Niebiańscy imigranci

„Nacjonalizm chrześcijański”, który głoszą postaci typu ks. Jacka Międlara, to oksymoron. Podstawową wspólnotą chrześcijanina jest powszechny Kościół, w którym tożsamości narodowe przestają mieć znaczenie.

20.08.2016

Czyta się kilka minut

Marsz antyimigracyjny w Łodzi, wrzesień 2015 r. / Fot. Piotr Kamionka / REPORTER / EAST NEWS
Marsz antyimigracyjny w Łodzi, wrzesień 2015 r. / Fot. Piotr Kamionka / REPORTER / EAST NEWS

Po internecie krąży obrazek przedstawiający dwie rozmawiające kobiety. Jedna mówi: „Mój były jest kato-nacjonalistą”. Druga pyta: „A na czym to polega?”. Na co pierwsza: „Mówi, że wyznaje katolicyzm, ale bez tych wszystkich chrześcijańskich bredni”.

Brzmi to absurdalnie, ale zawiera ziarno istotnej prawdy. Chrześcijaństwo i nacjonalizm to bowiem – wbrew zapewnieniom polskich nacjonalistów, np. Deklaracji Ideowej ONR, która chce opierać treść kluczowych dla siebie pojęć „na doktrynie Chrześcijaństwa jako religii objawionej”, albo wzorcowym dla Obozu Wielkiej Polski ideom Jędrzeja Giertycha – postawy się wykluczające.

Fot. Piotr Kamionka / REPORTER / EAST NEWS

Definicje

Słownik Języka Polskiego PWN definiuje nacjonalizm jako „postawę i ideologię uznającą interes własnego narodu za wartość najwyższą”, Encyklopedia PWN uzupełnia, że to: „przekonanie, że naród jest najważniejszą formą uspołecznienia, a tożsamość narodowa najważniejszym składnikiem tożsamości jednostki, połączone z nakazem przedkładania solidarności narodowej nad wszelkie inne związki i zobowiązania oraz wszystkiego, co narodowe, nad to, co cudzoziemskie lub kosmopolityczne; ideologia polityczna, wg której podstawowym zadaniem państwa jest obrona interesów narodowych, a jego zasięg terytorialny winien odpowiadać obszarom zamieszkanym przez dany naród”. Czytając Deklarację Ideową ONR i publiczne wypowiedzi rozmaitych polskich nacjonalistów – choćby głośny wywiad ks. Jacka Międlara dla „Rzeczpospolitej” – można przyznać, że powyższe określenia są adekwatne. Trzeba tylko zaznaczyć, że nacjonaliści pojmują naród nie jako wspólnotę obywatelską, lecz jako rzeczywistość „organiczną” – tj. uzależnioną od związków krwi.

Nacjonalizm często wiąże się z negatywnym stosunkiem do innych narodów niż własny – i jako taki przeciwstawiany jest patriotyzmowi, który określany jest nie tylko jako „wszelkie umiłowanie ojczyzny jako miejsca swojego pochodzenia i/lub zamieszkania”, ale także „jako tylko takie przywiązanie do ojczyzny i tylko taka solidarność z własnym narodem, którym nie towarzyszy wrogość do innych narodów i chęć ich poniżenia, duma narodowa zaś nie przekształca się w megalomanię” (Encyklopedia PWN).

W kontekście pytania o możliwość pogodzenia nacjonalizmu i chrześcijaństwa warto zaznaczyć, że tak właśnie charakteryzował relację tych postaw Jan Paweł II podczas przemówienia w siedzibie ONZ 5 października 1995 r.: „Musimy wyjaśnić zasadnicze różnice pomiędzy niezdrową formą nacjonalizmu, który uczy pogardy dla innych narodów i kultur, a patriotyzmem, który jest właściwą miłością własnego kraju. Prawdziwy patriotyzm nigdy nie stara się dążyć do dobrobytu własnego narodu kosztem innych. Bowiem ostatecznie dotknęłoby to także jego własnego narodu, wyrządzenie krzywdy dotyka obu stron – i agresora, i ofiary. Nacjonalizm, szczególnie w swoich najskrajniejszych formach, jest więc antytezą prawdziwego patriotyzmu”.

