Niechciani

Skończyliśmy studia, po których nie ma dla nas pracy w wyuczonym zawodzie. Staramy się sobie radzić, by nie wyjadać z garnuszka rodzicom. Jakoś leci. Z tym „jakoś” dobijamy trzydziestki.

01.10.2012

Czyta się kilka minut

 / il. Joanna Grochocka
/ il. Joanna Grochocka

Większość z nas się nie skarży. Nie wychodzimy na ulicę, by protestować. Nie jesteśmy klientami opieki społecznej. Sami szukamy pracy. Ale pretensje mieć możemy. Chociażby z tego powodu, że naszą „postawę roszczeniową” krytykują ludzie, którzy mają stałą pracę, oszczędności, ustawili swoje dzieci i nie roztrząsają naszych dylematów, np. czy dziecko nie zamknie nam drogi do jakiejkolwiek stabilizacji. Nie różnimy się od wcześniejszych pokoleń. Też chcemy mieć dom, rodzinę, wakacje.

JUŻ NIE MARZYMY

Kasia ma za sobą technikum ekonomiczne, licencjat w państwowej wyższej szkole zawodowej w małym mieście i studia uzupełniające na prestiżowej uczelni ekonomicznej. Pracuje w back-office banku, od niedawna na trzymiesięcznej umowie o pracę: – Poszłam na studia tylko po to, by mieć papierek. Rodzice nie wyobrażali sobie, że nie będę magistrem. Dla nich ten tytuł miał znaczenie. Dla mnie zresztą też. Miał podnieść mój status. Ale studia były regresem, bo zamiast nauczyć się więcej, zapomniałam większość umiejętności zawodowych, które zdobyłam w technikum. Z rozwojem „ogólnoludzkim” też nie było najlepiej, bo wszyscy podchodzili do studiowania jak do pracy w fabryce: zaliczyć dniówkę i mieć spokój.

Agnieszka skończyła filozofię i dziennikarstwo, zna dwa języki. Zaczynała cztery lata temu pracą sekretarki za 800 zł netto. Dziś odpowiada za PR jednej z organizacji trzeciego sektora, z pensją dwa razy większą, ale umowy na czas nieokreślony nie ma nadal. – Nie mam pretensji do rodziców, którzy chcieli, żebym miała studia wyższe. Działali w dobrej wierze, bo w ich czasach wykształcenie znaczyło wiele. Oni mnie nie oszukali. Oszukał mnie system, łudząc, że po studiach zrobię karierę.

Tomek, żeby móc pracować w firmie ubezpieczeniowej, musiał założyć jednoosobową działalność gospodarczą. Nie żałuje, że zapłacił za zaoczne studiowanie politologii: – Wykształcenie daje lepsze szanse, chociaż nie zapewnia pracy, bo potrzebne są jeszcze umiejętności i szczęście. Na studiach dostałem to, czego chciałem. Nie mam pracy, o której marzę, ale radzę sobie w przeregulowanej gospodarce i wiem, kiedy inni, zwłaszcza politycy, wciskają mi kit.

UMIEMY TO, CZEGO NAS UCZYCIE

Ania, po zaliczonym roku na chemii (5 kandydatów na miejsce) przeniosła się na politologię (7 na miejsce), którą skończyła jako najlepsza studentka na roku: – Każdy, kto twierdzi, że studia humanistyczne są łatwiejsze, powinien spróbować zaliczyć na nich semestr. Nie mówię oczywiście o zdobywaniu papierka, tylko o prawdziwym studiowaniu. Zaliczenie historii Polski w XX wieku czy filozofii współczesnej nie jest łatwiejsze niż przerobienie całek z podręcznika Krysickiego. Poza tym studia humanistyczne wymagają czegoś więcej: żeby być w tym dobrym, trzeba się nauczyć myśleć poza schematem. Na chemii robiłam wszystko zgodnie z procedurą. A znajomi po chemii mieli takie same problemy ze znalezieniem pracy jak ja, więc też wyjechali z kraju.

