Nawet Spielberg się nabrał

„Zapiski podglądacza”, pierwsza przetłumaczona na polski książka Gaya Talese’a, to pułapka, od której lepiej trzymać się z daleka.

11.06.2017

Czyta się kilka minut

Gay Talese / Fot. Carolyn Cole / GETTY IMAGES
Gay Talese / Fot. Carolyn Cole / GETTY IMAGES

Gay Talese to nestor amerykańskich reporterów. W czasie trwającej już ponad 50 lat kariery narosła wokół niego legenda mistrza starej szkoły reporterskiego rzemiosła. W latach 60. zaliczano go do awangardy Nowego Dziennikarstwa, ruchu autorów łączących dziennikarski warsztat z technikami narracyjnymi literatury pięknej. Chociaż akurat Talese nie lubił tej łatki – nie ufał swoim kolegom, którzy mówili, że zawsze piszą prawdę i nie podkoloryzowują swoich historii. Uważał, że oni tylko mówią, iż są rzetelni, podczas gdy on był taki naprawdę (czas Nowego Dziennikarstwa był zresztą krótki; zabiły je, jak pisano w latach 80., kontrowersje warsztatowe, podobne do tych, które co jakiś czas przetaczają się nad polskim „reportażem literackim”).

Portretował znanych i lubianych. Jego reportaż „Frank Sinatra jest przeziębiony” jest jednym z najbardziej ikonicznych artykułów w historii amerykańskiego dziennikarstwa. Magazyn „Esquire” wysłał Talese’a, aby napisał o Sinatrze w 1965 r. Artysta nie chciał rozmawiać, bo był chory i z tego powodu zdenerwowany, ale pozwolił się obserwować. Talese oparł swój reportaż na wywiadach z blisko 80 osobami z kręgu Sinatry – współpracownikami, znajomymi i członkami rodziny. Odkrył kobietę, której pracą było chodzić za śpiewakiem z walizką, w której miała 60 czarnych tupecików. Nikt o niej wcześniej nie wiedział, była dobrze strzeżonym sekretem.

Talese napisał książki o budowniczych nowojorskiego mostu Verrazano-Narrows, włoskiej mafii („Szanuj ojca swego”), rewolucji seksualnej („Żona bliźniego twego”) i życiu rodzin włoskich emigrantów w Stanach Zjednoczonych. W wywiadach deklarował, że na fikcję w reportażu reaguje alergicznie. Mówił, że jeśli reporter pisze w tekście, iż zmienił bohaterowi nazwisko – odkłada gazetę.

Jego książki i metody wzbudzały kontrowersje, ale nigdy nie podważano jego dziennikarskiej rzetelności. Aż do „Zapisków podglądacza”, jego ostatniej książki, która właśnie pojawiła się w polskich księgarniach.

Wpadka legendy

Na początku lat 80., kiedy Talese pracował nad książką o rewolucji seksualnej w USA, napisał do niego czytelnik. W liście opowiedział historię, jak to kupił przydrożny motel, by podglądać życie seksualne jego gości. Wyjawił też, że ma dziennik, w którym zapisuje swoje obserwacje. Zaintrygowany Talese pojechał do miasteczka Aurora w stanie Kolorado. Gerald Foos jeszcze w samochodzie podsunął mu do podpisania dokument, w którym postawił warunek: anonimowość, aż do odwołania. Talese podpisał, jednak już wtedy podjął decyzję, że nie napisze o Foosie, bo byłoby to wbrew jego reporterskim zasadom.

Ale z ciekawości przyjął zaproszenie do hotelu, który Gerald Foos przerobił na raj dla podglądacza. Z pomocą żony, która podobno rozumiała jego pasję, wywiercił dziury w sufitach większości pokojów i zamontował w nich specjalne kratki, przez które widział z poddasza, co dzieje się na dole. Nie dość, że Foos pokazał reporterowi swoją konstrukcję, to jeszcze razem podglądali parę, która uprawiała seks. Prawie wydał ich czerwony krawat reportera, który przez chwilę zwisał z dziury w suficie – jeśli wierzyć opisowi. Po powrocie do domu Talese zaczął otrzymywać pocztą kolejne fragmenty dziennika podglądacza.

