Nacjonaliści, separatyści czy patrioci?

W Kraju Basków znajdą się tacy, którzy powiedzą o sobie: "nacjonalista. Inni stwierdzą, że lepszym określeniem osoby opowiadającej się za niepodległością regionu jest "baskijski patriota. Wielu Basków w ogóle nie będzie chciało rozmawiać na ten temat. W ostateczności zgodzą się wypowiedzieć, pod warunkiem zmiany personaliów.

26.03.2007

Czyta się kilka minut

Niezależnie od tego, jak obiektywny stara się być dziennikarz piszący o życiu w Kraju Basków, znajdzie się ktoś, kto uzna jego tekst za skrajnie tendencyjny. Wydaje się bowiem, że jedyną prawdą o Kraju Basków jest to, że nie istnieje obiektywna prawda na ten temat. Jorge Ruiz Lardizabal, szef warszawskiego oddziału Hiszpańskiej Agencji Prasowej EFE (z pochodzenia Bask) mówi: - Prawda jest taka, jaką przedstawiają ludzie. Jest to prawda osobista, a nie bezwzględna.

Lardizabal podkreśla, że wiele zależy od tego, czy ktoś utożsamia się z ideą separatyzmu baskijskiego, a jeśli tak, to w jakim stopniu: - Wszędzie, gdzie istnieje wielki konflikt, są dwie strony i przynajmniej dwie prawdy.

Debaty nie będzie

Społeczeństwo baskijskie jest podzielone. Dr Tadeusz Miłkowski, wykładowca historii Hiszpanii w Instytucie Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich UW, podkreśla, że nacjonalizm baskijski nie jest ruchem wszystkich warstw społecznych: - Na przykład przemysłowcy baskijscy należą do hiszpańskich elit gospodarczych i są mu przeciwni - mówi.

Miernikiem zainteresowania nacjonalizmem baskijskim w Kraju Basków są wybory parlamentarne, które od lat wygrywa PNV (Narodowa Partia Baskijska). Warto jednak zauważyć, że poparcie udzielane tej partii oscyluje przeważnie w granicach 30-35 proc. i nie ma ona większościowego mandatu społecznego. PNV głosi hasła poszerzenia autonomii metodami demokratycznymi, opowiada się za dialogiem z Madrytem i potępia przemoc. Ale nawet ta legalnie działająca partia ma na koncie ciemne sprawy, jak tajne układy z ETA w 1998 r. - Sytuacja PNV nie jest najłatwiejsza - mówi Miłkowski. - Z jednej strony krytykuje ją ETA za to, że jest za mało radykalna. Z drugiej rząd, że zbyt ustępliwa. Sądzę, że PNV musi rozmawiać ze wszystkimi stronami konfliktu.

Łatwo jest zrozumieć poczucie odrębności narodowej Basków. Trudniej wyobrazić sobie wydzielenie Baskonii z Hiszpanii dziś, w dobie integracji europejskiej. Ponadto, Kraj Basków to region niejednorodny i - co komplikuje sytuację - usytuowany po obu stronach granicy hiszpańsko-francuskiej. Odłączenie Kraju Basków musiałoby oznaczać w praktyce nie tylko odcięcie kawałka Hiszpanii, ale też Francji (mieszkańcy francuskich prowincji nie są zainteresowani separatyzmem baskijskim).

W Kraju Basków problem polega też na tym, że wokół sprawy niepodległości nie ma rzeczowej ogólnospołecznej debaty. Przeciwnie: publiczne wygłaszanie innych niż nacjonalistyczne poglądów może być niemile widziane. - Jeśli jakiś profesor nie utożsamia się z ideami nacjonalizmu baskijskiego, musi uważać na to, co mówi - tłumaczy Amaia Goienetxe, studentka psychologii z San Sebastián, z pochodzenia Nawaryjka. - Mam na myśli na przykład wykład przed dużym audytorium. Nigdy nie wiadomo, kto siedzi po drugiej stronie katedry i jakie poglądy podziela.

Amaia nie doświadczyła nieprzyjemości w związku z tym, że nie mówi po baskijsku. - Ale jeśli masz skrajne poglądy, możesz być źle postrzegana - przyznaje. - Przeciętny obywatel raczej nie ma powodów do obaw. Co innego osoba publiczna.

