Na równi z apostołami

Być może różnica w podejściu do kobiet i ich świętości – w starożytności stawiającym je na piedestale, a w średniowieczu zamykającym je w klasztorze – daje odpowiedź na pytanie, dlaczego Junię zamieniono w Juniasa?

29.10.2018

Czyta się kilka minut

Święci Paweł Apostoł, Maria Magdalena i Antoni Pustelnik, kościół Matki Bożej Pocieszenia, Altomonte, Włochy, XIV w. / A. DE GREGORIO / DEA / GETTY IMAGES
Święci Paweł Apostoł, Maria Magdalena i Antoni Pustelnik, kościół Matki Bożej Pocieszenia, Altomonte, Włochy, XIV w. / A. DE GREGORIO / DEA / GETTY IMAGES

Nie jest żadnym odkryciem powiedzenie, że przez wieki pisano o Kościele przede wszystkim z męskiej perspektywy, gdyż kościelnymi naukami zajmowali się mężczyźni, oni też pełnili funkcje przewodnie w Kościele.

Przybywa jednak w ostatnich latach opracowań na temat kobiet w Kościele, od jego początków aż po dziś. Zdarza się, że są one ideologiczne, że czasem przesadzają w odkręcaniu historii. Na takie skwitowanie nie zasługuje najnowsza bodaj książka na ten temat napisana przez Zuzannę Radzik. Ujmuje ładnym językiem, a z każdą stroną przekonuje poważną argumentacją. Może trochę z tytułem autorka przesadziła, bo przecież same kobiety Kościoła nie zbudowały, ale że budowały, to fakt.

Książka poświęcona jest kobietom z pierwszych dwóch wieków, a raczej zachowanym świadectwom o niektórych kobietach. Zaczyna od listów świętego Pawła, w których aż się roi od kobiet: Potroba, Julia, Tryfena, Tryfoza, Persyda, Junia, Febe, Ewodia, Syntache, Pryska... Ciekawe, że żadne z tych imion się nie przyjęło, poza Julią, ale to ze względu na rzymskość tego imienia, a nie na postać z Biblii. Imiona męskich uczniów Jezusa poszły w świat i funkcjonują do dziś w wielu językach. Biblijnych kobiet wychwalanych przez Pawła nikt jakoś nie chciał w ten sposób uhonorować.

Kim była Febe

Sporo uwagi poświęca autorka chwalonej przez Pawła Febe z kościoła w Kenchrach, którą ten nazywa diakonem i opiekunką wielu (Rz 16). Słusznie pisze Radzik, że nie wiadomo obecnie, co znaczyło słowo „diakon” w ustach pierwszych chrześcijan. Na pewno zachowuje podstawowe znaczenie służącego czy pomocnika, ale trudno powiedzieć coś więcej. Zauważmy też, że o słynnych „Siedmiu” ustanowionych przez apostołów według Dz 6, 1-7 wcale się nie mówi, że byli diakonami, choć później tak właśnie się utarło. W każdym razie Paweł nazywa Febe diakonem, a nie diakonisą, i coś pewnie miał na myśli – podobnie jak wtedy, gdy nazywa ją opiekunką czy protektorką wielu, w tym jego samego. Nie ośmielałbym się wnioskować z tego, że Febe była zwierzchnikiem Kościoła, bo wyszłoby na to, że była i zwierzchnikiem Pawła, a to pewnie przesada. W każdym razie była w Kościele kimś ważnym.

Podobnie Junia w parze z Andronikiem, którzy „wyróżniali się między apostołami” (Rz 16, 7). Jeśli ktoś z ciekawości zajrzy do Listu do Rzymian, to znajdzie tam Juniasa, a nie Junię. Ma używanie autorka, gdy na kilku stronach wykpiwa tę zmianę płci, która w wydaniach Pisma królowała od początku drugiego tysiąclecia aż do roku Pańskiego 1998, kiedy bibliści ustąpili pod naporem oczywistości. Interesujące, że Ojcom Kościoła nie przeszkadzało, by kobieta mogła „wyróżniać się wśród apostołów”, a w drugim tysiącleciu już się to teologom w głowie nie mieściło.

