Niepodległość bez Marszałka?

Piłsudski należy do nielicznych bohaterów naszej historii, których wielkości nie kwestionowano już za ich życia. O jego roli w budowaniu niepodległej Polski można się łatwo przekonać, wyobrażając sobie, jak potoczyłyby się jej losy, gdyby go zabrakło.

04.11.2008

Czyta się kilka minut

To założenie - co by było, gdyby nie było Piłsudskiego - nie jest wcale wydumane.

Józef Piłsudski na długo przed rokiem 1918 postawił na zbrojną walkę o niepodległość i na tej drodze śmierć szybko stała się jego nieodłącznym druhem. Ocierał się o nią od 1905 r., odkąd stanął na czele Organizacji Bojowej PPS. Wcześniej, jako lider działającej w konspiracji PPS, schwytany przez Rosjan trafiłby do więzienia. Ale po 1905 r. już nie wolnością, lecz głową zapłaciłby za akcje Organizacji Bojowej, siejące śmierć wśród Rosjan. Taki był los wielu jego podkomendnych, w tym jednego z dowódców Organizacji Bojowej Józefa Montwiłła-Mireckiego, powieszonego 9 października 1908 r. na stokach Cytadeli Warszawskiej.

Rzucał wyzwanie śmierci

Kilkanaście dni przed tą egzekucją, 26 września 1908 r., Piłsudski wziął udział w akcji na wagon pocztowy w Bezdanach pod Wilnem. Padły strzały, wśród rosyjskiej eskorty byli zabici. W walce nie ucierpiał żaden z bojowców, ale potem policji udało się czterech z nich aresztować. Dwóch skazano na karę śmierci, zamienioną na dożywotnią katorgę. Nie ulega wątpliwości, że Piłsudski, gdyby go schwytano, nie mógłby liczyć na podobną łaskę.

Śmierć ponownie zajrzała mu w oczy po wybuchu wojny, w sierpniu 1914 r. Przez ponad dwa lata walczył na pierwszej linii frontu, gdzie straty w ofiarnie bijących się oddziałach legionowych były bardzo wysokie. A on nie zwykł się oszczędzać. Często pojawiał się na wysuniętych placówkach i demonstracyjnie nie krył się przed kulami, imponując podkomendnym brawurą. Zachowywał się tak, jakby rzucał wyzwanie śmierci.

W największych opałach znalazł się na początku lipca 1916 r., gdy na pozycje legionowe pod Kostiuchnówką runęła rosyjska ofensywa gen. Brusiłowa. Nieprzyjaciel dysponował miażdżącą przewagą i zadał broniącym się ogromne straty. Poległo kilkuset legionistów, wśród nich także wyżsi dowódcy: Tadeusz Wyrwa-Furgalski i Stanisław Sław-Zwierzyński. Mógł w tym gronie znaleźć się i Piłsudski, bo jak zwykle, nie bacząc na sprzeciwy sztabowców, pojawiał się na zagrożonych odcinkach, gdzie kule padały gęściej niż liście z masakrowanych drzew. Nie został nawet draśnięty, ale na użytek tego tekstu wyobraźmy sobie, że śmierć - za demonstrowaną jej pogardę - zażądała od niego najwyższej ceny.

Gdyby wtedy padł...

A gdyby zginął w tamtym boju pod Kostiuchnówką, historia Polski potoczyłaby się diametralnie inaczej - i to niemal natychmiast. Był to bowiem czas, kiedy puls dziejów gwałtownie przyspieszył, stawiając Polaków przed brzemiennym w konsekwencje wyborem.

5 listopada 1916 r. cesarze niemiecki i austriacki proklamowali odrodzenie państwa polskiego. Gdyby Polacy dali wiarę tej obietnicy i zaangażowali się w budowanie państwa i wojska walczącego po stronie mocarstw centralnych, jesienią 1918 r. znaleźliby się w gronie przegranych, z których interesami zwycięska Ententa nie musiałaby się liczyć. A nie brakowało polskich polityków i wojskowych gotowych przyjąć austriacko-niemiecką ofertę. Nie zważali oni na to, że Berlin i Wiedeń chcą tworzyć państwo satelickie, i nie przeszkadzało im, że polska armia miałaby być podporządkowana Niemcom. Sądzili, że im więcej będzie wojska, tym cenniejsze będą akcje sprawy polskiej. Takiego stanowiska bronił np. pułkownik Władysław Sikorski.