Zuzanna Jakubowska, doktorantka na iberystyce UW i redaktorka serwisu Hiszpania-online, przypomina historię filozofa Fernando Savatera, któremu ochroniarze towarzyszą wszędzie, nawet gdy uprawia jogging. Savater jest znany z ostrych sądów na temat życia w Kraju Basków. Wielokrotnie mówił publicznie na temat "dyktatury terroru", krytykował nie tylko ETA, ale także PNV. Savater jest współzałożycielem organizacji "Basta Ya!" ("Już dosyć"!), sprzeciwiającej się terrorowi. ETA wydała na niego wyrok śmierci.

Życie pod presją

Walka o niepodległość Kraju Basków ma wiele twarzy. To, z jednej strony, starania o poszanowanie kultury, języka, tradycji i tożsamości. Z drugiej - terror i życie w strachu przed bombami ETA, zamachami, demonstracjami, a nawet "złymi spojrzeniami" sąsiadów, ludzi z bliższego i dalszego otoczenia. Jak duża część społeczeństwa baskijskiego "popiera" nacjonalizm ze strachu? Nie wiadomo.

31-letnia Ainhara urodziła się, jak sama mówi, w rok po śmierci generała Franco. W historii Kraju Basków to ważna data. Frankizm niszczył baskijską kulturę, marginalizował język. Reżim rodził opór. W tym czasie baskijska ETA (Euskadi Ta Askatasuna - "Kraj Basków i Wolność", po zamachach z 11 września 2001 r. wciągnięta na listę organizacji terrorystycznych) uchodziła, także na arenie międzynarodowej, za "broniącą uciśnionych Basków".

Ale dziś Hiszpania jest wolnym krajem, a Ainhara twierdzi, że w Kraju Basków nie da się żyć. - Jak można mieszkać w miejscu, w którym nie sposób wyrażać swoje poglądy czy nawet czuć się swobodnie rozmawiając na ulicy? - pyta.

Na czym polega ten brak swobody? Po pierwsze na tym, że można przypadkiem znaleźć się w niebezpiecznym miejscu, choćby w autobusie, który podpalą młodzi ludzie. - Albo idziesz ulicą i nagle coś wybucha, a wszyscy zaczynają uciekać. Do dziś, za każdym razem, gdy słyszę wybuch, drętwieję. Nawet jeśli jest to fajerwerk sylwestrowy - mówi Ainhara.

Poza tym w Kraju Basków nie wiadomo, kto jest kim. Tadeusz Miłkowski opowiada o pewnym socjaliście, który "mając na pieńku z ETA" wyjechał do Ameryki Łacińskiej. - Przyjechał do Kraju Basków na chwilę i po 24 godzinach został tam zamordowany. O czym to świadczy? Pewnie donieśli na niego sąsiedzi - mówi Miłkowski.

Co to znaczy "mieć na pieńku z ETA"? To może oznaczać wszystko. Ainhara: - Znam ludzi, Basków, których najbliższych zabiła ETA. Strzałem w głowę. Za co? Może wiedzieli za dużo?

Kiedy w pobliżu domu Ainhary w San Sebastián pewnego dnia wybuchły trzy bomby w odstępie kilku minut każda, uznała, że nie chce tam mieszkać. Wyjechała. Naprawdę nie ma na imię Ainhara, ale prosi, by jej prawdziwego imienia nie ujawniać.

Odwieczna walka

Do dziś pozostaje zagadką, skąd pochodzi naród baskijski. Powstało na ten temat przynajmniej kilka teorii, włącznie z egzotyczną, mówiącą o tym, że praojczyzną Basków była legendarna wyspa Atlantyda. Zuzanna Jakubowska: - Zdaniem wiarygodnych badaczy to ludność miejscowa zamieszkująca Półwysep Iberyjski plus plemiona, które tam dotarły z wędrówką ludów, między innymi z okolic Kaukazu.

Pochodzenie języka baskijskiego, który w najmniejszym nawet stopniu nie przypomina hiszpańskiego, jest jeszcze bardziej tajemnicze. - Ilu badaczy, tyle teorii na ten temat - mówi Jorge Ruiz Lardizabal.

