Neymar Tańcząca Stopa

Podczas mundialu w Brazylii oczy plemienia, którego religią jest futbol, są skierowane na niego. W meczu otwarcia mistrzostw, z Chorwacją, Neymar strzelił dwie bramki.

16.06.2014

Czyta się kilka minut

Neymar w meczu otwarcia mistrzostw. Brazylia zwyciężyła z Chorwacją 3:1. 12 czerwca 2014 r. / Fot. Bob Thomas / POPPERFOTO / GETTY IMAGES
Neymar w meczu otwarcia mistrzostw. Brazylia zwyciężyła z Chorwacją 3:1. 12 czerwca 2014 r. / Fot. Bob Thomas / POPPERFOTO / GETTY IMAGES

Czekałem na niego tak długo, że sam przestałem grać i oglądać. Na wiele lat. Wypatrywałem żywego, który udowodni, że zarejestrowane na czarno-białych filmach sekwencje w wykonaniu Pelé to nie przetarcia starej taśmy sprzed pół wieku. Byli gdzieś po drodze Maradona, Romario, a teraz Ronaldo, Messi. Ale to nie ten drybling: piłka przyklejona do stopy i siła wzrastającego pędu, raczej przebojowość ze sprytem niż wyrafinowanie i geniusz.

Do wejścia na YouTube na kanał fana Santos FC skłoniła mnie mała buteleczka piwa parowego Anchor Steam Beer. Oglądałem klip „Neymar Tańcząca Stopa” wiele razy, w pętli, aż poczułem mrowienie w udzie. Wyszedłem na boisko i puściłem się po skrzydle.

Bo może po prostu zdarza się to raz na pół wieku. Historia piłki jest zbyt krótka i zbyt słabo zbadaliśmy ten fenomen, by kusić się na takie statystyki.

W każdym razie Neymar Junior potrafi kiwać w miejscu. I z miejsca. Nie w rozpędzie, w zamachu ciała, który już sam w sobie stawia atakującego na lepszej niż obrońca pozycji. Mecz trwa, wszystko wisi w powietrzu, na sprawie skupia się wzrok kolegów, rezerwowych, trenera… Teraz Neymar: dwa energiczne pchnięcia piłki jedną stopą, z których pierwsze przez niemal niedostrzegalny ułamek chwili prowadzi piłkę w fałszywą stronę, a drugie pozwala na ucieczkę w przeciwną. Albo cztery okrążenia obiema nogami wokół stojącej w miejscu piłki, będąc obróconym tyłem do obrońcy tylko po to, by znów stanąć z nim twarzą w twarz i zatańczyć nogą. Raczej wielokrotne kopnięcia niż sklejona na bucie piłka.

Spróbujcie to zrobić nawet bez obrońców. Piszę książki. Wolałbym grać jak Neymar.

Chuchro

Zaczynał w São Paulo. Brazylia: wyjątkowe nawet na skalę kontynentu laboratorium ras i genotypów, które co jakiś czas produkuje geniusza.

Jak większość chłopców trafił do publicznej szkoły, która w Brazylii często wrzuca człowieka w koleiny tak głębokie, że trudno wygrzebać się do śmierci. Neymar miał szczęście: kibicował mu i wspierał go od zawsze ojciec. Gdy jego ówczesny trener szkolny zasugerował, by wywieźć chłopaka do dobrej prywatnej szkoły, gdzie mógłby się rozwijać, ojciec się nie zawahał. Tym bardziej że trener załatwił u dyrektora stypendia dla niego i siostry.

Trenował głównie futsal, piłkę halową. To popularny w Brazylii sposób szkolenia piłkarskiej techniki u młodzieży. Piłka jest mała (rozmiar mniejsza niż w tradycyjnym futbolu), więc słabo fruwa, za to dobrze „chodzi” po ziemi. Nawyki zostają. Na jednym z turniejów szkolnych sponsorowanych przez lokalną telewizję TV Tribuna zostaje wybrany zawodnikiem turnieju. Zachowały się nagrania z paru rozgrywek z tego okresu. Neymar dwunasto-, może trzynastoletni. Żaden materiał na Boga. Owszem: kiwa, przesuwa piłkę podeszwą, wali z dystansu, ale nie lepiej niż – zaręczam – niejeden fajter znad Wisły. Do tego chudy jak szczypior.

