Najniższy pułap

Podczas gdy na spełnienie obietnicy IV Rzeczypospolitej przyjdzie jeszcze poczekać, już sam wynik wyborów w Polsce - podwójne zwycięstwo PiS - oznacza dla stosunków polsko--niemieckich głęboką cezurę.

13.11.2005

Czyta się kilka minut

Po raz pierwszy po 1989 r. władzę w Polsce przejmuje ugrupowanie, które w jednoznacznie krytyczny sposób ocenia politykę wobec Niemiec prowadzoną przez dotychczasowe rządy. Jeśli jednym z filarów polityki zagranicznej ostatnich 15 lat była “stawka na Niemcy", to wraz z tegorocznymi wyborami doktryna ta ostatecznie odchodzi w przeszłość. Także niemieckie reakcje na wyniki wyborów w Polsce świadczą, że znaleźliśmy się w nowej sytuacji.

Jeśli od pewnego czasu - z uwagi na spory o “Centrum przeciw Wypędzeniom", odszkodowania czy europejski traktat konstytucyjny - mówiono o kryzysie zaufania i rozumienia się między Polską a Niemcami, to dziś stan ten osiągnął apogeum. Nowi przywódcy Polski szczycą się brakiem jakichkolwiek kontaktów z Niemcami, a niemieckie elity polityczne reagują z ledwie skrywaną irytacją i zaniepokojeniem na wynik polskich wyborów.

Niezależnie od oceny zasadności obustronnych obaw, jedno jest pewne: po jesiennych wyborach w Polsce i w Niemczech stosunki między oboma krajami ruszają z najniższego pułapu od czasu “dziesięciopunktowego planu" Helmuta Kohla w grudniu 1989 r., w którym - w obliczu zjednoczenia Niemiec - przemilczana została kwestia polskiej granicy, co doprowadziło do napięć na linii Warszawa-Berlin wiosną 1990 r. Dziś stan politycznych emocji będzie dla polsko-niemieckich stosunków hipoteką cięższą niż jakiekolwiek realne problemy. A także pierwszą przeszkodą do przezwyciężenia dla obu rządów.

Niewykluczone, że sukces PiS-u szybko odniesie istotny skutek w ważnej kwestii symbolicznej: “Centrum przeciw Wypędzeniom". Zwycięstwo znanych z niechęci do Niemiec braci Kaczyńskich już teraz zdaje się paradoksalnie wzmacniać za Odrą pozycję przeciwników finansowania tego projektu z budżetu federalnego, które w obecnej sytuacji doprowadziłoby z pewnością do głębokiego konfliktu z Polską. Ale powielanie polskiej strategii - bezkompromisowości, symbolicznych gestów w rodzaju liczenia strat Warszawy i podgrzewania antyniemieckich nastrojów - także w odniesieniu do innych, ważniejszych kwestii z zakresu polityki zagranicznej (np. na forum UE) odnosić będzie skutek całkowicie odwrotny.

Trzeba założyć, że politycy PiS-u nie będą zainteresowani bliską współpracą z Niemcami w wypracowywaniu wspólnej wizji przyszłości Unii Europejskiej, gdyż te koncepcje - już choćby w zarysach - zdają się być diametralnie rozbieżne. Oczywiście, mają do takiej decyzji pełne prawo jako demokratycznie wybrani reprezentanci narodu. Jednak Niemcy pozostają kluczowym partnerem polskiej polityki, czy tego chcemy, czy nie. Oczywiście, wiele zależy też od tego, jak nowi przywódcy Polski wyobrażają sobie naszą politykę w Unii. Ale jeśli ma to być polityka aktywna, inicjująca europejskie przedsięwzięcia, to - szczególnie w sprawach ważnej dla nas polityki wschodniej Unii - kontynuowanie demonstracyjnego dystansu do Berlina szybko okaże się nieopłacalne.

Dziś trudno w ogóle mówić o jakichkolwiek wspólnych, dalekosiężnych projektach Polski i Niemiec. Nie ma na to koniunktury ani u nas, ani u naszych sąsiadów. Wzajemna nieufność elit politycznych to jedna przyczyna. Drugą jest pierwszeństwo spraw wewnętrznych. Priorytety trzeba przykrawać na miarę realiów, w jakich się znajdujemy.

Przydałyby się natomiast gesty pojednawcze z obu stron. Pomyślne dla Polski (a bliskie dziś) rozwiązanie sprawy “Centrum przeciw Wypędzeniom" byłoby szczególnie dla ekipy PiS-u miłym zaskoczeniem. Po stronie polskiej najważniejszym jest, oczywiście, przerwanie ostentacyjnej oziębłości nie tylko wobec rządu w Berlinie, lecz także - ze strony PiS-u - wobec niemieckiej chadecji CDU/CSU, z którą ze względu na osobę Eriki Steinbach partia Kaczyńskich nie utrzymuje żadnych kontaktów. Zaproszenie Angeli Merkel do Polski lub rychła wizyta Lecha Kaczyńskiego w Berlinie miałyby nie tylko protokolarne znaczenie. Takie działania potrzebne są od zaraz, inaczej brnąć będziemy w gąszczu niedomówień i wzajemnych podejrzeń.

To plan minimum, zakładający możliwość pragmatycznej współpracy między Polską a Niemcami. Trudno orzec, czy jest to wizja pesymistyczna, czy optymistyczna. Wydaje się jednak, że przynajmniej realna. Kto chciałby więcej, musi poczekać na lepsze czasy.

PIOTR BURAS jest politologiem, pracownikiem Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy’ego Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego, autorem książek o Niemczech i stosunkach polsko-niemieckich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2005