Nie mów o mnie

23 października w Laskach - niedługo przed jej 106. urodzinami - pożegnano Zofię Morawską. Była ostatnią z twórców Lasek, pierwszego w Polsce nowoczesnego ośrodka rehabilitacji niewidomych, a także miejsca formowania katolicyzmu otwartego i personalistycznego, które ukształtowało m.in. Stefana Wyszyńskiego, Zbigniewa Herberta, Zygmunta Kubiaka, Tadeusza Mazowieckiego...

26.10.2010

Czyta się kilka minut

Przez lata była najbliższą współpracownicą Matki Elżbiety (Róży) Czackiej i Antoniego Marylskiego. Po ich śmierci to ona pełniła rolę ogniwa łączącego Laski z łańcuchem ofiarodawców na całym świecie, zwłaszcza z amerykańskim Committee for the Blind of Poland. Nawet po ukończeniu stu lat życia zasiadała w Zarządzie Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi i codziennie, rano i po obiedzie, pracowała w biurze, prowadząc z pomocą oddanych osób korespondencję z Europą i Ameryką.

Po mieczu i kądzieli pochodziła ze świetnych rodzin ziemiańskich Wielkopolski. Ojciec, Kazimierz Morawski, bodaj najwybitniejszy w początkach minionego stulecia filolog klasyczny, znawca greckiego i rzymskiego antyku, po przeniesieniu do Krakowa był rektorem UJ i prezesem PAU. To jemu "Quo vadis" Sienkiewicza zawdzięcza bogactwo szczegółów tła. Córka, nazywana Panią Zulą, poznała pisarza w dzieciństwie. Po matce Marii wywodziła się z legendarnej Turwi, majątku rodziny Chłapowskich. Tam zresztą przyszła na świat, a utracony po wojnie dom rodzinny pozostał na zawsze w jej sercu.

Dokładnie 80 lat temu, 1 listopada 1930 r., pierwszy raz przyjechała do Lasek. 26-letnia wówczas panna, niedowidząca, szukała pomysłu na życie. Znalazła go w Dziele Matki Czackiej. Porwało ją, jak wiele innych osób: młodych ziemian obojga płci, nawróconych Żydówek i córek chłopskich rodzin, które tworzyły Zgromadzenie Franciszkanek Służebnic Krzyża, a także "kółko" ks. Władysława Korniłowicza.

Decydującą rolę w jej życiu odegrała fascynacja Antonim Marylskim. Ten zapomniany dziś człowiek, w młodości carski kawalerzysta, razem z malarzem Józefem Czapskim i jego rodzeństwem uczestnik rewolucyjnych wydarzeń w Piotrogrodzie roku 1917, w latach 20. znalazł się u boku Matki Czackiej. Na ofiarowanych jej piaszczystych gruntach na obrzeżach Puszczy Kampinoskiej zbudował Laski. Przyjaciel Charles’a Journeta i Jacques’a Maritaina, a przede wszystkim kard. Wyszyńskiego, uważany przez tego ostatniego - ze sporą dozą przesady - za najwybitniejszego polskiego teologa, dopiero na kilka lat przed śmiercią przyjął święcenia kapłańskie. W Laskach pracował jako świecki, podobnie jak Henryk Ruszczyc, Zygmunt Serafinowicz, Witold Świątkowski i inni. Ta współpraca laikatu z żeńskim zgromadzeniem wydaje się czymś niezwykłym także w XXI w. Również Zofia Morawska, żyjąc wśród zakonnic i ich niewidomych podopiecznych, pozostała osobą świecką.

Przed i podczas wojny pracowała w warszawskich oddziałach Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, angażując się zwłaszcza w działania tzw. Patronatu, który był formą pomocy osobom pozbawionym wzroku w ich środowiskach rodzinnych. W czasie okupacji brała udział w przedsięwzięciach konspiracyjnych Marylskiego, związanych z opieką duszpasterską nad Polakami wywożonymi do Rzeszy, jeździła m.in. w tej sprawie do abp. Sapiehy.

Po wojnie zamieszkała w Laskach na stałe. Istnienie Zakładu dla Ociemniałych prawie całkowicie uzależnione zostało od pomocy zagranicznej. Zofia Morawska odpowiadała w Zarządzie Towarzystwa za Dział Darów. Cieszyła się absolutnym zaufaniem ofiarodawców. Blisko współpracowała z komitetem amerykańskim, którego duszą były jej dwie przyjaciółki z domu Lilpop: Halina Rodzińska, żona światowej sławy dyrygenta, i Felicja Krance. Odpowiadając za finanse Towarzystwa, rządziła nimi mocną ręką, co narażało ją czasem na spory z resztą Zarządu.

Po śmierci Marylskiego mieszkała w zbudowanym dla niego domku przy kaplicy w Laskach. Mawiała, że musi być szczęśliwa, mając za sąsiada samego Pana Jezusa w tabernakulum. Do ostatnich dni przyjmowała wizyty niezliczonych przyjaciół, krewnych, gości ze świata. Służyła mądrością i fenomenalną pamięcią ludzkich spraw.

Pozostawała przy tym osobą niezwykle skromną. Na kilka dni przed jej śmiercią poproszono mnie, bym opowiedział o życiu Pani Zuli uczestnikom zjazdu absolwentów Zakładu w Laskach. Odwiedziłem ją w szpitalu. - Nie mów o mnie, mów o Dziele! - zarządziła charakterystycznym, jakby skrzypiącym głosem. Kilkanaście lat wcześniej dzwoniłem z Rzymu, by pogratulować jej orderu Orła Białego.

- Jak oni śmieli tak spostponować to najwyższe odznaczenie? Przecież Orła Białego miał mój ojciec! - oburzała się wówczas.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2010