Jest też, oczywiście, o kobietach znanych z Ewangelii, zwłaszcza tych spod krzyża i od pustego grobu. Na pierwsze miejsce wybija się Maria Magdalena – ta, z której Jezus wyrzucił siedem złych duchów, a której życiorys zszargał sam papież Grzegorz Wielki, kiedy w jednym kazaniu połączył ją z tzw. jawnogrzesznicą. Ale to było dopiero w latach 90. VI w. Nie wiadomo, dlaczego Grzegorz tak uczynił, ale wielu pobożnych ludzi do dziś w to wierzy i na niejednym kazaniu można tak usłyszeć. Do tego czasu Magdalena była jednak bohaterką, której znaczenia nie dało się pominąć. Nie tylko wszystkie cztery kanoniczne Ewangelie o niej mówią, ale i doczekała się „własnej”, powstałej prawdopodobnie na przełomie II i III w., oraz licznych wzmianek w innych apokryfach. W naszych czasach nastąpiła pełna rehabilitacja: papież Franciszek w 2016 r. podniósł wspomnienie liturgiczne Marii Magdaleny (22 lipca) do rangi święta i kazał w całym Kościele czcić ją na równi z apostołami.

Od erotyzmu do habitu

Sporo uwagi poświęca autorka Tekli, znanej z apokryficznych „Dziejów Pawła i Tekli”, powstałych ok. 160 r., dla chwały Pawła, ale prawdopodobnie także dla podkreślenia znaczenia kobiet w pierwszym Kościele – wbrew nakazom milczenia głoszonym w późnych nowotestamentowych listach pasterskich. Kim była kobieta stanowiąca pierwowzór postaci literackiej, nie wiemy, ale zaistniała w tych Dziejach, a także w późniejszych pismach. Jej imię znaczy „chwała Boga”, coś jak nasza Bogusława; nie udało mi się znaleźć żadnej wcześniejszej Tekli. Jej postać literacka jest jednak ujmująca: „Dzieje” są po polsku dostępne w Apokryfach wydanych przez WAM pod redakcją ks. Marka Starowieyskiego.

Postać Tekli służy autorce do pokazania, że problemy i trudności, jakie ona napotykała, są podobne do tych, jakie ma wiele kobiet dzisiaj. Psychologiczna prawda tej historii jest ponadczasowa. Legendy nie są po to, by opowiadać jakąś historyczną prawdę o bohaterze, ale by odpowiedzieć na pytania, z jakimi zmaga się autor legendy. A te są ciągle takie same.

W rozdziale o Tekli, a także w następnym, czytamy o pierwszych męczennicach w ogóle, a o Perpetui i Felicycie w szczególności. Te dwie młode matki, dwudziestodwu- i osiemnastolatka z Kartaginy, były ofiarą fali prześladowań za Septymiusza Sewera, który w 202 r. postanowił wykończyć chrześcijaństwo, zakazując przyjmowania chrztu. One były katechumenkami i chciały chrztu, więc z gronem innych zostały skazane na śmierć. Okres więzienia i proces opisuje sama Perpetua w pamiętniku. Inne słynne męczennice to np. Agnieszka i Blandyna, można by dodać Agatę, Cecylię, Pudencjanę i wiele innych. Opisy ich męczeństwa, mniej lub bardziej autentyczne, łączy jedno: podkreślanie ich kobiecości i męstwa, którego mogliby pozazdrościć mężczyźni.

To bardzo ciekawy aspekt tych opowieści. Autorka zwraca uwagę, że są one nasycone erotyzmem, a – jak pisze bez większej przesady – niektóre mieszczą się między literacką miękką pornografią a sadyzmem. Chodziło o pokazanie wielkości ducha tych kobiet, jakby w kontraście do samczych zachowań prześladowców. W każdym razie jest to wielka pochwała kobiecości i nie ma powodu zżymać się, że Perpetua wyobraża sobie we śnie przed męką, że aby wygrać, musi stać się mężczyzną. Nie o przekreślanie kobiecości tu chodzi, ale po prostu o kulturowe wyobrażenie: na arenie walczyć mogli tylko mężczyźni, kobietom wstępu zabraniała tradycja sięgająca początków igrzysk olimpijskich. Perpetua może walczyć na równi z mężczyznami, nie jest nic słabsza ani gorsza.

Zwróćmy uwagę, jak różni się ten obraz kobiet od tego, co prezentują średniowieczne biografie hagiograficzne. Tam, żeby kobieta mogła być świętą, to dobrze, żeby odchowała dzieci i dokonała życia w klasztorze, najlepiej przez siebie ufundowanym. Kobieta musiała być schowana za zakonnym habitem; nie szkodziła też królewska korona. W starożytnych opisach męczennice często są przedstawiane nago, piękne i powabne, dręczone na różne sposoby, ale nie ukrywające swej kobiecości. Może ta różnica w podejściu do kobiet i ich świętości: w starożytności stawiającym je na piedestale, a w średniowieczu zamykającym je w klasztorze, daje odpowiedź na pytanie, jakie pojawiło się już wcześniej w odniesieniu do Junii, z której w drugim tysiącleciu zrobiono Juniasa.