Sformułowanie Jana Pawła II – „niezdrowa forma nacjonalizmu” – sugeruje, że może istnieć zdrowa jego forma, pozbawiona pogardy i wrogości do innych narodów. Obecnie widać coraz liczniejsze próby rozwijania takiej właśnie jego formy (przykładem facebookowy profil „Pozytywny nacjonalizm”, który ma ponad 34 tys. polubień).

Powstaje oczywiście pytanie, czym pozytywny nacjonalizm różni się od patriotyzmu. Moim zdaniem kluczowa różnica polega na tym, że patriotyzm oznaczający „umiłowanie ojczyzny jako miejsca swojego pochodzenia i/lub zamieszkania” może posiadać szerszy zakres form niż nacjonalizm. Dla tego ostatniego centralnym punktem odniesienia jest naród. Ojczyzna zaś niekoniecznie musi być związana z jednym narodem: może pokrywać się z obszarem rodzinnego miasta, może też być wielonarodowa. W ostatnim przypadku patriotyzm – który obejmuje „gotowość do poświęcenia się dla ojczyzny (…), stawianie dobra swego kraju ponad partykularne interesy własne i własnej klasy, profesji, partii” (Encyklopedia PWN) – może czasem wymagać, by dobro ojczyzny postawić ponad partykularnym interesem narodu – możliwy jest zatem konflikt między patriotyzmem a nacjonalizmem.

Naród w Starym Testamencie

Teza o niemożliwości pogodzenia chrześcijaństwa z nacjonalizmem, nawet w jego pozytywnej postaci, nie jest oczywista. Byłaby taka, gdyby wszelkie formy nacjonalizmu przypisywały narodowi wartość absolutną – wówczas nacjonalizm byłby jawną formą bałwochwalstwa. Istnieją jednak ważni dla współczesnych polskich nacjonalistów autorzy, np. wspomniany już Jędrzej Giertych, którzy zdecydowanie odróżniają bałwochwalczy nacjonalizm „pogański” od nacjonalizmu chrześcijańskiego. Ten ostatni nie absolutyzuje narodu, tj. nie umieszcza go w miejscu Boga.

Ów „nacjonalizm chrześcijański” korzysta, bardziej lub mniej świadomie, z tzw. teologii narodu. Uznaje ona naród za byt utworzony przez Boga i cechujący się nadanym przez Niego określonym charakterem i powołaniem. Jako taki naród traktowany jest za podstawowy i najważniejszy społeczny kontekst drogi człowieka do Stwórcy.

Teologia narodu może wydawać się uzasadniona, gdyż w wielu tekstach starotestamentowych możemy odnaleźć idee wiążące najważniejszy składnik tożsamości jednostki z jej przynależnością do narodu wybranego. Co więcej: sama idea narodu wybranego, osobiście utworzonego i szczególnie umiłowanego przez Boga, ma – przynajmniej do pewnego stopnia – nacjonalistyczny charakter.

Twierdzę jednak, że teologia narodu jest w swoich podstawach błędna, a opierająca się na niej idea nacjonalizmu chrześcijańskiego – wewnętrznie sprzeczna. Czytając Biblię, trzeba bowiem pamiętać, że jest to zbiór tekstów powstałych na przestrzeni setek lat i odzwierciedlających bardzo różny stopień rozwoju świadomości religijnej. W perspektywie wiary możemy mówić o „Bożej pedagogii” – czyli o tym, że za przemianami religijności Izraela stoi działanie Boga, prowadzące stopniowo od form mniej do bardziej rozwiniętych. Rozwój taki widać wyraźnie w przypadku postawy wobec więzi rodzinnych, plemiennych i narodowych.

W najdawniejszych warstwach Starego Testamentu Jahwe jawi się jako bóg plemienny – wcale nie absolutny stwórca wszystkiego, co jest, lecz istniejący w podobny sposób co Baal lub Asztarta (o czym świadczy choćby fakt, że kult innych bóstw traktowany jest jak cudzołóstwo). Bóg wymaga od swojego ludu wierności, troszczy się o niego i przynosi mu pomyślność, nawet kosztem eksterminacji innych narodów (czymże bowiem innym było zajęcie przez Izraelitów, pustynnych nomadów, ziemi Kanaan?).

