Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
powiadają, że nie ma nic piękniejszego niż wschód słońca nad Czarnym Lądem. Że na widok kuli pomarańczowego światła, która majestatycznie wypływa ponad równą jak stół sawannę – nawet zatwardziały ateista zaczyna mieć wątpliwości, czy czegoś tak oszałamiającego nie zaplanował Wielki Architekt. Od razu jednak uprzedzam, że byłbyś głęboko rozczarowany. Nawet jarzący się niczym tandetny neon, gigantyczny zlepek wodoru i helu nie przysłoni bolesnego faktu, że dzieło stworzenia naszemu Nieprzyjacielowi po prostu nie wyszło. Zamiast postawić ponadczasową doskonałość, wolał lepić z gliny. Efekt nie wymaga komentarza...
Każda jednak podróż bywa pouczająca. Żeby obserwować afrykański brzask, obrałem najlepszy punkt widokowy – górę zwaną Dachem Świata. Oczywiście wokół szczytu kłębi się człecze mrowie. Takie czasy, że nawet na wysokościach nie uwolnisz się od tłumu, od pleniących się niczym chwast istot ludzkich. Włócząc się pomiędzy namiotami, zaglądałem tu i tam; tu i tam nadstawiłem ucha. W końcu diabeł nigdy nie ma urlopu, lecz przez 24 godziny na dobę jest w pracy. Przysłuchiwałem się między innymi rozmowom, które w noc tuż przed wejściem na szczyt przewodnicy toczą ze swymi klientami. A skoro angielszczyzna miejscowych z reguły jest mizerna, nie popadają też w zbędne gadulstwo. Mówią to, co absolutnie najistotniejsze. Ale w tym krótkim motywacyjnym speechu jedno zdanie powtarza się bez ustanku, jakbyś słuchał litanii. Never give up! Nigdy się nie poddawać!
Tako więc rzecze guide: Myśl, że to proste. Jeżeli nie umiesz myśleć, że to proste – nie myśl w ogóle. Jeżeli nie masz siły, to normalne – never give up! Jeżeli ci zimno, to normalne – never give up! Jeżeli boli cię głowa, to normalne – never give up! Jeżeli ciężko ci oddychać, to normalne – never give up! Jeżeli wymiotujesz, to normalne – never give up! Jesteś mężczyzną? Never give up! Jesteś chrześcijaninem? Never give up!
Na dźwięk tych ostatnich słów, drogi Piołunie, lekko zadrżałem... Czyżbym się przesłyszał? Nie. Komunikat brzmiał dokładnie tak: jeżeli jesteś sługą Cieśli, masz się nigdy nie poddawać. Hm...
Ostatnimi czasy mówi się w nadwiślańskim Kościele głównie o dyniach ze świecą w środku. Nie masz już na świecie poważniejszego problemu niż Halloween; niż dzieciaki z wampirzymi zębami z plastiku wyłudzające cukierki. Maskarady i bale upiornych przebierańców urosły do rangi czołowego bastionu Szatana i wszelkich mrocznych legionów.
To bardzo dobrze, drogi Piołunie. Nie od dziś nadwiślański Kościół wodzimy za nos, skupiając jego uwagę na kwestiach szóstorzędnych. Rozpalamy emocje, podsycamy panikę i wzmożenie, raz po raz gramy sygnał do szarży – a tym samym odrywamy Kościół od tego, co realne i istotne. Najpiękniejszym zaś jest, gdy sługi Nieprzyjacielskie uda się odciągnąć od ich powołania – od towarzyszenia z wiarą bliźniemu w jego prawdziwych dolach i niedolach.
Wydrążone dynie i zombie średnio mnie obchodzą. Ja wolę wyszukać najsłabszego osobnika w stadzie. Zmęczonego, utrudzonego, chorego, cierpiącego, oszukanego, rozczarowanego, zdradzonego, zawiedzionego, rozgoryczonego, opuszczonego, załamanego, pogrążonego w beznadziei. I szeptać mu do ucha, bez przerwy, że pora się poddać. Że już nic nie zmieni się na lepsze. Że nadzieja jest matką głupich. Że życie dawno straciło sens, zresztą – czy kiedykolwiek sens miało?
Zauważ, drogi Piołunie, że nie roztrząsam w podobnych przypadkach zawiłych treści teologicznych, ba – nie wspominam nawet słowem o Cieśli, Kościele, wierze, niedzielnym obowiązku, piątkowym poście czy stosowaniu prezerwatyw... Nie, po prostu łamię ludzką wolę niczym zapałkę, żeby potem bawić się delikwentem jak marionetką.
I nad Wisłą z reguły czynię to bezkarnie. Żeby bowiem posłuchać dobrego kazania dla strapionych, trzeba wybrać się do Afryki i wleźć na pięć tysięcy metrów nad poziomem morza.
Twój kochający stryj Krętacz