Na skrzyżowaniu dróg

Polska i Niemcy, wychodząc z beznadziejnej sytuacji wrogości po II wojnie światowej, osiągnęły przez lata ogromny postęp. Co wyjątkowe w relacjach politycznych, wielkie zasługi miały różne partie, grupy i osoby, na co dzień od siebie odległe. Ten kapitał może procentować jeszcze przez lata, ale może też zostać zmarnowany.

18.09.2005

Czyta się kilka minut

Prezydent RFN Horst Köhler przed Grobem Nieznanego Żołnierza, Warszawa, 30 sierpnia. Obok Gesine Schwan /
Prezydent RFN Horst Köhler przed Grobem Nieznanego Żołnierza, Warszawa, 30 sierpnia. Obok Gesine Schwan /

Oto po 2000 r. nastąpił nagle silny “powrót do przeszłości". Stało się to m. in. za sprawą projektu “Centrum przeciw Wypędzeniom". Z polskiej perspektywy projekt ten został przyjęty jako niesprawiedliwy i nieprawdziwy w odniesieniu do historii. Oczywiście, Polacy zdają sobie sprawę, ile nieszczęść i bólu spadło na niemiecką ludność byłych wschodnich terenów Rzeszy, ale nie można tego problemu po 60 latach bezkrytycznie wyrywać z kontekstu. III Rzesza nie tylko rozpoczęła wojnę, ale popełniła niewyobrażalne zbrodnie, łącznie z eksterminacją całych grup etnicznych lub warstw społecznych.

Projekt budowy “Centrum przeciw Wypędzeniom" napotkał w Polsce na niemal jednolity opór, obudził - razem z roszczeniami majątkowymi Pruskiego Towarzystwa Powierniczego - w naszym kraju debatę o odszkodowaniach, reparacjach. Ważne jest, aby zrozumieć źródła naszej reakcji na ideę “Centrum". Reakcji, która nie oznacza - jak czasem słyszymy - “odruchu polskiego nacjonalizmu". Tłumaczy także, dlaczego równocześnie takich kontrowersji w Polsce nie wywołała idea “Sieci - pamięci i pojednania" [chodzi o propozycję powołania międzynarodowej “Sieci przeciw wypędzeniom", zrzeszającej instytucje badające problem wypędzeń i ich skutków - red.] oraz dlaczego przeciw projektowi “Centrum" występują solidarnie takie autorytety, jak Władysław Bartoszewski i Leszek Kołakowski, a także niezwykle zgodnie lewica, prawica i partie środka.

Ignorowanie historii

Można postawić tezę, że sama idea “Centrum" oznacza odejście od wieloletniego procesu pojednania i zmianę paradygmatu w spojrzeniu na przeszłość. Oznacza koncentrację na krzywdzie i cierpieniu, jego jak najlepszym medialnym ukazaniu. Jedną drogą była więc droga Brandta, Kościołów katolickiego i ewangelickiego, Helmuta Kohla, Hansa-Dietricha Genschera, Joschki Fischera, a kompletnie inną jest droga Eriki Steinbach. To nie przypadek, że demokratyczne Niemcy przez 50 lat nie powołały do życia takiego “Centrum" - choć przecież mogły - a Związek Wypędzonych był nawet potężniejszy i “młodszy". Nie zrobiono tego, ponieważ próbowano tworzyć głównie tzw. muzea stron ojczystych [niem. Heimatmuseum - red.], a nie wypędzenia. Istniała jeszcze silna świadomość kontekstu historycznego.

Drogą kontemplacji własnego cierpienia historycznego zamiast koncentracji na pojednaniu nie należy iść, ponieważ trudno potem opanować raz zrodzone emocje. Chodzi o centrum przeciw czemuś, a nie dla czegoś. Wbrew pozorom nie ma w tej koncepcji idei solidarności z innymi, a jest - o czym świadczą tezy zdumiewającej ekspertyzy prof. Eckarta Kleina, zamówionej przez Związek Wypędzonych i posła CDU Erwina Marschewskiego - klimat konfrontacji. Nie da się więc włączyć “Centrum" do planów “Sieci" - są to dwie kompletnie inne ideologie. Pierwsza - “Centrum" - jest nieprawdziwa, ignorująca całość historii i obawiam się, że niebezpieczna dla relacji polsko-niemieckich.

Należy systematycznie omówić dowody przemawiające za przedstawioną hipotezą, ukazać przyczyny naszej “nieufności i odmowy".