W XIII w. region Baskonii połączył się unią z Królestwem Kastylii. Na początku rozwiązanie to było dla Basków korzystne: posiadali szerokie prawa i przywileje (tzw. fueros). Ale później Hiszpania zaczęła się przekształcać w państwo centralistyczne. W XIX w. różnice w prawodawstwie między regionami zaczęły zanikać. Między innymi na tym tle doszło do tzw. wojen karlistowskich, w czasie których jako kandydata na tron Hiszpanii Baskowie poparli Carlosa, brata króla Ferdynanda VII. Karliści jednak przegrali. W 1876 r. Baskowie do reszty utracili swoje fueros.

Na tym tle pod koniec XIX w. narodził się nacjonalizm baskijski; jego "ojcem" był Sabino Arana y Goiri, który, jak podkreśla Zuzanna Jakubowska, opowiadał się za czystością rasową mieszkańców regionu i twierdził, że Kraj Basków był pod okupacją, którą należało zrzucić. Główną myślą nacjonalizmu baskijskiego było stworzenie z siedmiu prowincji baskijskich (w Hiszpanii: Guipúzcoa, Vizcaya i Álava oraz Navarra, a we Francji: Labourd, Basse-Navarre i Soule) niezależnego państwa. W 1895 r. założono Baskijską Partię Narodową (PNV). W 1936 r. referendum zdecydowało o przyznaniu Krajowi Basków autonomii. W jej ramach otrzymali prawo posiadania własnego parlamentu i rządu, a także prowadzenia własnej polityki podatkowej. W skład Kraju Basków weszły prowincje: Álava, Vizcaya i Guipúzcoa. Mieszkańcy Navarry natomiast odrzucili autonomię.

W czasie hiszpańskiej wojny domowej (1936-39) Baskowie opowiedzieli się po stronie republikanów. Zwycięski gen. Franco odpowiedział represjami. Kraj Basków stracił niedawno uzyskane przywileje. Wielu mieszkańców zmuszono do emigracji. Ich miejsce zajęła ludność napływowa, mająca w założeniu rozbić jedność narodu.

Czy gdyby nie reżim Franco, nacjonalizm baskijski mógłby być słabszy? Jakubowska: - Reżim frankistowski stanowił katalizator dla istniejących nastrojów. Ale sama ETA twierdzi, że będzie walczyć z każdą władzą.

ETA nie od początku stosowała przemoc. Ta organizacja, powstała w 1959 r., początkowo chciała zwrócić uwagę na problemy Basków. Zaczęło się od pisania antyrządowych haseł na murach. Ale potem przeszła do bardziej zdecydowanych akcji, których celem było wyzwolenie Baskonii, zarówno prowincji hiszpańskich, jak i francuskich. Trwająca od ponad pół wieku walka poczyniła spustoszenia w Kraju Basków i w całej Hiszpanii. Wykoślawiła ideę walki o tożsamość narodową, wprowadziła terror.

Po śmierci generała Franco (w 1975 r.) wrócił postulat autonomii. W latach 70. XX w. część działaczy ETA odstąpiła od przemocy, wchodząc w legalnie funkcjonujące struktury. Ale najwięksi radykałowie nie zrezygnowali z terroru. W konstytucji Hiszpanii z 1978 r. znalazł się zapis o uznaniu prawa do autonomii narodów. Rok później Baskowie odzyskali autonomię, która w porównaniu z tą z lat 30. była znacznie szersza. Władze lokalne otrzymały prawo do prowadzenia własnej polityki podatkowej, posiadania własnej policji i mediów.

W 1980 r. odbyły się pierwsze wybory do parlamentu baskijskiego, wygrane przez PNV. Od 1999 r. na czele rządu baskijskiego stoi nacjonalista Juan José Ibarretxe. W parlamencie baskijskim swoją reprezentację mają także ugrupowania o wiele bardziej radykalne w swych postulatach niż PNV. A ETA wciąż żąda więcej.

Co tak naprawdę jest przyczyną tej walki? Umiłowanie ojczyzny czy bliżej nieokreślone cele polityczne? Jakubowska: - Jedno i drugie. W pewnym momencie oni już sami zapominają, co było na początku.

Nacjonalizm czy patriotyzm?

Mimo trudnej sytuacji, Kraj Basków przyciąga Hiszpanów. Tadeusz Miłkowski podkreśla, że często ten region ma do zaoferowania ciekawsze i lepiej płatne stanowiska niż Madryt, a wielu Hiszpanów decyduje się na wyjazd tam, mimo nieznajomości języka baskijskiego.