Jako szesnastolatek debiutuje w seniorskiej drużynie Santos FC, w którego szkółce trenuje od 11. roku życia. W legendarnym klubie wielkiego Pelé. W trymiga kupuje publiczność, całym sobą. Daje jej obie strony medalu: efekt – strzela bramki, i styl – uwodzi. W wieku 19 lat zdobywa tytuł gracza Ameryki Południowej. Rok wcześniej debiutuje w canarinhos. W 2011 r. zdobywa z Santosem Copa Libertadores, klubowe mistrzostwo kontynentu.

Przyjemność sprawia nawet patrzenie, jak biega – miękko, z balansem, a przy tym po trzech krokach zostawia obrońcę za plecami. Kochają go nie tylko za grę. Na YouTube­ znajdzie się parę nagrań z szatni Santosu. Koledzy rozgrzewają się, grają w „dziada”, naciągają mięśnie, a on paraduje po szatni z boomboxem i tańczy przy dźwiękach rio funku, muzyki faweli, brazylijskich slumsów. Prosty beat i tekst, trochę bębnów i zgrzytów soundmixera. Wystarczy, żeby kręcić tyłkiem i kolanami. Albo zdobywająca świat muzyka sertanejo rodem z brazylijskiej prowincji: globalny hit „Ai Se Eu Te Pego” Michela Teló. Kolejny: „Danza Kuduro”, w rytm którego po strzelonej bramce wdzięczy się kibicom. Występuje na scenie z bożyszczem brazylijskiej młodzieży Gusttavo Limą.

Kochają go z tego samego powodu, dla którego dobrze patrzy się na te klipy: skupia w sobie i promieniuje jakąś bezpretensjonalną radością z istnienia, porusza się po cienkiej granicy kiczu, która pozwala pogodzić wirtuozerię z uwielbieniem mas. Jest celebrytą, zarabia miliony, ale jest przecież niewinny. Zostaje okrzyknięty drugim Pelé, a o jego stopy biją się już od dawna czołowe europejskie kluby. Wiadomo, że długo w Brazylii nie pogra.

W końcu rynek transferowy i światowe media obiega news: zagra w wielkiej Barcelonie. Od razu pojawiają się obawy: czy uda mu się przeszczepić swój dar do szybkiej europejskiej piłki? Czy dogada się z królującym w środku pola Messim?

W Santosie po minięciu zawodnika miał wielką przestrzeń. W lidze hiszpańskiej nie ma jej prawie w ogóle. Zawodnicy mają zakaz strzałów z dystansu, w czym lubował się w Brazylii. Obrońcy już na zamiar brazylijskiej samby uruchamiają ręce i łokcie. Specjaliści wieścili, że bez paru dodatkowych kilogramów przepadnie.

Dyskusje o strategii przecina jednak afera transferowa. Władze klubu podają, że kupiły Neymara za 57,1 mln euro. Prokuratura w Madrycie wszczęła postępowaniaepo wniosku jednego z socios (kibiców), gdy z dokumentów wynikło, że na konto kupującego wpłynęły 83 mln euro. Neymar wchodzi do drużyny i jak w Santosie przejmuje lewe skrzydło, z którego szarżuje w kierunku pola karnego. Rzadziej pozwala sobie na markową kiwkę. Nie błyszczy jak w Brazylii. Jakby jeszcze obserwował, jakby dopiero się przymierzał. Musi realizować zadania taktyczne.

W Barcelonie wyznaje się politeizm: jest więcej bogów. Liczy się wspólnota. Zabrania się ekscesów po bramce. Strzela pierwsze gole w Primera División i w Lidze Mistrzów. Ma dopiero 21 lat. „France Football” plasuje go na 7. miejscu w rankingu najbogatszych piłkarzy. W ubiegłym roku podczas organizowanego w Brazylii przed mundialem Pucharu Konfederacji poprowadził reprezentację do tytułu mistrzowskiego, zdobywając w każdym meczu gola i otrzymując miano zawodnika turnieju.

