teatr 6. Piętro), Polska Akademia Nauk, Kinoteka i prywatne uczelnie, jak np. Collegium Civitas – wymienia Krzemień. Do tego taras widokowy będący ważną atrakcją, na który w zeszłym roku wjechała rekordowa liczba 612 tysięcy turystów. – W tym roku pod koniec listopada mamy już 600 tysięcy, więc rekord prawdopodobnie zostanie znowu pobity – z satysfakcją dodaje Krzemień.

Minister kultury zgodziłby się więc na likwidację największej placówki kulturalnej dla młodzieży w Polsce. Porównywalna zostałaby tylko w Katowicach. A minister jest tu o tyle ważny, że pierwszy formalny krok ku likwidacji należałby do niego.

– Pałac Kultury i Nauki został wpisany do rejestru zabytków w 2007 r. Konserwator nie może go teraz wykreślić, to może zrobić tylko minister kultury, i to pod pewnymi warunkami – przypomina Agnieszka Żukowska, rzeczniczka wojewódzkiego konserwatora zabytków. Żeby temat formalności wyczerpać, pamiętajmy, że Pałac od 1956 r. należy w stu procentach do miasta. Po wykreśleniu go z rejestru zabytków trzeba by więc go jakoś warszawiakom zabrać.

Przy Pałacu Młodzieży warto chwilę się zatrzymać, bo ta strata byłaby chyba najboleśniejsza. – Mamy około 4,5 tysiąca stałych uczestników zajęć. 40 specjalności, 80 zatrudnionych nauczycieli. W ciągu 60 lat istnienia przewinęło się przez Pałac Młodzieży nawet pół miliona ludzi – szacuje Urszula Wacowska, dyrektorka placówki. Zajęcia są bezpłatne, w pałacu działa rada rodziców, która ustala jedynie dobrowolne składki. Sekcje są przeróżne – od modelarstwa czy tańca, przez sporty wodne, po niezwykle rozbudowaną informatykę. Za prywatne lekcje trzeba by płacić kilkaset złotych miesięcznie. – Nie widzę możliwości, żeby tak duży dom kultury mógł znaleźć w Warszawie lepsze miejsce na działanie – uważa dyrektor Wacowska.

Nie zapominajmy też o Sali Kongresowej. Jeszcze kilka lat temu, przed budową katowickiego NOSPR, szczecińskiej filharmonii czy wrocławskiego Forum Muzyki, była to najbardziej reprezentacyjna sala koncertowa w Polsce. Teraz jest w remoncie, ale wciąż będzie mogła spełniać swoją funkcję.

Pozbywając się PKiN, pozbywamy się tych wszystkich instytucji. Niektóre pewnie szybko znalazłyby sobie inne siedziby. Ale Pałac Młodzieży, kongresówka, teatry, muzea i taras zniknęłyby bezpowrotnie.

Pałac jest instytucją oświaty i kultury. Nie musi więc na siebie zarabiać. Ale zarabia. Na wynajmie swoich przestrzeni i na turystach. Jak wynika z danych przedstawionych przez spółkę zarządzającą PKiN, w 2016 r. koszty utrzymania wyniosły nieco ponad 37 mln złotych, a wpływy z wynajmu biur, powierzchni konferencyjno-wystawienniczej, parkingu i biletów na taras – o 10 mln więcej.

Haussmanna nam nie trzeba

Wiemy już więc, co byśmy stracili. A co byś­my zyskali? – Burzenie ma czasami sens, można nim radykalnie udrożnić miasto – uważa prof. Piotr Gajewski, architekt z Politechniki Krakowskiej. – Pod koniec XVI w. papież Sykstus V polecił wyburzyć mnóstwo budynków, żeby połączyć rzymskie bazyliki szerokimi arteriami. A wcześniej, żeby zrobić miejsce pod bazylikę św. Piotra i plac, też trzeba było dokonać wyburzeń. Próbkę tego, jak wyglądał stary Rzym w sąsiedztwie Watykanu, można było zobaczyć jeszcze niecałe sto lat temu. Bo via della Conciliazione, tę piękną aleję łączącą Zamek Świętego Anioła z placem św. Piotra, otwierającą niesamowity widok na bazylikę, poprowadzono dopiero za Mussoliniego. Wcześniej mieliśmy tam pokręcone, wąskie, gęste uliczki – opowiada. – Jest w historii więcej takich przykładów, z wielkim burzeniem Paryża przez Georges’a Haussmanna. Baron stworzył bulwary, które są dzisiaj najwspanialszym miejscem w Paryżu i dzięki którym to miasto w ogóle żyje. Czyli to burzenie ma jakiś sens, jeżeli zmierzamy ku nowoczesności miasta i ku jego funkcjonalności.

Czy to mógłby być przypadek Pałacu Kultury? – W żadnym wypadku – stanowczo mówi Gajewski. – Przestrzeni nam w Warszawie nie brakuje, dookoła samego Pałacu jest jej mnóstwo. To byłoby bez sensu. Zarówno ze względu na samą przestrzeń, jak i budynek, który funkcjonalnie się przecież broni – przekonuje.

