Nie ma urlopu pod słońcem

Kwintesencją tej poezji jest paradoks obecności i samotności. Jest się obecnym najintensywniej, bo jest się poetą. Ale życie istotne jest w tych czasach nieobecne, a świat odchodzi od człowieka.

21.02.2006

Czyta się kilka minut

Emil Laine /
Emil Laine /

Kim był Emil Laine, o którym już tylko przyjaciele pamiętali, a którego poezję tak niespodziewanie, po prawie trzydziestu latach od jego śmierci, odkryła dla siebie i innych nowa generacja?

Miał bieg życia wyznaczony tak, jak nakazał XX wiek, wiek losów przymusowych. Urodzony w 1943 roku w Kazachstanie, z rodziców, których połączyła miłość zesłańców - matka Finka, Jenny Laine, ojciec polski Żyd, Salomon Łastik, zasłużony po wojnie dla tego zbliżenia się kultur żydowskiej i polskiej, które dzisiaj dopiero z trudem się dokonuje. Od 1949 roku żyli w Warszawie. I nie mogło być w tym losie innej konsekwencji jak ta: traumatyczny wstrząs 1968 roku, kiedy to wydawca poradził młodemu poecie, by przybrał pseudonim, bo "z takim nazwiskiem" nie zadebiutuje... Przybrał nazwisko matki. Ogłosił tomik "Ściany soli" - w roku 1975.

Zginął śmiercią tragiczną 5 listopada 1978 roku. Pośmiertnie w "Czytelniku" wydano tom "Pod słońcem urlop". Środowisko poetów i krytyków związane z wydawnictwem Zielona Sowa postanowiło te wiersze wznowić. Ukazały się - z datą 2005 - pod tytułem "Pod słońcem - urlop oraz inne wiersze".

***

Ta poezja onieśmiela: czytelnik nie wie, czy dotrzyma kroku szalonej wyobraźni. A bez takiej ambicji nie ma się prawa czytać tych wierszy.

Dlatego tak cenny jest szkic Karola Maliszewskiego, którym opatrzono tom Emila Laine. Gorący ton tego krytyka jest jak najwłaściwszy - jego współodczuwająca egzaltacja potrafi wniknąć w zawiłe obrazowanie i meandryczną składnię poety.

Początkiem tej poezji jest nadwrażliwość. Wprawdzie jest to cecha częsta wśród poetów u źródeł ich wierszy, ale rzadko objawiana w ukończonych utworach, których kunszt polega na okrzesywaniu, formowaniu nadwrażliwości. Natomiast w wierszach Emila Laine nadwrażliwość zmysłowa, etyczna i metafizyczna jest jawną metodą i nagą treścią poetycką.

Najpierw objawia się jako instynkt i obowiązek etyczny:

Wódź mnie na pokuszenie

chcę poznać granice swoich słabości i dalej

chcę poznać Człowieka któremu towarzyszę

Jak mogę mieć przyjaciół nie pojmując

Hioba?

To ostateczne zobowiązanie do poznania siebie i innych, do przyjęcia odpowiedzialności za cierpienie Drugiego ma szczególny sens, gdy pomyśleć o pokoleniowej przynależności poety i o jego terminowaniu. Z jednej strony taki aforyzm wydaje się jednym z najczyściej wypowiedzianych etycznych założeń pokolenia 1968, z drugiej strony ma wiele wspólnego z wyostrzeniem sumień tak charakterystycznym dla twórczości małżeństwa poetów o pokolenie starszych, z którymi Laine się blisko przyjaźnił: Anny Kamieńskiej i Jana Śpiewaka.

Ta poetycka etyka jest absolutna, zna tylko albo radość sumienia albo jego cierpienie:

Cieszę się z kłamstwa, w które nikt nie wierzy,

i cierpię z prawdy,

której choć jeden nie dostrzega.

Etyczny absolutyzm nie paraliżuje krytycyzmu, ironii i rozpaczliwego sarkazmu, bez którego nie mógł się obejść obserwator i uczestnik tamtego społecznego życia:

Golcie wszystko - Szanghaje, kabanosy, książki, boazerie z muzeum bezruchu, z muzeum myśli przewodniej, podwodnej i wniebowziętej, a na koniec schab śmierdzący i na korytarz.

Czkawka ma być we wszystkich kolorach naszej ziemi z wierzbami, wieszczykiem i Chopinem - Rewolucyjno-Liryczna!

- to fragment wiersza rozpoczynającego się "nowofalowym" incipitem "Gorzko skorodowany język". Ale furia przemiatająca czasy "małej stabilizacji" ma siłę, która i naszych czasów dosięga.

Historiozofia Emila Laine zdaje się scedzać doświadczenia tych generacji, pośród których dojrzewał - i jego własne:

Jemy kaszankę z historii Kto dał

na nią kaszę a kto krew wszyscy

dlatego nie lubię historii

Najczulsza i najgłębiej przenikająca jest metafizyczna nadwrażliwość tego poety. Jest to zmysł prawdy poszukiwanej tam, gdzie ona będąc prawdą Boga, dana jest jako swoista niemożliwość objawienia słownego, zrozumiałego. To prawda o tym, że Bóg będąc odpowiedzią, zarazem objawia się poza pytaniami i odpowiedziami. Wiersz "[Z prochu powstałeś]" kończy pointa: "W Próżni szaleje ogień odpowiedzi".

