Naturalne spojrzenie

Wystawy „Bracia Gierymscy” w Krakowie i Warszawie przypominają bolesną prawdę, że aby zostać uznanym artystą polskim, trzeba osiągnąć sukces za granicą.

14.04.2014

Czyta się kilka minut

Aleksander Gierymski, „Święto Trąbek I”, 1884 r. / Fot. Piotr Ligier / MUZEUM NARODOWE W WARSZAWIE
Aleksander Gierymski, „Święto Trąbek I”, 1884 r. / Fot. Piotr Ligier / MUZEUM NARODOWE W WARSZAWIE

Najpierw był inteligencki, warszawski dom przy Alejach Ujazdowskich. Jego mieszkańcy borykali się z problemami finansowymi – pensja administratora budynków wojskowych nie oszołamiała, a trzeba było wyżywić i zapewnić edukację piątce dzieci. Nie przeszkadzało to spotkaniom w gronie przyjaciół, muzyków z orkiestry operowej, podczas których ojciec grał na skrzypcach, a przy fortepianie towarzyszył mu wybitnie utalentowany muzycznie starszy syn. Ot, codzienne życie w polskim mieście na skraju rosyjskiego imperium.

Potem nadszedł jeden z „polskich miesięcy”: styczeń 1863 r. Siedemnastoletni Maksymilian Gierymski, świeżo upieczony student Instytutu Politechnicznego Rolnictwa i Leśnictwa w Puławach, poszedł do lasu (wraz z przyjacielem, Albertem Chmielowskim). Na ile rok spędzony w oddziale powstańczym zadecyduje o jego przyszłych wyborach? Nie zostanie inżynierem, ba, nie będzie się też starał budować kariery muzyka.

Zwiady i potyczki, ucieczki i wszechobecność śmierci wyostrzą oko przyszłego malarza. Poczucie obowiązku zmieszane ze świadomością nieuchronności klęski zaprawią to spojrzenie mrokiem, a przynajmniej melancholią. Obozowiska, leśne kryjówki, polne trakty każą szukać zrozumienia w naturze, która – postrzegana realistycznie, ale i z rozumną czułością – okaże się w końcu obiektem kontemplacji.

Powstańcy i Czerkiesi

Niespełna 10 lat później powstanie jeden z najbardziej znanych obrazów Maksymiliana Gierymskiego, pokazana w 1873 r. na Wystawie Powszechnej w Wiedniu „Pikieta. Patrol powstańczy”. Wysuszona słońcem piaszczysta droga, mizerne chaszcze wyrastające to tu, to tam. Kilku jeźdźców wypytuje wędrownego dziada. Gdzie są wrogowie? Gdzie niedobitki oddziału, które uratowały się z przegranej bitwy? W którym jechać kierunku? Nie wiadomo, czy dziad powie prawdę.

Z łatwością moglibyśmy przyporządkować każdemu uczestnikowi tej sceny jakieś gorączkowe zdania. Zresztą zrobił to Jacek Kaczmarski, autor cyklu wierszy-piosenek określającego polskie „muzeum wyobraźni”, wkładając w usta centralnej postaci swoiste proroctwo: „Nic wam nie doradzę / Takich jak wy tłumy jeszcze / w ziemię odprowadzę // Tak już skatowana / że ciał nie osłania / Przeminiecie, ja zostanę / emisariusz trwania”.

Jednak groza tej kompozycji bierze się skądinąd: niepokoi przede wszystkim zawieszona na linii wzroku widza linia horyzontu. Neutralna wypadkowa biologii, fizyki i ludzkiego postrzegania, za którą wszystko jest jednak możliwe i zza której lada chwila może nadejść zagrożenie. Zachowując wszelkie proporcje, jest w tym coś, co znamy z filmów Alfreda Hitchcocka: niepokojący spokój. Cisza przed burzą. Odliczanie przed wciśnięciem guzika.