Nawet z zagospodarowaniem istniejącej przestrzeni placu Defilad mieliśmy przez ostatnie 28 lat pod górkę. Już coraz mniej osób pamięta długą i gorącą walkę o usunięcie blaszanej hali Kupieckich Domów Towarowych (kupcy opuścili ją po parogodzinnych zamieszkach w 2009 r.). Nie udało się zrealizować projektu Christiana Kereza na Muzeum Sztuki Nowoczesnej. W 2015 r. przedstawiono koncepcję budowy gmachu muzeum razem z gmachem Teatru Rozmaitości. Natomiast 29 listopada kończą się konsultacje społeczne na zagospodarowanie placu pomiędzy tymi, nieistniejącymi jeszcze, budynkami. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, w pierwszym kwartale 2018 r. będziemy mieli gotowy plan na dwa nowe obiekty od strony Marszałkowskiej i wypełnienie przestrzeni dookoła. Równolegle z ogłoszeniem tych planów teoretycznie musiałaby już trwać rozbiórka Pałacu, gdyby chcieć zdążyć na 11 listopada…

Trudno uciec od wrażenia, że zwolennikom rozebrania PKiN nie o funkcję chodzi, lecz o symbolikę. W medialnych wystąpieniach nazywają go czasem „pałacem Stalina”, podkreślając rodowód budynku. Przypominają także, że po odzyskaniu niepodległości, w dwudziestoleciu międzywojennym dokonano już w stolicy jednego spektakularnego wyburzenia – soboru Aleksandra Newskiego, czyli postawionej na placu Saskim na przełomie XIX i XX w. gigantycznej cerkwi. I per analogiam chcieliby rozebrać Pałac, też przecież postawiony przez Rosjan, tyle że pół wieku po soborze.

Burzenie z powodów symbolicznych jest jednak ryzykowne. – Renesansowy Wawel to jest rzecz oryginalnie włoska. Arkadowy dziedziniec i kaplica zygmuntowska, perły renesansu, to dzieła Włochów – Franciszka z Florencji i Bartolommea Berrecciego. Natomiast spora część wzgórza została zabudowana w XIX w. przez Austriaków. A na dodatek na zewnętrznym dziedzińcu jest budynek postawiony przez nazistów dla Hansa Franka. Jeśli więc chcemy osiągnąć w architekturze stan czystości narodowej, to trzeba by zacząć tam – podsumowuje Gajewski. Równie dobrze można by się zająć rówieśnikami Pałacu – krakowską Nową Hutą czy Marszałkowską Dzielnicą Mieszkaniową. Konsekwencje takiego myślenia szybko można sprowadzić do absurdu.

Można też po przykłady symbolicznego radzenia sobie z architekturą sięgnąć dalej. Na biegunach Europy stoją dwie świątynie: Mezquita w Kordobie i Hagia Sophia w Stambule. Ich historia to zdumiewający przykład przeplatania się tradycji, wierzeń i granic. Oba powstały jako wczesno­chrześcijańskie kościoły, ale w czasie, gdy Hagia Sophia symbolizowała potęgę Bizancjum, Mezquita została przekształcona przez zdobywających Półwysep Iberyjski Arabów w meczet. Po ponad 700 latach, prawie w tym samym czasie, w końcówce średniowiecza, oba kościoły zmieniły wiernych. Mezquita stała się katolicką katedrą, a Hagia Sophia meczetem. Żadna nie została zburzona, obie służyły zdobywcom. Nie burzyli ani chrześcijanie, ani muzułmanie.

Lubimy marmury

Oczywiście PKiN dziełem na miarę Mez­quity czy Hagii Sophii nie jest i nigdy nie będzie. Funkcjonalnie jest bardzo dobry, a wykonanie to też rzemiosło na dobrym poziomie. Stylistyka, jak zawsze, będzie budzić mieszane uczucia. Ale wystarczy spojrzeć na Świątynię Opatrzności albo bazylikę w Licheniu, żeby się przekonać, że zamiłowanie do marmurów, kryształów, monumentalizmu i dekoracyjności nie jest nam obce. Nie trzeba się obruszać na takie porównanie: nie dotyczy ono religii czy polityki, tylko samej architektury. A pod tym kątem, zwłaszcza w przypadku Lichenia, podobieństwa naprawdę widać.

Od upadku PRL minęło już prawie 30 lat. O ile w 1990 r. zrównanie Pałacu z ziemią mogłoby mieć symboliczną siłę, o tyle teraz wywołałoby mnóstwo sprzeciwu i stałoby się kolejnym elementem raczej dzielącym społeczeństwo niż je łączącym.

Przekaz na zewnątrz byłby jeszcze gorszy. Bo byłby to najbardziej spektakularny event związany ze stuleciem niepodległości. Zbudować czegoś równie potężnego w ciągu roku nie zdążymy, co też, nawiasem mówiąc, o organizacji naszej rzeczywistości świadczy nie najlepiej – gdy PRL szykował się do obchodów tysiąclecia państwa polskiego, decyzję o budowie tysiąca szkół podjęto na osiem lat przed obchodami. Niszczenie jako główny przekaz tak wspaniałej rocznicy? Naprawdę chcemy ją świętować w ten sposób?

Kilka dni temu do dyrektorki Pałacu Młodzieży przyszli rodzice uczęszczającej na zajęcia siedmiolatki.

– No tak, ci, co już się do Pałacu nachodzili i wszystkiego nauczyli, teraz chcą go zniszczyć – miała powiedzieć ze łzami w oczach, gdy usłyszała w telewizji ministrów polskiego rządu. ©

Autor jest dziennikarzem Onet.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1983 r. Dziennikarz Onetu od 2007 roku. Od 2013 roku pracuje jako wydawca strony głównej portalu. Oprócz tego regularnie opisuje polską architekturę i przestrzeń publiczną – na Onecie, na własnym blogu terenzabudowany.pl oraz w „Tygodniku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2017