Zdaniem Ani, umiemy to, czego nas uczycie. Większość wykładowców prowadzi zajęcia na pięciu uczelniach równocześnie i nie rozpoznaje nawet twarzy swoich studentów, jak więc ma być naszymi mistrzami?

Ewa skończyła administrację publiczną. Należała do dwóch kół naukowych, publikowała artykuły, wakacje spędzała na stażach i praktykach. Średnia ze studiów 4,5. Pracuje w korporacji. – Największą bujdą, jaką słyszałam, jest to, że pracodawcy sprawdzają kwalifikacje merytoryczne kandydatów. Interesuje ich co najwyżej umiejętność mówienia w języku obcym, z reguły zresztą nieużywana w pracy, znajomość Excela i rozwiązywania idiotycznych testów, które sprawdzają, czy potrafisz myśleć schematycznie. Ich wypełniania uczy się człowiek w tydzień. Zresztą do wklepywania danych w korporacji więcej umieć nie trzeba.

Standardem na rozmowach rekrutacyjnych w takich firmach są pytania: „Co da ci ta praca?” – jakbyś aplikował na stanowisko menedżera, a nie sekretarki; oczywiście odpowiedź: „Pieniądze niezbędne do przeżycia” nie wchodzi w rachubę. Oraz „Jak widzisz siebie za pięć lat?” – ponoć najlepiej odpowiadać: „Jako ciągle dokształcającego się, szeregowego pracownika w państwa firmie”. Nikt nie pyta o to, co ostatnio przeczytałeś, czy byłeś w kinie lub teatrze, czy wziąłeś udział w jakiejś akcji społecznej. Nikogo nie interesuje, czy potrafisz myśleć. Masz być trybikiem.

JESTEŚMY OBCY

Michał, politolog, nie chce podejmować byle jakiej pracy, więc od lat chodzi na staże i pracuje na umowach zleceniach w dziedzinie, w której się specjalizuje. – Byłem niedawno na stażu w państwowej firmie. Marzyłem o nim i myślałam, że nauczę się tam bardzo dużo. Tyle że nikt mnie niczego nie chciał nauczyć. 90 proc. załogi dostała pracę po znajomości, więc „obcy” był wrogiem i zagrożeniem. Wszędzie „wiedza tajemna”, do której nie mogłem mieć dostępu. Ale tak jest w bardzo wielu instytucjach, bo my szybciej się uczymy i starsi pracownicy boją się, że zajmiemy ich miejsce. Większość z nich nie zna języków, nie ma studiów, ciężko im się już uczyć nowinek, pracę ma załatwioną, więc się o nią boi, bo chce dopracować do emerytury. Własnemu dziecku jeszcze może ją oddadzą, ale obcego trzeba przepędzić na wstępie.

Ania marzyła o pracy w policji, więc poszła do liceum wojskowego. Intensywne treningi, wyjazdy na poligon, nauka – nie pomogły. Nie dostała się. Postanowiła spróbować drogą okrężną. Poszła na resocjalizację. – Zdobyłam wiedzę merytoryczną i przygotowanie do zawodu, ale tylko znajomości dałyby mi w nim pracę – twierdzi. – Koleżanka, która ledwo zdała maturę, a miała wysoko postawionego wujka wojskowego, teraz pracuje w jednej ze służb. Nie mogę nikogo winić, bo to była moja decyzja. Mogę być co najwyżej rozczarowana, że nie mam znajomości.

***

Krzysiek, politolog pracujący od sześciu lat na umowie o dzieło, uważa, że sami jesteśmy sobie winni. – Nikogo nic nie interesuje. Żyjemy własnym życiem. Jakoś sobie radzimy, ale ciągle czekamy na coś więcej. Nie jestem za powszechnymi protestami, ale musimy zmienić swoją mentalność, bo niedługo ostatni zgasi tu światło. Utrudniłem sobie dorosłe życie już na starcie, bo poszedłem na studia. A wiem to dlatego, że studia dały mi to, czego od nich oczekiwałem: umiejętność myślenia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2012