Rodzinie Gierymskich udało się uniknąć popowstaniowych represji. Maksymilian wystosował list do namiestnika Królestwa Polskiego Fiodora Fiodorowicza Berga (a właściwie Friedricha Wilhelma Remperta von Berg, bałtyckiego Niemca w służbie cara) – tego samego, który pacyfikował miasteczka sprzyjające powstańcom styczniowym i bezwiednie przyczynił się do powstania Norwidowskiego wiersza pt. „Fortepian Chopina” (ocalawszy z zamachu, doprowadził do zdemolowania Pałacu Zamoyskich, podczas którego zrzucono na bruk słynny instrument).

Młody Gierymski prosił o stypendium artystyczne w Monachium, a potem o jego przedłużenie. O jego umiejętnościach świadczyć miał obraz „Czerkiesi pędzący do ataku” (konsultowany z Juliuszem Kossakiem). Temat był dość kontrowersyjny, oddziały czerkieskie cieszyły się bowiem wśród Polaków szczególnie złą sławą, ale cel został osiągnięty: od 1867 r. warszawianin studiował w monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych.

Obserwacja i synteza

Stolica Bawarii była wówczas dla Polaków miejscem szczególnym, „Atenami nad Izarą”. Między 1836 a 1914 r. mieszkało w Monachium przynajmniej 650 imigrantów z Polski, z czego przynajmniej połowę stanowili studenci. Artyści, skupieni wokół Józefa Brandta, który zdecydował się osiąść tu na stałe, wspierani przez hrabiego Ignacego Korwina-Miłeckiego, spotykali się w Cafe Tambosi, dziś straszliwie turystycznej, wtedy jednak niezobowiązującej, niemal ludowej.

„Życie tu teraz wesołe, mianowicie od czasu, jak pracuję w atelier, ciągle jesteśmy razem z Brandtem i Kurellą [Ludwik Hipolit Kurella, malarz polski, autor pejzaży i obrazów religijnych – przyp. AS] i całym wreszcie kółkiem artystycznym, które tu ma pozór kolonii artystycznej. Tego u nas nie ma w kraju i nigdy podobno nie będzie” – donosił rodzicom Maksymilian. Wtórował mu Kossak: „zastajemy stół dla nas zarezerwowany i zasiadamy do kawy, cygara się palą, czasem bilard, a ciągle gawęda. Wieczorem się rozchodzimy, jedni na rysunki na Akademii, drudzy do domu, na herbatę, najczęściej do Brandta, gdzie fortepian w robocie”...

Gierymski bardzo szybko dojrzewał jako artysta. Oto „Obóz Cyganów”, jedna z dwóch wersji obrazu (1867-68, Muzeum Narodowe w Krakowie): przestrzeń podzielona na dwa pasy zimnych różów i błękitów, stłumionych czerwieni i ziemistych brązów. Natura traktowana bez prostych sentymentów, za to z szacunkiem. „Zwiad kozaków kubańskich” (1868-69, Muzeum Narodowe w Warszawie): jeźdźcy za chwilę znikną między porannym niebem a gliniastą drogą, siwki i kasztany już zlewają się ze światłem pogodnego dnia i grudami ziemi. „Wiosna w małym miasteczku” (1872-73, własność prywatna), zdumiewająca odwagą kolorystyczną.

Rzetelna obserwacja i inteligentna synteza. Wartości estetyczne ponad zaleceniami ideowymi. Kontrolowana, daleka od sentymentalizmu nastrojowość. Czy może dziwić fakt, że malarz, który bez trudu znajdywał prominentnych kupców w Berlinie, Monachium, Wiedniu czy Londynie, w Polsce czuł się pomijany, niechciany? „Powtarzam zawsze, że gdybym w Polsce miał to uznanie, jakie mam w Niemczech, byłbym szczęśliwy” – pisał w czasach, gdy chcieliśmy niemal wyłącznie historycznej anegdoty i pokrzepienia serc. W końcu przestał przysyłać obrazy na wystawy krajowe.