Wiele wskazuje, że zwolennicy bezwarunkowego budowania armii byli bliscy przekonania większości społeczeństwa. Gdyby to osiągnęli, jesienią 1918 r. armia ta liczyłaby paręset tysięcy żołnierzy i byłaby trzecią czy czwartą pod względem wielkości siłą zbrojną przegrywających wojnę państw centralnych. Nie byłoby żadnego "kryzysu przysięgowego" z 1917 r., który przeistoczył legionistów w sprzymierzeńców Ententy. Sojusznicy Berlina i Wiednia dominowaliby na polskiej scenie, co pogrążyłoby sprawę polską w oczach decydującej o losach świata Ententy.

Antyniemiecki zwrot

Ów fatalny dla Polski scenariusz zablokował właśnie Piłsudski. W odpowiedzi na akt z 5 listopada 1916 r. zażądał gwarancji autentycznej suwerenności, a w pierwszej kolejności powołania polskiego rządu. To jemu, a nie Niemcom miała być podporządkowana armia.

Berlin nie chciał o tym słyszeć, bo trafnie przewidywał, że taka Polska szybciej stanie się jego wrogiem niż sojusznikiem. Piłsudski i obóz niepodległościowy zwrócili się więc przeciwko państwom centralnym i przeszli na stronę Ententy. Wódz Legionów i wielu jego podkomendnych zapłaciło za to uwięzieniem, ale dzięki temu do Polski nie przylgnęło odium germanofilstwa. Zwolennicy współpracy z Berlinem i Wiedniem osiedli na politycznej mieliźnie i przestali się liczyć.

Gdyby wtedy Piłsudskiego zabrakło i armia polska do końca stała u boku państw centralnych, to każdy polityk europejski, chcący ograniczyć polskie aspiracje, miałby gotowy argument: że nie warto ujmować się za krajem, który dobrowolnie związał się ze śmiertelnymi wrogami Ententy. I trudno byłoby odmówić temu racji. Dramatycznie zawęziłoby to pole działania Romanowi Dmowskiemu, który od dawna nie ustawał w wysiłkach, by związać los Polski z Ententą. Na paryskiej konferencji pokojowej bylibyśmy ubożuchnym, ledwie tolerowanym petentem. O Pomorzu i dostępie do morza oraz o Górnym Śląsku nie moglibyśmy nawet marzyć. Niewykluczone, że Niemcom udałoby się zatrzymać także inne terytoria.

Jeśli ktoś uważa tę hipotezę za przesadzoną, niech przypomni sobie, jak bezlitośnie Ententa potraktowała w Paryżu państwa i narody z nią walczące: Niemców, Węgrów, Turków, Bułgarów. Za przestrogę może też służyć niechętny stosunek zwycięzców do Ukraińców, których kondycja bardzo przypominała hipotetyczny stan sprawy polskiej bez antyniemieckiego zwrotu, dokonanego przez Piłsudskiego.

Nie ulega też wątpliwości, że gdyby Piłsudskiego zabrakło jesienią 1918 r., fatalnie wyglądałoby nie tylko międzynarodowe położenie Polski, ale i rozwój wydarzeń w kraju. Tu także groziłaby nam katastrofa. Bo wiele wskazuje, że Polacy zamiast w zgodnym wysiłku odbudowywać państwo, pogrążyliby się w konfliktach, które zmarnotrawiłyby znaczną część narodowej energii i pogrążyłyby nasz kraj w oczach Europy.

U progu wojny domowe j

Przemawiają za takim poglądem nie dyskusyjne hipotezy, ale twarde fakty z gorących dni listopadowych poprzedzających pojawienie się Komendanta w Warszawie. W tym czasie pozbywająca się zaborców Polska stała u progu wojny domowej, o tragicznych dla państwowości skutkach. Zarówno lewica (gdzie główną siłą byli socjaliści i radykalni ludowcy), jak i zdominowana przez Narodową Demokrację prawica gotowe były brać władzę siłą i nie chciały słyszeć o kompromisie.

Więcej wojowniczości wykazywała lewica - przekonana, że wiatr historii wieje w jej żagle. Już wiosną 1918 r. (co ważne dla naszych wywodów), bez jakiegokolwiek kontaktu z więzionym przez Niemców Piłsudskim, politycy lewicy przygotowali plan rewolucyjnego wystąpienia przeciw Niemcom i Austriakom, gdy ci będą przegrywać wojnę. Siłą napędową tego scenariusza było odwołanie się do haseł społecznych, co miało związać masy ludowe z odradzającym się państwem. Ale jednocześnie antagonizowało z nim wszystkich przeciwników socjalizmu, których w Polsce było przecież wielu. Groziło to konfliktem, w którym interes odradzającego się państwa schodził na dalszy plan, wypierany przez kwestie socjalne.

Dramatyczna jesień 1918 r.