Friedbert Pflüger w swoim przyjaznym w całości przesłaniu “Nigdy ponad głowami Polaków" (“Rzeczpospolita" z 12 sierpnia) pisze przecież, że sprawa “Centrum" nie powinna być przedmiotem sporu we wzajemnych stosunkach, ponieważ chodzi o “upamiętnianie wypędzenia w duchu pojednania"; o udokumentowanie zjawiska i “rozliczenie każdej niesprawiedliwości". Dla autora jest jasne, że projekt trzeba możliwie zeuropeizować, a strona polska powinna uczestniczyć w ukształtowaniu profilu “Centrum" oraz że nikt nie podaje w wątpliwość tego, kto rozpętał wojnę, nikt nie chce pisać historii na nowo.

Już w tym miejscu widzimy pierwsze nieporozumienie. Nasz problem nie dotyczy tylko “rozpętania wojny", ale tego, jaki okrutny los spotkał na ziemiach polskich miliony ich cywilnych mieszkańców: Żydów i Polaków, co sprawiło, iż tym, którzy przeżyli, naturalna wydawała się teza, że Polacy i Niemcy nie mogą już żyć w jednym państwie, że takie przekonanie żywili również alianci. Wystarczy przypomnieć dramatyczne refleksje Tomasza Manna na temat miejsca Niemców w powojennej Europie.

Deklaracje i realia

Odpowiedzmy na pytanie: czym ma być “Centrum" i kto ma je tworzyć?

Problem w tym, że “Centrum" nie daje nadziei na połączenie “pamięci i dłoni wyciągniętej do pojednania", jak chciałaby Angela Merkel. Mimo pojednawczych ogólników wszystkie fakty nie dają nam powodów do zaufania. Przeciwnie, wszystko wskazuje na wymienioną wyżej zmianę paradygmatu. Kto będzie bowiem tworzył Centrum? Erika Steinbach, uważająca się za osobę “wypędzoną", a nie tylko za przewodniczącą Związku Wypędzonych, mimo że urodziła się na terenie przedwojennego państwa polskiego, jako dziecko podoficera armii okupacyjnej w mieszkaniu, z którego usunięto polską rodzinę. Czy oznacza to, że kwestionuje ona również granice sprzed II wojny światowej? Jaką daje to gwarancję, że historia nie będzie pisana na nowo?

Ekspertem Związku Wypędzonych, a więc osobą wpływającą na treść koncepcji “Centrum", jest prof. Klein. Niedawno zlecona przez posła Marschewskiego ekspertyza zawiera niesłychane i nieuzasadnione stwierdzenia, w tym o planie ludobójstwa (genocydu) powziętym przez Polaków wobec Niemców, a tylko niezrealizowanym. Ekspertyza jest konfrontacyjna w treści i nawet w doborze słownictwa absolutnie nie odpowiada akceptowanemu przez CDU terminowi “dokumentacji i ręki wyciągniętej do pojednania".

Znamienne były także rezultaty publicznych debat - z udziałem Polaków - z Eriką Steinbach. Nie zakończyły się one porozumieniem. Charakterystyczne było zwłaszcza użycie przeciw Gesine Schwan, niemieckiej koordynator ds. stosunków polsko-niemieckich, instrumentów prawnych do stłumienia krytyki jej wypowiedzi.

Pani Steinbach przejmuje dla swych celów autentyczny, zaawansowany i głęboki proces pojednania milionów Polaków i Niemców, którzy musieli kiedyś opuścić swoje ojczyzny. Ona i jej zwolennicy wprowadzają do tego zupełnie nowe, niepokojące elementy. Tak jednak istotne - co można odtworzyć z jej wypowiedzi - że łagodzenie szczegółów w toku jakiejś współpracy nic by nie dało. To po prostu inna filozofia. Nie jest to już ta wielka tradycja pojednania, w której również CDU ma swoje wielkie zasługi. Proszę zwrócić uwagę, że nie będzie to muzeum II wojny światowej. Całe obszary tej wojny, w tym też cierpienia narodu niemieckiego (np. ofiar obozów koncentracyjnych od 1933 r.), “znikają" w ten sposób ze świadomości publicznej.

Nie kwestionujemy zawartej w programie CDU idei dokumentacji historycznej cierpień wysiedlonych z równoczesnym akcentowaniem procesu pojednania (z naszej strony zajmuje się tym m. in. Ośrodek “Karta", Instytut Historii PAN, IPN). Nie zgadzamy się na koncepcję “Centrum", która wyrywa rok 1945 z dramatycznego kontekstu historycznego.

