Niech spoczywają w pokoju

Małgorzata Rybicka, wdowa po Aramie Rybickim: Żałoba rodzin smoleńskich jest strasznie zakłócana. A ona musi się kiedyś skończyć. Po niej życie też ma wartość.

24.10.2016

Czyta się kilka minut

Małgorzata Rybicka, Gdańsk, 21 października 2016 r. / Fot. Renata Dąbrowska dla „TP”
Małgorzata Rybicka, Gdańsk, 21 października 2016 r. / Fot. Renata Dąbrowska dla „TP”

Po raz kolejny w polskiej świadomości zbiorowej powracają dylematy, co czynić, gdy żałoba i ból po stracie bliskiej osoby, będącej zarazem postacią publiczną, zderza się z oficjalną pamięcią i decyzjami instytucji, które w sposób mniej lub bardziej uprawniony wyrażają potrzeby wspólnoty politycznej. Dzieje się tak teraz nie tylko dlatego, że w tygodniu poprzedzającym dzień Wszystkich Świętych mamy skłonność powracać – realnie lub myślą – do grobów naszych przodków, zarówno tych, którzy bezpośrednio dali nam życie, jak i tych, których obieramy sobie za życiowe wzorce.

Dla kilkudziesięciu rodzin tegoroczne święto będzie się też wiązać z odnowieniem niepokoju, czy za rok odnajdą swoich bliskich w tym samym grobie. Od 16 października trwa bowiem dopuszczony przez prawo półroczny okres, gdy wolno przeprowadzać ekshumacje. Miesiąc temu Prokuratura Krajowa zakomunikowała zamiar przebadania zwłok wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej (z wyjątkiem dziewięciu już przebadanych w latach 2011-12) i siłą rzeczy rodziny liczą się z tym, że może chcieć to przeprowadzić właśnie teraz.

„W związku z (...) decyzją o ekshumacji ciał wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej, zwracam się do Pana o wycofanie jej w stosunku do ciała mojego śp. męża Arkadiusza Rybickiego. (...) Przymusową ekshumację będziemy traktować jako bezczeszczenie Jego szczątków. Chcemy, by spoczywały w pokoju, w tym właśnie grobie, przy którym się modlimy. Osoby sprawujące obecnie władzę nie powinny tu decydować wbrew nam i bez uszanowania naszych poglądów i uczuć – napisała Małgorzata Rybicka w liście otwartym do ministra sprawiedliwości udostępnionym opinii publicznej na łamach „Tygodnika Powszechnego” (zobacz na powszech.net/aram).

Arkadiusz „Aram” Rybicki podejmował pierwsze działania przeciwko ustrojowi komunistycznemu już w liceum w połowie lat 70. Wkrótce potem związał się z kręgiem opozycji na Wybrzeżu i odtąd aż do końca lat 80. pozostał jedną z kluczowych postaci ruchu, aktywnie obecnym przy wszystkich najważniejszych momentach polskiej drogi do wolności. Współpracował wpierw z KOR-em, następnie ROPCiO i Wolnymi Związkami Zawodowymi, w 1979 r. współzakładał Ruch Młodej Polski, organizował druk podziemnej prasy i rocznicowe manifestacje. W trakcie strajku w Stoczni Gdańskiej w 1980 r. przygotował sławne tablice z 21 postulatami. Internowany w stanie wojennym, po zwolnieniu nie zaprzestał działalności, pracował także w spółdzielni usług wysokościowych Świetlik, kuźni późniejszych elit politycznych obozu liberalnego. Po 1990 r. krótko pracował w kancelarii prezydenta Wałęsy, potem działał w kilku partiach konserwatywnych i w 2001 r. współzakładał Platformę Obywatelską, w 2005 i 2007 r. wchodził do Sejmu z list PO. Oprócz działań stricte politycznych od końca lat 80. angażował się wraz z żoną Małgorzatą (również działaczką opozycji demokratycznej) w pracę na rzecz osób dotkniętych autyzmem. Oboje współzakładali pierwsze w Polsce stowarzyszenie zajmujące się tego rodzaju pomocą.