Dopiero podczas niewoli babilońskiej w świadomości Izraelitów dominować zaczyna monoteizm w dzisiejszym rozumieniu tego słowa, a sytuacja, gdy „wszystkie narody przyjdą na górę Jahwe”, zostaje uznana za ideał czasów mesjańskich (por. Iz 2, 2-3), wybranie Izraela zaczyna być zaś traktowane nie tylko jako przywilej, lecz także zobowiązanie do takiego sposobu egzystencji, by wszystkie narody poznały prawdziwego Boga.

Proces rozwoju nie przebiega bezboleśnie. Jeszcze radosny śpiew psalmu: „Obwieścił swoje słowa Jakubowi, Izraelowi ustawy swe i wyroki. Żadnemu narodowi tak nie uczynił: o swoich wyrokach ich nie pouczył. Alleluja!” (Ps 147, 19-20) – wyraża poczucie wyższości wobec „innych”. Cała Księga Jonasza jest historią o tym, z jakim oporem (symbolizowanym przez postawę proroka, który najpierw ucieka przed powierzoną mu misją, a na końcu smuci się z jej powodzenia) spotyka się pragnienie Boga, by inne narody (Niniwa) poznały Jego wyroki i się nawróciły. Dopiero najpóźniej powstałe księgi uznają powszechną możliwość poznania Mądrości Boga (Mądrość Syracha) i oddzielają możliwość uzyskania przez człowieka najwyższego stopnia sprawiedliwości (tj. świętości) od przynależności do Izraela (Księga Hioba).

Ewangelia i więzi etniczne

Nowy Testament kontynuuje „uniwersalizującą” linię i radykalnie relatywizuje wartość narodu jako wspólnoty opartej na więzach krwi. Te ostatnie wcale nie są w Ewangelii uprzywilejowane. Wyraźnie pokazuje to historia spotkania Jezusa ze swoją rodziną: „Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na zewnątrz, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: »Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie«. Odpowiedział im: »Któż jest moją matką i braćmi?«. I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: »Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką«” (Mk 3, 31-35; por. też Mt 12, 46-50 i Łk 8, 19-21).

Jezus poucza, że podstawą międzyludzkiej wspólnoty, o którą Mu chodzi, jest pełnienie woli Bożej – ujawniającej się w Jego nauce. Przyjęcie tej ostatniej może prowadzić do konfliktu z krewnymi. Konflikt może być na tyle głęboki, iż wierność Bogu doprowadzi do rozpadu rodziny (Mt 10, 34-37; por. też: Łk 12, 51-53). „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści/w pogardzie swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” (Łk 14, 26) – jeśli najbliższe relacje rodzinne okazują się w perspektywie wiary drugorzędne, tym bardziej taka jest szersza etniczna wspólnota narodowa.

Człowiek jest oczywiście istotą społeczną, która musi być zakorzeniona w rzeczywistości większej od siebie. Pierwotne chrześcijaństwo, którego świadomość zapisana w pismach Nowego Testamentu jest dla nas wzorcowa, zdawało sobie jednak sprawę, że rzeczywistość, która decyduje o tożsamości chrześcijanina i stanowi osnowę międzyludzkiej wspólnoty, przynależy do sfery Boskiej, co radykalnie relatywizuje wszelkie inne tożsamości – w tym rodzinne i narodowe: „Zdjęliście z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu według obrazu Tego, który go stworzył. A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich – Chrystus” (Kol 3, 9b-11). Fakt, że o tożsamości chrześcijan decyduje obecny w nich wszystkich Chrystus, powoduje też, że tracą znaczenie podziały między nimi – także narodowe: „wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3, 28).

