Niemoc karmi przemoc

Ewa Czemierowska-Koruba, psycholog: Postulaty izolatek, segregacji czy specjalnych szkół wynikają z bezradności. To nic innego jak chęć odwetu. Rozmawiał Przemysław Wilczyński

05.10.2010

Czyta się kilka minut

il. Marek Tomasik /
il. Marek Tomasik /

Przemysław Wilczyński: Jakie dzieci najczęściej padają ofiarą przemocy?

Ewa Czemierowska: Nie ma jednoznacznego portretu psychologicznego takiego dziecka. Bywają to zarówno dobrzy, jak i źli uczniowie, dzieci atrakcyjne fizycznie i dzieci niepełnosprawne. Nawet jeśli istnieje jakiś zestaw wspólnych cech, pamiętajmy, że przemoc, która w odróżnieniu od agresji zawsze zachodzi w relacji silniejszy-słabszy, jest procesem, a nie tylko pojedynczym aktem. Oznacza to, że nie wiemy, czy ktoś zawsze taki był, czy stał się taki przez doświadczenie bycia ofiarą.

Z pewnością jednak wśród ofiar spotyka się często dzieci nadwrażliwe na własnym punkcie, o niskiej samoocenie, mające kłopoty w kontaktach z innymi i negatywnie nastawione do stosowania przemocy, a także dzieci, które mają coś szczególnego, odbijające się od ogółu. Mogą to być np. uczniowie wybitni albo bardzo słabi. Z warsztatów psychologicznych z dziećmi dotkniętymi przemocą pamiętam taką scenę. "Mnie dokuczają, bo się słabo uczę" - powiedział jeden uczeń. Na co drugi odparł: "A mnie dlatego, że się uczę dobrze".

Ten rys pasuje też do sprawców.

Sprawcy są często w swoich domach ofiarami. To są przecież również dzieci o niskim poczuciu własnej wartości. A więc rzeczywiście: w wielu sferach te portrety się pokrywają.

Sprawcy mają jedną szczególną cechę: problemy z identyfikacją norm moralnych. Pewną młodą nauczycielkę uczennica zapytała: "Dlaczego pani jest taka dziwna? Raz dobra, a innym razem zła. Nie wiemy, jaka pani jest naprawdę". Odpowiedziała: "Jak jesteście w porządku, to ja też jestem w porządku. A jak nie, to ja też nie jestem dla was miła". Na co ta dziewczyna się zadumała, i powiedziała: "Aha, nigdy o tym nie myślałam".

Może nie nauczyła się w domu, że to, jak się zachowuje, ma wpływ na to, jak ludzie zachowują się wobec niej? Być może w domu tego dziecka nie ma znaczenia, czy się zachowuje dobrze, czy źle, ponieważ zachowanie rodziców jest dyktowane czymś zupełnie innym.

Sprawca nie ma też kontaktu ze swoimi emocjami, nie rozumie ich, ale oczywiście im podlega. Nie kontroluje złości, wściekłości.

Nauczyciel może być ofiarą przemocy?

Ze strony pojedynczego ucznia raczej nie. Natomiast jeśli to się dzieje w pewnym systemie szkolnym, jeśli nie ma znikąd pomocy, jeśli sprawcą jest grupa...

Może to spotkać każdego nauczyciela?

Nie spotkałam się jeszcze z sytuacją, by ofiarą przemocy szkolnej padł nauczyciel, za którym stoją inni nauczyciele oraz dyrekcja. Musi być jakiś słaby punkt, który wyczują uczniowie. Ofiarami stają się nauczyciele, którzy w hierarchii szkolnej stoją, z różnych powodów, nisko. Uczą przedmiotów uznanych za nieważne, odstają od grona pedagogicznego - np. mają własne kłopoty emocjonalne czy po prostu nie są akceptowani.

Istnieje też oczywiście pewna grupa zachowań, które mogą tej agresji czy przemocy sprzyjać. Z jednej strony bezradność, brak zdecydowania, z drugiej krzyk, będący skądinąd również świadectwem bezradności.