Foos zrezygnował z anonimowości dopiero w 2013 r., 33 lata po wizycie Talese’a. Reporter zaczął pracować nad książką, której pierwszy fragment rok temu opublikował prestiżowy „New Yorker”. Zapowiedziano rychłą premierę książki. Prawa do jej ekranizacji wykupił Steven Spielberg, podobno za milion dolarów (filmu nie będzie; producent wycofał się, kiedy dowiedział się o powstającym filmie dokumentalnym na ten sam temat).

W artykule Talese, obok soczystych kawałków z obejmującego kilka dekad dziennika podglądacza, opisał nieścisłości wynikające z tych zapisków. Nazwał swojego bohatera niedokładnym i niepewnym narratorem. Napisał, że nie uwierzyłby mu, gdyby nie to, że był z nim na poddaszu. Ale nie docenił tego, na jak bardzo niewiarygodnego bohatera trafił tym razem.

Po publikacji w „New Yorkerze” historie opisane w artykule Talese’a zaczęli sprawdzać dziennikarze „The Washington Post”. Jednym z ważnych punktów narracji jest morderstwo, którego świadkiem jako podglądacz miał być Foos. Talese odnotowuje, że nie udało mu się znaleźć żadnego potwierdzenia, że coś takiego faktycznie się wydarzyło. Dziennikarze z „WP” dotarli jednak do pewnego śladu. Okazało się, że do podobnego morderstwa doszło kilka dni wcześniej w innym motelu. Reporterzy dowiedzieli się też, że przez część okresu opisanego w dziennikach podglądacza – osiem lat – Foos wcale nie był właścicielem motelu, bo przez większość lat 80. przechodził on z rąk do rąk. Ich znaleziska wywołały falę artykułów.

Stańmy z boku i popatrzmy: przez kilka dni dziennikarze poważnych gazet roztrząsali kwestię własności podrzędnego motelu w mieścinie w stanie Kolorado w latach 80. Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy amerykańskie podejście do sprawdzania faktów w reportażu jest rzeczywiście tak restrykcyjne, jak się mówi – oto przykład.

Skonfrontowany z ustaleniami reporterów „Washington Post” Talese zareagował emocjonalnie.

– Nie powinienem był wierzyć mu na słowo. Nie będę promował tej książki. Jak mógłbym, skoro jej wiarygodność właśnie spuszczono w toalecie? – pytał histerycznie, nazywając do tego swojego bohatera niegodziwcem.

Rozwód z książką trwał jednak krótko. Niedługo po swoim wybuchu Talese wraz z wydawcą przygotował oświadczenie. Linia obrony: Foos to niewiarygodny opowiadacz własnej historii, ale nie ma wątpliwości, że był podglądaczem. Jeśli wyjdą kolejne nieprawdy, zostaną poprawione w następnych wydaniach (poprawiono je w polskiej edycji, ale wydawca nie informuje czytelników o kontrowersjach wokół książki). Promocja ruszyła pełną parą.

Podejrzana gra

Jeżeli jest w „Zapiskach podglądacza” coś ciekawego, to portret Geralda Foosa. Bohater Talese’a postrzegał siebie jako pioniera badań nad seksualnością i twórcę wyjątkowego laboratorium obserwacji prawdziwego ludzkiego zachowania. Ba, uważał nawet, że jego spostrzeżenia są lepsze niż badania naukowców pokroju zespołu Alfreda Kinseya, bo oglądał ludzi, którzy nie wiedzieli, że ktoś ich widzi!

Postrzegał swoje czyny jako odważne realizowanie marzeń, pisał, że podglądanie nadaje jego życiu sens. Gratulował sobie determinacji. Nie miał poczucia winy. Nigdy go nie złapano, żaden z gości nie wiedział, że jest podglądany, więc nie było żadnej krzywdy – rozumował.