Polska, deklarując udział w “Sieci", wykazała otwartość i gotowość uzupełnienia pamięci historycznej również o los przesiedlonych. Tłumaczono nam, że wizja historii Eriki Steinbach to margines, a ona sama nie odgrywa żadnej roli politycznej.

Jesteśmy świadkami czegoś innego.

Emocje i historia

Czym stanie się “Centrum" zrealizowane według pomysłu Eryki Steinbach? Skoro nie ma między nami sporu o to, że historii II wojny światowej nie wolno zakłamywać lub przeinaczać czy też pisać na nowo, zastanówmy się, co pozostałoby w Berlinie po II wojnie światowej. Jaki materialny obraz będzie się ukazywał wycieczkom szkolnym, turystom? Dopóki były to tylko Pomnik Holokaustu, cmentarze, Muzeum Niemieckiego Ruchu Oporu, nie było wątpliwości. Obecnie drugim elementem pamięci miałoby stać się oficjalne “Centrum". A co z milionami innych cywilnych ofiar, różnych narodowości zamordowanych w Polsce, Rosji, na Ukrainie, Grecji czy Białorusi? Czy nie ma w moralności współczesnej silnej niemieckiej demokracji potrzeby stworzenia muzeum wszystkich ofiar, które zamordowano, odwołując się do obłąkanych, totalitarnych racji? Zapowiadany jest jeszcze ewentualny monument ku czci pomordowanych Romów/Sinti. Planowane wymordowanie polskich elit (Generalplan Ost) zostanie prawdopodobnie upamiętnione dzięki zaangażowaniu społeczników niemieckich poprzez umieszczenie plansz na przystankach autobusowych. I to wszystko. Czy to nie będzie źródłem rozgoryczenia przybywających do Berlina z Polski, Rosji, Ukrainy, Grecji i Holandii, czy nie skłoni ich do myśli, że trzeba zbudować nowe świątynie własnego cierpienia? Już nie pomniki z lat 50., jak w “Babim Jarze", ale nowoczesne, multimedialne, przekazujące całą grozę i krzywdę. Dlaczego nie stworzyć - pomyślą - “nowych centrów przeciw mordowaniu ludzi", nawet jeśli oczywiście niczego nie można porównać z Holokaustem?

Usłyszymy, że Związek Wypędzonych też się zmienia, że np. Johann Böhm, rzecznik Niemców Sudeckich, odwiedził pierwszy raz Terezín i Lidice w Czechach. Bardzo interesujący był jego komentarz po wizycie: “Skromne, ale sugestywne". Oczywiście, mordowanie cywili, jakie miało miejsce w Lidicach czy w polskim Michniowie można ukazać dużo mniej skromnie, nowocześniej. A współczesne, medialne demokracje są demokracjami nastrojów, sondaży i emocji. Takie emocje łatwo wzbudzić, a trudno, niezmiernie trudno, ugasić.

Nawet jeżeli to w Polsce wystąpił najsilniejszy odruch sprzeciwu, można sformułować prognozę ostrzegawczą, że powstanie zapewne imponującego “Centrum" w Berlinie spowoduje poczucie dotkliwej luki i chęć pełniejszego ukazania własnych, strasznych przeżyć, np. przez bardzo przecież doświadczonych w II wojnie światowej Rosjan. Słowianie są również zdolni do emocji. I niech nie zmyli nas pozorna harmonia obchodów 9 maja w tym roku. Spirala może zacząć się znowu rozkręcać.

Przesłanie sprzed 40 lat

Desperacką próbą jej powstrzymania jest wrocławska propozycja budowy “Centrum Pojednania". Ktoś powie: przesada, nic się nie stanie, po prostu powstanie jeszcze jedno muzeum w Berlinie. Oby tak było, ale może też być zupełnie inaczej. Cóż bardziej absurdalnego niż myśl, że niebezpieczne dla pokoju mogą być obchody jakiejś bitwy sprzed lat, by wspomnieć zorganizowane przez Slobodana Miloševicia uroczystości 600-lecia bitwy Serbów z Turkami na Kosowym Polu. Wiemy przecież wszyscy, jakie były skutki, nie samych obchodów, ale ich politycznej interpretacji, w duchu serbskiego nacjonalizmu.