Lewica tego nie dostrzegała i kroczyła własną drogą. W nocy z 6 na 7 listopada 1918 r. powołała w Lublinie Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej, na czele z liderem galicyjskich socjalistów Ignacym Daszyńskim. Żądała bezwzględnego posłuszeństwa, zwłaszcza od rządzącej w Warszawie Rady Regencyjnej. "Gdyby Rada Regencyjna - ostrzegał rządowy manifest - oraz rząd przez nią stworzony, woli ludu polskiego nie chciały się poddać, ogłoszone będą za wyjęte spod prawa. Ściganie i ujęcie w ręce naszych władz wykonawczych będzie obowiązkiem każdego obywatela państwa polskiego". O konkurentach z obozu narodowego manifest nie wspominał ani słowem, ale łatwo się domyślić, że gdyby chcieli protestować, czekałyby ich represje analogiczne jak w przypadku Rady Regencyjnej.

Przerażona klęską państw centralnych, Rada Regencyjna nie była zdolna do oporu. Ale silny poparciem Ententy i solidnie zakorzeniony w kraju, obóz narodowy nie zamierzał kapitulować przed socjalistami. Tak naprawdę miał w ręku argumenty mocniejsze niż lewica, co wiszącemu w powietrzu konfliktowi przydawało intensywności. Wojna domowa była realna.

Tymczasem wywołany konfliktem chaos na pewno chcieliby zdyskontować komuniści z SDKPiL i PPS-Lewicy, kwestionujący sens odbudowywania niepodległej Polski i wiążący swe nadzieje z rewolucją komunistyczną w Europie. Sami byli za słabi, aby rywalizować z silną lewicą niepodległościową i jeszcze potężniejszym obozem narodowym. Ale uskrzydleni wojną między tymi rywalami i wsparci przez nacierających od wschodu bolszewików, mogli stać się źródłem niejednej niespodzianki, przykrej dla wolnościowych aspiracji Polaków.

Ponad lewicą i prawicą

Fatalnie rozwijającym się wydarzeniom zapobiegł Piłsudski, który zdawał sobie sprawę, że konflikt o władzę może przekreślić szansę na wykorzystanie niezwykle Polakom sprzyjającej koniunktury międzynarodowej. Umiejętnymi działaniami doprowadził do powstania rządu zgody narodowej pod przewodnictwem Ignacego Paderewskiego, którego legalizmu nikt już nie kwestionował. Podjął też szereg innych działań, które zapewniły państwu stabilność i siłę. Trudno je tu wszystkie wymienić. Dość powiedzieć, że jego zasługą było szybkie przeprowadzenie niezwykle demokratycznych wyborów do Sejmu Ustawodawczego, co ugruntowało atmosferę zgody narodowej.

W efekcie tych posunięć Polacy mogli maksymalnie spożytkować sprzyjającą im sytuację w Europie, stworzoną przez klęskę trzech zaborców. Dzięki autorytetowi Piłsudskiego i jego polityce nie zmarnowano szansy, pozwalającej na odbudowanie silnej i rozległej terytorialnie Polski. Nikt poza nim nie był w stanie odegrać tej kluczowej roli. Nikt poza nim nie miał bowiem takiej pozycji, aby poskromić apetyty tak lewicy, jak i prawicy na wyłączne sprawowanie władzy. I jedynie on mógł zagwarantować obu rywalom, że nowy rząd nie będzie stanowić zagrożenia dla ich partyjnych interesów. Świetnie się z tego zadania wywiązał, dzięki czemu spacyfikował tlącą się już wojnę domową i umożliwił skoncentrowanie narodowego wysiłku na budowaniu siły Polski.

Ta siła bardzo się przydała, gdy ze wschodu runęła nawałnica bolszewików, chcących "po trupie Polski" nieść na zachód płomień komunizmu. Trudno też przecenić znaczenie jego talentów wojskowych, bez których "cud nad Wisłą" mógłby się przecież nie dokonać.

***

Rzecz jasna, tego, jak wyglądałby los odradzającej się Polski bez Piłsudskiego, nikt nie może opisać ze stuprocentową pewnością. Takie sądy są bowiem zawarowane dla wydarzeń rzeczywistych, a nie hipotetycznych.

Jak by sobie jednak alternatywnych scenariuszy nie wyobrażać, wszystkie prowadzić będą do jednego wniosku: że bez Piłsudskiego znaczna część szczęścia, które uśmiechnęło się do Polaków jesienią 1918 r., zostałaby bezpowrotnie zmarnowana.

Prof. TOMASZ NAŁĘCZ (ur. 1949) jest historykiem, pracownikiem Uniwersytetu Warszawskiego. Był posłem Unii Pracy i wicemarszałkiem Sejmu, przewodniczącym komisji ds. afery Rywina. Autor szeregu książek o historii Polski, głównie dwudziestolecia międzywojennego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Polska listopadowa (45/2008)