Teraz, podczas mundialu w Brazylii, oczy zlepionego z wszystkich ras świata plemienia, którego religią jest futbol, są skierowane na niego. Naród znów, jak na starych, klasycznych już ujęciach, będzie drżał i modlił się gorliwie do Chrystusa na Corcovado o zwycięstwo. W meczu otwarcia mistrzostw, z Chorwacją, Neymar strzeli dwie bramki.

Szarża mameluków

Kilka lat temu włóczyłem się długo po Maroku. W stołecznym Rabacie poszedłem na plażę. Jak to w Maghrebie – masa ludzi, mętna, ciepła woda. Kobiety odziane od stóp do głów, piękne twarze. Starsi mężczyźni w białych dżellabach, młodsi w szortach, bez koszulek. Większość grała w piłkę. Ale jak!

Zabawa polegała na tym, żeby stojąc w kręgu, podawać do siebie piłkę tak, by nie spadła na ziemię. Jest to proste pod warunkiem doskonałej techniki. Nie widziałem czegoś takiego nawet w Brazylii. Tyłkiem, piętą, łopatką. To jest sztuka: ci, którzy futbolu nie znosili, przecierali oczy ze zdumienia i wyciągali aparaty. Dlatego potem podglądałem mecze w Maghrebie. To jest futbol porywczy, zaborczy, bezkompromisowy i nieokiełznany. Najszybszy na świecie.

Przypomina kłótnię na arabskiej medynie: wszyscy przechodzą koło jatki obojętnie, a ja czekam, aż ktoś komuś da wreszcie w dziób albo zasunie nożem, bo przecież na to się zapowiada. Wąsaci faceci pocierają się już nosami i brodami, krzyczą coraz głośniej, niby oddalam się, ale rakiem, po czym nagle wszystko opada i rozchodzą się, jak gdyby nigdy nic, w przeciwne strony.

Na boisku pierwsze kwadranse przypominają szarżę mameluków i masz wrażenie, że rozniosą w pył nie tylko przeciwnika, ale cały stadion. Gdy wróg przeżyje pierwszy atak, zaczynają się problemy. Kiedy w Magh­rebie ogląda się mecz w barze, wszystko to kumuluje się na parudziesięciu metrach kwadratowych. Jest zadymione, bo każdy pali sziszę. Sami mężczyźni. Ratuje ich tylko jedno: nie piją. Jeszcze.

Gdy ktoś wpoi im konsekwencję, będą kiedyś mistrzami świata. Egipt w ciągu ostatniej dekady trzy razy zdobył Puchar Afryki, w historii rozgrywek jako jego siedmiokrotny zdobywca zajmuje w rankingu pierwsze miejsce na Czarnym Kontynencie. Zawodnicy Maghrebu, często dzieci imigrantów, ogrywają się w czołowych europejskich klubach.

Do wejścia na stronę AC Milan skłoniła mnie buteleczka koźlaka majowego ­Rogue Dead Guy Ale z Oregonu.

Na nagraniu zarejestrowano mecz juniorów Milanu z AlbinoLeffe. W ciągu doby zobaczyło go ponad 100 tys. internautów, ponieważ zadebiutował w nim „marokański Messi”. Ma 14 lat i przeszedł do rossonerich z Reggiany za 500 tys. euro. Jest dzieckiem Marokańczyków i na tle włoskich kolegów gra jak kosmita. Podczas prezentacji zawodnika w AC Milan żonglował z niebywałą wprawą… piłeczką do ping-ponga. Ci, którzy ochrzcili go drugim Messim, popełnili jednak karygodny błąd. On drybluje jak Neymar i Pelé. Nazywa się Hachim Mastour. Być może więc zdarza się to częściej niż raz na pół wieku? Trzeba uważniej nacelować radar na kraje Południa.


ANDRZEJ MUSZYŃSKI jest pisarzem i reporterem. Autor „Miedzy”, nominowanej właśnie do nagrody Nike. Zawodnik piłkarskiej Reprezentacji Polskich Pisarzy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2014