Opisujemy historię nauczycielki, która wielokrotnie spotkała się z agresją i przemocą w szkołach, w których uczyła. Sama też padała jej ofiarą. Nie zgłasza się już po pomoc do dyrekcji, bo wie, co usłyszy: "Pani sobie nie radzi".

Dość często spotykam się na warsztatach z podobnymi przypadkami. Dyrektorzy - bywa - zamiatają problemy pod dywan, nie chcąc narazić szkoły na złą reputację. Ale to nie tylko problem dyrektorów. Ważny jest cały system przeciwdziałania przemocy. Systemowe działanie szkoły w zetknięciu z agresją działa, jeśli działają wszystkie elementy.

Po pierwsze, poszczególne osoby pracujące w szkole muszą mieć praktyczne umiejętności psychologiczne. Reagowania: jak patrzeć, jak chodzić, jak przemawiać do uczniów. Rady, by nie krzyczeć, by być konsekwentnym, nie są wcale bezużyteczne.

To powinni wiedzieć już kandydaci na nauczycieli. Czy ich się tego uczy?

Niestety, jest z tym problem. Są oczywiście miejsca, gdzie taka solidna edukacja się pojawia, ale generalnie jest z tym na polskich uczelniach źle. Inna rzecz, że dwudziestokilkuletni studenci nie są jeszcze do końca w stanie się tego nauczyć, bo im się to słabo przekłada na rzeczywistość.

Marne alibi dla braków edukacyjnych na uczelniach...

Marne, ale to tylko wskazuje na jeszcze większą potrzebę edukacji nauczycieli już uczących. Ta edukacja powinna się odbywać w ramach mądrych, praktycznych warsztatów. I oczywiście one się w szkołach pojawiają. Ale po pierwsze nie wszędzie, po drugie ich poziom jest różny. Często wyglądają tak, jak to opisuje ta nauczycielka: regułki dotyczące agresji, które niczego nowego do sprawy nie wnoszą.

Są też inne elementy układanki. Wiedzę na temat agresji muszą mieć uczniowie. Powinni wiedzieć, co jest agresją, co przemocą, co się dzieje z ofiarą, co się dzieje ze sprawcą, jak można sobie radzić, jak się przeciwstawiać. Musi też być edukacja dla rodziców. Oni powinni wiedzieć, po czym mogą poznać, że ich dzieci mogą być ofiarami czy sprawcami.

A zatem wiedzę na temat przemocy szkolnej muszą mieć wszyscy. I musi to być przekaz spójny, żeby nie było sytuacji, w której dochodzi do ekscesów w szkole, i jeden widzi w tym agresję, drugi przemoc, a trzeci zabawę. Kolejna rzecz to zasady, normy i szkolne procedury. Nauczyciele muszą mieć jasność, co robić w różnych sytuacjach: kiedy wzywać policję, kiedy rodziców itd.

Owszem, w szkołach wiszą regulaminy, statuty. Ale pisane są czasami takim językiem, że niewiele z nich wynika. Kiedy czytam, że zachowanie ucznia ma licować z godnością, to nawet ja nie rozumiem, o co chodzi.

Kolejna sprawa to jasny system szkolnych konsekwencji.

Dlaczego używa Pani słowa "konsekwencje", a nie po prostu "kary"?

Proszę zwrócić uwagę, że o karach, izolatkach i tym podobnych najczęściej mówią ci, którzy mają problemy z dyscypliną. Śmieję się często na warsztatach, jak o tym zaczynamy mówić. "A teraz przejdziemy do ulubionego punktu, czyli do hasła »co ja mu mogę zrobić«" - mówię do nauczycieli.

Otóż nie o to chodzi. Kary są dla dorosłych przestępców. Oczywiście, są w szkole takie jednostki, które trafią do zakładu wychowawczego, i to będzie dla nich swego rodzaju kara. Ale dzieci, uczniowie, nie powinni dostawać kar. Powinni ponosić konsekwencje.

Proszę to powiedzieć nauczycielce, która wiele razy spotkała się z agresją swoich o głowę wyższych uczniów. Pyta, czy powinna się zapisać na karate. I postuluje pracę przymusową jako karę za złe sprawowanie...

