Nasza złota Waluta

Jeśli ktoś mówi o utracie suwerenności walutowej po przyjęciu euro, to znaczy, że mówi o utracie możliwości produkowania pieniądza na pokrycie wydatków przekraczających dochody. W istocie w Polsce nigdy nie było pełnej suwerenności walutowej.

27.01.2009

Czyta się kilka minut

Historia monetarna Polski zaczęła się w końcu X w., a pierwszą polską monetą był mały srebrny denar Mieszka I. Ale istnieje też pogląd, że pierwszego denara wybił Bolesław Chrobry. Początkom polskiego pieniądza towarzyszy więc spór numizmatyków, a jego rozstrzygnięcie będzie już chyba niemożliwe.

Losy denara też wywołują różnice zdań. Obieg pieniężny od przełomu XI i XII w. opanowała moneta rodzima i w dobie rozbicia dzielnicowego każdy książę chciał bić swoje denary. Lżejszy denar ze srebra podlejszej próby i obowiązkowa wymiana monety na gorszą składały się na dochodowy proceder, zwany "psuciem monety". Ekonomiści spierają się o jego interpretację. Wygrywa opinia, że w epoce, gdy nie było rozwiniętego systemu podatkowego, "psucie monety" było po prostu źródłem dochodów budżetowych pobieranych na targach, czyli podatkiem obrotowym. Władza decydowała o ilości i jakości pieniądza - co okazuje się zjawiskiem trwałym.

Narodziny mało chwalebne

Denar, zniszczony wskutek ciągłego ujmowania srebra, stał się minimonetą. To utorowało drogę do wprowadzenia grubszego pieniądza: grosza. Potem, ok. 1480 r., zaczęto liczyć w złotych polskich, jako równowartości 30 groszy. W ten sposób powstała jednostka ułatwiająca rachunki. Nie było jeszcze monety o wartości 1 złotego polskiego.

Od czasu do czasu wraca spór, kiedy wybito pierwszą taką monetę. Najprostsza odpowiedź nie jest dla złotego powodem do chwały. Otóż wojny w połowie XVII w. załamały finanse Rzeczypospolitej i w poszukiwaniu dodatkowych dochodów skarbowych zdecydowano się na bicie najpierw monet miedzianych, a potem o niewielkiej zawartości srebra. Te ostatnie, emitowane od 1663 r., nazwano tymfami. Nominalnie tymf miał wartość 30 groszy, czyli był to 1 złoty polski. Faktycznie rynek wyceniał lichą monetę na 12-18 groszy.

Potem złoty polski kontynuował swą karierę, mając okresy lepsze i gorsze. W 1794 r., w czasie insurekcji kościuszkowskiej podjęto decyzję o emisji złotych polskich jako pieniądza papierowego. Ale choć zryw powstańczy był powszechny, posługiwanie się powstańczymi pieniędzmi było rzadkością: odmawiano ich przyjmowania, papier - inaczej niż kruszec - nie budził zaufania. Potem, w 1828 r. w Królestwie Polskim (krótko cieszącym się autonomią) powstał pierwszy bank emisyjny, który przeprowadził udaną już emisję papierowych złotych polskich. Złoty utrwalił się potem w świadomości narodowej jako równowartość 15 kopiejek. I tak już było do końca rozbiorów.

"Złoty" zamiast "lecha"

Wydawało się więc oczywiste, że w Polsce odrodzonej w 1918 r. zostanie utworzony Bank Polski i złoty znów będzie walutą. Ale los nie sprzyjał tak prostemu rozwiązaniu. Rolę instytucji emisyjnej pełniła utworzona wcześniej przez Niemców Polska Krajowa Kasa Pożyczkowa, która drukowała markę polską. Powstanie Banku Polskiego odsunięto w czasie. Za to w patriotycznym uniesieniu zaczęto wymyślać nazwy nowej jednostki pieniężnej: "kościuszko", "piast", "polon", "szczerbiec". W lutym 1919 r. Piłsudski podpisał dekret, który wprowadzał "lecha", ale Sejm jeszcze w tym samym miesiącu wprowadził nazwę "złoty" (już bez słowa "polski").

Złoty rodził się w trudnych warunkach. Coraz większe emisje marki polskiej pokrywały duże wydatki na cele wojskowe i odbudowę gospodarki. W połowie 1923 r. doszło do hiperinflacji, miesięczne wzrosty cen przekraczały 50 proc. W grudniu 1923 r. nowy premier Grabski przystąpił do reform - naprawy skarbu państwa i likwidacji chaosu monetarnego - własnymi siłami, bez pożyczek zagranicznych.

Udało się. W kwietniu 1924 r. powstał Bank Polski. Do obiegu wszedł złoty, który zastąpił markę. Relacja 1 złoty za 1 800 000 marek polskich wskazywała na inflacyjne zniszczenie pieniądza. Ze względów psychologicznych złoty otrzymał ambitny parytet w złocie, ale w kiepskiej sytuacji gospodarczej kurs złotego zaczął oddalać się od parytetu. W 1927 r. ustalono nowy parytet złotego, który przetrwał do wybuchu II wojny światowej.

W 1940 r. niemieccy okupanci założyli w Krakowie Bank Emisyjny w Polsce i zaczęli masowo drukować złote okupacyjne. Pozory działania instytucji polskiej były potrzebne, by finansować machinę wojenną pieniądzem okupacyjnym, nie niszcząc Reichsmarki.

