Nasz odruch bezwarunkowy

Ks. Jacek Stryczek: W pomaganiu przejawia się geniusz chrześcijaństwa: to przecież dzięki niemu wolontariat jest teraz światowym standardem. Rozmawiała Dominika Pycińska

14.09.2011

Czyta się kilka minut

Dominika Pycińska: Czy pomaganie - jak się to często słyszy - rzeczywiście jest proste? Może kandydatom na wolontariuszy lepiej mówić: to trudna rzecz, ale do wykonania?

Ks. Jacek Stryczek: Wolontariat jest w Polsce banalizowany. Gdy "pomaganie jest proste" - często staje się również banalne. W Stowarzyszeniu Wiosna nie podoba się nam np. pokazywanie, że największym wysiłkiem jest zbieranie rzeczy, które potem są przekazywane dalej - nie wiadomo, do kogo to trafia, ani czy w ogóle stanowi jakąś realną pomoc.

Moim odkryciem z czasów, gdy w wieku 20 lat nawróciłem się i stałem, jakby niechcący, wolontariuszem, jest to, że wolontariat jest częścią ludzkiej natury. Nie jesteśmy zwierzętami, które działają wyłącznie zgodnie z instynktami przedłużania gatunku. Aby być człowiekiem i czuć się dobrze, konieczna jest świadomość tego, że komuś pomagamy. Pustka, która się często pojawia w ludziach, zwłaszcza w tych pracujących w biznesie, wynika z tego, że wszystko robione jest dla siebie. To w korporacjach ludzie się "wypalają" - nie dlatego, że brakuje im siłowni, fitnessu czy wyjazdów integracyjnych. Oni po prostu potrzebują zrobić coś dla drugiego człowieka.

Wolontariat przedstawia się obiegowo w kilku słowach: jako świetny sposób na samorealizację, spędzanie wolnego czasu - unikając przy tym tematu odpowiedzialności, która wiąże się z byciem wolontariuszem.

W wolontariat wpisana jest miłość. Miłość jest sztuką. To nie takie proste, żeby zrobić coś dobrze. A z pomaganiem jest trochę jak z medycyną: lepszy lekarz potrafi przeprowadzić bardziej skomplikowaną operację. Również lepiej wykwalifikowany wolontariusz może zrobić dużo więcej.

Są różne wolontariaty: kiedyś staraliśmy się rozpropagować wolontariat pracowniczy w dużej korporacji. Wszedłem na stronę internetową firmy i przeczytałem, czym się szczyci: otóż w jednym z miast w Kanadzie jej pracownicy przez godzinę grabili liście. Cóż, to też wolontariat, choć nie wiem, jak można się nim chwalić.

Już w młodym wieku uczymy się, jak zdawać rozmaite testy, pisać CV i listy motywacyjne, przygotowywać się do rozmowy o pracę. Nikt nas jednak nie uczy, jak pomagać.

"Szlachetna Paczka", największa akcja, którą prowadzi nasze Stowarzyszenie, trochę naśladuje pomoc sąsiedzką, czyli coś, co powinno być naturalnym odruchem. Tyle tylko że dziś dzieli nas od sąsiadów coś więcej niż tylko mur. Ze względu na atomizację życia społecznego sami takie oddalenie ułatwiamy. Sądzę, że wolontariat jest odpowiedzią na nasze czasy, w których jesteśmy od drugiego człowieka tak daleko, że trudno się nam spotkać.

Od lat pracuję z ludźmi biznesu. Często powtarzam, że Polska jest krajem dorobkiewiczów, ludzi zorientowanych na pieniądze, przeświadczonych, że skoro sami się kiedyś starali i ciężko pracowali, to niech ten, który dziś żyje w biedzie, również się postara. Czasem sytuacja z biznesmenami jest tak beznadziejna, że jedyną szansę na zmiany widzę w uczeniu wolontariatu ich dzieci - i to bardzo wcześnie, zanim staną się egoistami.