Warto zauważyć, że powyższa wizja, wyrażana przez chrześcijańskie pisma natchnione, nie tylko sprzeciwia się nacjonalizmowi. Relatywizuje również wartość doczesnego patriotyzmu. Jak pisał autor Listu do Hebrajczyków: „Nie mamy tutaj trwałego miasta, lecz szukamy tego, które nadchodzi” (Hbr 13, 14). Miasto (polis) oznaczało w tamtej kulturze rzeczywistość, którą dziś najbardziej adekwatnie oddalibyśmy mianem „ojczyzna”. Dlatego zdanie św. Pawła, które wyraża tę ideę, można przetłumaczyć: „Nasza ojczyzna jest w niebie” lub: „Jesteśmy obywatelami nieba” (Flp 3, 20). A ponieważ tam właśnie przynależymy, autor 1 Listu Piotra traktuje chrześcijan na ziemi „jako obcych i przybyszów (z innego kraju)” (1 P 2, 11).

Zaangażowanie bez przywiązania

W nowotestamentowym ideale nie chodzi o to, by chrześcijanie izolowali się od środowiska, w którym żyją. Owszem, zdarzały się takie sytuacje – np. unikanie pracy przez Tesaloniczan. Ale były one przez autorów natchnionych (w tym ostatnim przypadku – przez św. Pawła) oceniane negatywnie. Chrześcijanie, powodowani miłością bliźniego, powołani są do angażowania się na rzecz dobra wspólnego tam, gdzie przyszło im żyć. W tym sensie są patriotami – w doczesnych ojczyznach, w których żyją. Do żadnej jednak nie są absolutnie przywiązani, a ich podstawowe zakorzenienie i tożsamość wiążą się z uczestnictwem w uniwersalnej, powszechnej (tj. katolickiej) wspólnocie Kościoła.

Jeszcze w II wieku świadomość społeczna chrześcijan zgodna była z zarysowanym tu ideałem. Wyraża to m.in. „List do Diogneta”, którego autor zaznacza, że „chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem. Nie mają bowiem własnych miast, (…) mieszkają w miastach greckich i barbarzyńskich, jak komu wypadło”. Tam, gdzie im wypadło żyć, chrześcijanie „podejmowali wszystkie obowiązki jak obywatele”. Ale z żadnym miejscem nie wiązali swojej tożsamości: „Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą (…) Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba”.

W historii chrześcijaństwa ta postawa nie zawsze była dominująca, a związki etniczne brały górę nad tożsamością wypływającą z chrztu. Trzeba jednak powiedzieć, że teologiczne próby uzasadnienia innej postawy są wątpliwe. Jak dowodził w kwartalniku „Więź” ks. Grzegorz Strzelczyk, w podobny sposób co teologia wyzwolenia uprzywilejowują historyczne doświadczenie konkretnych grup społecznych kosztem źródeł objawionych. Gdy chodzi zaś o te ostatnie, mogą się odwołać jedynie do Starego Testamentu, i to tych jego warstw, które wyrażają wiarę Izraela na wczesnym etapie rozwoju.

Powyższe uwagi nie przeczą trafności poetyckiego sformułowania Karola Wojtyły: „Ojczyzna – kiedy myślę – wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam”. Pewne elementy idei „nacjonalizmu chrześcijańskiego” można uznać za słuszne, choćby zwrócenie uwagi na wagę wspólnoty w ludzkim życiu czy dowartościowanie konkretnego zaangażowania w budowaniu bliskich relacji społecznych. Jeśli jednak ktoś posługuje się hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna”, to mając na myśli Boga Jezusa Chrystusa, nie może za pomocą słowa „ojczyzna” odnosić się do żadnej rzeczywistości kulturowej ani etnicznej. Dla chrześcijanina podstawowa i najważniejsza „ojczyzna”, tj. wspólnota, w której jest zakorzeniony, to nie naród, tylko Kościół. I choć Kościół powszechny istnieje w Kościołach lokalnych, a te zanurzone są w konkretnych kulturach, to owa lokalność nie dominuje nad powszechną jednością. Innymi słowy, w perspektywie chrześcijańskiej ochrzczony Polak bliższy jest ochrzczonemu Kenijczykowi niż Polakowi nieochrzczonemu. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2016