W maju 1868 r. dotarł do Monachium młodszy o 4 lata brat Maksymiliana, Aleksander – znany już w Warszawie ilustrator prasowy. Wydawało się, że nadchodzi czas idylliczny. Gierymscy malowali w tej samej Akademii, spotykali się z tymi samymi ludźmi, razem spędzili wakacje, malując alpejskie pejzaże i wyspę Herreninsel na jeziorze Chiemsee w okolicach Salzburga. Podróżowali do Wenecji i Werony. Maksymilian donosił ojcu, że obrazy „Olesia” bardzo się w Niemczech podobają...

Cóż z tego, skoro wkrótce wykryto u starszego z braci gruźlicę. Wyjazdy w poszukiwaniu inspiracji artystycznych zastąpione zostały wizytami u wziętych lekarzy i kuracjami w sanatoriach. Maksymilian zmarł we wrześniu 1874 r. w alpejskim Bad Reichenhall. Miał zaledwie 28 lat. Na łożu śmierci dowiedział się, że przyjęto go w poczet członków berlińskiej Akademii.

Czy to wtedy po raz pierwszy objawiła się u Aleksandra Gierymskiego nerwica, która sprawi, że długie miesiące będzie musiał spędzać w szpitalach psychiatrycznych? A może chorobę uruchomią trudności finansowe, bo artystyczną bezkompromisowość łączył z nieumiejętnością „radzenia sobie w życiu”?

W 1876 r. pisał z Rzymu, w którym osiedlił się kilka lat wcześniej: „Mieszkam na piątym piętrze, mam dwa okna, przez które słońce nigdy nie zajrzy, kota, sąsiada muzyka, co mnie lubi i szuka, mam i siebie, którego nie lubię i muszę mieć ciągle – za to nie mam pieca. Mam towarzystwo, co mi nerwy rozstraja do reszty, dziewczynę, którą nie lubię, i obrazy, które nienawidzę – nie mam spokoju”.

Dylematy Polaków

Ukojenie przyniosło dopiero spotkanie z Brunem Abdankiem-Abakanowiczem, światowej klasy matematykiem, elektrotechnikiem i przemysłowcem, który zaprojektował m.in. dzwonek elektryczny do zastosowania na kolei i integrator, przyrząd do mechanicznego całkowania, opatentowany w 1880 r. Wybitny uczony dorobił się ogromnego majątku: poza willą w Paryżu był właścicielem posiadłości w Champigny i prywatnej wyspy u wybrzeży Bretanii.

Objął opieką nadwrażliwego artystę, niemal rówieśnika, w którym znalazł nie tylko intelektualnego partnera, lecz także kogoś, kto rozumiał dylemat wielu Polaków tamtych czasów, rozdarcie między obowiązkami wobec ojczyzny a poczuciem, że stawia im ona ograniczenia, na które godzić się nie mogą... Abakanowicz mimo międzynarodowych sukcesów nie doczekał się profesury na rodzimym Uniwersytecie Lwowskim. Gierymski pamiętał niepowodzenia starszego brata na warszawskich wystawach... Ale wreszcie mógł spokojnie pracować, uciec od własnych emocji, chłodno i „reportersko” rejestrować zmienność natury.

Zgodziłby się zapewne ze starszym bratem, który twierdził podobno, że „na obrazie, jak na zegarze, powinna być widoczna godzina”. O ile jednak Maksymilian dostrzegał w przyrodzie przede wszystkim rzeźbiarskie formy zbrylonego błota, ugry i brudne żółcienie piasku, siłę zieleni gęstego lasu, o tyle Aleksandra inspirowało światło. Już „Scena sądu z »Kupca weneckiego« Szekspira”, inspirowana malarstwem Carpaccia i Belliniego, która wieńczyła jego studia monachijskie, zwracała uwagę krytyków „pięknym, ciepłym tonem i wielką siłą światła”.