I jeszcze jeden przykład: kiedyś do naszego magazynu przyjechał pewien pan. Zapytany przez wolontariuszkę, ile ma paczek, odpowiedział, że nie wie. W bagażniku była sterta prezentów, a w samochodzie siedziała żona z dwójką dzieci - każde z nich trzymało na kolanach kolejne paczki, ułożone aż po dach. Mężczyzna powiedział, że najlepiej byłoby, gdyby sami mogli je zawieźć, bo chciałby nauczyć swoje dzieci pomagać. Choć to sprzeczne z naszymi procedurami, pojechali do rodziny, która przyjęła ich herbatą, bo niczego innego nie miała. I w jej walącym się domku, gdzieś pod lasem, wszyscy pili herbatę i płakali.

W ramach akcji "Wiosna Liderów" zrealizowano projekt, w którym przedszkolaki miały wykonać jeden dobry uczynek. Potem je chwalono. Proste: akcja-reakcja. To dobry pomysł?

Kiedy próbowaliśmy w szkołach tworzyć kluby wolontariusza, zauważyliśmy, że im młodsze są dzieci, tym trudniej jest włączać się im w długofalowe programy. Muszą brać udział w wydarzeniach krótkich, mających swój początek i koniec. Sukces, a potem przerwa.

Problem ostatnich lat to brak pomysłów na realne pomaganie. Zbieranie makulatury, zanoszenie prezentów do domów dziecka i przeprowadzanie staruszek przez ulicę to naprawdę były najlepsze wzorce. To się jednak zmienia. Z dużą przyjemnością obserwuję, że wolontariat w Polsce się profesjonalizuje, a stereotypy padają; odkrywa się istnienie różnych potrzeb i stara się na nie reagować, nawet w szkołach.

Tyle tylko że np. w szkole potrzebny jest lider, najlepiej nauczyciel, który potrafi wciągnąć do wolontariatu. Bez wychowawcy dzieci nie są w stanie sobie poradzić - poza naprawdę wybitnymi jednostkami, które same stają się liderami. Wszystko to wynika z faktu, że gdy jesteśmy dziećmi, "ja" jest na pierwszym miejscu i to myślenie dopiero trzeba wyprowadzać w stronę drugiego człowieka.

Zadaję sobie pytania. Ilu w szkole jest prawdziwych wychowawców - ludzi, którzy nie tylko potrafią utrzymać klasę w ryzach, ale też zachęcić do aktywności społecznej? W ilu rodzinach myśli się o tym, że wspólny wolontariat rodzinny jest okazją do ukształtowania pewnych postaw w procesie wychowania dziecka? W wielu rodzinach, z którymi współpracujemy, rozmawia się o tych, którzy otrzymali paczkę; stara się o nich pamiętać nie tylko w Wigilię, ale też na co dzień; chce się wiedzieć, co się z nimi dzieje. U dzieci, które obserwują takie zachowania od początku, koduje się, że trzeba myśleć o drugim człowieku, angażować się. Co jest świetnym sposobem na wychowanie, bo przeciwdziała zachowaniom wyzwalającym się, gdy dzieci dostają tak dużo, że zaczynają wariować na swoim punkcie.

Wolontariuszy obserwuje Ksiądz już od dłuższego czasu. Jak zmienili się w ciągu ostatnich lat?

Początek lat 90. to ogromna awersja młodzieży do wszelkich ruchów zorganizowanych. Zauważyłem to podczas pracy w duszpasterstwie akademickim. Potem zaczęło się coś zmieniać, stopniowo powstawało coraz więcej organizacji. Aż przyszedł taki moment, że rzucono hasło, iż dobrze jest mieć wolontariat w CV - i to było straszne.

Pamiętam, jak podczas naszych szkoleń w 2003 r. okazało się, że 90 proc. osób chciało po prostu mieć odpowiedni wpis w życiorysie. Ten etap zupełnej bezmyślności już minął, ale też wiele osób przestało się starać o wolontariat w CV uznając, że to jednak tak bardzo nie pomaga. Teraz mamy taki okres rozwoju, w którym rynek bardzo się segmentuje: jedni siedzą przy piwie, inni grają w gry, a jeszcze inni są wolontariuszami. I nikt nie ma prawa jednoznacznie ocenić, że młodzież jest taka czy inna.