We wspomnianym artykule Pflüger pisze, że nikt przecież nie kwestionuje tego, kto wywołał wojnę. Gdybyż tak było! To w Niemczech wyszła niedawno książka pt. “Wojna ma wielu ojców". Spotkałam się z podważaniem faktów historycznych przez Niemców, którym rodzina przekazała inną, prywatną wersję historii. Minister spraw wewnętrznych RFN Otto Schily przypomniał na ostatnim zjeździe ziomkostw niemieckich w Berlinie, 6 sierpnia bieżącego roku, kontekst historyczny, w tym nasze polskie wysiedlenia: wygnanie Polaków i innych narodów począwszy od 1939 r. i sprawstwo wojny. Same oczywiste rzeczy, a dla obserwatorów (już) akt odwagi. W prywatnych rozmowach mówi się, że “Centrum" przygotuje powrót do kwestii roszczeń.

Pflüger - aktywny architekt i uczestnik procesu pojednania, tego “cudu między Polakami a Niemcami" (wedle określenia Bronisława Geremka) - mówi o jeszcze jednym argumencie na rzecz “Centrum": że “każda niesprawiedliwość musi być rozliczona". Na szczęście - przede wszystkim dla Niemców - nie każda. Można po prostu pamiętać i wybaczać oraz po ludzku współczuć. O ofiarach wysiedleń trzeba pamiętać, ich los badać i dokumentować, ale recepta Biskupów “Przebaczamy i prosimy o przebaczenie" i słynna formuła ich listu okazała się prosta i skuteczna - choć wtedy tak ciężka do przyjęcia. Nie odrzucajmy jej lekkomyślnie po 40 latach, abyśmy tego nie żałowali. Zbudowanie “Centrum" zamiast muzeum II wojny światowej z natury więc może wypaczać historię, nawet jeżeli nie stworzy go pani Steinbach. Nawet gdyby, na co się nie zapowiada, mówiło tylko prawdę, nie będzie mówiło całej prawdy.

Wspólnie czy osobno?

Na koniec kilka zdań konkluzji. Przesiedleni, a wśród nich ta grupa wysiedlonych w latach 1945-50, która doświadczyła tragicznych przeżyć osobistych, jest wewnętrznie zróżnicowana. Bardzo wielu z nich od lat czynnie wspomaga swoje dawne, małe ojczyzny, jeździ, utrzymuje kontakty z Polakami, wspomina. To prawdziwi ambasadorowie naszych kontaktów, jak uhonorowany polskimi odznaczeniami Gerhard Nitschke, zmarły ostatnio założyciel Adalbertus Werk e.V, zrzeszający byłych i obecnych gdańszczan. Dlatego to na ich 59. spotkaniu z udziałem duchownych katolickich i ewangelickich, starych i młodych przedstawiłam niniejszą analizę o zasadniczej obcości koncepcji “Centrum" wobec dotychczasowej - wspieranej przez SPD i CDU, przez katolików i ewangelików - linii pojednania.

Zostało to dobrze przyjęte zarówno na forum publicznym, jak i w wielu wzruszających indywidualnych rozmowach ze starszymi już ludźmi. Na tymże spotkaniu Stowarzyszenie Wspólnota Kulturowa “Borussia" przedstawiło swój ogromny dorobek w pielęgnowaniu pamięci historycznej Mazur, w tym ich niemieckiego dziedzictwa, a Maria Piotrowicz urodzona jako Polka w przedwojennym Gdańsku, której ojca zamordowano w Oświęcimiu, przedstawiła zrealizowany wg poetyckiej wizji Güntera Grassa “Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy", wirtualną katedrę, a raczej jej zarys z żywopłotów i szpalerów, w środku wielka marmurowa płyta nagrobna poświęcona przez duchownych czterech wyznań, miejsce do zapalenia znicza za zmarłych, których grobów już nie ma, bo nie ma już starych cmentarzy. Miejsce ekumenicznej medytacji, centrum przeciw duchowemu wygnaniu, powrót do stron ojczystych (miejsce otwarte przez obecne władze Gdańska). Takie miejsca medytacji uwzględniają emocje, ale ich nie rozjątrzają; stanowią niezbędne uzupełnienie idei “Sieci" i badań naukowych.