- W Kraju Basków żyje się dobrze - mówi Aitor Arruza Zuazo, lektor języka baskijskiego i hiszpańskiego na Uniwersytecie Warszawskim. - Pomimo tego, co mówi się o terroryzmie, wydaje mi się, że to jedno z najlepszych miejsc do życia w Hiszpanii. To prawda, istnieje tam organizacja terrorystyczna. To prawda, są ludzie, którzy protestują w sposób brutalny. Ale to nie powoduje pogorszenia warunków życia w Kraju Basków - przekonuje.

Zapytany, czy jest nacjonalistą, Aitor odpowiada bez wahania: - Oczywiście, jestem przecież Baskiem! Chcę, aby Kraj Basków był niepodległy. Nie czuję się Hiszpanem.

Jednocześnie zwraca uwagę na pewien szczegół: baskijskie słowo abertzale, które Hiszpanie tłumaczą jako nacionalista, dosłownie oznacza patriotę. Aitor chce, by wyraźnie zaznaczyć: nacjonalizm (patriotyzm) baskijski to idea walki o ojczyznę, niemająca nic wspólnego z wywyższaniem się czy pogardą dla innych.

Jakubowska: - Izquierda abertzale oznacza dosłownie "patriotyczną lewicę". Ale określenie to stosowane jest dokładnie wobec tych kręgów, które charakteryzują się nacjonalizmem. A zwłaszcza radykalnym. Mówić o nich "patrioci" to eufemizm, jak nazywanie ETA "organizacją separatystyczną" zamiast terrorystyczną.

Aitor nie zgadza się z twierdzeniem, że nacjonalizm baskijski jest okrutny. Twierdzi, że okrutny jest jego niewielki odłam. - Czy to, że istnieje Al-Kaida, oznacza, że wszyscy muzułmanie są okrutni? - pyta.

Politykę Madrytu wobec swojego regionu określa jako "okropną". Dodaje też, że mówiąc o Baskach, politycy unikają dyskusji o prawdziwych problemach Hiszpanii i własnych błędach. Jego zdaniem Kraj Basków jest częścią sporów między konserwatywną PP (Partia Ludowa) i PSOE (Socjalistyczna Partia Robotnicza). Wskazuje też na paradoks: - Skoro mamy się czuć częścią Hiszpanii, dlaczego synonimem jej kultury jest flamenco i Andaluzja? Dlaczego nasza kultura nie jest widoczna w mediach? - zawiesza pytanie.

Aitor opowiada o bojkotowaniu w Hiszpanii wielu zespołów baskijskich tylko dlatego, że śpiewają o niepodległości.

Egzamin z baskijskiego

Tadeusz Miłkowski podkreśla, że Kraj Basków, mimo napiętej sytuacji, wypracował formuły demokratyczne. - W porównaniu choćby z Polską, są one o wiele bardziej rozwinięte - zaznacza.

Z zewnątrz rzeczywiście wszystko może wydawać się normalne. Ale Kraj Basków przechodził i przechodzi liczne, nie zawsze pozytywnie oceniane przez samych Basków przeobrażenia. Gdy Ainhara chodziła do szkoły, mogła bez przeszkód uczyć się w języku hiszpańskim. Ale już o kilka lat młodsze roczniki w ostatnich latach liceum zaczęły otrzymywać listy firmowane przez dyrekcję szkoły, zawierające sugestię zmiany programu nauczania na prowadzony w języku baskijskim. Zdaniem Ainhary, z czasem baskijski zaczął być używany jako broń polityczna.

Dzisiaj, aby dostać pracę w Kraju Basków, często trzeba się wykazać posiadaniem certyfikatu potwierdzającego znajomość tego języka na określonym poziomie. Aitora nie dziwi taki wymóg. Podkreśla jednak, że takie zasady stosuje się przy ubieganiu się o "stanowiska publiczne". Ainhara oponuje: mówi, że "sektor publiczny" trudno jest zdefiniować, i że o ile taki wymóg jest zrozumiały w przypadku urzędnika, dlaczego ma obowiązywać np. wykładowcę, skoro w Kraju Basków wciąż można studiować po hiszpańsku? Ainhara wspomina o przypadku szanowanego naukowca, Baska, mówiącego po baskijsku, ale nie na tyle dobrze, by dostać pracę na uniwersytecie, o którą się starał. Przegrał z kandydatem mającym mniejszy dorobek naukowy, ale lepiej władającym baskijskim. - Wielu nauczycieli z wieloletnim doświadczeniem zmuszono w pewnym momencie, by studiowali baskijski po to, żeby jako nauczyciele dwujęzyczni mogli kontynuować pracę - opowiada Ainhara.