Małgorzata kieruje nim do dziś. Mieszka w Gdańsku Wrzeszczu. Na ścianie kamienicy wisi tablica pamiątkowa ku czci jej męża. Mieszkanie też nie jest przypadkowe. Było jednym z najważniejszych miejsc dla demokratycznej opozycji. 10 sierpnia 1980 r., na imprezie z okazji wyjścia z więzienia po trzymiesięcznej odsiadce dwóch działaczy Dariusza Kobzdeja i Tadeusza Szczudłowskiego, zjawiła się tam opozycyjna śmietanka, kilkadziesiąt osób, m.in. Lech Wałęsa, Anna Walentynowicz, Bogdan Borusewicz, Jerzy Borowczak, Jacek Taylor, Aleksander Hall, Anatol Lawina.

Właśnie wtedy, na podwórzu-studni, Borusewicz, Borowczak i Wałęsa ustalili termin jednego z najważniejszych strajków w historii.

14 sierpnia 1980 r., zgodnie z tym, co ustalili, stanęła Stocznia Gdańska. ©℗

PAWEŁ BRAVO

PAWEŁ RESZKA: Zbigniew Ziobro, prokurator generalny, zachowuje się okrutnie?

MAŁGORZATA RYBICKA: Nie piszę w liście, że minister jest okrutny, lecz że decyzja śledczych jest okrutna. Rzecznik prokuratury krajowej poinformował, że ekshumacje będą dotyczyć wszystkich ofiar, oprócz tych, których ciała zostały już skremowane. Ta sama informacja została przekazana w postanowieniu o dopuszczeniu dowodu z opinii biegłych, która została mi doręczona 19 października.

Co Pani chciała powiedzieć prokuratorowi generalnemu?

Że nie ma żadnych podstaw, by kwestionować wcześniejsze ustalenia prokuratury i komisji Jerzego Millera. Wynika z nich jasno: w Smoleńsku doszło do tragicznego wypadku lotniczego. Ekshumacje nic nowego do tych ustaleń nie wniosą. Jeśli jednak prokuratorzy mają inną opinię, mogą szukać dowodów na swoje hipotezy w ciałach tych ofiar, których bliscy zgadzają się na ekshumację, a nawet chcą, żeby do niej doszło. Ekshumacja jest najbardziej drastyczną czynnością procesową i dokonuje się jej wtedy, gdy jest bardzo poważne uzasadnienie takiej potrzeby.

Czego szukają Pani zdaniem?

Dla mnie to jest zupełnie niejasne. Badano już wcześniej ekshumowane ciała i nie znaleziono dowodu na zamach. Można wnioskować, że po przebadaniu kolejnych takiego dowodu też nie będzie.

Sprawa prokuratorów to jedno, ale jest jeszcze sprawa rodzin, które nie mają pewności, czy ciało ich bliskiego zostało właściwie zidentyfikowane.

Zgadza się.

Pani Magdalena Merta mówi, że chce mieć pewność.

Jej wypowiedź na ten temat z 14 października ma taki sens, że jeżeli w grobie mojego męża Arama Rybickiego jest jakaś część ciała jej męża, to ona chce ją zabrać; natomiast jeśli jakaś część Arama jest w grobie jej męża, to może w nim zostać. Nie chciałabym tego komentować. Trzeba jednak pamiętać, że była to straszna katastrofa. Część ciał została całkowicie zmasakrowana.

Czy ma Pani wątpliwości, kto leży w grobie Arama Rybickiego?

Ciało męża zostało zidentyfikowane, zostały również przeprowadzone badania genetyczne. Nie mam wątpliwości i tu zamknijmy ten wątek.

Wcześniej okazywało się, że ciała ofiar były jednak zamienione. Niektóre rodziny mają wątpliwości. Rozumie Pani taką postawę?