Powrót do świata walut

Po wojnie instytucją emisyjną został Narodowy Bank Polski i jemu powierzono emisję biletów opiewających na złote. Odbudowa gospodarki szybko powiększała obieg pieniężny. Władza, panicznie bojąc się nadmiaru pieniądza, w 1950 r. przeprowadziła pamiętną tzw. reformę pieniężną: ceny zmieniono w relacji 100 złotych to 3 nowe złote, a wymiany pieniądza dokonano w relacji 100 złotych to 1 nowy złoty. W ten sposób skasowano dwie trzecie obiegu pieniężnego. Stracili posiadacze gotówki - głównie "spekulanci i drobni kapitaliści", nielubiani przez nową władzę. Potem złoty już bez przeszkód finansował gospodarkę, a zwłaszcza forsowne uprzemysłowienie. Był słabnącą walutą wewnętrzną, która funkcjonowała poza światem walut.

W handlu złoty nie starczał. Stale zastępowały go więc waluty obce, z amerykańskim dolarem w roli głównej, a z czasem uzupełniły go tzw. kartki na wiele towarów. Gdy w sierpniu 1989 r. odstąpiono od kontroli cen żywności, złoty dotarł do stadium hiperinflacji - ustępując miejsca w obiegu dolarowi i innym możnym walutom tamtej epoki.

Ostatnie dwudziestolecie było dla złotego szczególnie ciekawe. Zaczęło się od czterocyfrowej inflacji - obieg złotych rósł i wszyscy zostaliśmy milionerami. Z początkiem 1995 r. denominacja wyeliminowała starego złotego w relacji 10 000 "starych" złotych za 1 nowego. Wkrótce potem złoty stał się walutą wymienialną, wspartą rezerwami walutowymi, których utworzenie umożliwił dopływ kapitału zagranicznego.

W 1998 r. inflacja spadła do poziomu jednocyfrowego, co świadczyło o powrocie złotego do zdrowia. W 2000 r. wprowadzono jego płynny kurs, co świadczyło z kolei o dojrzałości złotego do amortyzowania wstrząsów pochodzących z globalnej gospodarki.

Dziś, po 85 latach, mamy niezłą walutę, która cieszy się uznaniem użytkowników. Przez wiele lat złoty był nazywany pogardliwie "złotówką", co dziś brzmi raczej pieszczotliwie. Zwłaszcza że z nutą dumy często mówimy o niej: "nasza waluta".

Droga do euro

Dziś, gdy rząd ogłosił datę przyjęcia euro w 2012 r., zyskuje na sile spór o przyszłość złotego. Widać już, że droga Polski do euro nie będzie łatwa. Zapewne nie będziemy mieć większych kłopotów ze spełnieniem wymaganych kryteriów, ale poglądy "za" i "przeciw" euro będą przedmiotem ostrych sporów.

Jak się okazuje, gdy chodzi o pieniądze, Polacy mają wyrobioną opinię, ale nie najlepszą pamięć. Warto więc przypomnieć, że nie tak dawno w narodowym referendum wybraliśmy członkostwo w UE - i tym samym wyraziliśmy zgodę na wprowadzenie euro w późniejszym czasie. Warto też przypomnieć, że nasz pozytywny stosunek do złotego bywał w jego 85-letniej historii wyjątkiem, a nie regułą. Trzeba w końcu rzec, że bezspornie pozytywny bilans korzyści i kosztów przyjęcia euro powinien być najważniejszym argumentem w naszym sporze. I warto też dodać, że nie ma sensu czekać z przyjęciem euro do czasu, aż poziom dochodu na osobę, cen i płac będą zbliżone do strefy euro. Euro potrzebne nam jest właśnie po to, by szybciej osiągnąć poziom, do którego doszły kraje bogate.

Pieniądz jest z natury apolityczny. Jeśli ktoś mówi o utracie suwerenności walutowej po przyjęciu euro, to znaczy, że mówi o utracie możliwości produkowania pieniądza na pokrycie wydatków wyraźnie przekraczających dochody. W istocie nigdy nie było pełnej suwerenności walutowej, choć wydawało się, że została ona osiągnięta w PRL-u. Wychodzi na to, że ta suwerenność to był raczej woluntaryzm i niekompetencja pod płaszczykiem władzy, która ciągły niedobór towarów próbowała łagodzić nadprodukcją pieniądza. Zakończyło się to pozbawieniem złotego zdolności do pełnienia funkcji pieniądza: nie nadawał się do oszczędzania, mierzenia wartości towarów i usług oraz regulowania zobowiązań.

Dziś ze złotym jest inaczej. Przechowujemy w nim oszczędności, mierzymy nim wartość towarów, regulujemy zobowiązania. Przyznajmy jednak, że niekiedy rozglądamy się za tańszą walutą. Przykład: Polacy polubili franka szwajcarskiego. A euro ma wszelkie cechy dobrego i taniego pieniądza. Pragmatyzm mówi, by nie opóźniać jego przyjęcia. A pragmatyzm jest szczególnie potrzebny w czasach kryzysu.

Dr GRZEGORZ WÓJTOWICZ jest niezależnym ekonomistą, był prezesem Narodowego Banku Polskiego oraz członkiem Rady Polityki Pieniężnej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Ucho igielne (5/2009)