Na południe od Sahary

Najgorzej pojechać i wrócić z niczym. Dlatego wolą nie wracać, nawet jeśli w Europie nie mają pracy i żyją na ulicy. A nowi wciąż chcą migrować: myślą o tym miliony Afrykańczyków.
z Dakaru (Senegal, Afryka Zachodnia)

06.08.2018

Czyta się kilka minut

Rybak Mao obok łodzi własnej produkcji, Dakar, lato 2018 r. / JOANNA MĄKOSA
Rybak Mao obok łodzi własnej produkcji, Dakar, lato 2018 r. / JOANNA MĄKOSA

David wyjechał 19 lat temu. Ale do rodzinnego Dakaru – 2,5-milionowej stolicy Senegalu, położonej nad Atlantykiem, w najbardziej wysuniętym na zachód miejscu całego kontynentu – wraca często. Na wakacje, jak dostanie urlop. Do Włoch dostał się nie łodzią, lecz samolotem, legalnie. Pracuje jako lakiernik przemysłowy, odnawia budynki, jest też nurkiem. Nie narzeka na życie w Europie.

– Gdybym mógł wybrać, wolałbym wrócić i tu mieszkać. Tylko praca jest tym, co mnie we Włoszech trzyma – opowiada. – Ludzie wyjeżdżają, bo marzą o lepszym życiu. Ale jak już tam jesteś, to możesz mieć wszystkie dobra materialne, wszystkie pieniądze świata, ale i tak nigdy nie będziesz szczęśliwy.

David regularnie pomaga rodzinie w Senegalu. Jemu się poszczęściło. Ci, którym się nie udało, często nie wracają. Bo wrócić z niczym to straszny wstyd. To znaczy, że sobie nie poradziłeś, zawiodłeś oczekiwania rodziny, która często zrzucała się na kosztowną podróż. David: – Ci, co wracają z niczym, tak się wstydzą, że często nie wychodzą z domu. Bo to porażka pojechać do Europy i wrócić.

Ale David potrafi zrozumieć tych, którym się nie udało: – Tam już nie jest tak jak kiedyś. Niektórzy myślą, że Europa to eldorado. Tymczasem Włosi sami mają problem z bezrobociem.

David trafił do Włoch legalnie i ma tam stałą pracę, do Senegalu wraca tylko na urlop. / FOT. JOANNA MĄKOSA

MAO PŁYNIE DO BOA VISTA Kiedyś miał licznych klientów, teraz interesy idą źle. Mimo to Mao uśmiecha się szeroko i wręcza wizytówkę. Obok jego imienia widnieje na niej: „Sprzedawca ryb na targu Sombedioune”.

Market Soumbedioune leży w zachodniej części Dakaru. Mnóstwo stoisk, stłoczonych, przyklejonych do nabrzeża. Można kupić hebanowe rzeźby, afrykańskie tkaniny (sławne na pół Afryki, o tak intensywnych kolorach, że od patrzenia kręci się w głowie). A także ryby.

Na usłanej śmieciami plaży, między gęsto ściśniętymi łodziami, w powietrze wzbija się piasek. Grupa młodych mężczyzn ćwiczy zapasy. Reszta kibicuje, także dzieci. Wrestling to ukochany sport Senegalczyków. Uprawiają go wszędzie, podobnie jak wszędzie ćwiczą formę. To także sposób na zabicie czasu, którego mają pod dostatkiem. Na miejskich plażach ciągną się siłownie pod gołym niebem. Popularne jest też bieganie, zapasy, ciężary. W Senegalu i części Gambii wrestling to sport najważniejszy, ukochany bardziej niż u nas futbol.

To wszystko, co mają. Wrestling, bieganie i ryby. Ale tych ostatnich jest coraz mniej. Wielkie statki, europejskie i chińskie, łowiące na przemysłową skalę, ogołociły nadbrzeżne wody z ryb i zabrały wielu Senegalczykom jedyne źródło utrzymania.

Mao jest rybakiem, ale czasem na swoją łódkę zabiera turystów. A czasem także tych, którzy chcą płynąć do Europy, by uciec przed biedą i brakiem nadziei. Droga trwa tydzień, a jeśli morze jest niespokojne, nawet dwa.

Pierwszy przystanek to Boa Vista: wyspa w archipelagu Zielonego Przylądka, leżącego na zachód od wybrzeża Senegalu. Mao zatrzymuje się w miejscowości Sal Rei. Tu kończy się jego rola, pasażerów przejmują kolejni przemytnicy, którzy tu zaopatrują się w kapoki, wodę i jedzenie. Mao nie zdradzi, ile trzeba im płacić. On za swoją usługę ma dwie taryfy: dla Senegalczyków 15 tys. franków (ok. 25 euro), dla innych Afrykańczyków 25 tys. franków.