Rozumiem i dobrze, że ich wola dotycząca ekshumacji bliskich zostanie teraz spełniona. Ja jednak staram się nie wypowiadać w imieniu innych rodzin, mówię wyłącznie w swoim imieniu. Choć wiem, że wiele rodzin ma podobny pogląd do mojego, to piszę w pierwszej osobie, zarówno list do prokuratora generalnego, jak i do rzecznika praw obywatelskich.

Co Pani napisała do RPO?

Prośbę o zajęcie się sprawą.

Rzecznik się zajął?

Zwrócił się o wyjaśnienia do Prokuratury Krajowej i dostał odpowiedź. Napisano w niej, że czynności śledcze rosyjskich prokuratorów zostały wykonane bez zachowania najwyższych standardów.

Co to znaczy?

Ja to rozumiem następująco: skoro wtedy nie dochowano standardów, to teraz według śledczych należy otworzyć trumny i przebadać ciała według standardów lepszych. Efektem będzie skompletowana i uzupełniona dokumentacja. To bardzo niewiele, jak na tak drastyczny i okrutny akt.

Mówi Pani: drastyczny akt...

Zgadza się. Otwarcie grobu i trumny, wyjęcie szczątków, przewiezienie ich w inne miejsce, nie wiadomo na jak długo. To jest bardzo drastyczne. Potem nowy pogrzeb, nowa żałoba, po to, żeby dokumentacja spełniała najwyższe standardy. To szaleństwo, żeby...

Co?

...żeby teraz badać, które narządy po kolei były miażdżone. Jak dokładnie wyglądał proces umierania. Wydaje mi się, że to niczemu nie służy.
Przymusowa ekshumacja to naruszenie tabu obowiązującego w naszej kulturze, dotyczącego szacunku dla ciał zmarłych. Świadczy też o beztroskim traktowaniu uczuć rodzin. Nie mogę się na to zgodzić. Nie da się zaskarżyć tej decyzji, ale prokurator generalny może ją zmienić, wycofać. Pomimo wszystko mam nadzieję, że to zrobi. Jednak na wielu ludziach przymusowe ekshumacje zrobią fatalne wrażenie.

A jeśli minister Ziobro się nie wycofa?

W latach naszej działalności opozycyjnej w czasach PRL-u pisaliśmy wiele listów otwartych przeciw bezprawiu komunistycznych władz, np. protestując przeciw wpisaniu do konstytucji kierowniczej roli PZPR-u czy żądając uwolnienia więźniów politycznych. Uważaliśmy, że naszym moralnym obowiązkiem jest publiczne wyrażenie sprzeciwu, niezależnie od tego, czy władza nas wysłucha. Teraz uważam podobnie.

Zostaje więc Pani prosić Zbigniewa Ziobrę...

Ja nie proszę, ale apeluję. Natomiast z osobistą prośbą zwróciłam się do przewodniczącego Konferencji Episkopatu. Proszę go, by interweniował, bo dzieje nam się krzywda.

Jaka to krzywda?

Ta ekshumacja byłaby sprzeczna z moimi uczuciami, z moim pojęciem moralności, religijności. To przecież szczątki ludzkie, które są święte.

Zastanawia się Pani, jak to ma wyglądać? Przyjadą po Panią rano...

Nie wiem, nie mam pojęcia. Wiem z pisma rzecznika praw obywatelskich, że prokuratorzy będą najpierw wzywali na rozmowy rodziny i wyjaśniali im motywy decyzji o ekshumacji.

Czyli?

Chyba wszystkim powiedzą to samo, bo motywy są takie same: żeby dochować tych najwyższych standardów.

Potem?

Aram ma wielki nagrobek, który trzeba będzie otworzyć. Ostrożnie, tak żeby nie zniszczyć grobów sąsiednich. Wyciągną szczątki. A my chyba będziemy musieli chodzić na cmentarz do pustego grobu. Nie wiadomo, jak długo, bo czas na te ekspertyzy nie jest określony. Może to trwać i trwać, choćby do następnych wyborów.

Myśli Pani o tym?