To trudne zdanie tak można zrozumieć: pytam i zamiast odpowiedzi słyszę Próżnię, milczenie Tego, kto miałby odpowiedzieć. Nie jest to jednak milczenie obojętności albo wzgardy. Tam, w Próżni, w wielkim Nic Boga jest burzliwe milczenie ognia, nadmiar odpowiedzi.

Cały wyobraźniowy chaos poezji Emila Laine jest splątaniem i nakładaniem się cieni i ech - odbiciem i przeczuciem tego, co dzieje się w Bożej Próżni. Te cienie i echa dobiegają do nas tu w świecie, pośród ludzi i słów.

I wedle tego podwójnego doświadczenia na dwa sposoby musi się czytać te wiersze, bo dwa są stany ich poetyckiej mowy. Pierwszy jest stanem szybkości znaczeń. To jest poezja najszybsza w przebiegu skojarzeń, poezja znaczeń spłomienionych. I w jakiś tajemniczy sposób ten wybuchowy liryzm przechodzi w stan drugi, stan ciszy znaczeń, kontemplacji, w tęsknotę za metafizyczną Próżnią.

Pierwszy sposób tak można określić: słowna, skupiona uwaga przesuwa się po świecie w nieustannym, pośpiesznym geście poetyckiego szkicowania. To jest ciągły ruch świadomości i słowa, słowa w świadomości. A świat jest bierną, niemą masą przyjmującą ten ruch w siebie.

Potrzebna jest w tym miejscu dygresja. Bierna masa świata ma wiele wspólnego ze znanym z filozofii Emmanuela Lévinasa "il y a". Owo "il y a" Lévinas nazywa "chaotycznym szumem anonimowego istnienia", czymś, co świadomość ludzka ma obowiązek przezwyciężać. Wydaje mi się, że ten szkicujący trud poetycki, którego podjął się Laine, jest właśnie takim heroicznym krążeniem czujnej uwagi w biernym, anonimowym "il y a". W taki sposób przezwyciężanie "małej stabilizacji", które dla Nowej Fali miało znaczenie polityczno-socjologiczne, staje się w poezji Laine - jak i na przykład we wczesnej poezji Krynickiego - zadaniem metafizycznym. Dlatego z takim heroicznym trudem ta egzystencja i ta wyobraźnia przeciskały się przez świat: "Ciągnę swoją wersję przez oczka słów, przez wilgotne kamienie słońca i / przejrzałe ulice znaczeń" ("Dzisiaj").

Bierność świata jest pokonywana z napięciem nieomal cielesnym, z ironią skierowaną do somatycznego "ja": "Przecież ciało tak pięknie obrosło serce / po to, by je chronić / przed najmniejszym drgnięciem".

Cóż powiedzieć o drugim stanie poetyckiej mowy, o ciszy i gwałtownym ogniu Boga, do którego ta mowa miewa dostęp? Kiedy się ten stan objawia, wiersze są wszechstronnymi punktami zrozumienia, otwierają się jak gniazda sensów. Poeta i czytelnik uczynniają w sobie "zmysł wznoszącego trwania", jak go nazywał Laine; albo, inaczej jeszcze, nazywał go "wiarą - znieruchomieniem wzwyż". W tym wznoszącym ku transcendencji ruchu układa się świat poety, jego kosmologia, organiczna i duchowa, i słowna:

Zbliżyć się do jaskrawości w narastającym ciążeniu -

Nie trzyma jednej szybkości - wejdziesz na orbitę

w granicę światła, w wielką oczywistość, w słowo.

I dalej w tym wierszu ("Cukier światło i dym") słowo ewokuje uładzony świat materii, czasu i jego rytmów, świat rajski, cielesny i miłosny.

***

Kwintesencję tej poezji ująłbym w paradoksie obecności i samotności: jest się obecnym najintensywniej, bo jest się poetą. Ale życie istotne jest w tych czasach nieobecne, a świat w swojej rzeczywistej prawdzie odchodzi od człowieka. Oto ludzka samotność.

Jest się nieobecnym, pozbawionym istnienia, jego sensu, bo jest się obywatelem tych czasów, tej ziemi. I chociaż życie i świat istnieją - ale są przeze mnie osamotnione. Świat jest samotny.

Jednakże odczuwa się wzajemną solidarność w tej samotności - samotny świat jest solidarny z samotnym człowiekiem, samotny człowiek jest solidarny z samotnym światem. I pada najcelniejsza formuła:

Żyjąc wśród ludzi i słów

szukam tego, co nie będąc człowiekiem

mówi sobą, tkliwą nieobecnością.

"Tkliwa nieobecność" - to może być Bóg, ale i świat... Przypomina się zdanie Alberta Camusa z "Notatników": "Tkliwa nieczułość świata". Emil Laine obie te wzajemnie solidarne, wzajemnie tkliwe samotności - człowieka i świata - łączy we wspólnej wędrówce ku wnętrzu: "Tylko to jest nam dane - przez chwilę być obcym i idącym / w siebie". Te dwie samotności harmonizują się, dają szczęście egzystencji anonimowej i spełnionej. Danej w wierszu:

Wokół mnie jaśniej, przybywa nadziei,

mądrego błądzenia, które już jest

słuchaniem.

Nikt za mną nie idzie.

Czysto zamykają się ślady.

Znikam w istnieniu, a więc nim się staję.

Ostatnie zdanie jest przesłaniem tej poezji i tego człowieka.

Emil Laine "Pod słońcem - urlop oraz inne wiersze", Kraków 2005, Wydawnictwo Zielona Sowa, Biblioteka Studium

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (9/2006)