Sprawę komplikuje fakt, że baskijski nie jest językiem nauki. To język, jakim rozmawiało się w domach. Wiele słów trzeba zapożyczać z hiszpańskiego albo wymyślać.

- Gdy chodziłam do szkoły, idee nacjonalistyczne nie były jeszcze tak popularne - mówi Ainhara. - W połowie lat 90. wyjechałam na studia do Madrytu. Kiedy wróciłam w przerwie wakacyjnej, nie poznałam swojego liceum. Wszędzie wisiały plakaty z nacjonalistycznymi hasłami. Zapytałam mojego dawnego nauczyciela, czy nic z tym nie można zrobić. Powiedział, że nie ma zamiaru ryzykować rozmowy z kimkolwiek na ten temat.

Scenariusze

Dlaczego to, co udało się Baskom wywalczyć, ich nie satysfakcjonuje? - A czy Polakom wystarczało, gdy Polska funkcjonowała pod rządami Rosjan? - pyta Aitor. - Dlaczego gdyby Baskowie w sposób demokratyczny, np. w referendum, opowiedzieli się za innym typem relacji z Hiszpanią, nie mieliby tego dostać? Chcemy patrzeć na świat z perspektywy naszej, a nie Madrytu.

Co dałaby niepodległość Krajowi Basków?

Zuzanna Jakubowska: - Podejrzewam, że wiele kłopotów. To mały region, bez tradycji państwowych, zbyt wiele czerpiący z Hiszpanii, by wybijać się na niepodległość.

Ainhara: - Oczywiście, jeśli ktoś nie jest nacjonalistą, nie musi opuszczać Kraju Basków. Ma jednak mniejsze szanse na normalne i spokojne życie. Wiem, bo moi rodzice tam mieszkają.

Od czasu do czasu w sklepie, który prowadzi matka Ainhary, pojawiają się ludzie z charakterystyczną skarbonką. Mówią, że zbierają pieniądze "na cele polityczne". Matka im płaci, woli nie ryzykować, że ktoś podpali jej sklep. - To gdzie jest ta wolność? - pyta Ainhara. - To państwo terroru, opresji.

Czy widzi jakieś rozwiązanie? Ainhara: - Nie! Społeczność jest skorumpowana i przerażona. Do tego wielu młodych ludzi patrzy w kierunku tych, którzy stosują przemoc. Ale co się dziwić? Daj pistolet osiemnastolatkowi, który przez całe życie słyszał, że policja jest zła. Jak myślisz, co zrobi?

Aitor: - O niepodległość Kraju Basków trzeba walczyć demokratycznie. Można przeprowadzić referendum. Madryt nie chce się na to zgodzić. Gdyby Hiszpania chciała do nas wyciągnąć rękę, przemoc by zniknęła. Można uchwalić nową autonomię w ramach Hiszpanii. Chociażby reprezentację Kraju na arenie międzynarodowej, zwłaszcza w strukturach UE.

Zdaniem Aitora media prowadzą nagonkę na Basków. Zwłaszcza gdy rządzi prawicowa Partia Ludowa, odmawiająca prowadzenia jakichkolwiek rozmów z ETA.

Tadeusz Miłkowski przypomina jednak, że konserwatyści takie rozmowy usiłowali w przeszłości nawiązać. - Z ETA nie da się porozumieć. Mam raczej nadzieję, że ETA uda się osłabić, odciągnąć z niej pewne jednostki. Ale wiele razy już chciano to zrobić, za każdym razem się odradzała - mówi.

Jorge Ruiz Lardizabal: - Idea oderwania Kraju Basków od Hiszpanii drogą terroru nie powiedzie się.

- Nie wiem, jak to się skończy - mówi Miłkowski. - Rozwiązanie optymistyczne jest takie, że kiedyś Unia Europejska przekształci się w jeden wielki organizm i nie będzie miało znaczenia, czy Kraj Basków jest w Hiszpanii, czy nie.

Ale są też scenariusze mniej optymistyczne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia w Tygodniku (12/2007)