Nie, zastanawianie się nie ma sensu. Nie zgadzam się i mam nadzieję, że nie dojdzie do ekshumacji, że prokurator generalny wycofa swą decyzję w stosunku do osób, które się na nią nie zgadzają. Wie pan, bardzo bym nie chciała, żeby te ekshumacje, śledztwa, ekspertyzy przesłoniły pamięć o Aramie, o tym, jaki on był, i żeby ta tragiczna śmierć zdominowała pamięć o jego dobrym życiu. Tymczasem wokół tej katastrofy budowana jest cała mitologia, m.in. przez apele smoleńskie czytane w czasie świąt narodowych.

Jak Pani na to patrzy?

Wymienianie nazwisk ofiar katastrofy smoleńskiej obok nazwisk uczestników, żołnierzy powstania warszawskiego? Przecież to nie był zryw powstańczy, tylko straszny wypadek lotniczy. Stawianie ludzi, którzy zginęli w wypadku, w jednym szeregu z bohaterami narodowymi, którzy przelewali krew za ojczyznę, to fałszywa mitologia. W katastrofie smoleńskiej nie została przelana krew za ojczyznę. To jest fałszywe i szkodliwe.

Co jest szkodliwe?

To, że ci, co myślą inaczej, uważani są za wrogów. To tworzenie jakiejś obcej mi formuły patriotyzmu.

Pani tworzenie mitu nie jest potrzebne?

Mąż miał naprawdę dobre życie. Był działaczem opozycji demokratycznej, politykiem, działaczem społecznym, orędownikiem praw osób z autyzmem. Był bohaterem. Tragiczna i niepotrzebna śmierć nie ma tu nic do rzeczy.

Mówi Pani: katastrofa lotnicza...

Tak o tym myślę. Jest przecież dużo katastrof lotniczych. Zawsze gdy słyszę o którejś, myślę o rodzinach ofiar. Wiem, przez co przechodzą. Przeżywają to samo co ja. Wali im się świat. Ale trzeba pamiętać też, że świat, w ogóle, jest pełen potworności. Pomyślmy o Aleppo, o Mosulu – giną cywile, dzieci, rodziny. Giną bezimiennie, nie mają państwowych pogrzebów, to też jest coś potwornego. Ich bliskim tak samo wali się świat. Jak nam

Co chce Pani powiedzieć? Że katastrofa smoleńska nie powinna być wydarzeniem dominującym?

Chcę powiedzieć, że nie powinnam swojego cierpienia traktować jako cierpienia jedynego, najważniejszego.

Jest taka tendencja, żeby tworzyć ze Smoleńska zdarzenie centralne? Oś, wokół której wszystko się kręci?

Pan wie, że tak jest. Wokół tej katastrofy budowany jest kult Lecha Kaczyńskiego. Z katastrofy ma wyłonić się nowy panteon bohaterów narodowych. Tymczasem ja chcę pamiętać Arama ze względu na to, co robił w życiu. Do kultywowania tej pamięci nie są mi potrzebne badania patomorfologiczne jego szczątków.

Mąż jest pamiętany?

Po jego śmierci powstał Salon Młodopolski imienia Arama Rybickiego. Aram był człowiekiem, który miał umiejętność słuchania, rozumienia racji przeciwników, nie zacietrzewiał się. Salon jest miejscem normalnej rozmowy, gdzie można różnić się pięknie.
O Aramie powstał film dokumentalny w reżyserii Krzysztofa Talczewskiego. Jest Pozytywna Szkoła Podstawowa im. Arama Rybickiego, prowadzona przez Fundację „Pozytywne inicjatywy”. Stawia na wychowanie obywatelskie, jej częstym gościem jest Janina Ochojska.
Kolejna inicjatywa to budowa Wspólnoty Domowej dla Dorosłych Osób z Autyzmem im. Arama Rybickiego – mały przyjazny dom w społeczności lokalnej. Aram był przewodniczącym grupy parlamentarnej ds. autyzmu i ojcem dorosłego autystycznego człowieka, naszego syna Antoniego. Bardzo nie chciał, by Antoni trafił po naszej śmierci do dużego domu pomocy społecznej, stąd pomysł „wspólnoty domowej”. W tej chwili dom już stoi, teraz musimy go jeszcze wyposażyć, zbieramy pieniądze na meble i małą architekturę. To taki żywy pomnik Arama. Jestem zwolenniczką żywych pomników. To inny – niż sztandary, pielgrzymki – sposób budowania pamięci.