A słynny olej pt. „W altanie” (1882, Muzeum Narodowe w Warszawie)? Paradoksalny, bo choć wykorzystujący historyczny, rokokowy kostium, to przecież uciekający od wszystkiego, co akademickie. Świeży. Całkowicie podporządkowujący temat migotaniu barw i świateł. Niemal impresjonistyczny. „Święto trąbek” (1890, Muzeum Narodowe w Krakowie), obraz nieco „elegijny”, na którym ludzie stają się już tylko elementami przyrody, nijak nie wyróżnionymi. Ważniejsza jest wieczorna zorza, odbijająca się złotymi pasami w lustrze rzeki. „Wieczór nad Sekwaną”, wibrujący, jakby dywizjonistyczny.

No tak, ale w 1895 r. namalował również „Trumnę chłopską” (Muzeum Narodowe w Warszawie), brutalnie realistyczne studium rozpaczy ludzi, którzy stracili dziecko. Malarz światła nosił wszak w sobie głębokie, tępe pokłady bólu, własną żałobę i samotność. Wszystko to, co 6 lat później – gdy na jego oczach umrze niespodziewanie Bruno Abakanowicz – doprowadzi samego Aleksandra Gierymskiego do tragicznej śmierci.

Losy braci Gierymskich zawierają wszystko, co stanowi o archetypie artysty: niepewność jutra, walkę o własne racje artystyczne, gruźlicę i chorobę psychiczną...

Dialog muzeów

I oto teraz mamy okazję przyjrzeć się twórczości dwóch artystów, którzy otworzyli sztuce polskiej drogę do nowoczesności. W Muzeum Narodowym w Warszawie trwa wystawa „Aleksander Gierymski 1850––1901” podsumowująca kilkuletni projekt badawczy, w wyniku którego zrewidowano dane dotyczące biografii, skatalogowano i zreinterpretowano dzieło artysty, a przeprowadzając prace konserwatorskie, lepiej zrozumiano jego technikę pracy. To imponująca prezentacja: 120 obrazów i szkiców olejnych, szkicownik, fotografie modeli, 150 drzeworytów wykonanych według rysunków Aleksandra Gierymskiego, dla którego ilustracje bywały czasem jedynym źródłem dochodu. Do tego 500-stronicowy katalog.

Jednocześnie Muzeum Narodowe w Krakowie w 140. rocznicę śmierci przygotowało wystawę poświęconą starszemu z braci. Zobaczymy 55 obrazów olejnych i 55 prac na papierze Maksymiliana Gierymskiego, ale także dzieła innych artystów „szkoły monachijskiej”: Józefa Brandta, Adama Chmielowskiego, Józefa Chełmońskiego, Stanisława Witkiewicza... Nie tylko zresztą Polaków, także Niemców i Węgrów. To najlepszy sposób, by wyzwolić Maksa Gierymskiego ze szkolnych interpretacji, w pewien sposób go „umiędzynarodowić”.

Co równie ważne, obydwie wystawy poruszają podobne tematy (np. rola fotografii jako medium pomocniczego, plener, który w tamtych czasach był przecież nowością, dzieła zaginione podczas II wojny światowej, problemy konserwatorskie). Zakrojone na tak dużą skalę wspólne działania różnych instytucji kultury – a takim jest projekt „Bracia Gierymscy” realizowany przez MNK i MNW – to w Polsce nadal ewenement. Miejmy nadzieję, że jesteśmy właśnie świadkami poważnej zmiany.


Maksymilian Gierymski. Dzieła – inspiracje – recepcja Muzeum Narodowe w Krakowie, kurator: Aleksandra Krypczyk, wystawa czynna do 10 sierpnia.


Aleksander Gierymski 1850–1901 Muzeum Narodowe w Warszawie, kurator: Ewa Micke-Broniarek, wystawa czynna do 10 sierpnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2014