Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kto jak kto, ale Polacy z ich historią powinni to wiedzieć doskonale. Tymczasem polska prokuratura jak gdyby nigdy nic przekazuje stronie białoruskiej dane jednego z działaczy opozycji. I nie chodzi przy tym o człowieka anonimowego, ale o Aleksandra Bialackiego, znanego i szanowanego obrońcę praw człowieka. Nie jest to zresztą pierwszy przypadek: jesienią 2009 r. Polska przekazała KGB Białorusi dane na temat transakcji wielu obywateli tego państwa - narażając ich na kłopoty.
Polacy, z ich historią, wiedzą też zapewne inne rzeczy. Np. że działalności opozycyjnej w kraju niedemokratycznym nie da się prowadzić pod względem przejrzystości finansowej tak, jak prowadzi się księgowość w przedsiębiorstwie w normalnym kraju. Owszem, powinni też wiedzieć, że i wśród opozycjonistów znajdują się ludzie, dla których pieniądz jest wartością większą niż demokracja. Czy to casus Bialackiego? Wątpliwe. A nawet jeśli - po ulicach Londynu chadza sobie Borys Bierezowski, rosyjski oligarcha obwiniany o machlojki finansowe i zło epoki Jelcyna. Ma tam azyl polityczny. Wątpliwe, by Anglicy wierzyli w jego uczciwość, uznali jednak, że w Rosji nie czekałby go uczciwy sąd, tylko proces polityczny kontrolowany przez zwalczający go Kreml. Trudno wierzyć, by białoruskie prokuratura i sądownictwo były niezależne od autorytarnego rządu. Anglię stać było na tego typu twardość wobec Rosji, Polska w stosunkach z Białorusią nie musi być bardziej uległa.