A co sądzi Pani o pomnikach klasycznych? Jest potrzebny pomnik ofiar katastrofy?

Pomniki, takie klasyczne, też są potrzebne. Sądzę, że zupełnie wystarczyłby jeden dla wszystkich ofiar katastrofy. Szkoda, że nie został zbudowany, po sąsiedzku z placem Piłsudskiego.

Wróćmy na chwilę do Pani listu. Ewa Kochanowska, wdowa po Januszu Kochanowskim, rzeczniku praw obywatelskich, mówi, że okrutny był wcześniejszy brak decyzji o przebadaniu ciał zaraz po katastrofie, gdy tylko przybyły one do Polski. To obciąża prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta i prokuratorów wojskowych.

Wydaje mi się, że byłoby lepiej, gdyby to wówczas zrobiono. Tylko czy dziś to coś zmieni? Chyba nic. Nie wszystko zostało dopełnione. Może dlatego, że nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia z tak straszną katastrofą? Jednak niedopatrzenia i niedopełnienia to nie są zbrodnie.

Pani wie, co się stało w Smoleńsku?

Tak. Uważam, że zostało to napisane jasno w raporcie komisji Millera. Bardzo szkoda, że nie włożono więcej wysiłku w prezentowanie treści.

Wiele osób – rodziny, Pani koledzy z opozycji – uwierzyli, że to coś innego niż tragiczny wypadek. Dlaczego?

Myślę, że świadomie manipulowano emocjami ludzi, rodzin i społeczeństwa. Była silna potrzeba, by nadać dodatkowy sens tej katastrofie. Ofiary zamachu to przecież coś innego niż ofiary wypadku. Wykładnia tego sposobu myślenia jest obecna w filmie „Smoleńsk”. Na końcu duchy prezydenta i prezydentowej otwierają ramiona i witają się z oficerami zamordowanymi w Katyniu. Katastrofa ma być drugim Katyniem.

Komu to potrzebne?

Przypuszczam, że obecnej ekipie do celów politycznych. To jest uniwersalne uzasadnienie jej wielu poczynań. Ale nie chcę o tym mówić, nie występuję jako polityk. Napisałam tylko list do prokuratora generalnego – nie mając innego wyjścia.

Czy rodziny ofiar katastrofy rozmawiają ze sobą normalnie, czy wojna polsko-polska dotknęła także Was?

Ja staram się ze wszystkimi rozmawiać normalnie, widać jednak, że „język nienawiści” jest wszędzie. Ale mogę mówić za siebie. Na temat przymusowych ekshumacji rozmawiałam w studiu TV z posłem Andrzejem Melakiem i Piotrem Walentynowiczem, wnukiem Anny Walentynowicz. Mając zupełnie inny pogląd na tę sprawę niż moi rozmówcy podkreślałam, że szanuję ich uczucia i współczuję w niezakończonej żałobie. Żałoba jest procesem, który w przypadku rodzin smoleńskich jest strasznie zakłócany. Natomiast ja uważam, że kiedyś żałoba musi się skończyć i że życie potem ma też swoją wartość. Każdy dzień jest bezcenny.

Katastrofa była tragedią, ale w jej następstwie została wykopana przepaść przez środek Polski.

To prawda.

Będzie kiedyś kres tego?

Zupełnie nie wiem. Pewnie trzeba samemu robić wszystko, by przezwyciężać te podziały wszędzie, gdzie jesteśmy, i wystrzegać się języka nienawiści. Oczekiwałabym też większego zaangażowania Kościoła w tej sprawie. Chyba tyle. ©℗

MAŁGORZATA RYBICKA, działaczka opozycji demokratycznej z czasów PRL-u, jest wdową po Arkadiuszu „Aramie” Rybickim, który zginął w katastrofie lotniczej w Smoleńsku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2016