Długo panowało w Polsce przekonanie, że prawdziwy wolontariat wypływa z odruchu serca, a organizacje "przejadają" pieniądze. To tak, jakby znachor był lepszy od lekarza, bo koszty związane z zebraniem ziół są nieporównywalne z tymi, które idą na zorganizowanie sali operacyjnej. Dziś to się trochę zmienia, a zaufanie i szacunek do organizacji wzrastają.

Zmieniły się też oczekiwania wolontariuszy?

Młodzi mają teraz dużo możliwości zagospodarowania wolnego czasu. I spodziewają się dobrej jakości. Gdy chcą zostać wolontariuszami i przychodzą do organizacji, również liczą na dobrą jakość, zwłaszcza jeśli chodzi o przygotowanie stanowiska pracy. Począwszy od rekrutacji, przez szkolenia i systemy zarządzania - wszystko powinno być przemyślane.

A wolontariuszami i tak najczęściej są ludzie, którzy już wcześniej byli aktywni. Ci, którzy tylko siedzą przy piwie albo przed komputerem, nie przyjdą pomagać, bo tkwią we własnym świecie. Pewnie też jest tak, że wg krzywej Gaussa w pomaganie angażuje się tyle samo osób z puli bogatych, co z puli ubogich. Spotykamy się w "Wiośnie" z osobami, które dostając paczkę od razu dzielą się nią z sąsiadami. Z drugiej strony, wśród wielu osób nastąpił naprawdę głęboki proces demoralizacji - trudno się dziwić, skoro od dziecka słyszą, że wszystko, co mają robić, to się uczyć... A potem nie wyobrażają sobie, że mogliby dla kogoś poświęcić swój czas.

Niedawno ktoś mnie zapytał, czy nasi wolontariusze mogą brać udział jeszcze w jakiejś akcji. Odpowiedziałem, że nie bardzo, bo podpisują kontrakt, więc wiedzą od początku do końca, co będą robić, a my nimi nie zarządzamy. Po drugie, wydaje mi się, że mają naprawdę dużo zajęć...

Czy w polskim wolontariacie jest jeszcze jakaś luka do wypełnienia? Odnoszę wrażenie, że ludzie dojrzali, starsi, także ci na emeryturze, chcą pomagać, ale nie do końca mają jak.

Próbowaliśmy pracować z osobami starszymi jako wolontariuszami. Było bardzo trudno. Wolontariat musi mieć źródło - a wiele osób wychowanych w PRL-u nauczyło się, że najpierw trzeba się zająć swoją rodziną, a potem sobą. I niestety nie odkryłem wśród nich przestrzeni, w której mógłby się rozwinąć wolontariat. Z moich doświadczeń wynika, że wiele osób starszych mówi, iż chciałoby pomóc, ale gdy przychodzi co do czego, to rezygnują: bo to za dużo, bo nie tak sobie ten wolontariat wyobrażali.

Podczas powodzi prosiliśmy o dwustuzłotową paczkę z kawą, herbatą itp. - czyli to, co może nie zmieni powodzianom życia, ale poprawi ich samopoczucie. Tak wiele osób, zwłaszcza starszych, przynosiło stare ubrania, często bardzo zniszczone - co dla nas wiązało się tylko z dodatkowymi obciążeniami, musieliśmy te rzeczy utylizować. To powielanie wzorców z czasów, gdy do Polski docierały dary z używanymi rzeczami. Po prostu, jako społeczeństwo nie mamy jeszcze wolontariatu we krwi.

Duchownym łatwiej podróżować autostopem. Czy bycie księdzem pomaga, gdy prosi się o wsparcie; czy wzbudza to większe zaufanie?

Najczęściej spotykam się z pozytywnymi reakcjami. Ale od razu dopowiem, że pod względem sprawności biznesowej jestem przynajmniej tak dobry, jak większość menadżerów, z którymi rozmawiam - ale ponieważ jestem księdzem, nikt w to nie wierzy. Wiele osób myśli, że pracuję w trybie "co łaska".