Foos traktował swoje badania na poważnie: jego żona, która z niezrozumiałych powodów wspierała go w tym projekcie, ewidencjonowała podglądane przez męża akty seksualne i podsumowywała ich rodzaje w rocznych raportach. Liczba opisanych przypadków szła w tysiące. W swoim dzienniku prezentował pseudonaukowe diagnozy: które małżeństwo przetrwa, a które z powodu słabego pożycia się rozpadnie. I co najbardziej niepokojące, pisał o sobie w trzeciej osobie, najczęściej używając kryptonimu „Podglądacz”.

„Zapiski podglądacza” są też o tym, jak wytrawny reporter ulega swojej niezdrowej ciekawości. Najpierw wchodzi w relację z bohaterem, mimo że ten zastrzega anonimowość, co jest wbrew jego zasadom. Potem wchodzi z nim na poddasze, gdzie łamie z nim prawo. Następnie utrzymuje z nim kontakt przez kilkadziesiąt lat. Na końcu publikuje jego historię i dziennik, będący na dobrą sprawę dowodem przestępstwa – jeśli jest prawdziwy.

Wydaje się, że Talese miejscami wierzy w doniosłość dzieła Foosa. „Dziennik Geralda Foosa powstawał latami, dzięki czemu nie tylko rzuca światło na zmieniające się wzorce społeczne, obserwowane z ukrycia, ale też daje pojęcie o zmianach demograficznych” – pisze. Raz po raz natrafiając na nieścisłości w relacji, w widoczny sposób chce wierzyć, że jego zapiski co do ogółu były prawdziwe. Najbardziej rzuca się to w oczy, jeśli zauważy się, że cytowane zapiski Foosa – ze strony na stronę coraz bardziej pornograficzne – zajmują około jednej trzeciej tej 240-stronicowej książki. Przedrukowany dziennik zajmuje tyle miejsca, że wydawnictwo musiało zapłacić Foosowi za jego prawa autorskie (ile – nie wiadomo).

Trudno nie zwrócić uwagi na ten aspekt całej historii – tam są przecież pieniądze. Foos odczekał 33 lata i zdecydował się ujawnić tożsamość, kiedy wiedział, że minął okres przedawnienia jego przestępstwa. Sprzedał swoje zapiski, autor sprzedał książkę i prawa do jej ekranizacji, prawa do tłumaczeń kupiły zagraniczne wydawnictwa – w tym polskie – a ich inwestycja ma się zwrócić za sprawą czytelników, którzy będą chcieli przeczytać o tym, jak jacyś ludzie daleko i dawno temu uprawiali seks w pewnym motelu, nie wiedząc o tym, że ktoś ich obserwuje.

A motyw Foosa? O nim też jest w książce. W pewnym momencie mówi, że ma nadzieję, iż książka Talese’a przy okazji zwróci uwagę na jego kolekcję pamiątek sportowych, jego zdaniem wartą miliony dolarów. Dziwne? Pamiętajmy, że mamy do czynienia z bardzo, ale to bardzo dziwnym człowiekiem.

Foos notował w dzienniku prawdziwe nazwiska i adresy swoich „obiektów”. Nie ma jednak śladu, by reporter ruszył śladem tych informacji. Mógłby np. zapytać, czy rzeczywiście nie czują się skrzywdzeni. Ale kto wie, może okazałoby się, że większość z tych osób nie istniała?

Podglądacz Gerald Foos i reporter Gay Talese zapraszają czytelnika na strych, ale nie ma żadnego powodu, by tam za nimi wchodzić. ©

GAY TALESE, ZAPISKI PODGLĄDACZA, przeł. Piotr Kaliński, Czarna Owca, Warszawa 2017

Korzystałem z książek: zbioru „High notes” Gaya Talese’a, „The New New Journalism” Roberta Boyntona i „The Gang That Wouldn’t Write Straight” Marca Weingartena.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2017