Nastassja i wąż

Ojciec był właścicielem eleganckiego sklepu. Mały Richard przychodził obserwować przymierzające ubrania kobiety. Przeglądały się w lustrach. Prężyły biusty. Wyginały talie. Kołysały biodrami. W ich twarzach było coś magicznego.

22.09.2009

Czyta się kilka minut

Naty Abascal i Ana-Maria Abascal w kostiumach kąpielowych Brigance, Ibiza, wrzesień 1964 r. /fot. (C) 2009 The Richard Avedon Foundation /
Naty Abascal i Ana-Maria Abascal w kostiumach kąpielowych Brigance, Ibiza, wrzesień 1964 r. /fot. (C) 2009 The Richard Avedon Foundation /

Richard Avedon urodził się w Nowym Jorku w 1923 r. Karierę zaczynał jako dyrektor artystyczny "Harper’s Bazaar", fotografował także dla "Vouge’a", "Life’a" czy "New Yorkera". Oprócz mody zajmował się reportażem: portretował uczestników Civil Rights Movement, a także górników i kowbojów (głośny album "In the American West"), dokumentował protesty przeciwko wojnie w Wietnamie i upadek muru berlińskiego. Zmarł na udar mózgu w 2004 r., podczas realizacji albumu o kampanii wyborczej w USA.

Pierwsza lekcja optyki: "Byłem chłopcem, gdy ojciec wyjaśnił mi, jaką funkcję w fotografii odgrywa światło. Umieścił szkło powiększające między liściem a promieniem słońca i liść się zapalił". Nazajutrz Richard Avedon spędził dzień w słońcu, nad Atlantykiem. Udając się na plażę, przykleił do ramienia negatyw ze zdjęciem jednej z dwóch najbliższych mu osób. "W nocy, gdy zdjąłem kliszę z poparzonej skóry, zobaczyłem moją siostrę. Od tamtej pory wiedziałem, że fotografowanie i gra światłem oznacza igranie z ogniem. Naznaczony zostaje zarówno fotograf, jak i model".

Louise była piękna. "Traktowano ją, jakby pod pokrywą jej perfekcyjnej skóry, w środku, nikogo nie było. Wydawało jej się chyba, że istniała tylko jej skóra, włosy i piękne ciało" - wspominał dorosły Avedon. Zmarła w wieku 42 lat w szpitalu psychiatrycznym. "Wszystkie modelki, które fotografowałem w młodości - Dorian Leigh, Elise Daniels, Carmen, Marella Agnelli, Audrey Hepburn - przypominały mi siostrę".

Tańczący z modelkami

Pierwszymi modelami Avedona nie były jednak piękne kobiety. Fotograficzną karierę zaczął podczas II wojny światowej w amerykańskiej armii, wykonując portrety rekrutów. W tle czaiła się śmierć. Miał świadomość, że wielu żołnierzy, których fotografuje w przededniu wyjazdu na front, może stamtąd nie wrócić. Pod koniec wojny zdjęcia zauważył Alexey Brodovitch, słynny redaktor "Vanity Fair". Chciał obejrzeć portfolio. Niewiele się namyślając, Avedon udał się do jednego z nowojorskich domów towarowych i, obiecując zdjęcia, wytargował na parę dni kilka kreacji z nowej kolekcji Diora. Za modelkę ponownie posłużyła siostra. W sierpniu 1946 r. dostał posadę w prestiżowym magazynie.

Był to początek wieloletniej przyjaźni i współpracy. Pod kierunkiem Brodovitcha, wymagającego nauczyciela i mistrza, Avedon miał "powiększyć i skomplikować zainteresowaną modą kobietę", jak napisał po jego śmierci jeden z krytyków. Kreacje, które fotografował, służyły do pokazania przemian, jakim ulega kultura i społeczeństwo. Oraz kobieta.

Swych modelek nigdy nie traktował jak wieszaków na stroje. Miały osobowość. "Wczesne fotografie, które dla nas robił, były technicznie bardzo kiepskie" - powie w wywiadzie udzielonym w 1958 r. "New Yorkerowi" Brodovitch. "Ale nie były bezmyślnymi migawkami. Było w nich coś świeżego, indywidualizm. Widać było entuzjazm i chęć podejmowania ryzyka".

Jeszcze przed końcem roku Brodovitch wysłał Avedona do stolicy haute couture. Poszukując atrakcyjnych ujęć w powojennym - wciąż smutnym i przygaszonym - Paryżu, większość magazynów mody odwoływała się do świetności lat 20. Avedon nie miał ochoty na reanimowanie art déco. Postanowił tchnąć w ponury Paryż trochę życia i radości. Oraz energii.

Elise Daniels w kapeluszu z szerokim rondem i kostiumie Balenciagi pojawia się na tle zaniedbanych budynków w dzielnicy Marais, w towarzystwie ulicznych cyrkowców. Niczym akrobatka jest fruwająca po nowojorskim studio Vieruszka. W krótkiej sukience Kimberley, z pięknymi, długimi nogami i wyciągniętymi w górę rękoma, wije się niczym serpentyna, zaprzeczając grawitacji - zabawna, elegancka, pełna uroku i temperamentu.

Modelki podskakują w deszczu z parasolkami. Stroszą krynoliny. W powietrzu wirują ich zmysłowe szale i kloszowe spódnice. Ów ruch i energia, pełne wdzięku i elegancji, staną się znakami firmowymi fotografującego modę Avedona. Suzy Parker w wełnianym płaszczu i Robin Tattersall w garniturze od Diora mkną na wrotkach po placu de la Concorde. Wyglądają, jakby za moment mieli odfrunąć. Paryż wraca do życia.