Tworząc "Wiosnę", w małym stopniu wykorzystywałem fakt, że jestem księdzem. Nie korzystałem ze środków kościelnych, Kościół udzielił mi natomiast wsparcia wizerunkowego, za co jestem kard. Dziwiszowi ogromnie wdzięczny. Przeszliśmy więc przez wszystkie etapy, przez które trzeba przebrnąć zakładając taką organizację. I to mając przy tym dość ekstrawagancki pomysł na pomaganie, który wielu ludziom nie mieścił się wtedy w głowie. Gdy zaczynaliśmy akcję "Szlachetna Paczka", większość była przyzwyczajona do dawania tego, co zbywa, a nie do przygotowania konkretnych rzeczy.

Nie spotkałem nikogo, kto włożyłby więcej wysiłku w stworzenie organizacji takiej jak ta. Ilu nocy nie przespałem, chociażby dlatego, że nie było z czego płacić; ile razy mnie obrażano... Powiedziałbym, że "Wiosna" jest po dziesięciu chudych latach, mimo że ciągle się rozwija. Praca w stowarzyszeniu polega na nieustannym zarządzaniu kryzysowym. A jego sukces nie jest zbudowany dzięki przywilejom, tylko ciężkiej pracy. I dlatego stowarzyszenia nie można nazwać kolosem na glinianych nogach. Ma solidne podstawy.

Słyszę czasem, że mnie to jest łatwo, bo przynajmniej zawsze dostanę zupkę na plebanii. Sam nie wiem... Może niektórzy księża tak żyją - ja na pewno nie. Mam przecież do czynienia z normalnymi rynkowymi obciążeniami: zarządzam budżetem, ludźmi; spotykają mnie wszystkie możliwe problemy. I to mój wybór: bo stwierdziłem kiedyś, że łatwo jest żyć na plebanii i wygłaszać, jak trzeba żyć, a ciekawe, co będzie, gdy znajdę się pod takimi obciążeniami jak ludzie biznesu - czy będę w stanie prowadzić życie duchowe. I udaje się.

Idea wolontariatu jest uniwersalna. W jaki sposób widzi Ksiądz jej miejsce w postawie chrześcijańskiej?

Mam wrażenie, że chrześcijaństwo jest jedyną religią, która w takim stopniu fascynuje się pomaganiem bliźnim. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej przekonuję się, że w wolontariacie przejawia się geniusz chrześcijaństwa: to przecież dzięki niemu wolontariat to teraz światowy standard.

Niesamowitą siłę ma nasza wiara w dobro, które tkwi w drugim człowieku. O to chodzi w nadstawianiu drugiego policzka - nie o to, że mamy pozwolić się pobić, tylko dać człowiekowi, który nas uderzył, szansę na to, by się zmienił. Powiedzieć mu: "Ja i tak wierzę, że w Tobie jest dobro". Wydobywanie dobra z człowieka w codziennym praktykowaniu pasjonuje Chrystusa i chrześcijan - i właśnie dlatego w naszej naturze leży wynajdywanie sposobów na pomaganie, poszukiwanie bliskich relacji. Chrześcijanie wyszli poza strukturę plemienną, zaczęli interesować się ludźmi, z którymi łączą ich nie tylko więzy krwi. Pomaganie porywa Europę: susza, powódź, głodujące dzieci - odkryliśmy, jak na wiele stron chcemy udzielać pomocy.

Wbrew pozorom, należymy do narodów, które cechuje większa różnorodność. Dlatego tak nie znoszę, gdy mówi się o jednej Polsce. Są tacy, którzy pięknie żyją w swoich rodzinach, a są i tacy, którzy nawet nie rozumieją znaczenia tego słowa. Mamy wielkie możliwości, i to widać w działaniach, jakie podejmujemy, pomimo tego, że - w porównaniu z Zachodem - liczba osób pomagających innym bezinteresownie jest jeszcze mała.

Ks. JACEK STRYCZEK jest twórcą i prezesem Stowarzyszenia Wiosna, organizatora m.in. projektów "Szlachetna Paczka", "Akademia Przyszłości" i "Wiosna Liderów". W 2007 r. kard. Stanisław Dziwisz mianował go Duszpasterzem Ludzi Biznesu oraz Duszpasterzem Wolontariatu w Małopolsce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2011