Mao buduje też łodzie. Z senegalskiego drewna, czerwonego i mocnego. Poniekąd jest artystą. Mniejsze łodzie, które wychodzą spod jego dłuta i pędzla, nie nadają się do przemytu ludzi. Jeśli nie sprzeda ich rybakom, pomaluje je w lokalne wzory i będzie liczyć, że kupią je bogaci turyści. Może jako ozdobę do ogrodu?

Większe łodzie potrafią pokonać dystans nawet dwóch tysięcy kilometrów.

– Dopłyną stąd do Hiszpanii? – pytam.

– Mogą. Wejdzie 7-8 ludzi i ładunek, woda, jedzenie, nawet 150 kg.

– Te łodzie są tak mocne?

– My, Senegalczycy, jesteśmy mocni.

YAYI POMAGA KOBIETOM Pewna siebie, energiczna 70-latka prowadzi na przedmieściach Dakaru ośrodek, w którym pomaga matkom. Tym, których synowie zginęli w drodze do Europy. Tak jak kiedyś jej syn.

– Pewnego dnia zadzwonił i powiedział, że płynie do Mauretanii na połów, bo u nas nie ma już ryb – wspomina Yayi Bayam Diuof. – Potem zadzwonił stamtąd i powiedział, że płynie do Europy. Błagałam, żeby tego nie robił. Ale się uparł. Kazał mi się tylko modlić. Miał się odezwać najdalej za 10 dni.

Przez miesiąc telefon milczał. Łódź, którą płynął jej syn, zatonęła podobno w pobliżu Wysp Kanaryjskich. Dowiedziała się tego od znajomych, którzy mieszkają na Teneryfie. Syna nigdy nie pochowała, bo ciała nie odnaleziono. Yayi: – Wtedy nie mogłam myśleć o niczym innym, ból rozrywał mi piersi, codziennie chodziłam na plażę i rozmawiałam z nim. I pewnego dnia usłyszałam jego głos. Mówił do mnie przez morze. Kazał mi się zająć swoimi ludźmi.

I tak, już blisko 12 lat temu, Yayi założyła centrum, które dziś pomaga nie tylko matkom zaginionych. Schronienie znajdują tu też młode kobiety, często ofiary wczesnego zamążpójścia. Uczą się wyrobu naturalnych kosmetyków, fryzjerstwa, krawiectwa, dzięki czemu mogą potem otworzyć własny mały biznes, stanąć na nogi po traumatycznych przeżyciach. Bo w Senegalu kobieta, która nie ma mężczyzny przy boku, nic nie znaczy. Centrum Yayi pomaga im uwierzyć w siebie. Potem często to one będą głową i jedynym żywicielem rodziny.

Yayi wciąż odwiedza plażę, gdzie zbierają się pragnący płynąć do Europy. – Teraz jest ich mniej. Ale nie powinno być ich wcale – w głosie Yayi słychać zdenerwowanie. – Jak z nimi rozmawiam, to pytam, czy chcą, żeby ich matki cierpiały tak jak ja. Jeśli to nie działa, dzwonię na policję.

Yayi uważa, że problem to pieniądze, które Europejczycy wydają na wojnę z migrantami. Jej zdaniem źle je wydają: – Zamiast wyłapywać migrantów na morzu, Frontex powinien wspierać finansowo takie centra jak moje. Jeśli pomogę ludziom znaleźć pracę na miejscu, to nie będą stąd uciekać.

AFRYKA SUBSAHARYJSKA chce do europy Frontex chroni zewnętrzne granice Unii Europejskiej, głównie na morzu. Większość migrantów, zanim do morza dotrze, wybiera drogę lądem. Głównie przez Niger i Libię, gdzie padają ofiarami tzw. trafikerów, którzy zostawiają ich na pustyni na śmierć albo próbują zarobić na nich zmuszając do niewolniczej pracy czy żądając kolejnych pieniędzy od ich rodzin.

Z danych Eurostatu wynika, że w latach 2014-17 o azyl w Europie wystąpiło prawie milion ludzi pochodzących z krajów subsaharyjskich (tj. położonych na południe od Sahary; kiedyś zwano je Czarną Afryką). Liczba emigrantów z każdego z tych państw w ciągu ostatnich ośmiu lat wzrosła o połowę. Jedynym krajem, który ma większy wskaźnik uchodźców/migrantów, pozostaje Syria.

Tymczasem z opublikowanych w lutym badań amerykańskiego instytutu Pew Research Center, który analizował dynamikę migracji z Afryki Subsaharyjskiej w latach 2010-17, wynika, że to może być dopiero początek wielkiej fali migracyjnej z tego regionu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2018