Aby odejść od żelaznego tematu “Centrum", można wskazać inny przykład: saksońska CDU podjęła ostatnio uchwałę o wsparciu Muzeum Śląska w Görlitz. Wyobraźmy sobie, że Platforma Obywatelska czy Prawo i Sprawiedliwość podejmują podobną uchwałę w na rzecz Muzeum Ukrainy w Przemyślu czy Muzeum Litwy w Sejnach. Jaka byłaby reakcja sąsiadów? Görlitz i Zgorzelec świetnie współpracują, ubiegają się ponadto o miano kulturalnej stolicy Europy (co uzyskało nasze wsparcie), więc zapewne i muzeum ukaże - jak Norman Davies w swojej książce o Wrocławiu - wielokulturowe dziedzictwo Śląska. Ale równocześnie budowane jest inne Muzeum Śląska - po 60 latach ma nastąpić odbudowa zniszczonego rozmyślnie przez hitlerowskie Niemcy Muzeum Śląskiego w Katowicach. Okupanci rozebrali do ostatniej cegły ukończony tuż przed wybuchem wojny, m.in. ze składek społecznych, supernowoczesny, jak na owe czasy, budynek. A więc zdecydujmy się: czy znowu budujemy dwa Muzea Śląskie (plus muzeum we Wrocławiu), czy też zrobimy coś wspólnie?

Przypatrzmy się innym pomysłom: saksońska CDU jest za ustanowieniem 5 sierpnia Dnia Wypędzonych, powołaniem pełnomocnika ds. wypędzonych i stworzeniem nowego “Domu Ojczystego". Erika Steinbach dziękuje za te inicjatywy sprawdzonym “bojownikom o sprawy wypędzonych". I tylko rektor Uniwersytetu w Lipsku C. Weiss, były poseł SPD (i były żołnierz Wehrmachtu) przestrzega przed rozdrapywaniem starych ran i zagrożeniem pojednania polsko-niemieckiego, stwierdzając, że wystarczy ogólnonarodowy dzień wyzwolenia, a nie specjalnie wyróżniony dzień pamięci o wypędzonych. To daje do myślenia...

Solidarność i przebaczenie

Przeciwstawianie się projektowi “Centrum" nie jest lekceważeniem niemieckich uczuć narodowych. Wynika natomiast z troski o ciągłość dotychczasowej europejskiej z ducha linii pojednania polsko-niemieckiego, o zachowanie dotychczasowego paradygmatu. Powinniśmy - jasno i spokojnie argumentując - szukać w tej sprawie porozumienia, które nie jest przecież wykluczone - wszak “Centrum" jeszcze nie powstało.

“Centrum" to pomysł prowadzący na bezdroża. Gdyby było fragmentem wielkiego berlińskiego muzeum historii II wojny światowej, moglibyśmy dyskutować o wyważeniu akcentów, proporcji działów (lata 1939 i 1945). Samodzielne “Centrum" będzie zafałszowaniem niezależnie od twórców. Zabraknie bowiem pełnego kontekstu hitlerowskiej wojny totalnej, przyczyn i skutków. Jeżeli istnieje pokusa traktowania go jako “mniejszego zła", pamiętajmy, czym ono się zwykle kończy.

Ważny jest dialog z byłymi mieszkańcami naszych ziem. Obecne władze Związku Wypędzonych nie są na szczęście ich jedynym reprezentantem. Episkopaty Polski i Niemiec planują nowy list w 40. rocznicę historycznych wystąpień. Miejmy nadzieję, że da on nowy duchowy impuls naszym relacjom, ale politycy demokratycznego państwa prawnego muszą tu i teraz wypełnić swoje obowiązki, z których w trudnych czasach wyręczały ich Kościoły lub autorytety społeczne obu krajów, np. Karl Dedecius czy nieżyjący już Stanisław Stomma i Marion Dönhoff.

Długo czuwał nad naszym procesem pojednania Jan Paweł II. Przenikliwą analizę hitleryzmu dał już przed laty obecny papież Benedykt XVI. Jesteśmy dojrzałymi społeczeństwami. Polacy i Niemcy stoją na skrzyżowaniu dróg historii. Przeszliśmy dzięki ludziom wytrwale budującym mosty z obu stron nad wieloma przepaściami. Co niezwykłe, wspierały nas w dotychczasowej drodze wszystkie wielkie i mniejsze partie polityczne demokratycznego spektrum Polski i Niemiec. Niech nas nie kusi, aby zajrzeć do przepaści, która też przecież przyciąga - nienawiść jest czasem bardziej atrakcyjna medialnie niż szara z pozoru codzienna solidarność i przebaczenie.

Ale to ta ostatnia da nam poczucie bezpieczeństwa na następne lata.

IRENA LIPOWICZ jest ambasadorem-przedstawicielem ministra spraw zagranicznych ds. stosunków polsko-niemieckich oraz profesorem Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2005