Teolożki i ascetki

Zuzanna Radzik pisze też o pierwszych teolożkach i biblistkach. W otoczeniu św. Hieronima widzimy ich wiele, gdyż po nim akurat zostało ponad 150 listów, w tym bardzo wiele do kobiet, w których odpowiada na ich pytania dotyczące Biblii. Zachowały się 44 takie listy, zawierające nawet dywagacje o alfabecie hebrajskim czy o znaczeniu stroju arcykapłana. To nie były niewiasty, które miały „nie wiedzieć”, ale badaczki poważnie zaangażowane w studia.

Hieronim traktował je nader poważnie. Odpowiedź na dwanaście pytań niejakiej Hedybii z Galii zajmuje w druku 30 stron. O swej uczennicy i korespondentce z Rzymu, Marceli, Hieronim napisał: „cokolwiek przez długie studia zdobyłem i przez ciągłe rozmyślanie jakby w naturę obróciłem, tego wszystkiego ona skosztowała, tego się nauczyła i to posiadła, tak że jeśli po moim odjeździe powstał spór co do jakiegoś świadectwa Pisma Świętego, do niej spieszono jako do sędziego”. Nie tylko więc uczyła się z czystej ciekawości i dla własnej satysfakcji, ale i uczyła innych. Nieco dalej pisze Hieronim, że przychodzili do niej również kapłani, by pytać o rzeczy szczególnie zawiłe, a ona, ze skromności i żeby ich nie peszyć, odpowiadała jakby nie od siebie, ale powołując się na Hieronima lub inny uznany autorytet.

To tylko tytułem przykładu. Te kobiety nie tylko budowały Kościół, wspomagając go finansowo czy układając kwiatki, ale współtworzyły teologię w dialogu z najtęższymi umysłami epoki. Piąty rozdział książki Radzik dobrze to zjawisko ilustruje. Jest też tam mowa o Egerii, pielgrzymującej do Ziemi Świętej „z końca świata”, być może z Hiszpanii albo z Galii, i opisującej wszystko, co tam widziała i przeżywała przez trzy lata w ósmej dekadzie IV wieku. Jej zapiski są bezcenne, jako najpełniejsze źródło poznania liturgii sprawowanej w Jerozolimie, starożytnych pielgrzymkowych obyczajów oraz tego wszystkiego, co oni chcieli oglądać, choćby to było tylko puste miejsce, na którym ongiś stać miał słup soli, w który przemieniła się żona Lota.

Inny rozdział ma dość prowokujący tytuł: „Matki wariatki, mniszki cross­dresserki”. Mowa w nim o kobietach ascetkach, tak rygorystycznych, że ich postawa może dziś uchodzić za wariactwo, i o takich, co przebierały się za mężczyzn, by móc żyć nierozpoznane w koloniach mnichów. Autorka jednak z nich nie kpi. Pisze mądrze: „zadaję sobie pytanie: może coś mi umyka? Czy to one były szalone, czy to ja chwytam się rozpaczliwie świata, działania, ludzi, a pustynna asceza jest wyzwaniem tak trudnym, że właśnie dlatego łatwiej mi przychodzi z niego trochę się podśmiewać? Odruchowo myślę, że lepiej przeżyć życie z bliźnimi, lecz czy modlitewna i duchowa troska tamtych mnichów i mniszek o innych ludzi i świat była nie mniej ważna i prawdziwa?”.

Zdanie to dotyka ważnego problemu metodologicznego. Czytając stare teksty, trzeba nam ciągle pamiętać, że nie mamy prawa oceniać naszych przodków, ale powinniśmy się starać ich zrozumieć. To bardzo trudne. W ramach jednego pokolenia ciężko dobrze się poznać, a co dopiero, gdy miną stulecia. Możemy patrzeć, uczyć się, ale bez kwalifikatorów „dobre” i „złe”. Zostawmy starożytnym prawo do inności. Zuzanna Radzik opowiada o innych kobietach, niż znamy. Pomaga nam je choć trochę zrozumieć. A gdy się tego trudu dokona, okazuje się, że nie są one tak bardzo odległe. ©

Autor jest jezuitą, profesorem patrologii, autorem licznych książek z tego zakresu, wydawcą dokumentów soborów ­powszechnych.

Zuzanna Radzik, „EMANCYPANTKI. KOBIETY, KTÓRE ZBUDOWAŁY KOŚCIÓŁ”, WAM, Kraków 2018

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2018