Ależ to wcale nie takie głupie! Pod warunkiem, że będzie to konsekwencja, a nie kara.

Jaka jest różnica? Konsekwencje opłaca się ponosić. Jeśli uczeń je poniesie, uniknie przykrych sankcji dyscyplinarnych, czyli kar właśnie. Mówi do mnie kiedyś pewien dyrektor: "U nas jest tak, że jak uczeń zniszczy mienie, to ma obniżone zachowanie". Odpowiedziałam: "No dobrze, a jeśli naprawi, to co?". A dyrektor odpowiada: "To nie ma znaczenia: zniszczył". Tymczasem system konsekwencji uczy, że opłaca się naprawiać, przepraszać, zadośćuczynić. Tu jest naprawdę ogromne pole do działania. Jak pracujemy z nauczycielami nad różnymi możliwymi konsekwencjami, zapisują drobnym maczkiem kilka stron na temat tego, jak uczeń może "odrobić" to, co zrobił. Bez obniżania sprawowania, bez "jedynek".

Opowiem anegdotę o uczniu mojej znajomej, mądrej nauczycielki. Wpadł kiedyś na genialny pomysł, żeby nasikać do torebki po chipsach i wrzucić tę torebkę do sali, w której siedziały dzieci z klasy pierwszej. Zrobiła się straszna afera, oczywiście ten uczeń, wcale nie jakiś najgorszy łobuz, też się tego swojego czynu przeraził.

Zaczęto radzić, co z tym zrobić. Zaproponowano mu, że jeśli nie chce mieć obniżonego zachowania, może do końca roku świadczyć różne usługi na rzecz tej klasy. Zgodził się. Do końca roku pomagał. Robił im pomoce szkolne, czytał tym dzieciom książki, sprowadzał je do szatni, pilnował. W tym kierunku powinno iść myślenie. Oczywiście, w regulaminie musi być szczegółowo zapisane, co jest konsekwencją czego. Nie może być uznaniowości.

Dla niektórych to może zabrzmieć jak utopia: w ogóle nie karać?

To oczywiście kwestia definicji. Ja uważam, że nie powinno być kar rozumianych jako odwet za czyn. A postulaty izolatek, segregacji, specjalnych szkół wynikają z frustracji, urazów. To coś w rodzaju: "jak ty mi tak, to ja ci tak". Tak rozumiane karanie nie ma sensu. Oczywiście muszą być zakłady poprawcze dla najtrudniejszych. Chodzi o to, by tak długo, jak się da, i tak wcześnie, jak się da, stosować zamiast kar konsekwencje, które też przecież są dotkliwe.

Konsekwencją zachowań agresywnych musi być też udanie się po pomoc. Musi być psycholog, muszą być warsztaty dla tych młodych ludzi. Muszą też gdzieś się udać rodzice. Tak się dzieje w szkołach na Zachodzie.

A u nas?

U nas brakuje szkolnych psychologów. Pracują w co piątej szkole. Ale największe braki widzę we wspomnianym już systemowym działaniu. Sensowne szkoły z mądrymi dyrektorami takie systemy tworzą, i to działa. Ale bywa też, że te działania nie są spójne. Odbywają się bez porozumienia, uzgodnienia, czasem tak, czasem inaczej.

To zresztą zawodzi nie tylko wewnątrz szkół, ale też w instytucjach satelitarnych w stosunku do szkoły. Policja, straż miejska, sądy rodzinne, pomoc społeczna, kuratorium... Bardzo często w stosunku do jednego dziecka każdy mówi co innego: nauczyciel jedno, pedagog drugie, a kurator trzecie.

Brak spójności w radzeniu sobie z przemocą może pogorszyć szkolną sytuację. Bo przemoc jest, powtórzmy, procesem. Im dłużej trwa, tym bardziej ofiara staje się ofiarą, sprawca sprawcą, a świadek - obojętnym obserwatorem.

Ewa Czemierowska jest psychologiem, zajmuje się treningiem nauczycieli w zakresie radzenia sobie ze szkolną przemocą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2010