Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dyktatorzy żyją w swoim świecie. Są przekonani, że bez nich państwo upadnie, że społeczeństwo ich kocha i nawet jeśli tłumy na ulicach domagają się ich odejścia, nie wierzą, że lud naprawdę chce się ich pozbyć. Nazywają protestujących warchołami, wysyłają przeciw nim uzbrojonych ludzi. I szukają wsparcia u silniejszych przyjaciół.
Alaksandr Łukaszenka brawurowo sfałszował wybory: narysował sobie wynik 80 proc. To poruszyło Białorusinów: od 9 sierpnia protestują, żądając odejścia uzurpatora. Ten próbuje utrzymać władzę, a na całym świecie jest chyba tylko jeden człowiek, który go rozumie. To Władimir Putin. Ale jeśli Łukaszenka sądzi, że przyjdzie mu on w sukurs z sympatii, to się myli. Putin ma własne cele i tylko te zamierza zrealizować. Jeśli trzeba będzie poświęcić wąsatą głowę Łukaszenki, to cóż, poświęci. Na razie postanowił go bronić. I przekuć strach dyktatora w konkretne zyski polityczne i gospodarcze.
Wojciech Konończuk: W morzu przestarzałej gospodarki, na Białorusi niespodziewanie wyrósł prężny sektor IT. Informatycy wsparli antyreżimowe protesty, co stawia pod znakiem zapytania przyszłość tego fenomenu.
KREML DŁUGO ZWLEKAŁ z ogłoszeniem strategii wobec tego, co dzieje się na Białorusi. Z jednoznacznym poparciem dla Łukaszenki wystąpił na dobrą sprawę dopiero trzy tygodnie po wyborach – wcześniej były tylko gratulacje i wyczekiwanie, jak rozwinie się sytuacja. Widocznie uznano, że szala przechyla się na stronę Łukaszenki i warto go poprzeć. W wywiadzie telewizyjnym Putin nieoczekiwanie oświadczył, że jeśli protesty się zradykalizują, dojdzie do napaści na instytucje państwowe lub zewnętrznego zagrożenia Białorusi, to Moskwa przychyli się do prośby Łukaszenki i przyśle oddziały interwencyjne.
Wcześniej „Karaluch”, jak protestujący pogardliwie nazywają Łukaszenkę, w poufnej rozmowie telefonicznej miał prosić Rosję o obronę jego władzy. I oto rosyjski kontyngent o nieokreślonej proweniencji – czy miałyby to być wojska wewnętrzne MSW, OMON, czy Rosgwardia – już się formuje i w każdej chwili może być wysłany do bratniej cząstki Państwa Związkowego w celu obrony „prawowitego” prezydenta, który „wygrał” wybory. Interwencja nie byłaby, według Putina, ingerencją w wewnętrzne sprawy Białorusi, lecz działaniem w ramach wspólnego państwa. Żadnych pośredników nie trzeba, wszystko zostaje w rodzinie.
ODDZIAŁY ROSYJSKICH SPECJALISTÓW od frontu informacyjnego już wylądowały w Mińsku: przybyli, by fachowo pokierować „radiokomitetem”. Szeregi białoruskich dziennikarzy telewizyjnych zaczęły bowiem pękać – wielu odeszło, protestując przeciw kłamliwej polityce informacyjnej. Teraz białoruska telewizja nadaje w duchu stanu wojennego: widzowie mogą się dowiedzieć, że protesty wygasają, a Zachód – z cyniczną Litwą i czyhającą na swe Kresy Polską na czele – wciąż knuje, ale nic im się nie uda, scenariusz kolorowej rewolucji nie przejdzie, poza nielicznymi wyjątkami wszyscy wielbią Łukaszenkę, który jak ojciec troszczy się o każdy kłos i każdy traktor. I jest gotów wysłuchać strony przeciwnej, ale tylko w sposób cywilizowany, bo samozwańców z Rady Koordynacyjnej opozycji nie uznaje.
PROTESTY NA BIAŁORUSI – ZOBACZ SERWIS SPECJALNY >>>
Rozważany jest wariant wyjścia z kryzysu poprzez referendum w sprawie zmian w konstytucji, a potem ewentualne nowe wybory. Ale stery rządów mają pozostać w rękach Łukaszenki. Tu Kreml innych wariantów nie rozpatruje.
JAKĄ CENĘ WYZNACZY Putin za swoje poparcie? O tym będzie można sądzić po owocach zapowiadanej „w najbliższych tygodniach” wizyty Łukaszenki w Moskwie. Na Kremlu zapewne trwa teraz wytężona praca nad treścią dokumentów, które zostaną mu podsunięte do podpisania. Od początku września odbywają się bezprecedensowo intensywne konsultacje ministrów obrony, spraw zagranicznych, gospodarki i premierów obu państw. Zapewne negocjowany jest zakres ustępstw na rzecz Rosji: można przypuszczać, że część białoruskich przedsiębiorstw przejdzie w ręce rosyjskich oligarchów, którzy od dawna ostrzą sobie na nie zęby. Być może w grze jest „zacieśnienie współpracy wojskowej”, czyli nowe bazy rosyjskie na Białorusi.
Cena za utrzymanie Łukaszenki na urzędzie będzie słona jak łzy bezsilności. ©
O sytuacji w Rosji i na Białorusi oraz o otruciu Aleksieja Nawalnego autorka pisze też na blogu