Ruch jest pełen magii. I niespodzianek. W swoim studio, podczas robienia zdjęć, Avedon skacze i tańczy z modelkami. Musi je wyprzedzać o ułamek sekundy. Nacisnąć spust migawki, zanim wykonają ruch, na który czeka. Ułamek sekundy wystarczył, by uchwycić moment, w którym ciężki wąż boa, oplatający nagie ciało leżącej na ziemi Nastassji Kinsky, wysunął języczek, by musnąć koniuszek jej ucha.

Pokuta białego tła

Ojciec był właścicielem eleganckiego sklepu przy Piątej Alei, Avedon Fashion. Mały Richard przychodził tam obserwować przymierzające ubrania kobiety. Przeglądały się w lustrach. Prężyły biusty. Wyginały talie. Kołysały biodrami. W ich twarzach było coś magicznego, jak podczas teatralnego przedstawienia.

Tak właśnie traktował fotografię mody i wszystko, co się z nią wiązało - ciało modelki, włosy, makijaż, tkaniny. Służyły do tego, by tworzyć przedstawienia. Na sesje przyjeżdżał z kilkoma ciężarówkami sprzętu, ze sztabem pomocników. Avedon nie był fotografem. Był scenarzystą, choreografem, reżyserem.

Powiedział kiedyś, że moda to coś, co pozwala mu zarabiać na życie i co oddziela od swojej "głębszej pracy". W latach 60. zaczął fotografować polityków, pisarzy, artystów, intelektualistów. Najczęściej pojawiali się na białym tle, bez kontekstu. Jeden z krytyków napisał, że była to forma pokuty - fotograf mody chciał odreagować 20 lat "sztuczności i kosmetyków". Avedon tłumaczył, że wyeliminowanie tła pozwala na tworzenie symbolicznych i intensywnych obrazów - skupienie się na tym, co najważniejsze. Wierzył, że taki portret umożliwia koncentrację, która nie zdarza się w codziennym życiu.

Ale czy w przypadku Avedona ów podział na fotografię artystyczną i komercyjną był uzasadniony? Czy rzeczywiście były to dwa różne światy?

Kiedy był dzieckiem, jego rodzina często robiła sobie portrety. Zawsze starannie reżyserowane. "Planowaliśmy. Zastanawialiśmy się nad kompozycją. Ubieraliśmy się odświętnie. Pozowaliśmy na tle drogich samochodów, które do nas nie należały, i na tle domów, które nie były nasze. Pożyczaliśmy psy. To była konieczna dla nas fikcja - Avedonowie posiadający psy... Wszystkie nasze rodzinne zdjęcia kłamały, mówiąc o tym, kim jesteśmy. I wszystkie były prawdziwe, kiedy mówiły, kim chcielibyśmy być".

Pod skorupą uśmiechu

Fotografował to, co na zewnątrz - twarze, stroje, rekwizyty. Skorupy. Ale interesowało go, co kryje się pod spodem. Najsłynniejsze zdjęcie Marilyn Monroe zrobił po zakończeniu sesji, zapewniwszy ją, że już po wszystkim. Dopiero wtedy zobaczył ją prawdziwą - smutną, odległą, niepewną.

Nie ukrywał, że jako fotograf ma w sobie coś z sępa - poluje na sprzeczności, na to, co portretowane osoby chciałyby ukryć albo o czym same nie wiedzą. Każde zdjęcie to konfrontacja. "Kiedy pozujesz, ukrywasz się za zasłoną uśmiechu, który tak naprawdę nie jest twój. Jesteś zły, jesteś głodny. Żyjesz. Cenię w tobie tę intensywność. Chcę robić portrety tak intensywne jak ludzie. Chcę, byś tę intensywność wysłał w moją stronę, by przeszła przez aparat i by mógł ją na zdjęciu rozpoznać ktoś obcy. Kocham twoją ambicję i to, że jesteś zdolny przeżywać rozczarowania".

Jadąc na sesję zdjęciową z Borgesem, już w drodze do Buenos Aires dowiedział się, że argentyńskiemu pisarzowi właśnie zmarła matka. Był przekonany, że umówione na następny dzień spotkanie odwoła. Ale tak się nie stało. Ślepego Borgesa zastał siedzącego samotnie w ciemnym pokoju. Pisarz poprosił Avedona, aby zanim zacznie sesję zdjęciową, przeczytał mu na głos kilka fragmentów Kiplinga. Książka stała na półce, tuż obok.

Konfrontacja zakończyła się porażką. "Zdjęcia były znacznie bardziej puste, niż się spodziewałem. Myślałem potem, że być może nie potrafiłem sprostać sytuacji i nic z siebie do tego portretu nie wniosłem". Kilka lat później znajomy Avedona zdał mu relację ze swojej własnej wizyty u Borgesa. Pisarz, którego zastał w ciemnym pokoju, poprosił, by przeczytać mu na głos kilka fragmentów Kiplinga. Książka stała na półce, tuż obok.

"Wygląda, że Borges nikogo nie przyjmował. Ci, którzy do niego przychodzili, istnieli dlań, o ile potrafili stać się częścią jego wewnętrznego świata - poetów i starożytnych, którzy tak naprawdę byli jego jedynymi towarzyszami. Tych ludzi dobrze znał, z nimi potrafił się spierać, im miał coś do powiedzenia. Podczas naszego przedstawienia nie doszło do żadnej wymiany. On sam, dawno temu, sporządził już swój portret i tylko to pozwalał mi fotografować".

W żadnym albumie Avedona nie znalazłam portretu Borgesa.

"Avedon Fashion, 1944-2000". International Center of Photography, Nowy Jork, maj-wrzesień 2009 r. Cytaty pochodzą z eseju Avedona "Borrowed Dogs".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2009